Zielono mi – recenzja filmu „Simona” – MDAG

Jednym ze stałych i uwielbianych przez publiczność elementów festiwalu Millennium Docs Against Gravity, są filmy biograficzne. Choć dużo w ich przypadku zależy od magnetyzmu opisywanej obiektywem postaci, to umiejętności narracyjne twórcy również są nie bez znaczenia. To swoiste połączenie, determinujące finalną jakość dzieła i stawiające je ponad przeciętnością, udaje się osiągnąć nielicznym – i z pewnością jest wśród nich Natalia Koryncka-Gruz ze swoim najnowszym filmem, Simona.

Opowieść rozpoczyna się z perspektywy Idy Matysiak, ciotecznej wnuczki Simony Kossak – legendarnej ekolożki będącej niczym kukułcze jajo w uzdolnionej artystycznie rodzinie. Dziewczyna przyjeżdża do Puszczy Białowieskiej, żeby na podstawie archiwalnych nagrań, zdjęć i zapisków, odkryć kim tak naprawdę była Simona, pamiętana jak przez mgłę z dziecięcych lat. Podróż ta ma dwa wymiary: fizycznego obcowania z rzeczami należącymi do tytułowej bohaterki, ale też duchowego zrozumienia człowieka, po którym została pustka nie do wypełnienia.

Na świat przyszła 30 maja 1943 w Krakowie, z bagażem rodzinnych oczekiwań w stosunku do jej płci. Miała być w końcu męskim spadkobiercą wielkiego talentu malarskiego Kossaków. Niestety, ponieważ los nie obdarzył jej artystycznym zmysłem, traktowana była po macoszemu. W domu panowała surowa dyscyplina i emocjonalny chłód, w których przodowała rodzicielka, choć ciągle zapracowany i nieobecny ojciec nie poprawiał sytuacji. Dorastała w rodzinnej posiadłości, „Kossakówce”, w cieniu atrakcyjnej oraz uzdolnionej malarsko i pisarsko siostry Glorii, faworyzowanej przez despotyczną matkę. Sama była traktowana jak tania siła robocza, a w podzięce za wieczną i nigdy niepytającą pomoc, została, zresztą przez knowania siostry, wydziedziczona.

Zadziwiające jest zatem, że tak toksyczne warunki nie zabiły w niej widocznie wrodzonego wielkiego serca, czułości i empatii. Być może to właśnie dzięki zwierzętom, które dawały jej emocjonalne schronienie już od najmłodszych lat, znalazła w sobie siłę do wyrwania się z pozbawionego miłości gniazda i uwicia własnego, opartego na podmiotowym podejściu zarówno do człowieka, jak i, a może w zasadzie przede wszystkim, natury. Świat zastany był dla niej dużo ciekawszy od tego wykreowanego pokoleniowym pędzlem, nie dziwią zatem podjęte na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi na Uniwersytecie Jagiellońskim studia, po których wyjechała do Białowieży, gdzie znalazła własne miejsce na ziemi, swoją „Kossakówkę”, czyli „Dziedzinkę”. Tam też poznała miłość swojego życia, Lecha Wilczka, fotografa z Warszawy i bez reszty oddała się opiece nad puszczańską fauną.

Zachwycają zawarte w filmie historie przyjacielskich, a czasem wręcz matczynych relacji ze zwierzętami – na przykład uratowanym i odchowanym krukiem, który tolerował tylko ją i Lecha, będąc jednocześnie postarchem dla całej okolicy. Swojej ludzkiej mamie przynosił wyciągnięte z kieszeni leśników portfele z dopiero co otrzymanymi wypłatami, które ta musiała później odnosić właścicielom. Sarnom, którymi się opiekowała, zbudowała specjalną zagrodę, nieproporcjonalną do jej drobnej budowy ciała. To one nauczyły ją, że człowiek, jeśli tylko zdobędzie się na odpowiednią uważność i empatię, będzie pełnoprawną częścią świata zwierząt – i że będą go one traktowały jak „swojego”, alarmując na przykład o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Zażyłe relacje z dzikami, sowami czy wiewiórkami były w Dziedzice na porządku dziennym.

W tę sielską warstwę wkradają się także dramatyczne tony. Pierwszy zarejestrowany kamerą dotyczy pary uratowanych łosi, które obdarzyły Simonę znamiennym przywiązaniem. Odchowane i oddane do parku narodowego, nie znalazły w ludziach już takiego oparcia, jakie dawała im ona. Bolesna jest też historia Agatki, rysia będącego dla niej niczym dziecko, którego utrata była prawdopodobnie najbardziej bolesnym doświadczeniem jej życia. Kossak toczyła ponadto zaciętą walkę o zaprzestanie stosowania wnyków w celu odławiania wilków pod naukowymi pretekstami, które w gruncie rzeczy doprowadziło do zmniejszenia ich populacji. 

Mimo, że nie miała talentu malarskiego, miłość do zwierząt zaprowadziła ją w inny obszar twórczy, mianowicie przed obiektyw kamery, którą rejestrowała erotyczne życie… owadów. Głęboko liczyła na to, że ich miłosne igraszki udzielą się widzom, w myśl zasady, że świat przyrody i człowieka jest tym samym obszarem i jednakowo pobudza zmysły. Obiektem jej działań dokumentalnych były także żaby, które otaczała nie mniejszą troską niż puchate, dające się głaskać zwierzęta. Udowodniła, że ekspansywna działalność człowieka jest tragiczna w skutkach dla ich mikroświata, a bezpieczny rozwój zapewnić im może tylko spokój i dziewiczość natury.

Zniuansowany portret najsłynniejszej polskiej zoopsycholożki nie powstałby bez czułego oka Natalii Korynckiej-Gruz, która nadała mu niespotykanego ciepła i kolorytu. Tę, jakże pożądaną filmową magię udało jej się osiągnąć w głównej mierze dzięki różnorodności zastosowanych elementów narracyjnych. Mamy tu zarówno archiwalne wypowiedzi nagrane kamerą 8 mm, zapiski bohaterki, fotografie m.in. Lecha Wilczka, oddające nieposkromiony charakter jego partnerki oraz wypowiedzi krewnych, przyjaciół i mieszkańców Dziedzinki, świadczące o tym, jak ważną postacią była dla nich wszystkich. Osobliwa, artystyczno-rzemieślnicza warstwa przyprawiona zaś została błyskotliwym poczuciem humoru, idealnie oddającym charakter bohaterki. Za zdjęcia nadające opowieści rytmu odpowiedzialny jest tu Krystian Matysek, a w drugiej ekipie Piotr Jaxa, zasiadający w jury tegorocznej edycji festiwalu w sekcji konkursowej Canona. 

Kosmos Simony Kossak stworzony w Dziedzince, przedstawiony przez Koryncką-Gruz jest miejscem magicznym, do którego nie mamy już dostępu, nie tylko ze względu na czas przeszły, ale też inne tempo dzisiejszego życia, bardzo rzadko pochylające się nad pięknem przyrody, tkwiącym w jej prostocie. Simona umiała to piękno dostrzegać we wszystkich jego wymiarach, a była to miłość najszczersza, bo bezinteresowna. Była człowiekiem bezustannie walczącym o zaprzestanie bezsensownej ingerencji człowieka w ekosystem. Hołdowała poglądowi, że na ziemi jest dość dużo miejsca dla wszystkich i wystarczy zaledwie minimalne ograniczenie własnych potrzeb konsumpcyjnych do powstrzymania ekologicznej katastrofy. W kontekście naszych czasów, gdzie zysk akcjonariuszy wchodzi z butami w coraz dziksze zakątki globu, dziedzictwo jej poglądów i nauki, wydaje się być tym bardziej ponadczasowe. 

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Simona

Tytuł oryginalny:
Simona

Rok: 2021

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Natalia Koryncka-Gruz

Dystrybucja: Eureka Studio

Ocena: 4/5