Epokawixa – recenzja filmu „La bête dans la jungle” – Berlinale 2023

Patric Chiha kontynuuje podbój serc publiczności berlińskiego festiwalu. Po nagrodzonym w 2020 roku dokumencie Si c'était de l'amour nieprzerwanie zgłębia taneczne rytuały, tym razem adaptując w rozhasanym anturażu cenioną nowelę Henry’ego Jamesa, po którą sięgał wcześniej chociażby Benoît Jacquot.

La bête dans la jungle w obiektywie Austriaka to obsypana cekinami, zroszona strugami potu dzieciaków ery techno i skąpana w świetle neonów enigmatyczna opowieść o zabłąkanym fataliście, snującym się między fałdami czasu niczym nieśmiały młodzik pod ścianą na pierwszej gimnazjalnej balandze. Jest tym chłopakiem z memów, który zawsze stoi w kącie i szczyci się swoją wyjątkowością – w tym przypadku to obietnica nadejścia bliżej nieokreślonego oświecenia zmusza do ekstremalnej asertywności.

Od niewinnych jeszcze pląsów w rytm italo disco pod gwiaździstym niebem Sardynii rozpoczyna się historyczna odyseja meandrująca tanecznym krokiem przez archipelag klęsk i sukcesów ludzkości. Za zmianą politycznych porządków gonią kolejne zwroty kulturowe i  nowe muzyczne style – po wygranych wyborach pora na nutkę romantyzmu, zburzony mur zachęca do wydostania z gruzów dionizyjskiego festiwalu uciechy, a upadek wieży zwiastuje kolejne choroby gatunku.

Dyskotekowa oprawa, niewątpliwie zainspirowana Balem (1983) francuskojęzycznym klasykiem kultowego reżysera Ettore Scoli, świetnie sprawdza się za tło dla egzystencjalnych dylematów i niemożliwego do skonsumowania uczucia pary stałych bywalców dziwacznego klubu. Liminalna przestrzeń ludycznej performatyki – w zawieszeniu między całkowitym zanurzeniem w podziemnej ekstazie i harcach a nostalgią za namacalnością świata zewnętrznego – funkcjonuje w filmie niczym scena, gdzie życiowe role odgrywają pionki tego świata. W oczekiwaniu na definiujący własną tożsamość moment to małe piekiełko ekstrawagancji obserwuje z perspektywy zaplecza główny bohater John, w którego wciela się znany z nagrodzonych Srebrnym Niedźwiedziem Synonimów Tom Mercier (NASZA RECENZJA).

Emocjonalne szachy zaczynają się na dobre, kiedy wyjęty z objęć zegara nieskazitelny podglądacz cielesnej masy, spalającej się na parkiecie w cyklicznym transie międzypokoleniowej sztafety, zaprasza do celebracji bezczynności upatrzoną w tłumie muzę – w roli May hipnotyzująca nienachalnym spojrzeniem Anaïs Demoustier. Jak anioł Wendersa John wciąga ją na balkon temporalnej obojętności, by beznamiętnie znosić samotność za cenę obiecanego objawienia. Wciąga także widzów, zmuszonych poddać się ulotnej naturze afektu kontrastowanej literackością dialogów.

Chiha zbudował prawdziwy wulkan ekranowej energii, którego eksplozje poruszają tektonicznymi płytami społeczeństwa, co skwapliwie odnotowuje historyczny sejsmograf ubrany to w balowe suknie, to w skórzane spodnie z ćwiekami. Wyniósł materiał źródłowy na inny poziom – niekoniecznie wyższy – stawiając pytanie o to, czy mobilność nowych pokoleń jest przyczyną lub też efektem rezygnacji głównych bohaterów z uczestnictwa w danse macabre. Czy istniałaby młodość, gdyby cmentarze nie zapełniały się, aby zrobić jej miejsce? – jak dumał Bataille.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca
La bête dans la jungle plakat

La bête dans la jungle

Rok: 2023

Kraj produkcji: Austria, Belgia, Francja

Reżyseria: Patric Chiha

Występują: Anaïs Demoustier, Tom Mercier, Béatrice Dalle i inni

Ocena: 3,5/5

3,5/5