Maskarada – recenzja filmu „W gorsecie”

Zapomnijcie o roześmianej i zalotnej Romy Schneider z filmów Ernsta Marischki. Marie Kreutzer nie zamierza pielęgnować mitów, pudrować rzeczywistości i szukać poklasku tłumu. Ikoniczną postać Elżbiety Bawarskiej, cesarzowej Austrii i królowej Węgier, wykorzystuje do nakreślenia uniwersalnej historii o figurze kobiety – w rodzinie, społeczeństwie, dziejach. Oraz o maskach, które trzeba nosić, żeby zachować twarz. Narracyjnymi niuansami tka wyjątkowo lepką pajęczynę wzajemnych wymagań, w którą łapią się wszyscy bez wyjątku.

Nie ma dla kobiety większego wroga niż czas. Bezlitosny niszczyciel ciała, złodziej pełnych podziwu spojrzeń odbierający skórze gładkość i sprężystość, w zamian oferujący jedynie dodatkowe centymetry w talii. Nie ma dla kobiety większego wroga niż ciasny gorset społecznych oczekiwań, ażby z konceptem czasu toczyła zaciętą walkę o utrzymanie swojego miejsca na atencyjnym podium. Nie ma dla kobiety większego wroga niż ona sama, codziennie ów gorset zakładająca i domagająca się zawiązywania sznurków coraz ciaśniej. I tak oto legendarna Sisi (Vicky Krieps) stoi u progu swoich czterdziestych urodzin. Przekroczenie tej liczby to przysłowiowy początek końca. Łaska dworu topnieje z każdym dniem, w przeciwieństwie do pręgieża wymagań. Ten drugi ma się zawsze świetnie, a chętnych do wystawiania ocen i przypominania o obowiązkach nie ubywa. Zazwyczaj jest to prasa, śmietanka towarzyska oraz wymagający mąż, cesarz Franciszek Józef (Florian Teichtmeister). Niespodziewanie Brutus odradza się także w postaci syna, arcyksięcia Rudolfa (Aaron Friesz), dziedzica przede wszystkim mentalnej, patriarchalnej spuścizny, pouczającego matkę, co wypada, a co nie. Prawdziwy cios przychodzi jednak ze strony córki, Marii Walerii, oburzonej beztroską rodzicielki, oczekującej poprawy zachowania. Nieco humorystyczne odwrócenie ról w gruncie rzeczy przypomina, że kobiety pozostają dla siebie największymi rywalkami – siostrzeństwo jeszcze się nie narodziło. 

Ciasność gorsetu przybiera klaustrofobiczny wymiar, ucieczka wydaje się niemożliwa. Elżbieta u Kreutzer dusi się niczym księżna Diana u Pabla Larraína [Spencer / NASZA RECENZJA] – tak samo w domu, jak i na cesarskim dworze. W przeciwieństwie do Lady Di nie odnajduje jednak ukojenia w macierzyństwie. Austriacka reżyserka obdziera ją z laurkowego pudru, przydarzającego się kinu biograficznemu. Sisi nie jest tu trzpiotką o idealistycznym spojrzeniu. W jej oczach pełno goryczy dnia wczorajszego, ale też jutrzejszego. Przyszłość jest przecież przesądzona. Pozostaje jedynie ciaśniej zacisnąć gorset lub uderzyć ręką w stół, mając przy tym świadomość przegranej. Czy aby na pewno? Kreutzer, jak na artystkę z krwi i kości przystało, daje swojej bohaterce rzecz niezwykłą: możliwość zmiany przeznaczenia. Niczym Quentin Tarantino w Bękartach wojny czy Pewnego razu… w Hollywood [NASZA RECENZJA], odczarowuje rzeczywistość: choć na chwilę, choć na ekranie. Co innego nam pozostało?

Zabawa biegiem historii jest zabiegiem ściśle przemyślanym. Celem reżyserki, będącej także autorką scenariusza, było oddanie cesarzowej Elżbiecie kontroli nad jej publicznym wizerunkiem, który nierozerwalnie wrósł w krajobraz Austrii. Wizerunkiem złożonym z luk, fasadowości, będącym wyselekcjonowanym fragmentem tego, co reprezentatywne. Brak miarodajnego nośnika rejestrującego rzeczywistość, jakim jest chociażby klisza filmowa, do której Kreutzer nawiązuje w humorystyczno-nostalgiczny sposób, również nie sprzyja poznaniu postaci historycznych. Jest w tym pewne osobliwe przełożenie na nasze czasy: internet i media społecznościowe dały znanym osobistościom szansę na kreowanie własnego wizerunku, spychając w tym zadaniu prasę na drugi plan. Czy dzięki temu udaje się uniknąć przekłamań? A może prawda zawsze będzie leżeć pośrodku? Jedna kwestia nie ulega wątpliwości: samotność i wyobcowanie Sisi, stojącej w pewnym momencie ponad swoją epoką, niezdolnej do uwolnienia się od nieprzyjaznej rzeczywistości na własnych zasadach.

Aktualność opowiadanej historii wybrzmiewa niemal we wszystkich jej aspektach. Tytułowy „corsage” to nie tyle gorset, co stanik, czyli dalej coś, co wkłada nas w sztywne ramy kanonu piękna. Atrakcyjność jako wartość kluczowa jest tutaj zresztą dyskutowana na pierwszym planie i wybitnie koresponduje z sytuacją kobiet we współczesnym show-biznesie, gdzie często stanowi determinantę sukcesu. W świecie rządzonym przez mężczyzn jest cechą ciągle najbardziej pożądaną, w przeciwieństwie do samoświadomego głosu, domagającego się równości, zrozumienia czy jakiejkolwiek atencji poza tą seksualną.

Kreutzer tworzy biografię w rejestrach koncepcyjnych Spencer Pabla Larraína czy filmu Van Gogh. U bram wieczności (2018) Juliana Schnabela [NASZA RECENZJA]. Podejmuje twórcze ryzyko, nie szukając przychylności publiczności. Jednocześnie oferuje prawdopodobnie jeden z najbardziej feministycznych obrazów ostatnich lat, nieszarżujący symbolami, łopatologią i zdartymi, narracyjnymi płytami. Jej nadrzędnym celem jest zbadanie i zrozumienie swojej bohaterki we wszystkich jej odcieniach. Uniwersalności dodaje tu także warstwa muzyczna, pozbawiona klasycznej partytury orkiestrowej, wypełniająca przestrzeń dźwiękami współczesnych utworów autorstwa francuskiej piosenkarki Camille. Utwór „She Was” rozpływa się po ekranie, a razem z przenikliwym wzrokiem Vicky Krieps tworzy symfonię wbijającą się głęboko pod skórę. Końcowego smaku dodaje zaś błyskotliwy, wyrafinowany humor, którego żart odnajdujemy przede wszystkim w odniesieniach do otaczającej nas rzeczywistości.

Austriacka twórczyni w prowadzeniu fabuły jest niezwykle wyrafinowana i świadoma zarówno punktów ciężkości, jak i niuansów wypełniających przestrzeń między nimi. W koronkowej, reżyserskiej pracy udaje jej się uchwycić ducha odchodzącej monarchii, czego odzwierciedleniem jest chociażby surowa, nieprzesadzona scenografia. Nadchodzą zmiany i nic, nawet zaklinanie rzeczywistości pod postacią dociskania gorsetu, przyklejania bokobrodów czy używania nakładek na zepsute zęby, nie jest w stanie ich powstrzymać. Na tym pełnym pozorów tle wybrzmiewa uniwersalny obraz kobiety: świadomej upływającego czasu, a co za tym idzie, skończoności swojego mitu. Co jakiś czas będzie chwytać się ostatniej deski ratunku: szukać potwierdzenia swojej atrakcyjności, zarówno u osób przypadkowych, jak i tych bezgranicznie w nią wpatrzonych, gotowych oddać wszystko za więcej niż słowa. Stanięcie oko w oko ze swoimi największymi lękami, akceptacja przemijalności własnego blasku, poluzowanie ciasnych nici kontroli, mogą przynieść rzecz zaskakującą: oczyszczenie i upragnioną wolność.  

W gorsecie
Tytuł oryginalny:
Corsage

Rok: 2022

Kraj produkcji: Austria, Francja, Niemcy, Luksemburg

Reżyseria: Marie Kreutzer

Występują: Vicky Krieps, Colin Morgan, Florian Teichtmeister, Aaron Friesz

Dystrybucja: M2 Films

Ocena: 4,5/5

4,5/5
Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska