Kino oparte na dialogach, kamera wchodząca w intymne momenty, po to byśmy wspólnie z bohaterami doznali jakiegoś oczyszczenia poprzez dyskusję. Mistrzem takiej formy był Eric Rohmer, a obecnie jej tradycje kontynuują Hong Sang-Soo, Mia Hansen-Løve, czy cały amerykański gatunek mumbecore’u. Laureat Wielkiej Nagrody Jury w Konkursie Głównym Berlinale – W pętli ryzyka i fantazji w reżyserii Ryûsuke Hamaguchiego to kolejny kontynuator tej myśli filmowej.
Hamaguchi do światowego kina wchodził powoli, debiutował jeszcze na studiach niskobudżetową adaptacją Solarisa Stanisława Lema, a potem długo walczył o artystyczną samodzielność. Sławę na świecie przyniósł mu dopiero siódmy samodzielny projekt, monumentalne ponad pięciogodzinne Happy Hour z 2015 roku. Stał się wtedy rozpoznawany wśród kinofili, pojawił na krajowych listach najlepszych filmów roku, a Locarno opuścił z nagrodami aktorskimi i za scenariusz (Złotego Lamparta przegrywając zresztą z Teraz dobrze, wtedy źle Honga Sang-soo). Sukces bezkompromisowego projektu zapewnił mu finansowanie i wstęp na największe filmowe imprezy. W 2018 roku pokazał w konkursie głównym w Cannes swoje Asako. Dzień i noc, przewrotną adaptacją powieści Tomoki Shibasaki, która trafiła do polskich kina za sprawą Aurora Films, jednak została dość chłodno przyjęta zarówno przez widzów jak i krytykę (NASZA RECENZJA).
W pętli ryzyka i fantazji, którym Hamaguchi debiutuje na Berlinale, to przypadek, gdy temat filmu zostaje określony najlepiej już tytułem. To trzy, bardzo zabawne, ale i poruszające, opowiastki o ludziach, uczuciach i roli przypadku w naszym życiu. W pierwszej z nich, najbardziej hongowskiej, jesteśmy świadkami nieoczywistego, dla wszystkich zaangażowanych, trójkąta miłosnego. W drugiej, podzielonej na trzy epizody w pięcioletnim interwale, śledzimy zamężną kobietę, która jest zakochana w swoim dawnym wykładowcy – znanym pisarzu. Z kolei w ostatniej na pierwszym planie umieszcza kobietę koło trzydziestki, która przyjeżdża do rodzinnej miejscowości licząc na spotkanie z licealną miłością.
Słodko-gorzka wizja relacji międzyludzkich tworzona przez Hamaguchiego może przywoływać skojarzenia z komedią romantyczną, niewątpliwie musimy jako widzowie zaakceptować należenie świata przedstawionego raczej do strefy fantastyki niż realizmu. Z drugiej strony dzieje się to niejako automatycznie, gdyż dialogi, na których całość jest oparta, są tu napisane z niebywałą lekkością i wspaniale podane przez aktorki. Nie ma tu poczucia narracyjnego bałaganu jak w Asako. Dzień i noc, które przeplatało sceny wybitne (wizyta u babci, zniknięcie Bako) z dłużyznami i chybionymi dowcipami. Prawdopodobnie swoiste rozdrobnienie będące efektem przyjętej nowelowej formuły zaowocowało tym, że Japończyk mógł w pełni skupić się na relacji między bohaterkami i dialogach, bez konieczności wydłużania całości chociażby dodawaniem jakichkolwiek wątków poza głównym.
Nie jest to kino mające ambicje zmieniać życie i uświadamiać nieuświadomione, raczej powinniśmy traktować W pętli ryzyka i fantazji jak eskapistyczną i zabawną sesję terapeutyczną, po której tak bohaterki jak i my – widzowie najzwyczajniej w świecie czujemy się lepiej, lżej i radośniej. Ryûsuke Hamaguchi po raz kolejny pokazał się w swojej fabule jako niezwykle utalentowany i posiadający własny język twórca i autor, którego każdy fan przegadanego kina powinien uważnie śledzić.