Pan H. – recenzja filmu „The Worst Man in London” – Rotterdam 2024

Prawda głosi, że festiwal bez kina portugalskiego to nie festiwal. Rotterdam tym bardziej. Jednym z przedstawicieli kraju Camõesa jest w tym roku Rodrigo Areias, który w sekcji Big Screen Competition prezentuje najnowsze dzieło – The Worst Man in London.

Już samo otwarcie filmu Areiasa zdradza jego predylekcję do klasyków europejskiego kina z ojczystym seniorem Manoelem de Oliveirą na czele. Oto jak w Kanibalach (1988) kamera zostaje wprowadzona na salony wraz z przekraczającymi próg członkami londyńskiej socjety. Wtem pojawia się on – lalkarz, demiurg, animator pociągający za sznurki, rozstawiający bohaterów po scenie z czarującą nonszalancją Charles Augustus Howell. Niczym we wszystkich teoriach spiskowych jako sprawujący prawdziwą władzę nad ekranową rzeczywistością nie dzierży wcale czołowej funkcji. Ot co, sekretarz jednego z umysłów epoki i agent prerafaelity. 

Znakomity Albano Jerónimo [można go kojarzyć m.in. z pokazywanej dwa lata temu w Rotterdamie A criançy (NASZA RECENZJA) czy Mistérios de Lisboa Raúla Ruiza] kroczy po ekranie jako przebiegły lis. Z bujnym wąsem, wystrojony w kolorowe garnitury wypada jakby bajkowo, ale i telenowelowo, jako wszechwiedzący czarodziej i salonowy monitoring zarazem. Cytując pamiętną kwestię Kasi Figury – „zajęty jest knuciem, ostatnio knuje bez przerwy”. W zaledwie kilka minut kuluarowych dyskusji Howell rozstawia pionki w kolejnym ze swoich przekrętów. Tym razem z Portretem Smeraldy Brandini Botticellego w roli głównej. Nie mąci tym oczywiście spokoju w głównych nawach, sprawy załatwia w białych rękawiczkach z czarnej skóry. Tu szepnie słówko, tam postraszy znajomością prywatnej korespondencji albo szczegółów z życia erotycznego. 

Wśród poddanych jego urokom pojawiają się takie tuzy jak Dante Gabriel Rossetti czy Lizzie Siddal. Howell oplata sobą losy słynnego małżeństwa tak mocno, że wypada w ich historii jak deus ex machina i artifex zarazem. Pierwsza połowa filmu stanowi spektakl tego egzotycznego tercetu, w którym blask świateł kradnie czarująca Victoria Guerra (m.in. Lena z Kosmosu Andrzeja Żuławskiego) wcielająca się w twarz Ofelii Millais’go. Skoro mamy do czynienia z bohaterami o tak artystycznych zajęciach i burżuazyjnej proweniencji, to i wizualne aspekty The Worst Man in London starają się dotrzymać swoim postaciom kroku. Kadry Jorge Quinteli (operator m.in. Kegelstatt Trio Rity Azevedo Gomes) klimatycznie prezentują anturaż, elegancko chwytając w nie dumne budowle i kąpiąc w przestylizowanym, zadymionym błękicie miejskie zewnętrza.

Nie dziwota, że konfabulacje Howella zainspirowały Arthura Conana Doyle’a (którego zresztą nie mogło w filmie zabraknąć) do napisania kolejnej historyjki ze słynnym detektywem w roli głównej. Materiału tu bez wątpienia co niemiara. Eduardo Brito udowodnił już swoim reżyserskim debiutem (A Sibila) – ekranizacją magnum opus Agustiny Bessy-Luís – że w transponowaniu znanych wydarzeń na język kina radzi sobie bardzo sprawnie. Pracą przy The Worst Man in London tylko to potwierdza, koronkowo prowadząc kolejne intrygi Howella. Jego dialogów nie powstydziliby się zresztą ani dziadek Manoel, ani Raúl (czy pewien adaptowany przez niego Marcel), ani Luchino, ani inni im podobni. Nieprzypadkowo wymieniam już po raz kolejny zgraję nieżyjących mistrzów celuloidowych portretów arystokracji. Film Areiasa mocno trzyma się konserwatywnych paradygmatów narracyjnych, nietrudno więc odnaleźć w archiwach pamięci wzorce. Aczkolwiek kroczy tą wydeptaną ścieżką z pełną dumą i świadomością, z podniesioną głową, pawim piórkiem i szkłem powiększającym.

Julia Palmowska
Julia Palmowska

The Worst Man in London

Tytuł oryginalny:
O Pior Homem de Londres

Rok: 2023

Kraj produkcji: Portugalia

Reżyseria: Rodrigo Areias

Występują: Albano Jerónimo, Edward Ashley, Victoria Guerra i inni

Ocena: 4/5

4/5