Ostatni dzwonek – recenzja filmu „Magyarázat mindenre”- Rotterdam 2024

Podczas spotkania z twórcami jednego z prezentowanych w Rotterdamie esejów z widowni padło dość naiwne pytanie o receptę twórcy na pokojowe rozwiązanie światowych konfliktów, które aktualnie okupują kolektywne sumienie Zachodu. Jeśli szukać odpowiedzi w nowym filmie Gábora Reisza – wszak tytuł (pol. wyjaśnienie wszystkiego) do tego zaprasza – zawarłaby się prawdopodobnie w poetyckim aforyzmie o tym, że lustracyjny fetyszyzm nie zawsze jest lekarstwem na narodową traumę, a ministerialne baseny piękniejsze są pełne odurzonej słońcem młodzieży, niż strzeżone warczeniem psów, na co dzień puste, wzruszone jedynie mąceniem decydentów.

Z godną pozazdroszczenia subtelnością Węgier przedstawił panoramę spolaryzowanego społeczeństwa, gotowego rzucić się sobie do gardeł w imię politycznego ego – tkanki tak do złudzenia przypominającej zmiany rakowe na ciele polskiej debaty publicznej, że nie potrzeba specjalisty, by zaryzykować metaforyczny przeszczep. Tym bardziej, że brakuje nam takiego kina, lawirującego między pułapkami, jakie zastawiają strategie rozliczeń, oskarżeń czy prześmiewczych pamfletów – kina cierpliwego, mądrego i czułego, bez krzty sentymentalizmu i dydaktycznego kija w plecach. Autor Najgorszych wierszy na świecie nawiązuje zresztą do bogatej tradycji narodowej, z jednej strony wskrzeszając pokoleniowe wątki podejmowane chociażby w Czas stanął w miejscu Pétera Gothára (Projekt: Klasyka), z drugiej sięgając po polifoniczną narrację, jaką znamy z leśnej dylogii Benedeka Fliegaufa (Im dalej w las tym więcej drzew / NASZA RECENZJA).

Bo chociaż czołową postacią z pewnością jest nastoletni Abel, właściciel uroczego wąsika, którego ze snu dziecięcej naiwności budzi ostatni dzwonek, historia fatalnej próby maturalnej dość szybko urasta do rangi państwowej, kiedy chłopiec zrzuca niepowodzenie na karb partyjnej dyskryminacji. Zaczyna się niewinnie – nieopierzony Madziar, wyjmując garnitur z szafy, zapomina odpiąć patriotyczną kokardkę. Uruchamia tym samym lawinę wydarzeń, których splot obserwujemy oczami zaangażowanych petentów: konserwatywnych rodziców, lewicującego nauczyciela z jakże modną kilka lat temu fryzurą „na samuraja”, zakochanej w nim uczennicy, łudząco podobnej do Anne Wiazemsky, czy młodej dziennikarki – nie tyle karierowiczki dążącej po trupach do celu, co prowincjonalnej pasjonatki.

Jednak Reisz z nikogo nie szydzi, bo medialny hałas traktuje przede wszystkim za analogon turkocącej lodówki w mieszkaniu żywcem wyjętym z końca lat 90. (gdyby nie wszechobecne smartfony, retro-estetyzacja Kristófa Becseya kazałaby orientować akcję w tejże dekadzie). I tak, jak nie sposób wbić do „makówki” licealnych notatek, kiedy z kuchni dobiega irytujący odgłos stukającej sprężarki, skraplacza czy cholera wie czego, równie trudno o odwilż w międzyludzkich relacjach, gdy na barykadach królują wyłącznie krzykacze. Trzeba natomiast uważać, by wyłączając sprzęt i uciszając audialnego szkodnika, nie zalać resztkami zmarzliny nie tylko linoleum rodziców, ale i sufitu sąsiada.

Także wybór wąskiego formatu obrazu należy czytać jako znaczący. Jasne, można iść utartą ścieżką, interpretować wąsko i widzieć w nim wyłącznie pesymistyczny przekaz o horyzontalnych granicach, ale jakże bliższym spojrzeniu Węgra jest doszukiwać się chęci zbliżenia z rodakami, których niekoniecznie musimy rozumieć, a tym bardziej się z nimi zgadzać, gdy raz po raz przekonują, że ich racja jest mojsza niż twojsza. Pośród niezliczonych wymówek, którymi handlują zmęczeni sobą obywatele, prawdziwym wyjaśnieniem „wszystkiego” wydają się rytm roweru pędzącego brzegiem Dunaju lub krople wody na wpół zanurzonym udzie w chłodny poranek nad Balatonem. Kiedy obiektyw Reisza spoczywa na tych detalach, oddycha nimi, ich fikcyjni właściciele jednocześnie hańbią nas swoją młodością i uwalniają z niewoli dorosłej obłudy. 

Może pomiędzy zbiorową czołobitnością, paleniem historycznego głupa i wokalizowaniem dumy z przetrwania czasów relatywnie trudniejszych, a także z dala od symetrystycznej neutralności, która ostatnio kompromituje intelektualistów, znajduje się przestrzeń dla spełnienia trzewiowej potrzeby chwilowego zapomnienia, swoistego zerwania z manią ustalania faktów i dekonstruowania założycielskich mitów – sugeruje reżyser. Bo nawet bohaterowie szkolnego manifestu Łazarkiewicz w ostateczności chcieli po prostu strzelić piwko na wydmach, zakochać się i pobyć z rówieśnikami.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Explanation for Everything

Tytuł oryginalny:
Magyarázat mindenre

Rok: 2023

Kraj produkcji:

Reżyseria: Gábor Reisz

Występują: Gáspár Adonyi-Walsh, István Znamenák, András Rusznák i inni

Ocena: 4,5/5

4,5/5