19. Millennium Docs Against Gravity – relacja

Poniżej znajdziecie zbiór naszych recenzji i mini-recenzji związanych z 19. edycją festiwalu Millennium Docs Against Gravity (stacjonarnie 13-22 maja, online: 22 maja - 5 czerwca).

RECENZJE

KONKURS GŁÓWNY

INNE SEKCJE

MINI-RECENZJE

PISKLAKI

PISKLAKI (Fledglings)

reż. Lidia Duda

Film Lidii Dudy porywa już od pierwszego ujęcia zarówno za sprawą głównych bohaterów, jak i fenomenalnych zdjęć Wojciecha Staronia i Zuzanny Zachary. Sam w sobie stanowi behawioralną wiwisekcję nauki latania „pisklaków”, które dopiero co opuściły rodzicielskie gniazdo. Monochromatycznym formatem przypomina dokument „To jest jajko” z 1965 w reżyserii Andrzeja Brzozowskiego, będący zapisem lekcji poznawania dotykiem jajka, we wszystkich jego formach, również tej wyklutej (dostępny bezpłatnie w serwisie Ninateka).

Oto bowiem trójka niewidomych dzieci trafia do szkoły z internatem. Zosia jest żywym srebrem – niesamowicie spontaniczna, rezolutna, ale potrzebująca swojego czasu na rozwinięcie skrzydeł w nowej sytuacji, gdzie pod ręką nie ma już ciągle mamy i taty. Kinga jest jej przeciwieństwem. Mimo dziecięcego wieku (7 lat) przejawia zdolności analityczne i organizacyjne. Bardzo szybko adaptuje się do nowej sytuacji, ale też jako jedyna z dzieci ma jakikolwiek zasób wzorku. Oskar dłońmi zapatrzony jest w Zosię, najlepszą przyjaciółkę i troskliwą opiekunkę, która w pełni odwzajemnia jego adorację. Oglądamy zmagania tej trójki ze światem, dla nas jakże oczywistym – dla nich będącym ciągłym wyzwaniem.

Reżyserka nie próbuje nas przy tym szantażować emocjonalnie i wzruszać tanimi chwytami. Jej obraz pozostaje pełnym ciepła i humoru zapisem odnajdywania się w nowej, wyjątkowo trudnej sytuacji, gdzie nabycie samodzielności jest warunkiem koniecznym, wymagającym znacznie większego nakładu sił niż w przypadku widzących rówieśników. Nieoceniona jest tu pomoc nauczycieli z Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, pełnych ciepła i cierpliwości, ale też stanowczości. Zaś wzajemna rówieśnicza troska, osadza tytułowe pisklaki na społecznej mapie życia, dodając otuchy i odwagi do zmagań z mrokiem.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
Bestie ze Złego

BESTIE ZE ZŁEGO (Beasts)

reż. Tomasz Knittel

Jeśli słowa „warszawski”, „klub” i „sportowy” w jednym zdaniu działają na Was odstraszająco, to już nazwisko reżysera powinno uspokoić i zachęcić do seansu, szczególnie, że nie o zwykły klub sportowy chodzi. Tomasz Knittel po nostalgicznej i mistycznej „Agonii”, tym razem zgłębia dynamikę klubu piłkarskiego AKS ZŁY.

„AKS ZŁY jest własnością ludzi, którzy go tworzą. Są nimi członkowie otwartego stowarzyszenia, a wśród nich nasi sportowcy, trenerzy, osoby działające w klubie na wszystkich jego obszarach oraz zwykli kibice. Kluczowe decyzje podejmowane są demokratycznie na walnych spotkaniach członków stowarzyszenia.” – głosi napis na fanpagu ZŁEGO, którego nazwa słusznie kojarzy się z powieścią Leopolda Tyrmanda. Założony w sierpniu 2015 kolektyw ma jasną misję – jest nią równość i różnorodność, zrywające z patriarchalnym dyktatem i agresywnym wizerunkiem piłki i kibiców. Nikogo zatem nie dziwi trener obcokrajowiec czy małżeństwo dziewczyn wyczekujące pierwszego potomka.

W zaledwie 90 minutach projekcji dostajemy kalejdoskop przeżyć i wrażeń, portret zarówno zbiorowości, jak i tworzących ją jednostek. Obserwujemy starcia zawodników z trenerami, wewnętrzne wątpliwości targające sportowcami, relacje związkowe nie zawsze pełne zrozumienia dla pasji partnera, ale przede wszystkim marzenia o dostaniu się do wyższej ligi.

Knittel płynnie przeplata losy swoich bohaterów, przyprawiając je emocjami wiernych kibiców, kolejny raz udowadniając talent narracyjny, wypracowane do perfekcji rzemiosło i umiejętność odnalezienia się w każdym temacie.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

MAU. GURU DESIGNU (Mau)

reż. Benji Bergmann, Jono Bergmann

Życie to design – wybrzmiewa credo Bruce’a Mau, kanadyjskiego projektanta i pedagoga, współautora biblii architektów S,M,L,XL. Niemal wszystko w naszej egzystencji, w tym codzienne czynności, jest urzeczywistnieniem określonych koncepcji, zatem dziełem zamierzonym. W każdej minucie mamy pewien rodzaj wpływu na otaczającą nas przestrzeń. Brzmi jak mowy trenerów motywacyjnych? Nic bardziej mylnego. Mau jedynie pokazuje wymiar egzystencji jako ukierunkowanego działania, którego celem jest stworzenie stanu lepszego niż ten zastany. W tym ujęciu każdy z nas jest projektantem.

W filmie braci Bergmannów przeplatają się złote lata kariery człowieka, który od pierwszego pojawienia się w studiu graficznym Fifty Fingers, zwiastował olbrzymi talent, ze wspomnieniami dzieciństwa pod pręgierzem przemocowego ojca. Dzisiaj Mau jest legendą, uznawanym na arenie międzynarodowej nie tyle za artystę czy rzemieślnika, ale przede wszystkim za wizjonera, który dostosowuje rzeczywistość do nieznanej jeszcze przyszłości, mającym świadomość, że budowanie na teraźniejszości jest destrukcyjnym cofaniem się w czasie. To twórca zaszczepiający swoją metodologię na grunt sztuki, grafiki użytkowej, architektury, ale przede wszystkim ekologii i dobra społecznego. Te dwa ostatnie wymiary są determinantami w jego pracy – design, który nie służy polepszeniu życia ludzi na całym świecie, jest bezwartościowy. Dlatego, kiedy o kampanię poprosiła go Coca-Cola, postawił na zmianę wizerunku poprzez recycling butelek PET, dzięki czemu miliony ton plastiku zalegających na wysypiskach, zmieniły się w nowoczesne krzesła. Kolejną kluczową kwestią jego działań jest ich długofalowość. Utylizacja odpadów jest przecież konieczna do przetrwania ludzkości i planety. Ten czynnik był także wiodący przy jego najtrudniejszych zadaniach: zmianie przestrzeni architektonicznej świętego miasta Mekki w Arabii Saudyjskiej oraz przeprojektowaniu mentalności ludności Gwatemali, udręczonej dekadami wojny domowej i potrzebującej nowej optyki w podejściu do życia i przyszłości.

Życie Mau to odwrócone odbicie jego dzieciństwa. Nie ma w nim przemocy, której doświadczał jako mały chłopiec, brak jakichkolwiek książek w domu rodzinnym, zamienił zaś na ich tworzenie w życiu zawodowym. Trudne dzieciństwo jawi się jako lekcja, materializująca się w twórczym credo. Uśmiechnięty, pozbawiony pychy i gigantycznego ego, jest najlepszym drogowskazem dla wszystkich zajmujących się szeroko pojętym designem, a w myśl zasady, że design to życie – dla nas wszystkich.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

LICHT - SZALEŃSTWO CZY OPERA (Licht - Stockhausen's Legacy)

reż. Oeke Hoogendijk

Karlheinz Stockhausen (1928-2007), wybitny niemiecki kompozytor i pedagog, którego twórczość miała olbrzymi wpływ na dzisiejszą muzykę, operę Licht tworzył 26 lat. Film skupia się na przygotowaniach do wystawienia tego niesamowitego spektaklu, jednocześnie odkrywając przed nami kolejne warstwy fascynującego życia prywatnego muzyka.

 

Licht (czyli Światło) to cykl operowy zbudowany z siedmiu oper, odpowiadających kolejnym dniom tygodnia, czerpiący z motywów biblijnych, niemający w zasadzie początku ani końca i tworzący tym samym rodzaj spirali. Z przyczyn organizacyjnych i technicznych, wystawienia tak monumentalnego spektaklu w całości za życia kompozytora nie było możliwe. Teraz pracuje nad nim sztab ludzi, w tym partnerki kompozytora. W swojej twórczości eksplorował obszar akustyki i psychologicznego odbioru dźwięku. Jego kompozycje uważane były za arcydzieła, żeby wspomnieć chociażby Gesang der Jünglinge (Śpiew młodzianków) z 1956 roku czy Gruppen (1955–1957), odzwierciedlający innowacyjne podejście do budowy przestrzeni muzycznej (trzy rozmieszczone wokół widowni orkiestry, kierowane niezależnie przez trzech dyrygentów, grające wspólnie lub oddzielnie). Muzykę traktował jako obszar niewyczerpanego eksperymentu, gdzie linearność kompozycji ma drugorzędne znaczenie wobec natury dźwięku. Przykładem tego jest „Klavierstücke XI”, którego istotą jest rozpoczęcie od dowolnego fragmentu, a każdy kolejny należy grać w dynamice i artykulacji poprzedniego, przy czym nie ma konieczności odegrania wszystkich części podczas jednego występu. Muzyka Stockhausena była jednak często, wbrew jego nadziejom i oczekiwaniom, niezrozumiała i nieprzystępna dla przeciętnego słuchacza, ale także dla rynku muzycznego. Wyprzedzał swoją epokę i dopiero upływ czasu pozwolił na docenienie w pełni jego talentu.

Warstwa audiofilska, która zahipnotyzuje niejednego miłośnika muzyki przede wszystkim elektronicznej, miesza się tu z życiem prywatnym. Stockhausen nie był człowiekiem łatwym, szczególnie pod koniec życia. Nie potrafił przyjmować krytyki, odcinał się przez nią od ludzi, także tych najbliższych. Despotycznie pragnął muzykalnej rodziny pod swoje dźwiękowe dyktando i nie tolerował innych wyborów u swoich dzieci. Jednocześnie łaknął miłości i atencji, otaczając się ciągle nowymi kobietami, wchodząc w związki małżeńskie pełne zdrad, a na końcu w trójkąt z klarnecistką Suzanne Stephens i flecistką Kathinką Pasveer, których to wspomnienia o wielkim mistrzu tworzą serce tej elektryzującej biografii

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

TRZY MINUTY ZAWIESZONE
W CZASIE
(Three Minutes
– A Lengthening
)

reż. Bianca Stigter

Nie mogę wyjść z podziwu jak holenderska reżyserka Bianca Stigter, potrafiła stworzyć ponad godzinny film z zaledwie trzech minut archiwalnych nagrań. Przez cała czas trwania seansu widzimy bowiem tylko tytułowe trzy minuty przetwarzane na różne sposoby: zapętlane, powiększane, spowalniane, zatrzymywane… Kadry, którym mamy możliwość tak dokładnie się przyjrzeć to nagranie, jakie znalazł niejaki Glenn Kurtz w domu swoich rodziców na Florydzie. W amatorskich, dosyć nieporadnych ujęciach widzimy ludzi na ulicy bliżej nieokreślonego miasteczka w Europie. 

Dokument Stigter przywołuje krok po kroku śledztwo, jakie Kurtz prowadził, próbując rozszyfrować skąd pochodzi nagranie i kim są jego bohaterowie. Odkrycie, że to żydowska społeczność Nasielska, uchwycona w 1938 roku, w ostatnich momentach życia przed Zagładą, jest zaledwie punktem wyjścia do fascynującej opowieści. Chociaż tytuł ten jest w pełni zaangażowany w historię odkrywania krok po kroku prawdy, poprzez swoją formę staje się równocześnie wypowiedzią o medium filmowym jako takim. Na ile film może stać się nośnikiem pamięci lub katalizatorem wspomnień? Jak montaż i obróbka materiału może budować narrację? Czym tak naprawdę jest analiza ruchomych obrazów i jak daleko możemy jej zaufać? Reżyserka nie stawia tych pytań wprost, ale poprzez samą formę i konstrukcję, co potęguje nietuzinkowość i wymowę tego dzieła.  

Paweł Tesznar (Snoopy)
NOTHING COMPARES

NOTHING COMPARES

reż. Kathryn Ferguson

Sinéad O’Connor, wokalistka o irlandzkich korzeniach, ikona muzyki o niebiańskim głosie i niekiedy ostrych jak brzytwa tekstach. Kiedy 3 października 1992 podczas programu Saturday Night Live i wykonywaniu a cappella utworu „War” Boba Marleya podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II, część świata, również ta, która ją wcześniej kochała, odwróciła się do niej plecami. Film otwiera pamiętny koncert z okazji 30-lcia twórczości Boba Dylana, na którym obok wiwatów, słychać było przeraźliwe buczenie – jak przyzna w filmie, to połączenie było najgorszym dźwiękiem, jaki słyszała w życiu.

 

Film pomija wiele aspektów z życia O’Connor, jak choćby „romanse” z buddyzmem i islamem, sferę seksualności czy zaburzeń psychicznych, ale wtedy nie udźwignąłby tego półtoragodzinny format. Zresztą nie miała być to biograficzna laurka czy kompendium wiedzy o wokalistce. Kluczem narracyjnym jest droga, która doprowadziła do skandalu: wychowanie w religijnej rodzinie, głęboka wiara wieku dziecięcego, choroba psychiczna matki, znęcającej się psychicznie i fizycznie nad Sinéad, dyktat patriarchatu i w końcu demaskacja prawdy, za którą poszła świadoma droga artystyczna. O’Connor wyprzedziła swoje czasy o przynajmniej dwie dekady. Również w kwestii genderowej zabawy wizerunkiem, którego znamienną częścią było ogolenie głowy – wyraz buntu przeciwko wpychanym nam od wieków wzorcom piękna, mówiący „nie” uległości. Najważniejszym jednak aspektem tej historii jest walka z hipokryzją Kościoła Katolickiego i tuszowaniem skandali pedofilskich wewnątrz jego struktur. Jako jedna z nielicznych mówiła o tym głośno, a wręcz krzyczała i domagała się sprawiedliwości. W kontekście dalszego chronienia oprawców, trzydzieści lat po wydarzeniu, które tak oburzyło opinię publiczną, protest O’Connor jest ciągle aktualny.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
NELLY I NADINE

NELLY I NADINE (Nelly & Nadine)

reż. Magnus Gertten

Są filmy, poetyką obrazu i nostalgicznym ładunkiem narracji, przypominające wiersz. Takim właśnie poematem-pocztówką jest NELLY I NADINE, historia miłości dwóch kobiet, które poznały się w Wigilię Bożego Narodzenia 1944 roku w obozie koncentracyjny Ravensbrück.

 

Formalne klamry otwierające i zamykające opowieść stanowią tu archiwalne nagrania osób uratowanych z hitlerowskiej okupacji przez Czerwony Krzyż. Kamera rejestruje dopiero co przybyłych do portu w Malmö ocalałych – obraz tonie w twarzach pełnych radości z powodu odzyskanego życia, mieszającymi się z tajemniczymi, przepełnionymi wątpliwościami i bólem spojrzeniami. Nagrania te są częścią wcześniejszego filmu reżysera z 2015: „Każda twarz ma imię”. Po projekcji do twórcy podeszła Sylvie, twierdząc, że na nagraniach rozpoznała Nadine, wieloletnią partnerkę swojej babci Nelly, oraz że dysponuje filmami, fotografiami, zapiskami i listami dokumentującymi ich relację.

Gertten stopniowo odkrywa przed nami kolejne warstwy ich historii: od pierwszego spotkania, przez lęk związany z rozdzieleniem i niewiedzą co do własnych losów, po wspólne zamieszkanie w Szwecji i spędzenie razem kolejnych trzydziestu lat. Ale film Gerttena to również osobliwe studium queerowości w powojennych czasach. Obszaru, który nie był nazywany po imieniu, a wypełniał sporą część życia nie tylko tytułowych bohaterek. Nasycony subtelną intymnością portret miłości: czułych wyznań, deklarowanej troski i przynależności, osadzony jest tu w dwóch silnych kontekstach – poobozowej traumy i zmieniających się warunków społecznych.
Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
Na ratunek

NA RATUNEK (The Rescue)

reż. Jimmy Chin,
Elizabeth Chai Vasarhelyi

Zapomnijcie o wszystkich thrillerach tego roku – jeśli lubicie ciarki na plecach, musicie koniecznie wybrać się na NA RATUNEK Jimmy’ego China, opowiadający o akcji ratowania z zalanej jaskini w Tajlandii dwunastu chłopów i ich trenera. Wydarzenie to z zapartym tchem śledził cały świat i choć wiemy, że akcja zakończyła się pomyślnie, wcale nie zdejmuje to z filmu ciężaru olbrzymiego napięcia.

Chin jednak nie ogranicza się do samej rekonstrukcji zdarzeń (robiącej swoją drogą olbrzymie wrażenie) i wciągania w montaż materiałów reporterskich. Między kolejne etapy ryzykownego przedsięwzięcia wplata portrety ludzi, którzy dzięki pasji nurkowania głębinowego uratowali trzynaście żyć. Walka z czasem, architekturą natury, fizycznymi ograniczeniami ludzkiego organizmu, presją milionów oczu zwróconych w ich kierunku, ale też z własnymi demonami, składa się na emocjonalną mozaikę nie do zapomnienia. Smaku zaś całej narracji dodają podwodne zdjęcia „wielkiego błękitu” – bezmiernej otchłani, z którą co jakiś czas mierzy się człowiek, żeby wyrazić swój bunt wobec własnej przemijalności skonfrontowanej z wiecznością natury.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
moja stara klasa

NASZA STARA KLASA
(My Old School)

reż. Jono McLeod

Film McLeoda jest świetnym przykładem odczarowania ciężkości tematu humorem oraz technicznymi sztuczkami. Historia 32-letka udającego 16-letniego ucznia szkockiej szkoły w 1993 roku mogła być przecież opowiedziana całkowicie na poważnie. Nie oznacza to oczywiście, że film nie zostawia nas bez refleksji na temat motywów głównego bohatera. Słuchając wypowiedzi jego koleżanek i kolegów ze szkolnych ławek oraz jego własnej „spowiedzi” wydobywającej się z ust aktora Alana Cumminga, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że chodzi o coś więcej niż „typowe” oszustwo. Wymyślony Brandon Lee miał przecież olbrzymi wpływ na swoich kolegów – to dzięki niemu niektórzy z nich znaleźli swoje miejsce na społecznej mapie szkoły, z ofiar bullyingu stając się częścią rówieśniczej śmietanki. Innych szokował swoją wiedzą i ekstrawagancją oraz inspirował do podjęcia prestiżowych studiów. Zadziwiał i zachwycał również nauczycieli, nieprzygotowanych na pytania o naturę czasu ze strony „typowego” nastolatka.

W kontekście chociażby serialu „Kim jest Anna?”, wyprodukowanego przez platformę Netflix, film skłania na do przemyśleń, dlaczego jesteśmy tak bardzo podatni na działania mitomanów. Czy to chęć pławienia się w cudzym blasku pociąga nas tak bardzo, że przymykamy oko na wątpliwości i nie drążymy niewygodnych tematów? A może to kwestia uległości wobec autorytetów? Jedno jest pewne: zgrabnie opowiedziana historia, okraszona animacjami i pełnym humoru dystansem do wydarzenia, które zszokowało lokalną społeczność, jest tytułem wartym zakreślenia w swoim festiwalowym terminarzu.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

SILENT LOVE

reż. Marek Kozakiewicz

W konkursie na najlepszy film polski znajdziemy drugi pełnometrażowy obraz Marka Kozakiewicza, SILENT LOVE. To opowieść o rodzeństwie, w którym po śmierci matki 35-letnia Agnieszka walczy o prawo do opieki nad nastoletnim bratem Miłoszem. Co jakiś czas odwiedza ich Majka, oficjalnie „przyjaciółka z Niemiec”, a faktycznie wieloletnia partnerka Agnieszki.

Kozakiewicz bardzo zgrabnie i nienachalnie maluje portret formującej się rodziny, w której wejście w jej strukturę nowej osoby odbywa się intuicyjnie. Nic tu nie jest powiedziane wprost, a mimo tego wszyscy bardzo płynnie i zgrabnie przyjmują swoje role. Sielskość cieszenia się chwilą przerywają jedynie telewizyjne komunikaty o polskim piekle stref wolnych od LGBT oraz echa szkolnych pouczeń i kościelnych kazań o słuszności jedynie związku kobiety z mężczyzną, a także obawy Majki, dla której powrót do Polski, szczególnie na prowincję, oznaczałby ponowne zmagania z hermetycznym myśleniem i wykluczeniem.

Dla twórcy najważniejsza jest jednak niewidzialna tkanka rodzinnych relacji i postawienie pytania, co ją tak naprawdę tworzy? Mierzenie się z teraźniejszością i refleksje nad przyszłością mieszają się tutaj z błyskotliwym humorem i narracyjną lekkością, stawiając film Kozakiewicza jako jedną z najciekawszych propozycji nie tylko swojej sekcji konkursowej, ale także tej edycji festiwalu.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
DOMOKAUST

DOMOKAUST (Housewitz)

reż. Oeke Hoogendijk

Dla ocalałych z Holocaustu koszmar Zagłady jest ciągle żywą raną. Matka reżyserki filmu, Oeke Hoogendijk, będąca jednocześnie główną bohaterką dokumentu jej autorstwa, trawiona traumą wywózek i obozowej pracy, od dekad nie wychodzi z mieszkania. Przynajmniej raz w tygodniu nawiedza ją ten sam koszmar – o zagubieniu i niemożności znalezienia drogi do domu. „Dziś znów byłam w obozie” – mówi po prawie osiemdziesięciu latach od końca wojny.

Zamkniętą w czterech ścianach codzienność ubarwia oglądaniem nagrań z kamer pociągów, żartując, że w ten sposób zwiedziała spory kawałek świata. Jest w tym jednak ukryte dno, stanowiące poczucie kontroli nad sytuacją: jak sama twierdzi obraz może wyłączyć, przypadkowych ludzi i sytuacji, które mogą stać się czynnikiem stresogennym, już nie. Dlatego nie dziwią jej wahania nastroju, również w kontekście realizowanego obrazu, kiedy raz wyrzuca ekipę filmową z domu, innym razem dzwoniąc do córki o nietypowej porze i zapraszając z powrotem do kręcenia.

Zrealizowany oszczędnymi środkami formalnymi film stanowi żywą tkankę wspomnień o zamordowanej przez Gestapo rodzinie, obozowej pracy, która odbierała człowiekowi godność i tożsamość oraz o próbach odnalezienia się na wolności: wyjściu za mąż, urodzeniu dzieci, odnajdywaniu spokoju w rzeczach drobnych. I tylko nagłe telefony do córki, z dramatycznym wyznaniem: „Dziś znów jestem w obozie”, uzmysławiają, że trauma jest czymś, co na zawsze zostawia człowieka w jednym miejscu.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska