Tbilisi International Film Festival 2022 – relacja

Tbiliski festiwal filmowy (4-11.12) dobiegł końca. Przez jakiś czas oglądałem tylko filmy gruzińskie i muszę przyznać, że albo był to dobry rok, albo kino gruzińskie naprawdę świetnie prosperuje. Zdawałoby się, że w państwie o silnie zakorzenionych tradycjach, burzliwej bieżącej historii i o tak pięknej stolicy, tematów i lokacji nie powinno zabraknąć – i jest to prawda. Przybywam opowiedzieć o festiwalu oraz o dwóch filmach, które wywarły na mnie szczególne wrażenie.

Znajdująca się między dwoma potężnymi pasmami górskimi Gruzja ma zaledwie jedno (trzymając się polskich standardów) duże miasto. Tbilisi, dawniej Tyflis, to serce lokalnej kinematografii, o czym przekonywał mnie niemal każdy pokaz filmowy. Mosty nad rzeką Kura, wyciągi na tbiliskie wzgórza czy słynna ulica Rustaweli to podstawowa przestrzeń kina Gruzji. Znacie tę satysfakcję, kiedy poznajecie miejsce z filmu? Na tym festiwalu miałem tak na każdym kroku. I wcale mnie to nie dziwi: Tbilisi potrafi oczarować swoją potulnością i małomiasteczkowością, zachwycić pomnikami, oświetleniem wzgórz w ciągu nocy czy ciągle zakorkowanymi wielopasmowymi ulicami.

Kino Amirani całkowicie mnie oczarowało. Nie wiedziałem, że w Tbilisi istnieje tak rozwinięta kultura filmowa, dopóki nie musiałem się przeciskać przez tłumy ludzi do wyjścia z budynku. Szczęśliwi mogli wpaść na Agnieszkę Holland, Ulricha Seidla czy lokalnego mistrza George’a Owaszwiliego, nie mówiąc już o tym, że każdy film gruziński odbywał się z obecnością twórców. Sama widownia natomiast okazała się bardzo cierpliwa i szczerze wyrażająca uczucia ekscytacji, co podbiło moje wrażenia z festiwalu.

Studiując harmonogram pokazów, miałem jeden główny cel – jak najbliżej poznać kino gruzińskie. Z wielką nadzieją poszukiwałem wschodzących gwiazd czy tytułów zmieniających postrzeganie kaukaskiej kultury. Było to łatwiejsze, niż myślałem – dowodem na to dwa tytuły, które chciałbym Wam przybliżyć.

A ROOM OF MY OWN

reż. Ioseb Bliadze

Dzieło Ioseba Bliadze zostało skrojone pod wrażliwość, na którą Gruzini mogą nie być jeszcze gotowi. Jedno jest pewne – na europejskich festiwalach ma szansę na liczne statuetki. Już teraz był pokazywany w m.in. Londynie, Ljubljanie i Belfaście… ale największe osiągnięcie przyniosły Karlowe Wary, gdzie Taki Mumladze i Mariam Khundadze otrzymały nagrody za najlepsze aktorstwo. Czemu jednak twierdzę, że dla widowni gruzińskiej może to nie przejść? Ze względu na brutalne stłumienie parady LGBT przez lokalne bojówki w 2021 roku oraz bojkot szwedzko-gruzińskiej koprodukcji A potem tańczyliśmy (NASZA RECENZJA), która łączyła problematykę gejowską z tradycyjnym baletem gruzińskim. Miejmy jednak nadzieję, że widzowie A Room of My Own dostrzegą w nim więcej niż atak na tradycyjne wartości. Obraz ten doceniło Jury festiwalowe, o czym świadczy wygranie statuetki Złotego Prometeusza za najlepszy film (to notabene drugi rok z rzędu, kiedy ten twórca triumfuje).

To drugi pełny metraż Ioseba Bliadze, młodego reżysera, którego doskonałe wyczucie formy i wrażliwe społeczne oko czynią go jednym z ciekawszych gruzińskich twórców. A Room of My Own powstało przy małym budżecie i nakręcone zostało w prywatnym mieszkaniu aktorek. I to właśnie od ich ról powinienem zacząć opisywanie tego filmu. Tina (Taki Mumladze) to pozornie ułożona dziewczyna związana z tradycją, która na czas nieobecności partnera wprowadza się do mieszkania dynamicznie żyjącej i wiecznie pobudzonej Megi. Imprezowy ciąg Megi wciąga w wir wydarzeń jak dotąd zgaszoną Tinę, co prowokuje nawiązanie się między nimi relacji. Zderzają się ze sobą tradycja i nowoczesność, wyzwalają kontrowersyjne w patriarchalnej Gruzji kobiece emocje oraz burzone są pomniki szczęśliwej, pomagającej rodziny. Tyle robi film Bliadze, mimo że pozornie opowiada jedynie o lesbijsko-przyjacielskiej relacji dwóch dziewczyn.

Na szczególne uznanie zasługują aktorki – kręcone niekiedy na długich ujęciach wyzwalają w sobie szczere uczucia smutku, zagubienia czy pożądania. Ten znakomity koncert aktorstwa daje wyraz nie tylko w scenach dialogów, ale również w tych wyrażanych cieleśnie, poprzez pocałunki czy zbliżenia. Bliadze pracował z Mumladze już przy filmie Śmierć Otara (2021), gdzie również wyróżniła się dużą śmiałością i przykuwającym wzrok wyglądem. Tym razem i ona, i Mariam Khundadze dały popis na zupełnie inną skalę. Podobnie jak Jury festiwalowe, uznałem ten film za najlepszy tytuł całej edycji i mam szczerą nadzieję, że wyświetlony on zostanie również w Polsce.

Jak dotąd każdy film George’a Owaszwiliego zapisał się w historii jako na swój sposób znaczący. Myślę, że podobnie będzie z Beautiful Helen (2022), które swoją wolną i wrażliwą narracją portretuje niemoc nowego, pełnego niespełnionych marzeń, pokolenia. 25-letnia Helen (Natia Chikviladze) wraca w nim z Nowego Jorku do rodzinnego, ale nie tego samego, Tbilisi. Znajomi i matka witają ją ze zdziwieniem: czego szuka tutaj, czego nie było tam? W Tbilisi ma brakować perspektyw już nawet dla tych, którzy otrzymali najlepsze zagraniczne wykształcenie. Helen rzeczywiście pragnie niemożliwego, bo chce zostać producentką filmową tam, gdzie produkcja pełnometrażowych projektów zatrzymała się w miejscu. Na szczęście udaje jej się dostać na pozycję asystentki przy pisaniu scenariusza u niegdyś cenionego na festiwalach reżysera imieniem Gabo (Dimitri Khwisiaszwili). Szybko się jednak okazuje, że Helen i Gabo zdają się tkwić w tym samym: pozbawieni złudzeń i rozczarowani życiem czekają na natchnienie, które zdało się o nich zapomnieć.

Owaszwili opowiada tę historię ze znanym z Wyspy kukurydzy (2014) wyczuciem przestrzeni i oszczędnym wykorzystaniem środków wizualnych. Beautiful Helen się snuje, ale nie przynudza, gdyż zbudowane zostało w oparciu o bardzo solidną, hipnotyzującą relację. Można ją określić melancholijnym traktatem dwóch zagubionych dusz, które łakną niczego innego, jak zrozumienia. Poszukiwanie właściwego scenariusza przez Helen i Gabo to w rzeczywistości docieranie do wnętrza swoich pragnień i próba odpowiedzenia na fundamentalne życiowe pytania. Po drodze udaje im się wiele osiągnąć, gdyż nawet prozaiczne rozmowy nabierają otoczki niemal poetyckich, szczerych wyznań o przenikającym życie smutku.

Beautiful Helen, w odróżnieniu od poprzednich dzieł tego reżysera, nie nawiązuje do wydarzeń politycznych ani nie jest wypowiedzią reprezentującą cały naród. Jego metafilmowość i snucie o kryzysie twórczym skłania do myślenia, że jest poniekąd opowieścią o samym Owaszwilim, który nad swoimi projektami pracuje po kilka lat. Niemniej, mam nadzieję, że uda mu się podbić serca chociaż części gruzińskiej widowni: w szczególności tej potrzebującej siły, aby zdobyć się na poszukiwanie w życiu wsparcia drugiej osoby. Bo Beautiful Helen opowiada naprawdę szczerze i odpowiedzialnie o kwestiach trudnych: samotności, depresji i samobójstwie. I za to chwała Owaszwiliemu, który nawet z dwóch pogrążonych w apatii bohaterów, potrafi uczynić fascynującą opowieść o podróży do wnętrza ludzkiej egzystencji.

BEAUTIFUL HELEN

reż. George Owaszwili

Kamil Smoczyński