Zapach miłości – recenzja filmu „Pięć diabłów” – Nowe Horyzonty

Léa Mysius, reżyserka energetycznej i nieoczywistej Avy, po kilku latach przerwy wraca ze swoim najnowszym obrazem, Pięć diabłów, dostarczającym nie mniejszych wrażeń, zarówno estetycznych, jak i emocjonalnych, te ostatnie wynosząc miejscami do poziomu rollercoastera. Przede wszystkim zaś serwując jedną z ciekawszych pozycji kina queerowego, mówiącą o nieheteronormatywnej miłości w sposób obdarty z klisz, elektryzujący świeżością i wielopoziomową konstrukcją narracji.

Joanne (Adèle Exarchopoulos), niegdyś akrobatka, dziś instruktorka wodnego aerobiku, mieszka z mężem Jimmym (Moustapha Mbengue) i dziesięcioletnią córką Vicky (Sally Dramé) w małym, francuskim miasteczku. Jej pociecha poznaje i interpretuje świat w dość osobliwy sposób – dzięki ponadprzeciętnie wyostrzonemu węchowi. Codziennie zbiera z otoczenia przedmioty o różnych zapachach i kataloguje je, zamykając w słoikach oznaczonych odpowiednimi etykietami. Wszystkie traktuje z czułością, ale najbardziej te z napisem „Mama”. Życie trójki płynie pozornie sielsko, ale wystarczy lekko poskrobać powierzchnię, żeby zobaczyć, że nie dość, że nie ma tam żaru, to zbierane latami przemilczenia czekają na swój moment erupcji. Katalizatorem zmian okaże się niespodziewane przybycie Julii (Swala Emati), siostry Jimmy’ego, które u Joanne wywoła dość nieoczywiste podenerwowanie. Vicky zaś ciotkę wita po swojemu, czyli przygotowując dlań szklane naczynie z wonną miksturą. Julia nie jest jednak łatwo identyfikowalnym elementem, a obcowanie z jej „zapachem” wprowadza najmłodszą bohaterkę filmu w zupełnie inny, z jednej strony niebezpieczny, bo nieznany, z drugiej intrygujący świat. Pod wpływem aromatycznych eliksirów dziewczynka przenosi się do przeszłości, zuchwale podglądając życie swojej mamy sprzed okresu macierzyństwa. Ale czas miniony nie pozostanie dłużny – konfrontacyjnie spojrzy jej w oczy, a sprzężenie, które dokona się między tymi dwoma płaszczyznami, będzie miało dla wszystkich nieodwracalne skutki.

Mysius podobnie jak Céline Sciamma w Małej mamie  [NASZA RECENZJA] snuje rozważania nad ograniczonymi z racji wieku zdolnościami poznawczymi dziecka w kontekście rozumienia figury rodzica i szuka niecodziennych narzędzi, dzięki którym proces ten byłby możliwy. O ile jednak u Sciammy zabieg ten stanowił nostalgiczną oś narracji i cel sam w sobie, o tyle reżyserka Pięciu diabłów traktuje go jak składową, konieczną do pełnego wybrzmienia opowieści. Również wykorzystuje do tego konstrukt czasu i elementy realizmu magicznego, choć w tym przypadku Vicky pozostaje biernym obserwatorem swojej mamy, nie wchodząc z nią w żadne interakcje. Jej wiedza o Joanne bazuje w dużej mierze na wyobrażeniach, idealizacji oraz empiryzmie ciepłej skóry i przyjemnego zapachu. Kim jednak poza zbiorem cech „dobra, ładna, oddana” jest mama? Czy kocha ją i tatę? Dlaczego tak silne emocje towarzyszą jej w kontakcie z Julią?

Młoda, francuska reżyserka lubi wyzwania związane ze strukturą i wielowarstwowością opowieści. Narracyjnych płaszczyzn, przeplatających się ze sobą, jest tutaj co niemiara, a wszystkie elektryzują, nawet jeśli finalnie wybrzmiewają nieco banalnie. Mamy aż dwie równoległe historie miłosne, obydwie niemożliwe do spełnienia w czasie przeszłym, zatem wyparte i odłożone na półkę. Niecodziennego smaku dodaje im wspomniana dekonstrukcja dzieciństwa jako wieku ograniczonego poznania, które nabiera znamion autentyczności, dopiero kiedy zostanie obdarte z idealizmu. Całości dopełnia zaś high concept, manifestujący się w zabawie czasem i przestrzenią jako płaszczyznami nielinearnymi, które mogą się przenikać i na siebie wpływać. Dla reżyserki nie są one jednak tylko chwytliwymi, formalnymi zabiegami ku uciesze widza. Służą jej do rozważań, chociażby na temat natury naszych życiowych wyborów. Co byśmy stracili, co zyskali, gdyby były one inne? Czy raz utracona miłość jest możliwa do odzyskania w warunkach zupełnie nowych? I czy dziecko, w tradycyjnym ujęciu traktowane jako wieczyste zobowiązanie, wyznaczające wszelkie kierunki działań, musi wiązać się ze stagnacją i brakiem poszukiwania szczęścia, kiedy okażę się, że nasze życie nie wygląda tak, jak je sobie wyobrażaliśmy? To wszystko Mysius przykrywa zaś gatunkowym płaszczem, przyprawiając całość elementami thrillera i baśniowości. Zapachowe eliksiry przyrządzane przez Vicky nie bez przyczyny będą kojarzyć się z wiedźmowymi praktykami. Nieprzypadkowa będzie też niewyjaśniona, metafizyczna więź z Julią, oparta na imigranckich korzeniach, które dają o sobie znać na szkolnym podwórku, wyszydzane przez koleżanki i kolegów z klasy. 

Pięć diabłów stanowi ciekawą propozycję kina środka, ubraną w doskonałe zdjęcia, muzykę i energię, trzymającą bardzo mocno uwagę widza, a jednocześnie konstruktem opowieści drapiącą artystyczne rejony. Crème de la crème fabuły – dziecięca podróż w czasie, zmieniająca postrzeganie najukochańszej osoby, a przez to także siebie, kwestionująca pierwszy raz zastany świat – jest bez wątpienia świeżym i pożądanym zabiegiem narracyjnym. Elementy odrealnione nie są tu jedynie ubarwieniem love story, choć wyznaczają jej rytm. Koniec końców to film o miłości – tej bezwarunkowej, jaka jest między rodzicem i dzieckiem, i tej, która wymaga pracy, zaufania i walki, a która jeśli jest prawdziwa, potrafi wrócić jak bumerang i wywrócić cały świat do góry nogami.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Pięć diabłów
Tytuł oryginalny:  Les cinq diables

Rok: 2022

Kraj produkcji: Francja

Reżyseria: Léa Mysius

Występują: Adèle Exarchopoulos, Daphné Patakia, Sally Dramé

Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Ocena: 3,5/5

3,5/5