Wenecja 2023 – prognozy i oczekiwania

Dziś rozpoczyna się Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji. Z Lido aż do 9 września korespondować będą dla Was Marcin Prymas i Daria Sienkiewicz, a cała redakcja tradycyjnie przyjrzała się filmom walczącym o Złotego Lwa. W tym roku w gronie pretendentów znaleźli się nasi rodacy: Agnieszka Holland oraz duet Małgorzata Szumowska-Michał Englert. Oprócz szeroko reprezentowanej kinematografii włoskiej o laury powalczą tak uznani twórcy jak Pablo Larraín, David Fincher, Ryūsuke Hamaguchi, Yorgos Lanthimos czy Sofia Coppola. Jury przewodniczy amerykański reżyser Damien Chazelle.

COMANDANTE

reżyseria: Edoardo De Angelis

obsada: Pierfrancesco Favino, Johan Heldenbergh, Johannes Wirix 

kraj: Włochy

Edoardo De Angelis, z pochodzenia neapolitańczyk, ukończył rzymskie Centro Sperimentale di Cinematografia. Zadebiutował w 2011 komedią Mozzarella Stories, opowiadającą o potentacie tytułowego sera zmagającym się z konkurencją ze strony chińskich producentów. W Wenecji reżyser gościł po raz pierwszy z pokazywanym poza konkursem filmem Perez. (2014), w którym ceniony prawnik z niechęci do związku swojej córki z synem bossa camorry wchodzi w układ z szefem rywalizującego klanu. W 2016 De Angelis współtworzył nowelowe Vieni a vivere a Napoli skupiające się na imigrantach w Neapolu. Z tego samego roku pochodzi najgłośniejszy jak dotąd film Włocha – Nierozłączne. Historia nastoletnich bliźniaczek syjamskich obdarzonych pięknymi głosami i utrzymujących ze swoich występów całą rodzinę miała premierę w Wenecji i zdobyła rozliczne laury, w trakcie festiwalu m.in. nagrodę im. Francesco Pasinettiego, później zaś 6 Davidów di Donatello, w tym dla aktorki drugoplanowej i za scenariusz oryginalny. Do tego zestawu wyróżnień warto dopisać też Złote Koziołki dla najlepszego pełnometrażowego filmu dla młodzieży, przyznane produkcji De Angelisa przez Jury Międzynarodowe poznańskiego festiwalu Ale Kino! Czwarty obraz Włocha, Nałóg nadziei (2018), dotykał problemu handlu dziećmi pod Neapolem. Reżyser ma na koncie również kilka produkcji telewizyjnych, w tym serial o Diego Maradonie produkcji argentyńskiej. W styczniu tego roku miał z kolei premierę stworzony i w całości wyreżyserowany przez De Angelisa serial Netfliksa Zakłamane życie dorosłych na podstawie powieści Eleny Ferrante.

Comandante będzie debiutem Włocha w konkursie głównym weneckiego festiwalu, w dodatku otworzy całą imprezę, zastąpiwszy w tej roli nowy film Luki Guadagnino Challengers, przesunięty na przyszły rok ze względu na strajk aktorów. Piąta pełnometrażowa fabuła De Angelisa zapowiada się na jego pierwsze odejście od dominującej w poprzednich filmach tematyki neapolitańskiej. Comandante to bowiem dramat wojenny oparty na autentycznych zdarzeniach z atlantyckiego frontu II wojny światowej. W październiku 1940 dowódca włoskiej łodzi podwodnej Comandante Cappellini, Salvatore Todaro, po zatopieniu belgijskiego parowca zdecydował się holować szalupę z 26 ocalałymi w kierunku Azorów, a gdy łódź zaczęła tonąć, zabrał ich nawet na pokład własnego okrętu. Zapytany przez uratowanych Belgów o motywacje swoich działań, miał odpowiedzieć, że tak jak oni jest człowiekiem morza, i wyrazić przekonanie, że na jego miejscu postąpiliby tak samo. Sam Todaro zresztą kilka miesięcy później powtórzył swój czyn, eskortując 22 rozbitków z zatopionego brytyjskiego statku na Wyspy Zielonego Przylądka. Film De Angelisa prawdopodobnie będzie opowiadał jedynie o pierwszej z tych akcji. Na jego potrzeby w stoczni w Taranto wybudowano naturalnych rozmiarów replikę łodzi Comandante Cappellini. W roli Todaro wystąpił czołowy aktor współczesnego kina włoskiego, Pierfrancesco Favino, gwiazda m.in. Zdrajcy czy zeszłorocznej Nostalgii. W kapitana belgijskiego okrętu wcielił się z kolei znany m.in. z W kręgu miłości czy Aidy Johan Heldenbergh.

Jędrzej Sławnikowski
Jędrzej Sławnikowski

BASTARDEN
(THE PROMISED LAND)

reżyseria: Nikolaj Arcel

obsada: Mads Mikkelsen, Amanda Collin, Simon Bennebjerg

kraj: Dania, Niemcy, Szwajcaria

Nikolaj Arcel to reżyser i scenarzysta działający przede wszystkim w swojej ojczystej Danii, który miał jednak okazję brać udział w pracy nad kilkoma filmami znanymi na całym świecie. Był współautorem scenariusza chociażby do ekranizacji kultowej powieści Stiega Larssona – Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet oraz serii kryminałów o losach wydziału Q zajmującego się wyjaśnianiem spraw sprzed lat, na podstawie prozy Jussiego Adlera-Olsena (Kobieta w klatce, Zabójcy bażantów, Wybawienie, Kartoteka 64). Jeśli chodzi o dokonania reżyserskie, to najbardziej w zbiorowej świadomości widzów zapisały się dwa filmy Arcela – jego największa artystyczna porażka oraz najbardziej spektakularny sukces. Tą pierwszą jest Mroczna wieża – równie karkołomna, co nieudana próba przeniesienia ośmiotomowej sagi Stephena Kinga na pojedynczy pełnometrażowy obraz. Produkcja ta była hollywoodzkim debiutem reżysera i jak dotąd jedynym jego filmem stworzonym za oceanem. Za największy sukces można zaś uznać nominowanego do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny Kochanka królowej. Ten doskonale dopracowany kostiumowy romans stworzony na bazie historii duńskiej królowej Karoliny Matyldy Hanowerskiej został ciepło przyjęty na festiwalu w Berlinie w 2012 roku, gdzie otrzymał nagrodę za scenariusz oraz najlepszą rolę męską. Statuetkę otrzymał Mikkel Boe Følsgaard wcielający się w króla Chrystiana VII Oldenburga. Na ekranie partnerowali mu nie byle jacy aktorzy, gdyż w jego żonę zagrała (będąca dopiero na początku swojej wielkiej kariery) Alicia Vikander, a tytułowego kochanka grał sam Mads Mikkelsen.

Całe szczęście zapowiadany na festiwal w Wenecji Bastarden zdaje się dużo bardziej przypominać Kochanka królowej niż Mroczną wieżę. Jest to bowiem kino historyczne, przybliżające widzom historię XVIII-wiecznej Danii. W dodatku ponownie w jedną z najważniejszych ról wciela się gwiazdor skandynawskiego kina Mads Mikkelsen. Tym razem Arcel wziął na tapet historię Ludwiga von Kahlena – ubogiego duńskiego kapitana, podejmującego się zadania założenia kolonii na terenach niezamieszkałych wrzosowisk. A zwiastuny zdradzają, że walka człowieka z nieujarzmioną naturą stanowi główny temat filmu.

Tegoroczny festiwal będzie dla Arcela debiutem na weneckiej imprezie i spodziewam się, że może z niego wyjechać z jakąś mniej istotną nagrodą (np. za scenariusz). Przede wszystkim mam nadzieję, że udowodni widzom i krytykom, iż jego nieudana przygoda z Hollywood była jedynie wypadkiem przy pracy, a jako reżyser nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

DOGMAN

reżyseria: Luc Besson

obsada: Caleb Landry Jones, Jojo T. Gibbs, Christopher Denham, Marisa Berenson

kraj:  Francja

Niewielu jest twórców, u których miłość do kina i dziką frajdę z samego procesu tworzenia widać tak, jak u Luca Bessona. Niewyczerpane pokłady kreatywności, oryginalne pomysły, wyśmienity humor sytuacyjny, widowiskowość, połączone z dopracowaną warstwą dramaturgiczną przyniosły w końcu takie hity, jak Wielki błękit (1998), Nikita (1990), Leon zawodowiec (1994) czy Piąty element (1997). Naturalna lekkość w snuciu narracji idealnie koresponduje z genezą powstania jego topowego dzieła, opowiadającego o przyjaźni płatnego mordercy z osieroconą jedenastolatką pragnącą zemsty na skorumpowanych policjantach za śmierć braciszka. Zrealizowana w zaledwie 120 dni (z czego 30 stanowiło pisanie scenariusza) kultowa historia Leona i Matyldy z wyśmienitymi kreacjami Jeana Reno i Natalie Portman, będąca jednym z najlepszych filmów w dziejach kina, dobitnie pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jego dzieła są jednak przede wszystkim wielowymiarowymi portretami niezapomnianych bohaterów: od człowieka-delfina wzorowanego na pionierze nurkowania swobodnego, Jacques’u Mayolu, przez doskonale wyszkolone tajne agentki, po waleczne wojowniczki – te fikcyjne, jak i realne. Jego styl opowiadania nie ma sobie równych i pozwala wybaczyć naprawdę wiele na poziomie fabuły, czego najlepszym przykładem jest Anna (2019). Dziś nazwisko Francuza budzi skrajne emocje, związane przede wszystkim z zarzutami o molestowanie, efebofilią, a na twórczym gruncie z załamaniem kariery po latach 90. Stworzona w 2014 Lucy, zarówno na poziomie koncepcji, jak i realizacji niosła obietnicę powrotu do dawnej świetności. Jednak brawurowe przenicowanie postaci superbohaterskiej, dążącej do osiągnięcia absolutu na kwantowym poziomie, nie było w stanie powtórzyć poprzednich sukcesów.

Besson (na szczęście!) nie ustępuje w swojej artystycznej misji i w tegorocznym konkursie głównym festiwalu w Wenecji zaprezentuje Dogmana. Ponownie na bohatera wybiera jednostkę wykluczoną i niedopasowaną, odnajdującą emocjonalną więź nie w kontakcie z ludźmi, a ze zwierzętami, konkretnie z psami, podobnie jak Jacques (Jean-Marc Barr) z Wielkiego błękitu, „rozmawiający” częściej z delfinami niż z najlepszym przyjacielem lub partnerką. Dla głównej postaci, Douglasa, włochate czworonogi będą stanowić także ucieczkę przed fizycznym bólem spowodowanym twardą ręką ojca. Przemoc, generator lęków, stanie się poniekąd narzędziem komunikacyjnym, swoistą kopią dostępnych w dzieciństwie wzorców. W tytułowej roli zobaczymy jednego z najbardziej intrygujących aktorów młodego pokolenia, nieoczywistego Caleba Landry Jonesa, laureata nagrody dla najlepszego aktora na festiwalu w Cannes za rolę w filmie Nitram [2021; NASZA RECENZJA] Justina Kurzela. Zwiastun Dogmana zapowiada wszystko to, co w Bessonie najlepsze, a jednocześnie wygląda jak miks motywów z jego poprzednich dzieł: jednostkę rozpiętą między dobrem a złem, zostawiającą ludzkie odruchy tylko dla wybranych przez siebie istot, pyszny humor oraz wartką akcję w rytm popowych, operowych arii. Jako psychofanka francuskiego reżysera, raz w roku oglądająca Piąty element jako najlepszy rozrywkowy film sci-fi ever, trzymam kciuki za ten tytuł i liczę, że widzom oraz krytykom, którzy wychowali się na lekkiej kamerze Bessona, pozwoli on znowu poczuć magię jego kina.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

LA BÊTE

reżyseria: Bertrand Bonello

obsada: Léa Seydoux, George MacKay, Malanda, Dasha Nekrasova, Elina Löwensohn

kraj:  Francja, Kanada

Bertrand Bonello to jeden z twórców, którzy skorzystali na popularności eksploatacyjno-ekstremalnych tendencji we francuskim kinie z przełomu wieków. Drogę do kariery utorował sobie Pornograferem (2001) z Jean-Pierrem Léaudem w roli emerytowanego reżysera filmów erotycznych powracającego do fachu z racji problemów finansowych. Obfitujący w naturalistyczne akty seksualne, cechujące jego późniejszą działalność, obraz doceniło jury FIPRESCI w trakcie canneńskiego tygodnia krytyki; pokazywano go także na MFF w Toronto, Rotterdamie czy Sztokholmie. Szybko wkupił się w łaski selekcjonerów i recenzentów – już w 2003 zadebiutował w walce o Złotą Palmę Tiresią, inspirowaną greckim mitem opowieścią o transpłciowej osobie zamieszkującej przedmieścia Paryża. W ojczyźnie doceniła go również redakcja „Cahiers du Cinéma”: dwukrotnie na przełomie dekad gościł w ich zestawieniach najlepszych filmów roku. Najpierw, w 2008, 10. miejsce zajęło jego O wojnie, historia reżysera borykającego się z kryzysem wieku średniego; trzy lata później na 8. lokacie znalazło się Apollonide. Zza okien domu publicznego – cóż, niech tytuł służy za najzwięźlejsze streszczenie fabuły. W minionej dekadzie Bonello kilkukrotnie zaznaczył swoją obecność: dzielącą krytykę i widzów biografią Saint Laurent (2014), czy w ostatnich latach, eksplorując meandry dojrzewania swoim kilkudziesięcioletnim okiem – Nocturamą (2016), Zombie Child (2019) czy Comą (2022). Zwłaszcza ten ostatni projekt, wideoeseistyczny, pandemiczny eksperyment poświęcony i zadedykowany jego wchodzącej w dorosłość osiemnastoletniej córce, każe zastanowić się ponownie, czy spojrzenie Francuza nie jest aby przyciężkie.

W najnowszym dziele inspiruje się The Beast in the Jungle Henry’ego Jamesa,  nowelą, którą w bardzo ciekawy sposób zaadaptował już w tym roku Patric Chiha w prezentowanym na Berlinale La bête dans la jungle. Bonello, tak jak austriacki reżyser, akcję filmu rozłożył na kilka epok – La Bête rozgrywać będzie się w 1910, 2014 i 2044 roku. Wedle materiałów prasowych ma być to dystopijna historia romansu, osadzona w świecie odrzucającym emocjonalność. W rolach głównych zobaczymy duet Léa Seydoux i George MacKay, dalszy plan uzupełniają kojarzona m.in. z Saint Omer Guslagie Malanda, znana z Sukcesji Dasha Nekrasova czy Weronika Szawarska, występująca m.in. w Innych ludziach. Za zdjęcia i montaż odpowiadają współpracujący wcześniej z reżyserem Josée Deshaies i Anitha Roth; wśród koproducentów na liście płac znaleźli się stale finansujący europejski arthouse Olivier Père, Rémi Burah, Nancy Grant czy Xavier Dolan. Prace nad produkcją rozpoczęły się jeszcze w 2017 roku – realizację znacząco miała jednak opóźnić pandemia. W wywiadzie dla tygodnika „Paris Match” Bonello przyznał, że jest to jak na razie projekt, który napawa go największą dumą . Czy to dobry sygnał?

Michał Konarski
Michał Konarski

HORS-SAISON

reżyseria: Stéphane Brizé

obsada: Guillaume Canet, Alba Rohrwacher, Sharif Andoura

kraj:  Francja

Stéphane Brizé należy do najbardziej zaangażowanych lewicowo reżyserów znad Sekwany. Nie ma jak wielu kolegów i koleżanek korzeni inteligenckich, jego ojciec był listonoszem w bretońskim Rennes, a matka zajmowała się domem. Jak zanotował ​​Frédéric Theobald, kultura w ich siedlisku ograniczała się do „kilku powieści z rodzinnej biblioteki” i „do niedzielnych wieczornych filmów z Fernandelem i Louisem de Funèsem”. Dopiero po odebraniu solidnego technicznego wykształcenia (elektronika) Brizé podjął się pracy w telewizji w Paryżu, gdzie złapał bakcyla kina i teatru (wystawiając kilka sztuk). Przed trzydziestką nakręcił swój pierwszy krótki metraż, nagrodzony w Cognac ​​Bleu dommage. Pełnometrażowy debiut, Le bleu des villes (1999), pokazywał już w Cannes, zdołał wygrać także pomniejsze festiwale (Namur, Deauville). Była to opowieść o ​​marzącej o karierze piosenkarce Solange, która po latach, napotykając w rodzinnym Tours Mylène, przyjaciółkę z dzieciństwa, obecnie znaną pisarkę, postanawia zawalczyć o swoje marzenia. O próbie wykorzystania kolejnej szansy opowiadało też nagrodzone w ​​San Sebastián Je ne suis pas là pour être aimé (2005). Od 2009 i nakręconej wtedy Mademoiselle Chambon Brizé współpracuje z Vincentem Lindonem. To właśnie w jego filmach wybitny francuski aktor wcielał się w ambitnych i honorowych przedstawicieli ludu pracującego. W Quelques heures de printemps (2012) był kierowcą ciężarówki, w Mierze człowieka (nagroda w Cannes i Cezar) i Na wojnie – robotnikiem, nawet w Un autre monde jako ​​dyrektor w przemysłowym konglomeracie trzymał bardziej z podwładnymi niż szefami. W ciągu tych męskich, fabrycznych odysei toczonych w słusznej sprawie zabłąkała się w twórczości Brizé jednak niezwykle subtelna Historia pewnego życia. Film w 2016 roku podczas festiwalu w Wenecji nagrodziło FIPRESCI, zewsząd chwalono też kreację Judith Chemla (nominacja do Cezara).

Francuski reżyser na swoją trzecią wizytę w Wenecji przygotował dramat Hors-saison, przybliżający relację Paryżanina Mathieu i pochodzącej z małego nadmorskiego kurortu w zachodniej Francji Hélène. On – znany aktor, ona – nauczycielka gry na fortepianie. Pomiędzy tą dwójką wywiązuje się płomienny romans przerwany przez koniec wakacji i wydaje się on zakończoną historią. Po 15 latach jednak wpadają na siebie gdzieś w spa. Czy uczucie uda się odbudować? W rolach głównych: ​​Guillaume Canet i Alba Rohrwacher. Zdjęcia kręcono w Bretanii, m.in. na półwyspach Quiberon i Rhuys.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

ENEA

reżyseria: Pietro Castellitto

obsada: Pietro Castellitto, Giorgio Quarzo Guarascio, Benedetta Porcaroli

kraj:  Włochy

Pietro Castellitto pochodzi z uznanego wielopokoleniowego rodu artystów. Jego dziadkiem od strony mamy był Carlo Mazzantini, pisarz, historyk faszyzmu i powstaniec. Z małżeństwa Carla z irlandzką malarką Anne Donnelly urodziły się cztery córki – w tym aktorka Giselda Volodi, mająca w portfolio m.in. Grand Budapest Hotel Wesa Andersona, oraz dwa lata młodsza Margaret Mazzantini, uznana pisarka i scenarzystka. Ta druga większość kariery związała ze swoim mężem – aktorem i reżyserem Sergio Castellitto. To właśnie Sergio powinien być znany wszystkim zainteresowanym włoskim kinem jako trzykrotny zdobywca aktorskiego Davida di Donatello, laureat EFA za Czas religii i dwóch nagród im. Francesco Pasinettiego dla najlepszego aktora MFF w Wenecji. To tylko krótki wyimek z jego długiej i wciąż trwającej kariery. Przed rokiem w kinach za sprawą Aurora Films mogliśmy zobaczyć Księgarnie w Paryżu, najnowszy wspólny projekt Sergia i Margaret.

Aktualnie trzydziestojednoletni Pietro Castellitto zaczynał od aktorskich występów w filmach swojego ojca, takich jak Namiętność (2004) czy Powtórnie narodzony (2012). Prawdziwym przełomem w jego karierze był jednak reżyserski debiut – komedia Drapieżcy, gdzie na wzór ojca obsadził się w jednej z głównych ról. Film wziął udział w weneckim Orizzonti w 2020 roku, gdzie otrzymał statuetkę za scenariusz, a występ w docenionej produkcji otworzył Włochowi także drogę do aktorstwa. W 2021 wcielił się w legendarnego napastnika AS Romy w serialu Kapitan. Francesco Totti, a za drugi plan we Freaks Out Gabriele Mainettiego otrzymał nominację do Davida.

W swoim drugim pełnym metrażu ponownie osadził w roli głównej samego siebie . Produkowana przez Lucę Guadagnino przy współpracy z Amazon Prime Video i Sky Cinema Enea ma być rozważaniem nad misterium młodości i jej tajemniczą siłą. Zgodnie ze słowami reżysera obraz stanowi „film gangsterski bez elementów gangsterki; gatunkowy projekt bez gatunku”. W centrum znajdziemy dwóch młodych chłopaków, Eneasza i Valentino, którzy zajmują się przemytem narkotyków, lecz zamiast pościgów i emocji Pietro ma być bardziej zainteresowany rozpadem psychiki i relacji ludzi zewsząd otoczonych złem i zepsuciem.

Niezależnie od tego, jak wyjdzie sprawdzian talentu wciąż niedoświadczonego reżysera, aktora i scenarzysty, pewni możemy być pięknych zdjęć. Za sfilmowanie całości odpowiada Radosław Ładczuk, polski operator, zdobywca nagrody na Camerimage za Salę samobójców. Ładczuk od lat łączy karierę w kraju (stała współpraca z Kubą Mikurdą, Hejter) z zagraniczną. Wspólnie z Jennifer Kent nakręcił mające swoje problemy, lecz niewątpliwie malarskie wizualnie The Nightingale i Babadooka, a w Irlandii portretował rozpad relacji Evy Green i Marka Stronga w Nocebo Lorcana Finnegana. Był również wspólnie z Kamilem Polakiem i Szymonem Kuriatą w zespole operatorskim odpowiedzialnym za Chłopów Doroty Kobieli i Hugh Welchmana. 

Marcin Prymas
Marcin Prymas

MAESTRO

reżyseria: Bradley Cooper

obsada: Carey Mulligan, Bradley Cooper, Matt Bomer, Maya Hawke

kraj: USA

Zanim Bradley Cooper stał się aktorem otrzymującym role w wysokobudżetowych produkcjach o oscarowych aspiracjach, musiał budować swoją pozycję latami. W swojej karierze zaliczył występy w produkcjach telewizyjnych, kiepskich horrorach czy równie nieudanych komediach romantycznych, jak chociażby Wszystko o Stevenie (2009), za którą dostał swoją pierwszą (i jak dotąd jedyną) Złotą Malinę za najgorszy ekranowy duet współtworzony z Sandrą Bullock. Dopiero z czasem udało mu się otrzymywać coraz ważniejsze i ciekawsze role, czego efektem były trzy nominacje do Nagrody Akademii (Poradnik pozytywnego myślenia, American Hustle, Snajper). Zupełnie inaczej wyglądała reżyserska kariera hollywoodzkiej gwiazdy. Okazało się, że po drugiej stronie kamery Cooper ma więcej szczęścia (a może i talentu) i już jego debiut w postaci Narodzin gwiazdy okazał się spektakularnym sukcesem.

Musical opowiadający historię uzależnionego od alkoholu rockmana i jego miłości z utalentowaną młodą piosenkarką podbił serca widzów i krytyków, czego owocem było ponad 400 milionów dolarów w wynikach box office oraz dziesiątki nagród i nominacji, z ośmioma szansami na Oscara (zamienionymi w jedną statuetkę za piosenkę) na czele. Pierwsze pokazy hitu z Cooperem i Lady Gagą w rolach głównych miały miejsce właśnie podczas festiwalu w Wenecji w 2018 roku. Startujące wówczas w głównym konkursie Narodziny gwiazdy zostały uhonorowane specjalną nagrodą Fundacji im. Christophera D. Smithersa. Chociaż wyróżnienie to nie należy do najważniejszych na tej imprezie, z perspektywy czasu możemy zakładać, że przyniosły twórcom szczęście, co może być powodem, dla którego reżyser wraca do Włoch po pięciu latach z kolejnym filmem.

Najnowsza produkcja Coopera, w której gra on główną i de facto tytułową rolę, to Maestro. Jest to biografia urodzonego w drugiej dekadzie XX wieku amerykańskiego kompozytora, dyrygenta i pianisty Leonarda Bernsteina, w dużej mierze skupiająca się na historii uczucia łączącego muzyka z jego żoną Felicią Montealegre Bernstein (Carey Mulligan) oraz wątkach nieheteronormatywnych z życia głównego bohatera. Wątpliwości może budzić to, czy tak niewprawiony i przesiąknięty mainstreamowym, zachowawczym stylem reżyser nada tej historii wystarczający ciężar gatunkowy, na co z pewnością wyczuleni będą zgromadzeniu we Włoszech krytycy.

Nie sądzę, aby Maestro mógł być faworytem weneckiego jury, ale jestem przekonany, że po filmie możemy spodziewać się znakomitej i doskonale wyeksponowanej ścieżki muzycznej oraz hollywoodzkiego rzemiosła na najwyższym poziomie. Nie mam wątpliwości, że festiwal odbywający się najpóźniej z całej wielkiej trójki mógł być wybrany przez dystrybutorów jako miejsce, od którego rozpocznie się agresywna oscarowa kampania filmu i to właśnie Nagrody Akademii są dla twórców tej produkcji najważniejsze, chociaż – jak uczy doświadczenie – opinie krytyków mogą równie dobrze nakręcić spiralę zainteresowania wokół filmu, jak i pogrzebać jego szanse na sukces. Jedno jest pewne – polscy widzowie będą mogli zobaczyć Maestra od 20 grudnia, kiedy dzieło Coopera pojawi się na platformie Netflix, co poprzedzić mają pokazy w wybranych kinach.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

PRISCILLA

reżyseria: Sofia Coppola

obsada: Cailee Spaeny, Jacob Elordi, Dagmara Domińczyk

kraj: USA

Sofia Coppola nie jest reżyserką o zbyt porywającej filmografii. W zasadzie można powiedzieć, że film, który przyniósł jej rozpoznawalność i Oscara w kategorii najlepszego scenariusza oryginalnego, stał się także jej przekleństwem. Do tej pory nie udało jej się bowiem stworzyć podobnej do Między słowami (2003) narracji, nostalgicznym klimatem łapiącej ducha czasów, a jednocześnie posiadającej własny artystyczny styl. Na lodzie z 2020, stawiające na starą, sprawdzoną gwiazdę, czyli Billa Murraya, było mdłe i nijakie, a z pewnością nie takie, jakie mogłoby być, biorąc pod uwagę jej talent scenopisarski.

W konkursie głównym weneckiego festiwalu córka jednego z największych reżyserów w dziejach kina zaprezentuje historię Priscilli Presley. Za twórczą inspirację posłużyła jej książka współautorstwa samej żony króla rock 'n’ rolla: The True Story of the Love Between Priscilla Presley and the King of Rock N’ Roll, wydana w 1985 roku. Nie będzie to pierwsza przygoda z biografią w dorobku Coppoli. W 2006 roku zrealizowała opowieść o Marii Antoninie z Kirsten Dunst w tytułowej roli. Zamiast bombardowania nudną faktografią nakreśliła portret kobiety poddanej społecznej presji, szukając dla niej ponadczasowych, uniwersalnych ram, podobnie jak robiła to Marie Kreutzer w filmie W gorsecie [2022; NASZA RECENZJA]. Można zatem przypuszczać, że Priscilla pozostanie w dotychczasowym obszarze jej zainteresowań i stylistyki, szczególnie, że jak przyznaje w trakcie realizacji korzystała z tych samych narracyjnych środków co w Marii Antoninie. Sam zwiastun spycha na drugi plan postać piosenkarza, w centrum stawiając jego żonę, próbując oczyścić ją z mitu jedynie pięknej, żeńskiej ozdoby i nadać autoteliczną osobowość. Zgodnie z trendami historyczna poprawność zredukowana zostanie zapewne na rzecz kreacji i budowania znaczeń, krążąc bliżej Spencer [2021; NASZA RECENZJA] Pablo Larraína niż Elvisa [2022; NASZA RECENZJA] Baza Luhrmanna. Na ile jednak będzie to kolejny raz opowiedziana ta sama historia o zagubieniu i próbie odnalezienia siebie w warunkach, w które wrzucił nas los, możemy się tylko domyślać. W roli głównej zobaczymy Cailee Spaeny, znaną z serialu Devs (2020) Alexa Garlanda oraz thrillera Źle się dzieje w El Royale (2018) Drew Goddarda. Ikonę rock and rolla zagra zaś Jacob Elordi, mający na koncie udział w serialu Euforia Sama Levinsona oraz trzyczęściowej komedii romantycznej dla młodzieży The Kissing Booth Vince’a Marcello. Projekt należy do studia A24, z czym można wiązać pewne nadzieje, choć zapewne nie aż takie, żeby był on poważnym kandydatem do nagrody Złotego Lwa.  

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

FINALMENTE L’ALBA

reżyseria: Saverio Costanzo

obsada: Lily James, Willem Dafoe, Joe Keery

kraj: Włochy

47-letni, wywodzący się z artystycznie i medialnie zorientowanej rodziny Saverio Costanzo na przestrzeni swojej niedługiej kariery zdołał osiągnąć wszystko, o czym zapewne marzy niejeden aspirujący włoski twórca. Realizuje filmy doceniane w kraju i za granicą (pojawiał się w konkursach w Locarno i Berlinie, w Wenecji będzie to już jego trzecia wizyta), pracuje z amerykańskimi gwiazdami, współtworzy głośny serial dla HBO, a ponadto jego partnerką jest ceniona aktorka Alba Rohrwacher, którą chętnie obsadza w swoich dziełach. Debiutancki Private (2004) był surową, minimalistyczną historią o obywatelskim nieposłuszeństwie i wewnętrznych rozterkach palestyńskiego ojca rodziny w obliczu izraelskiej okupacji. Samotność liczb pierwszych (2010), adaptacja popularnej powieści, była rozpisanym na kilka planów czasowych dramatem o trudach dorastania i budowania relacji. Złaknieni (2014) z Adamem Driverem i Albą Rohrwacher, drastyczny obraz niestabilnego małżeństwa i niezdrowego zainteresowania medycyną alternatywną oraz podobnie wątpliwymi metodami wychowawczymi, wzbudzał najbardziej skrajne opinie, niektórzy krytycy oskarżali go wręcz o popadanie w karykaturę i powielanie wizerunków kobiecej histerii. Natomiast oparta na motywach „cyklu neapolitańskiego” Eleny Ferrante seria Genialna przyjaciółka (2018–), przy której Costanzo regularnie pracował jako reżyser i współscenarzysta, cieszyła się powszechnym uznaniem.

Jeśli można wskazać jakieś wspólne cechy łączące projekty Costanzo, poza szeroko pojętym zainteresowaniem ludzką psychologią byłyby to zapewne wątki coming-of-age. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego Finalmente l’alba („wreszcie świt”) z Lily James w roli głównej. Rzecz dzieje się w latach 50. Młoda kobieta bierze udział w castingu na statystkę w rzymskim studiu Cinecittà i w ciągu jednej imprezowej nocy z grupką amerykańskich aktorów ulega przemianie, rezygnując ze spełniania oczekiwań innych i ucząc się żyć własnym życiem. Inspiracją dla scenariusza miała być historia morderstwa Wilmy Montesi z 1953 roku, która wstrząsnęła całymi Włochami. Jednak tragedię aspirującej aktorki szybko przykryły sensacyjne teorie o potencjalnych sprawcach i niesłychanych orgiach. Reżyser postanowił zrezygnować z uśmiercania swojej bohaterki, chcąc oddać jej jednostkowość i podjąć próbę zobrazowania jej życia wewnętrznego. W filmie zobaczymy również Albę Rohrwacher, Willema Dafoe oraz Rachel Sennot.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

LUBO

reżyseria: Giorgio Diritti

obsada: Franz Rogowski, Christophe Sermet, Valentina Bellè

kraj: Włochy, Szwajcaria

Giorgio Diritti zaczynał swoją karierę w prestiżowym Ipotesi Cinema, kinowym ośrodku edukacji i wspólnej pracy założonym przez samego Ermanno Olmiego. Jako szef castingu pracował m.in. przy Głosie z księżyca (1990), ostatnim projekcie Federico Felliniego. Tworzył wtedy głównie krótkie metraże dla telewizji, m.in. Il Denaro non esiste (1999) wspólnie ze wspomnianym Olmim.

Od początku samodzielnej kariery zainteresowany był jednostkami, które z własnej woli rezygnują z udziału w społeczeństwie. Genialnymi samotnikami i jurodiwymi. Debiutanckie Il vento fa il suo giro (2005) skupiało się na emerytowanym profesorze literatury francuskiej, który osiada w Dolomitach wspólnie z rodziną, by zająć się produkcją sera. Włoska kinematografia od razu zainteresowała się reżyserem z elitarnego programu, co zaowocowało pięcioma nominacjami dla tego filmu do Davidów (w tym za najlepszy film, gdzie uległ jednak Dziewczynie z jeziora, absolutnemu przebojowi roku w reżyserii Andrei Molaiolego).

Opowiadający o słynnej masakrze w Rzymie (Marzabotto), najkrwawszym ludobójstwie ludności żydowskiej dokonanym na terenie Włoch podczas II wojny światowej, Człowiek, który nadejdzie (2009) dalej nie wpuścił Dirittiego na salony czołowych festiwali. Dał mu za to Davida za włoski film roku, pokonując m.in. Baarię Giuseppe Tornatore i Vincere Marca Bellocchio. Był to także największy kasowy przebój Dirittiego w ojczyźnie.

Międzynarodowa publika usłyszała o tym twórcy za sprawą Wolałbym się ukrywać z 2020 roku. Ta nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem dla Elio Germano biografia malarza prymitywisty Antonia Ligabue podzieliła krytyków podczas niemieckiego festiwalu. Jedni doceniali odrzucenie realizmu w warstwie zdjęciowej i nadanie światu przedstawionemu wyglądu podobnego do tego z obrazów artysty. Inni piętnowali schematyczny scenariusz z licznymi szantażami emocjonalnymi i stanowczo zbyt długi metraż, jak na standardową narracyjnie biografię.

Trzygodzinne (!) Lubo, z którym Diritti przybywa do Wenecji, zdaje się łączyć tematy do tej pory poruszane przez reżysera. Franz Rogowski, któremu ewidentnie dobrze w Italii (w ostatnich latach wystąpił zarówno we włoskim Freaks Out (2021), jak i w Disco Boyu [2023, NASZA RECENZJA] reżyserowanym przez Włocha) wciela się w tytułowego ulicznego artystę, rodem ze Szwajcarii. W alpejskich plenerach znanych z Wolałbym się ukrywać i Il vento fa il suo giro (2005) staje on sam i bezbronny wobec machiny nazistowskiego antysemityzmu. Tak jak w Człowieku, który nadejdzie stematyzowana zostaje trauma zbrodni dokonanych w połowie XX wieku z pobudek rasistowskich. Tym razem zamiast ludobójstwa Diritti portretuje niesławny, acz nieco zapomniany program Kinder der Landstrasse, w ramach którego między 1926 i 1973 rokiem dzieci z jeniszkich (koczownicza grupa etniczna zamieszkująca Niemcy, Austrię i Szwajcarię) szwajcarskich rodzin miały być przymusowo „asymilowane” ze społeczeństwem. Motywowany eugeniczną i faszystowską ideologią program zaowocował odebraniem rodzinom co najmniej 600 dzieci i przymusowym osadzeniem ich w sierocińcach lub rodzinach zastępczych.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

ORIGIN

reżyseria: Ava DuVernay

obsada: Aunjanue Ellis, Niecy Nash-Betts, Jon Bernthal, Vera Farmiga

kraj: USA

Dla Avy DuVernay nie ma ważniejszego tematu niż amerykański rasizm i wynikające z niego nierówności. Temat ten porusza w niemal każdej swojej produkcji, spośród których najbardziej znane są: Selma (2014), będąca fabularną rekonstrukcją wydarzeń związanych z marszem prowadzonym przez Martina Luthera Kinga, oraz dokumentalna XIII poprawka (2016), nagrodzona Emmy, BAFTA i nominowana do Oscara. Ten drugi tytuł powstał dla Netflixa, podobnie jak Origin, który bierze udział w konkursie głównym w Wenecji (oraz kilka innych tytułów, przy których autorka maczała palce). 

Najnowsza produkcja Avy DuVernay została zainspirowana bestsellerową książką Caste: The Origins of Our Discontents autorstwa Isabel Wilkerson, będącą esejem próbującym ukazać podziały rasowe w społeczeństwie amerykańskim na wzór systemu kastowego znanego chociażby z Indii czy nazistowskich Niemiec (chociaż publikacja miała wyjść po polsku w Wydawnictwie Literackim pod tytułem Kasta już rok temu, została wycofana z zapowiedzi wydawniczych). Reżyserka postanowiła ukazać tezy zawarte w książce, prezentując fabularyzowane życie pisarki, która pracuje nad jej powstaniem. Dziennikarkę, pierwszą czarnoskórą zdobywczynię Nagrody Pulitzera, gra Aunjanue Ellis-Taylor (King Richard, Gdyby ulica Beale umiała mówić, Służące), a w filmie pojawią się jeszcze Jon Bernthal, Connie Nielsen, Vera Farmiga i Nick Offerman. 

Operator filmu Matthew J. Lloyd znany jest głównie z produkcji Marvela, ale z reżyserką współpracował już wcześniej przy miniserialach Colin w czerni i bieli (2021) oraz DMZ (2022). Muzykę skomponował Kris Bowers (Green Book, King Richard, Bridgertonowie).

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar

THE KILLER

reżyseria: David Fincher

obsada: Michael Fassbender, Arliss Howard, Charles Parnell, Tilda Swinton

kraj: USA

Postępująca w ostatnich latach „hollywoodyzacja” festiwalu w Wenecji dla niektórych widzów może znaleźć swoje kolejne wyraziste potwierdzenie w wyborach programowych dotyczących tegorocznego konkursu głównego, gdyż oto po raz pierwszy w życiu zakwalifikował się do niego David Fincher – świeżo upieczony sześćdziesięciojednolatek, synonim współczesnego amerykańskiego kina środka, fachem reżysera filmowego parający się już ponad trzy dekady. Zanim ukończył on w 1992 swój pełnometrażowy debiut – Obcego 3 – zajmował się realizacją reklam oraz teledysków (z tych drugich wspomnieć trzeba chociażby o klipie do Freedom! ‘90 George’a Michaela). Prawdziwa eksplozja (zarówno talentu Amerykanina, jak i jego międzynarodowej sławy) miała nadejść trzy lata później za sprawą niezapomnianego Siedem (1995). Reżyser kontynuował passę kręcenia kultowych filmów: w 1997 do kin weszła Gra z Michaelem Douglasem, w 1999 – Podziemny krąg. Po niespełnionym Azylu (2002) Fincher odkupił się ambitniejszym Zodiakiem (2007), jednym z jaśniejszych punktów jego oeuvre, wraz z którym został zaproszony do konkursu głównego festiwalu w Cannes (do 2023 to jedyne tego typu wyróżnienie dla twórcy Siedem). W 2009 Fincher rozpoczął flirt z Amerykańską Akademią Filmową (dotychczas nieczułą na jego gatunkowe dokonania), zdobywając wtedy pierwszą nominację do reżyserskiego Oscara za adaptację opowiadania F. Scotta Fitzgeralda Ciekawy przypadek Benjamina Buttona (2008). Popisowe pod kątem użycia efektów specjalnych, ambitne przedsięwzięcie Finchera nie stanowi jednak perły w koronie jego twórczości. Takową okazać się miało dwa lata późniejsze The Social Network (2010) z wybitnym skryptem Aarona Sorkina [tak, twórca Being the Ricardos (2021) umiał kiedyś pisać], za które reżyser otrzymał drugą nominację do Oscara (był nawet całkiem bliski zwycięstwa, zdobywając wcześniej w sezonie Złoty Glob i BAFTĘ, Akademia postanowiła jednak nagrodzić niewyróżniającego się twórcę pewnych brytyjskich ciepłych kluchów). W 2011 Fincher powrócił do kina gatunkowego wraz z Dziewczyną z tatuażem, adaptacją bestsellera Stiega Larssona, kontynuując tę ścieżkę za sprawą trzy lata późniejszej Zaginionej dziewczyny (2014) ze zjawiskową rolą Rosamund Pike. W „międzyczasie” twórca Gry otrzymał reżyserską Emmy za pilotowy odcinek House of Cards. Po ekranizacji powieści Gillian Flynn Fincher zrobił sobie sześcioletnią przerwę od kręcenia filmów pełnometrażowych, angażując się tymczasem w produkcję i reżyserię netflixowego serialu Mindhunter. W 2020 reżyser powrócił do fabuł za sprawą zrealizowanego również dla Netflixa Manka [NASZA RECENZJA], biografii Hermana J. Mankiewicza, nagrodzonej dwoma Oscarami (Fincher otrzymał za tę produkcją swoją trzecią nominację reżyserską). W tym roku reżyser zawita na Lido ze swoim dwunastym pełnometrażowym dziełem, powstałym we współpracy z tą samą platformą The Killer.

Adaptacja serii powieści graficznych duetu Luc Jacamon i Metz (Alexis Nolent) opowiada o Christianie (Michael Fassbender), profesjonalnym zabójcy, który po nieudanym zleceniu zaczyna mieć wyrzuty sumienia co do swoich działań. Pracodawcy jednak nie ustępują, a równocześnie rozpoczyna się na niego polowanie. Skrypt nowego utworu Finchera powstał pod piórem Andrew Kevina Walkera, scenarzysty Siedem. Za zdjęcia odpowiada nagrodzony Oscarem za Manka Erik Messerschmidt, zaś muzykę skomponowali stali współpracownicy reżysera, Trent Reznor i Atticus Ross. Fassbenderowi (powracającemu na ekran po czteroletniej przerwie i passie niewysokiej jakości projektów, z chlubnym wyjątkiem w postaci Song to Song Terrence’a Malicka) towarzyszyć będzie m.in. Tilda Swinton. Programer weneckiej imprezy, Emanuele Rauco, porównał najnowsze dzieło Finchera do Samuraja Jean-Pierre’a Melville’a, przywołując wizualne, operatorskie podobieństwa obu utworów. Faktycznie, strzępy opisów fabuły przywołują skojarzenia z francuskim arcydziełem, ponadto na dostępnym kadrze Christian wydaje się stylizowany na bohatera odgrywanego przez Alaina Delona. Porównanie to dużo obiecuje, rozpalając ciekawość i nadzieję, że The Killer okaże się lepszy od poprzedniego (skądinąd udanego) filmu Finchera i wejdzie do pocztu jego najlepszych utworów. Czy zachwyci jury, przekonamy się już na początku września; czy oczaruje nas, widzów – dowiemy się 10 listopada poprzez platformę Netflix.

 

Kacper Słodki
Kacper Słodki

MEMORY

reżyseria: Michel Franco

obsada: Jessica Chastain, Peter Sarsgaard, Merritt Wever, Jessica Harper

kraj: Meksyk, USA

Michel Franco urodził się w bogatej, uprzywilejowanej rodzinie w stołecznym Mexico City. Jeszcze podczas studiów (od 1998 roku) popełnił kilka krótkich metraży, m.in.: powstały w ramach kampanii antykorupcyjnej Cuando seas grande (2001), który wyświetlało ponad 500 kin w całym kraju. Pierwszym międzynarodowym sukcesem Meksykanina był inny short – Entre dos (2003), triumfujący na festiwalach w Huesce i Dreźnie. W międzyczasie Franco założył firmę producencką Pop Films, tworzącą reklamy i wideo. Pełnometrażowy debiut, Daniel & Ana (2009), miał premierę w Cannes w sekcji Quinzaine des réalisateurs. Na Lazurowym Wybrzeżu pokazywał także kolejne projekty: Pragnienie miłości (2012 / najlepszy film sekcji Un Certain Regard), Opiekuna (2015 / konkurs główny – najlepszy scenariusz) i Córki Abril (2017 / Nagroda Jury w sekcji Un Certain Regard). Franco wypracował sobie metodę polegającą na stawianiu w centrum relacji rodzinnych na tle degrengolady świata przedstawionego. Zwykle odnosi się w swojej twórczości do bolączek współczesności i społecznych lęków, igrając z przyzwyczajeniami widza i mieszczańskim dobrobytem. Jednocześnie spora część krytyków oskarża reżysera o manipulacyjne zagrywki czy deprecjonowanie niższych klas społecznych. Sam Meksykanin nie pozostał dłużny, zarzucając dziennikarzom m.in. rasizm. Szczyt konfliktu przypadł na kontrowersyjny Nowy porządek (2020), pierwszy z jego filmów pokazywany na festiwalu w Wenecji. Obraz spolaryzował widzów, ale wyjechał z Włoch z Wielką Nagrodą Jury, czyli otarł się o Złotego Lwa. Na Lido był pokazywany również Sundown (2021, NASZA RECENZJA) z Timem Rothem i Charlotte Gainsbourg.

W tym roku Franco do Wenecji przyjedzie z Memory. Główną bohaterką filmu jest Sylvia, pracownica socjalna zajmująca się starszymi osobami z problemami psychicznymi. Poza pracą opiekuje się córką i zagląda na spotkania AA. Po zjeździe absolwentów szkoły średniej spotyka dawno niewidzianego Saula. Choć właściwie to mężczyzna śledził ją w drodze do domu, a potem zasnął i przemarzł na kość pod jej drzwiami. Ona jednak, zamiast przestraszyć się tej sytuacji, udziela mu pomocy. Wszak oboje w przeszłości nie zamknęli wspólnego rozdziału. Gwiazdami produkcji są Jessica Chastain i Peter Sarsgaard. Za zdjęcia odpowiada wytrawny belgijski operator Yves Cape, stały współpracownik Meksykanina.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

IO CAPITANO

reżyseria: Matteo Garrone

obsada: Seydou Sarr, Moustapha Fall, Issaka Sawagodo, Hichem Yacoubi

kraj: Włochy, Belgia, Francja 

Na obecnym włoskim bezrybiu Matteo Garrone wydaje się twórcą pewnym swego, a jednak nadal poszukującym różnych form opowiadania i niestroniącym od ucieczek ku przeszłości kina. Urodzony w Rzymie reżyser debiutował w pełnym metrażu już w wieku 27 lat za sprawą Terra di mezzo (1996), podzielonej na trzy części opowieści o imigrantach (Nigeryjce, Albańczykach i Egipcjaninie). Początek kariery Włocha został od razu dostrzeżony na festiwalu w Turynie, sprofilowanym na młode talenty i zarządzanym wówczas przez Alberto Barberę, obecnie piastującego po raz drugi funkcję dyrektora artystycznego nobliwej imprezy w Wenecji. Na Lido obaj panowie spotkali się jednak nieco wcześniej, podczas pierwszej kadencji Barbery. Wówczas Garrone pokazywał tam komediodramat ​​Ospiti (1999), otrzymując wyróżnienie od Włoskiej Federacji Klubów Filmowych (FEDIC) i nagrodę Kodaka. Chwilę wcześniej współreżyserował dokument o ruchu zielonoświątkowym w Nowym Jorku [Bienvenido espirito santo (1997)]. W tamtym okresie rzymianin nadal szukał swojej drogi, kręcąc m.in. Estate romana (2000); już na tym etapie preferował długie ujęcia kamery, czym imponuje do dzisiaj.

Rozpoznawalność na włoskim rynku dał mu kolejny, pokazywany zresztą w Cannes L’imbalsamatore (2002) – film otrzymał aż sześć nominacji do nagród David di Donatello, z czego dwie zamieniły się na statuetki (najlepszy aktor drugoplanowy i scenariusz). Pierwszym międzynarodowym sukcesem Garrone była jednak Pierwsza miłość (2004), za muzykę do której zespół Banda Osiris otrzymał na Berlinale Srebrnego Niedźwiedzia (a w kraju nagrodę David di Donatello). Sławę i naręcze wyróżnień (Grand Prix w Cannes, 7 x David di Donatello, 5 x Europejska Nagroda Filmowa, ponadto film był nominowany do BAFTA i Złotego Globa) przyniosła Włochowi następna produkcja, Gomorra (2008). Choć późniejsze dzieła Garrone nigdy nie przebiły popularnością adaptacji głośnej książki Roberto Saviano, to zapewniały ich autorowi splendor na kolejnych festiwalach: Reality (2012) powtórzyło sukces poprzedniczki, na Lazurowym Wybrzeżu znowu Grand Prix przypadło Italii. Choć bez nagród wracał stamtąd jego następny projekt, czyli inspirowany utworami neapolitańskiego bajkopisarza Giambattisty Basilego Pentameron (2015), to już rozbił on bank na krajowym podwórku (siedem nagród David di Donatello). Sukces ten przebił jednak Dogman [2018, NASZA RECENZJA], nie tylko wyróżniony aż dziewięcioma włoskimi Oscarami, ale też nagrodzony w Cannes laurem dla najlepszego aktora (oraz Psią Palmą!). Ostatnim jak dotychczas filmem rzymianina, ponownie eksploatującym baśniowe rejony przy jednoczesnym naturalizmie, był Pinokio (2019). Choć recenzje od krytyków były raczej chłodne, to ta bardzo bliska literze powieści Carlo Collodiego adaptacja doczekała się sporego uznania, m.in. Brązowej Żaby za zdjęcia na prestiżowym Camerimage, pięciu Davidów di Donatello oraz dwóch nominacji do Oscara (charakteryzacja i fryzury oraz kostiumy).

55-letni dziś twórca na festiwal do Wenecji powraca po… 23 latach! Jego najnowsze przedsięwzięcie, Io capitano, wydaje się swoistym wspomnieniem tematów poruszanych w debiucie. Tym razem Garrone skupia się na losach Seydou i Moussy, dwóch młodych Senegalczyków, którzy ruszają w daleką i niebezpieczną podróż z Dakaru ku dostatniej Europie. Podróżni będą przedostawać się przez pustynię, libijskie obozy i Morze Śródziemne. Autor Gomorry, od zawsze wrażliwy na społeczną tematykę, podczas przygotowań do filmu rozmawiał z wieloma Afrykańczykami mającymi za sobą podobne wyprawy przez piekło. W Io capitano nie usłyszymy żadnego europejskiego języka, tylko wolof i arabski.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

AKU WA SONZAI SHINAI
(EVIL DOES NOT EXIST) 

reżyseria: Ryûsuke Hamaguchi

obsada: Hitoshi Omika, Ryo Nishikawa, Ryuji Kosaka

kraj: Japonia

Zaledwie czterdziestoczteroletni Ryūsuke Hamaguchi to dziś jedno z najciekawszych reżyserskich nazwisk nie tylko kina japońskiego, ale i światowego. Mimo że jego obecna popularność zbudowana została na produkcjach z ostatnich kilku lat, to tworzy on już znacznie dłużej, gdyż debiutował na początku wieku. Kilka lat po ukończeniu Uniwersytetu Tokijskiego podjął studia na Tokijskim Uniwersytecie Sztuki – tam w trakcie nauki nakręcił adaptację powieści Stanisława Lema Solaris (2007). Rok później ukończył swój film dyplomowy Passion (2008). Po tragicznym trzęsieniu ziemi i tsunami w Tōhoku z 2011 Hamaguchi i Kō Sakai podjęli się ambitnego przedsięwzięcia stworzenia cyklu dzieł dokumentalnych o ocalałych z katastrofy. Na powstałą w ten sposób trylogię składają się: Nami no oto (The Sound of Waves; 2012), dwuczęściowe Nami no koe (Voices from the Waves; 2013) – Nami no koe: Shinchimachi oraz Nami no koe: Kesennuma – a także Utau hito (Storytellers; 2013). Hamaguchi dał się poznać jako twórca filmów o wymagających metrażach: ponadczterogodzinnego Shinmitsusa (Intimacies; 2012) oraz ponadpięciogodzinnego Happy Hour (2015), zakwalifikowanego do konkursu głównego festiwalu w Locarno i wyróżnionego tam nagrodą dla aktorek; jak się miało okazać, drugi z wymienionych utworów stanowił przepustkę Hamaguchiego do międzynarodowej kariery. Jego kolejne pełnometrażowe dzieło – Asako. Dzień i noc [2018; NASZA RECENZJA] – debiutowało już w konkursie canneńskim. Prawdziwy przełom w twórczości Japończyka przyniósł jednak rok 2021: Srebrnego Niedźwiedzia – Wielką Nagrodę Jury otrzymało W pętli ryzyka i fantazji [NASZA RECENZJA], zaś nagrodę za scenariusz na festiwalu w Cannes Drive My Car [NASZA RECENZJA], późniejszy oscarowy triumfator w kategorii filmu międzynarodowego (poza tą statuetką utwór uhonorowano nominacjami za najlepszy film, reżyserię i scenariusz adaptowany; Drive My Car to pierwsza japońska produkcja nominowana w głównej kategorii nagród Akademii, zaś Hamaguchi to dopiero trzeci, po Hiroshim Teshigaharze i Akirze Kurosawie, tamtejszy autor nominowany w kategorii reżyserskiej). W tym roku Japończyk pojawi się na Lido (po raz pierwszy) ze swoim kolejnym projektem – Aku wa sonzai shinai (Evil Does Not Exist).

Film opowiada historię Takumiego, samotnie wychowującego dorastającą Hanę. Mieszkają we wsi Harasawa, głęboko w lesie. Prowadzą spokojne życie – mężczyzna wykonuje dla lokalsów różne dziwne prace, rąbie drewno i przewozi ciężarówką krystalicznie czystą wodę studzienną. Spokój tej krainy zostanie jednak naruszony przez tokijską firmę Playmode, która chce rozpocząć budowę luksusowego kempingu dla mieszczuchów. Plan ten ma przynieść z sobą katastrofalne skutki ekologiczne dla okolicy. Nowe dzieło Hamaguchiego to badający granice gatunku ekopolityczny thriller, opowiadający nie tylko o miejsko-wiejskich antagonizmach, ale też rozciągający się pomiędzy wymiarem ziemskim a metafizycznym. Muzykę do filmu stworzyła Eiko Ishibashi, kompozytorka Drive My Car. Jakkolwiek ostatnie dokonania Hamaguchiego dają dużą nadzieję na wysoki poziom jego kolejnego projektu, to dotychczas dostępne opisy Evil Does Not Exist przedstawiają utwór o, zdaje się, nieco wtórnym anturażu i motywach. Pozostaje mieć nadzieję, że reżyser ogra te ważne, ale i oklepane tematy w interesujący sposób, tym bardziej że mamy tu do czynienia z szerzej zakrojonym projektem. Pierwotnie Evil Does Not Exist miało być trzydziestominutowym krótkim metrażem pozbawionym dialogów, podczas zdjęć jednak dzieło rozrastało się i finalnie przerodziło w pełen metraż z dialogami. Hamaguchi nie zrezygnował jednak z pierwotnego pomysłu (zakładającego również pokazy z muzyką na żywo graną przez Ishibashi) – w październiku na Flamandzkim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym swoją premierę będzie miał Gift, operujący tym samym materiałem, ale inaczej zmontowany, pozbawiony dialogów i z akompaniamentem na żywo. Ten double bill brzmi co najmniej intrygująco – trzymamy kciuki, że taki właśnie się okaże.

Kacper Słodki
Kacper Słodki

ZIELONA GRANICA
(THE GREEN BORDER)

reżyseria: Agnieszka Holland

obsada: Jalal Altawil, Maja Ostaszewska, Tomasz Włosok

kraj: Polska, Czechy, Francja, Belgia

Przez całą bogatą karierę Agnieszka Holland raz po raz sięgała po tematykę polityczną, żeby wspomnieć tylko takie tytuły, jak Gorączka (1980), Kobieta samotna (1981), Zabić księdza (1988), Ekipa (2007), Gorejący krzew (2013), Pokot (2017) i Obywatel Jones (2019). Bliskie jej były również historie opowiadające o sytuacjach ekstremalnych i heroizmie, ze szczególnym wskazaniem na los prześladowanych i mordowanych Żydów w czasie II wojny światowej: Gorzkie żniwa (1985), Europa, Europa (1990), W ciemności (2011). Jeśli do tej układanki dorzucić jeszcze żywe zaangażowanie społeczno-polityczne autorki, nie dziwi jej decyzja o realizacji filmu opowiadającego o tym, co od kilku lat dzieje się na polsko-białoruskiej granicy. Protagonistką fabuły jest Julia (Maja Ostaszewska), świeżo upieczona aktywistka, która chce zaangażować się w niesienie pomocy uwięzionym na ziemi niczyjej ludziom. Jej losy splatają się z historią Jana (Tomasz Włosok), młodego polskiego pogranicznika, oraz syryjskiej rodziny uchodźców (m.in. Jalal Altawil i Behi Djanati Atai). Na ekranie zobaczymy ponadto Macieja Stuhra, Agatę Kuleszę, Piotra Stramowskiego i Magdalenę Popławską. 

Scenariusz do Zielonej granicy Agnieszka Holland napisała wspólnie ze swoją siostrzenicą Gabrielą Łazarkiewicz-Sieczko oraz Maciejem Pisukiem (Jesteś Bogiem). Autorem czarno-białych zdjęć do filmu jest Tomasz Naumiuk, który wcześniej pracował z Holland przy filmie Obywatel Jones i serialu Netflixa 1983, a w filmografii może poszczycić się również współpracą z Claire Denis (High Life), Kasią Adamik (Amok), Olgą Chajdas (Nina, Imago) i Tomaszem Bagińskim (Rycerze zodiaku).

Chociaż do światowej premiery Zielonej granicy pozostało jeszcze kilka dni, produkcja już rozgrzewa opinię publiczną w Polsce. Samo podjęcie tematu przez autorkę niekryjącą swych sympatii politycznych rozwściecza prawicę, a część sympatyzująca z lewą stroną krajowej sceny politycznej wyraża obawy, że film wpisze się w narrację „białego zbawcy”. Jak na razie wydaje się, że na produkcję szczególnie gorąco czekają tzw. „neoliberałowie”, aczkolwiek obawa przed publicystyką zabijającą niemal każde dzieło sztuki wybrzmiewa ponad tymi podziałami. Zwiastun zdaje się sugerować, że Holland – w odróżnieniu od polskich i białoruskich służb granicznych – nie bierze jeńców i w filmie będzie walić pałką po głowie nie tylko przedstawicieli władzy w Polsce, ale i w Unii Europejskiej. Jest szansa, że temat zainteresuje Włochów i wiele innych nacji starego kontynentu zmagających się z kryzysem migracyjnym od wielu lat.  

 

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar

DIE THEORIE VON ALLEM

reżyseria: Timm Kröger

obsada: Jan Bülow as Johannes, Olivia Ross, Hanns Zischler

kraj: Niemcy, Austria, Szwajcaria

Od początku kariery Timm Kröger współtworzy projekty przy wsparciu innych absolwentów Akademii Filmowej Badenii-Wirtembergii: Sandry Wollner, Rodericka Waricha, Viktorii Stolpe i Rolanda Stupricha. Kröger został operatorem dwóch filmów Wollner: w 2016 roku Obrazu niemożliwego, w 2020 roku O niedogodności narodzin, a prace nad kolejnym pt. Everytime trwają obecnie. 

Historia zaginięcia kompozytora przedstawiona przez Krögera w dyplomowym, enigmatycznym Zerrumpelt Herz w konwencji bliskiej kinu Tarkowskiego zdobyła uznanie w 2014 roku w sekcji Weneckiego Tygodnia Krytyków. Od tej pory marzeniem młodego twórcy była kontynuacja o większym budżecie, ale wykorzystująca podobny język formalny, co skromniejszy debiut festiwalowy.

Akcja Die Theorie von allem rozgrywa się w latach 60. XX wieku podczas kongresu fizyki w Alpach Szwajcarskich, na którym irański naukowiec ma zaprezentować pionierską teorię mechaniki kwantowej. Niestety do wyczekiwanego przemówienia nie dochodzi, wobec czego społeczność uczonych zwraca się w kierunku narciarstwa. Jan Bülow gra Johannesa Leinerta, doktoranta fizyki, który w pięciogwiazdkowym hotelu poznaje pianistkę Karin (Olivia Ross). Kobieta znika bez śladu po tym, jak dochodzi do morderstwa jednego z badaczy. Główny bohater zostaje wplątany w mroczny spisek kryjący się za tajemniczymi wydarzeniami. Z informacji prasowych wiadomo, że najnowsza kreacja ma stanowić połączenie między przeszłością a teraźniejszością i być umieszczona w czarno-białym, wieloznacznym dramacie stylizowanym na lata 60. Ważnym trzonem fabuły jest teoria światów równoległych (zasugerowana przez Rodericka Waricha, jeszcze zanim Marvel wpadł na podobny pomysł). Dużą rolę w rozwoju koncepcji odegrał motyw spotkania się postaci w odizolowanych od reszty świata górach z Trzech panów na śniegu (1955) Kurta Hoffmanna. Kształtując swoją wizję, reżyser czerpał z kina noir i sci-fi, wzorował się na dokonaniach Tarkowskiego, Lyncha, Hitchcocka. Ścieżka muzyczna zaś została zainspirowana twórczością Bernarda Herrmanna.

Kröger stawia pierwszy, niepewny krok w kierunku kina spajającego rozrywkę i wartość artystyczną w paralelny przekaz, którego efekt szczęśliwcy mają szansę poznać na festiwalowym pokazie już na początku września. Warto dodać, że planowany jest trzeci film pt. Das letzte Radio. Podobnie jak poprzednie fabuły, ma być on pomyślany jako samodzielny byt z powtarzającymi się w trylogii postaciami.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska

POOR THINGS

reżyseria: Yorgos Lanthimos

obsada: Emma Stone, Mark Ruffalo, Willem Dafoe

kraj: Wielka Brytania

Yorgos Lanthimos jest bez wątpienia jednym z najbardziej utalentowanych współczesnych reżyserów. Grek w swojej twórczości tka groteskowe płaszcze, przyglądając się naturze człowieka – jego obsesjom, pragnieniom i syzyfowej walce z systemami, w których tkwi. Jego dzieła łączą oryginalny, bezkompromisowy i intrygujący zarówno treścią, jak i formą, język z wyrafinowanym humorem. Co prawda jego pierwsze filmy: współdzielony z Lakisem Lazopoulosem O kalyteros mou filos (2001), a także w pełni samodzielna Kinetta (2005) nie przyniosły rozgłosu i dobrych not. Przełomem oraz drzwiami do kariery okazał się Kieł (2009), metaforyczna opowieść o władzy, zawłaszczeniu i wolności, wykorzystująca jako nośnik tresurę w procesie wychowania. Alpy z 2011, mimo cięższej metafory i gęstszego języka, również spotkały się z aplauzem krytyki. Pierwszy film z międzynarodową obsadą, Lobster (2015), odniósł ogromny sukces, tak samo kolejne tytuły: Zabicie świętego jelenia [2017; NASZA RECENZJA] oraz Faworyta [2018; NASZA RECENZJA], zapewniając Grekowi słuszne miejsce w panteonie filmowych demiurgów.

Prezentowane w tegorocznym weneckim konkursie Biedne istoty podobnie jak trzy poprzednie tytuły kuszą przede wszystkim gwiazdorską obsadą. W głównej roli zobaczymy Emmę Stone, z którą reżyserowi ewidentnie dobrze się współpracuje, oraz Willema Dafoe i Marka Ruffalo. Zwiastun przykuwa uwagę także baśniową, nietuzinkową scenografią i kostiumami – będziemy mieć w końcu do czynienia z adaptacją powieści Alasdaira Graya z 1992 roku pod tym samym tytułem. Pochodzący z robotniczej rodziny szkocki powieściopisarz w swojej twórczości łączył elementy science-fiction, fantastyki i realizmu, a jako artysta plastyk z wykształcenia ubogacał je ilustracjami własnego autorstwa. Zafascynowany powieścią Mary Shelley z 1818 roku, słynnym Frankensteinem, napisał historię Belli Baxter (Emma Stone), ożywionej po śmierci przez Dr. Godwina Baxtera (Willem Dafoe), który przeszczepił jej mózg jej nienarodzonego dziecka. Brzmi kosmicznie, zupełnie jak na Lanthimosa przystało. Ponieważ Gray pod płaszczem fantastyki przemycał tematy tożsamościowe i społeczne, możemy mieć pewność, że filmowa adaptacja jego dzieła także obfitować będzie w wielowymiarową strukturę i podobnie jak w poprzednich filmach greckiego twórcy, tak i tutaj dostaniemy zgrabną metaforę obnażającą niuanse ludzkiej natury.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

EL CONDE

reżyseria: Pablo Larraín

obsada: Jaime Vadell, Gloria Münchmeyer, Alfredo Castro

kraj: Chile

Pablo Larraín, kontynuując swój twórczy projekt trawestacji biografii wielkich figur na przekór utartym konwencjom, w najnowszym filmie powraca do rodzinnego Chile. Posttraumatyczna kronika z pierwszych chwil Jackie Kennedy po zabójstwie męża i udręczona baśń o zamkniętej w konwenansach królewskiej familii Diany Spencer pokazały, z jaką narratologiczną inwencją reżyser spogląda na historyczne ikony. Tym razem w centrum opowieści stawia Augusto Pinocheta, ustawiając go w – a jakże – ekspresjonistycznym anturażu. W El Conde Larraín realizuje swoje długoletnie wyobrażenie chilijskiego dyktatora jako krwiopijcy, tak w przenośni, jak i dosłownie. „Jako istoty, która nigdy nie przestaje krążyć po historii w wyobrażeniach i koszmarach” – mówi reżyser. Nieprzypadkowo właśnie w 2023 roku reżyser spogląda w oczy Pinocheta. Na zbliżający się 11 września przypada 50. rocznica dokonanego przez juntę puczu, który wyznaczył początek siedemnastoletniej dyktatury w Chile.

Pinochet w filmie Larraína po 250 latach życia decyduje się przestać pić krew, co wiąże się z utratą wieczności. Przechodzi kryzys egzystencjalny, ma dość wizerunku ściśle związanego z pamięcią o krwawych rządach, lecz w zmianie nie pomaga mu ani jego charakter, ani rodzina, a przede wszystkim zbrodnicza przeszłość. W rolę generała wciela się Jaime Vadell, znany m.in. z chilijskich filmów Raúla Ruiza i występujący wcześniej u Larraína w Nie (2012) oraz El Club (2015). Opublikowany jakiś czas temu zwiastun każe oczekiwać od tego występu wiele. Reżyser znów szykuje wizualny spektakl. Po raz pierwszy od czasu debiutanckiej Fugi (2006) na chilijskim planie Larraína towarzyszy mu ktoś inny niż Sergio Armstrong. Za demoniczne, skąpane w czerni i bieli kadry El Conde odpowiada Ed Lachman, dwukrotnie nominowany do Oscara za Daleko od nieba (2002) i Carol (2015). Po weneckiej premierze pierwszego z nich operator wyjechał zresztą z Lido ze Złotą Osellą.

Obok Vandella na ekranie zobaczymy również legendę chilijskiego kina, Glorię Münchmeyer, nagrodzoną w Wenecji w 1947 roku Pucharem Volpiego dla najlepszej aktorki za film Księżyc w lustrze Silvia Caiozziego. Towarzyszyć im będą stali współpracownicy Larraína, Alfredo Castro i Amparo Noguera [oboje: Tony Manero (2008), Post Mortem (2010)], oraz Paula Luchsinger. Scenariusz filmu jest dziełem współpracy Larraína z Guillermo Calderónem, autorem Nerudy (2016) i współscenarzystą Emy [2019, NASZA RECENZJA]. Ich wcześniejsza kolaboracja – El Club, przyniosła reżyserowi Srebrnego Niedźwiedzia – Nagrodę Grand Prix Jury na Berlinale.

Miejmy nadzieję, że El Conde będzie kolejną biograficzną perłą, tak w filmografii Larraína, jak i w całym gatunku, w którym z małymi wyjątkami, do jakich zaliczają się właśnie poprzednie filmy Chilijczyka, na próżno szukać życiorysów rozdrapanych na celuloidzie z większą inwencją, niż nakazują skostniałe ramy. Za dystrybucję projektu odpowiada Netflix. W Polsce obejrzymy go pod tytułem Hrabia. Na platformę trafi już 15 września, a oprócz tego ma zawitać również na kinowe ekrany.

Julia Palmowska
Julia Palmowska

FERRARI

reżyseria: Michael Mann

obsada: Adam Driver, Penélope Cruz, Shailene Woodley

kraj: Stany Zjednoczone

Eksperta od szeroko pojętego kina sensacyjnego nie trzeba bynajmniej przedstawiać entuzjastom gatunków filmowych, a dla widzów mniej zorientowanych na nazwiska, których lata dorastania przypadały jeszcze na ubiegły wiek, wystarczająco wymowne byłoby zapewne przywołanie garści tytułów, z którymi Michael Mann był związany. Pochodzący z Chicago autor Gorączki (1995), który we wczesnych latach 70. zjadł zęby na stylistyce telewizyjnej i reklamowej, pracował m.in. jako producent wykonawczy dwóch z najbardziej ikonicznych seriali policyjnych „ejtisów”: Crime Story (1986–1988) i Policjantów z Miami (1984–1990). Już jego walczący o Złotą Palmę w Cannes kinowy debiut, Złodziej (1981), olśniewał estetyczną nowatorskością. Kontynuując tradycję egzystencjalnego kryminału spod znaku Jean-Pierre’a Melville’a, wzbogacił ją luminescencją, eksponowaniem miejskich panoram i luksferowych aranżacji wnętrz oraz pulsującą, syntezatorową ścieżką Tangerine Dream. Tym samym zapowiadał spopularyzowany wiele lat później, m.in. za sprawą Drive (2011) Nicolasa Windinga Refna, podgatunek neon noir. Niestety dwa kolejne projekty Manna, korzystające z wielu podobnych rozwiązań stylistycznych, okazały się zbesztanymi przez krytyków klapami finansowymi. Jednak zarówno okultystyczny horror z udziałem nazistów Twierdza (1983), któremu nie pomogły drastyczne cięcia z rąk producentów, jak i Czerwony smok (1986), czyli filmowy debiut Hannibala Lectera (w tej roli Brian Cox), po latach zyskały status kultowości.

Ten ostatni obraz wyznaczył również początek współpracy Manna z wybitnym autorem zdjęć Dante Spinottim, z którym w latach 90. reżyser zrealizował swoje najsłynniejsze filmy. Wokół adaptacji klasycznej powieści przygodowej Ostatni Mohikanin (1992) oraz biografii słynnego sygnalisty Informator (1999) było głośno w sezonie nagród, a Gorączka regularnie wymieniana jest wśród najlepiej zrealizowanych filmów kryminalnych w dziejach. W kolejnej dekadzie Mannowi przypisuje się przede wszystkim pionierstwo w dziedzinie wykorzystania potencjału kamer cyfrowych w wysokobudżetowych produkcjach, jednak o ile Zakładnika (2004) zapamiętano jako klasyka kina akcji tego okresu, o tyle odgrzane z wyżej wymienionego telewizyjnego hitu Miami Vice (2006) uchodziło za jałowy anachronizm, przyjęcie gangsterskiej epopei Wrogowie publiczni (2009) było raczej obojętne, a Haker (2015) okazał się totalnym fiaskiem w box office. W ostatnich latach Michael Mann milczał niemal zupełnie, goszcząc tylko jako reżyser jednego z odcinków neon-noirowego Tokyo Vice (2022–), powracając na chwilę do estetyki, której szlaki wytyczał cztery dekady wcześniej.

Reżyser wyląduje w Wenecji z 90-milionowym biopikiem Enzo Ferrariego. Tytułową postać zagra Adam Driver, a partnerować będą mu Penélope Cruz oraz Shailene Woodley w rolach odpowiednio żony oraz kochanki słynnego kierowcy i przedsiębiorcy. Obraz koncentruje się na kilku miesiącach 1957 – roku feralnego rajdu Mille Miglia, w którym prowadzone przez Alfonso de Portago (w tej roli Gabriel Leone) Ferrari pozbawiło życia kierowcę, nawigatora i dziewięciu kibiców, w tym pięcioro dzieci. Mann prezentuje krytyczny moment w życiu konstruktora, gdy poza poważnymi problemami finansowymi i rodzinnymi (kryzys w małżeństwie, żałoba po śmierci potomka, który miał przejąć schedę po ojcu, oraz konieczność ustosunkowania się do kwestii Piero – drugiego, nieślubnego syna) Ferrari mierzy się również z postępowaniem karnym związanym ze wspomnianą tragedią. Scenariusz jest efektem długoletniej fascynacji Manna historią rajdowca, w tym rozmów z Piero Ferrarim, ostatecznym spadkobiercą rodzinnej fortuny, który w świetle ówczesnego włoskiego prawa nie mógł być uznany za członka rodu aż do śmierci żony Enzo, Laury. Czy więc ta skrupulatna, wysokobudżetowa biografia okaże się powrotem mistrza sensacji do formy, czy może powinniśmy się spodziewać ledwie efektownej laurki dla włoskiej legendy, a innowacyjna iskra stylistyki Manna zdążyła ulotnić się bez reszty? Do odpowiedzi na to pytanie z pewnością zbliży nas wenecka premiera.

Dawid Smyk
Dawid Smyk

ADAGIO

reżyseria: Stefano Sollima

obsada: Pierfrancesco Favino, Toni Servillo, Valerio Mastandrea

kraj: Włochy

57-letniego Stefano Sollimę ciężko traktować jako autora, którego filmów spodziewalibyśmy się na festiwalu w Wenecji, z drugiej strony jednak nie od dziś wiadomo, że tego typu imprezy starają się promować rodzime produkcje, co sprawia, że przez selekcyjne sito może przejść również kino akcji, o ile powstało we Włoszech. Twórca od lat specjalizuje się w filmach i serialach o tematyce kryminalnej. W swojej ojczyźnie stworzył A.C.A.B.: All Cops Are Bastards (2012; polski, o wiele mniej zapadający w pamięć tytuł: Gliniarze to dranie) – opowieść o pracy rzymskiego oddziału prewencji, oraz gangsterską Suburrę o losach siejącego postrach mafiozy o pseudonimie Samuraj. Oba te filmy były adaptacjami książek dziennikarza śledczego Carlo Boniniego, współpracującego z Solimą przy scenariuszach. Drugi z wymienionych filmów pokazywano w polskich kinach, ale jedynie w ramach (nieodbywającego się już) festiwalu Kołobrzeg Suspense w 2017 roku, gdzie walczył o Złotego Konika Morskiego (Golden Seahorse) za najlepszy film sensacyjny. Po sukcesie Suburry Sollima dostał szansę pracy w Hollywood i to od razu z wielomilionowym budżetem i gwiazdorską obsadą, gdyż wyreżyserował Sicario 2: Soldado – kontynuację znakomicie przyjętego filmu Denisa Villeneuve’a z Joshem Brolinem i Benicio del Toro w rolach głównych. Na tym nie zakończyła się jego przygoda z amerykańskim kinem. Wkrótce po zakończeniu zdjęć do Sicario Włoch nakręcił produkowane przez studio Amazona Bez skrupułów Toma Clancy’ego z Michaelem B. Jordanem w roli głównej, pełne widowiskowych strzelanin i niewymagające zbyt wiele od widza.

Wypowiedzi reżysera sugerują, że Adagio stanowi dla niego swojego rodzaju powrót do korzeni. Miejscem akcji jest bowiem Rzym, a głównym bohaterem szesnastoletni chłopak, który nieco przypadkiem ściąga na siebie gniew lokalnych gangsterów. Dla twórcy możliwość pracy nad własnym scenariuszem z pewnością może stanowić wytchnienie po ostatnich produkcjach, ale obawiam się, że z perspektywy weneckiego konkursu możemy mieć do czynienia z filmem odstającym od stawki stylistycznie i jakościowo mniej więcej tak, jak Black Flies [NASZA RECENZJA] Jean-Stéphane’a Sauvaire podczas tegorocznego festiwalu w Cannes.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

KOBIETA Z… (WOMAN OF)

reżyseria: Małgorzata Szumowska, Michał Englert

obsada: Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Joanna Kulig, Bogumiła Bajor, Mateusz Więcławek

kraj: Polska, Szwecja

Choć nie sposób zarzucić Małgorzacie Szumowskiej twórczego lenistwa w ostatnim czasie, to mimo premiery czwartego jej filmu w ciągu czterech lat, na usta raczej nie cisną się słowa podziwy, a oczekiwania trudno nazwać rozbuchanymi. Córka boga (2019), Śniegu już nigdy nie będzie (2020) i Infinite Storm (2022) – wszystkie te projekty stanowią osobny przełom w dotychczasowym dorobku polskiej reżyserki, a jednocześnie wskazują na pewnego rodzaju artystyczne zagubienie. Pierwszy z nich to niezbyt udana, dziewicza próba reżyserii filmu na podstawie scenariusza autorstwa innej osoby, w dodatku po angielsku. Drugim Szumowska niby-haneke’owską krytyką polskiego mieszczaństwa debiutuje wraz z Michałem Englertem w roli twórców polskiego kandydata oscarowej nominacji w kategorii filmu międzynarodowego, bezskutecznie. Trzeci, pierwsza jej przygoda w Hollywood, to zaś typowa amerykańska produkcja, w której europejski twórca dostaje do realizacji wybitnie średni scenariusz i robi z niego jeszcze bardziej przeciętny produkt końcowy [więcej w NASZEJ RECENZJI]. Czy najnowszy projekt Polki, do którego z Englertem przygotowywać miała się od lat, pomoże jej przełamać passę produkcji przełomowych, choć niespełnionych?

Kobieta z… ma opowiadać rozłożone w czasie losy mieszkającej w małym polskim miasteczku Anieli, która w pewnym momencie swojego życia uświadamia sobie, że płeć przypisana jej przy urodzeniu różni się od tej rzeczywiście odczuwanej. To kolejna współpraca Szumowskiej z operatorem, a ostatnio także scenarzystą i reżyserem, Michałem Englertem. W roli głównej zobaczymy Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik, występującą wcześniej u Szumowskiej m.in. w Szczęśliwym człowieku (2000), 33 scenach z życia (2008) czy Body/Ciało (2015). W obsadzie znaleźli się także chociażby Joanna Kulig, Jacek Braciak czy Mateusz Więcławek. Ponadto, jak zaznacza w eksplikacji reżyserka, „w Kobiecie z… występuje wiele osób transpłciowych, które wcielają się zarówno w postacie trans, jak i cis. Ekipa produkcyjna składała się z wielu członków społeczności LGBTQ+”. 

W rodzimym kinie – wciąż cierpiącym męki zarówno z powodu praktycznego braku reprezentacji osób LGBT+, jak i niskiej jakości prób ją zwiększających – cispłciowa aktorka w roli osoby trans niespecjalnie dziwi czy oburza. Gdy jednak wydaje się, że nawet najbardziej nieporadne dążenia są w naszym, skrzywionym wszechobecną homo- i transfobią kraju potrzebne, cała na biało wchodzi jak zawsze subtelna Małgorzata Szumowska: „tytuł filmu stanowi bezpośrednie odwołanie do naszego mistrza, Andrzeja Wajdy (Człowiek z żelaza, Człowiek z marmuru)”. To jednak niestety nie wszystko. Jak konstatuje dumnie dalej: „Żmudna podróż ku wolności Anieli – przez prawie połowę swojego życia żyjącej na prowincji jako mężczyzna – wydawała nam się symboliczna, stając się metaforą drogi, jaką przeszła Polska”. I jeszcze na koniec patetyczny manifest: „W czasach, gdy kino jest zastępowane treścią, poczuliśmy silną potrzebę opowiedzenia wyjątkowej historii Anieli, zadawania pytań i nawiązywania formą do klasycznych cech gatunkowych”. Czy Kobieta z… okaże się mniej deklaratywna i „na temat” niż komentarze reżyserki brzmiące jak nieudolna próba pitchingu filmu queerowego sprzed 20 lat? 

Niestety wcześniejsze projekty Szumowskiej, gdzie brała na tapet tematy społeczne: W imię…, Twarz czy Śniegu już nigdy nie będzie, nakazują oczekiwać ręki ciężkiej jak stado słoni. Berlinale udowodniło już, że nie stanowi to jednak większego problemu, nagradzając w 2013 dramat z Andrzejem Chyrą w roli księdza-odrzutka Teddy Award. Czy weneckie jury postąpi podobnie, wręczając Kobiecie z… Queerowego Lwa? A może całe te powyższe trzy akapity po premierze będzie można spalić na stosie, bowiem Szumowska w końcu zaprezentuje interesujący formalnie dramat społeczny, wychodzący sposobem podejmowania problematyki i analizą tematu poza poziom rozprawki szkolnej? Chyba wszyscy życzylibyśmy sobie takiego zakończenia.

Michał Konarski
Michał Konarski

HOLLY

reżyseria: Fien Troch

obsada: Cathalina Geeraerts, Felix Heremans, Greet Verstraete

kraj: Belgia, Niderlandy, Luksemburg, Francja

Belgijka Fien Troch gościła już na festiwalu w Wenecji w 2016 roku, kiedy otrzymała nagrodę za reżyserię za Dom w ramach sekcji Orizzonti. Zadebiutowała w 2005 roku filmem Cudze szczęście, który przyniósł jej uznanie i został laureatem Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Salonikach. W dziele tym twórczyni przygląda się życiu mieszkańców małej społeczności po wypadku samochodowym, w którym ginie dziecko. Niewypowiedziane (2008) skupia się na traumie i niemożności porozumienia pewnego małżeństwa po zaginięciu ich kilkuletniej córki. W Kid (2012) Troch obiera perspektywę dziecka i z niej przygląda się małomiasteczkowej stagnacji oraz problemom dorosłych w otoczonej lasami belgijskiej prowincji. Kilka lat starsi są bohaterowie wspomnianego Domu, w którym reżyserka wieloaspektowo eksploruje tytułowe pojęcie. Jej utrzymana w duchu socrealizmu twórczość charakteryzuje się dużą społeczną wrażliwością i surowym, realistycznym portretowaniem zmagań z codziennością oraz prozaicznych sytuacji, które stają się źródłem napięć emocjonalnych. 

Niektórzy krytycy włączają ją do nowej belgijskiej fali filmowców obok Lukasa Dhonta i Felixa van Groeningena. Nie brakuje też porównań do braci Dardenne (którzy są także współproducentami jej najnowszego filmu), jednak Troch przyglądając się psychologicznym aspektom relacji międzyludzkich, koncentruje się przede wszystkim na dorastaniu w cieniu nadopiekuńczych lub nieobecnych rodziców. Skupia się na wewnętrznych konfliktach, lękach i pragnieniach nastolatków, często w kontekście ich drogi do dorosłości.

Wszystko wskazuje na to, że także w tegorocznej Holly flamandzka reżyserka konsekwentnie podąża obraną droga, jednak tym razem poszerza swoje dzieło o elementy metafizyczne. Akcja filmu rozgrywa się tuż po wielkim pożarze szkoły. W następstwie katastrofy tytułowa 15-letnia bohaterka (w tej roli debiutantka Cathalina Geeraerts) jako wolontariuszka pomaga poszkodowanym i zaczyna być traktowana przez społeczność pogrążoną w żałobie jako wybawicielka posiadająca dar uzdrawiania. Z czasem mieszkańcy wymagają od niej coraz większych poświęceń. Troch twierdzi, że chciała stworzyć schizofreniczne doświadczenie filmowe zestawiające proces żałoby z szaleństwem bohaterów i połączyć realizm z elementami mistycyzmu.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny