Podsumowanie roku 2020: TOP 10 kino + vod

Rok 2020 postawił przed kinomanami wiele przeszkód. Przez pandemiczne ograniczenia kina były zamknięte w marcu, kwietniu i maju, potem znowu ich bramy zatrzaśnięto z początkiem listopada. Całe mnóstwo premier, na które czekaliśmy zostało przeniesionych na rok 2021. Wielu dystrybutorów decydowało się na wcześniejsze wpuszczenie swoich filmów na vod. Z większą uwagą niż zwykle śledziliśmy katalogi Netflixa, HBO GO, Prime Video, Apple TV, cinemana, vod.pl. Znalazły się wśród nich także nowe inicjatywy: MOJEEKINO.PL, wyjątkowy projekt pozwalający wspierać kina studyjne oraz debiutujący dopiero pod koniec roku VOD.MDAG, specjalizujący się w kinie dokumentalnym i art-house’owym. Poniższa lista jest odbiciem naszych praktyk widzowskich, połączeniem seansów kinowych i domowych. Zapraszamy na nasze dystrybucyjne top10.

10. Sekret wilczej gromady (reż. Tomm Moore, Ross Stewart)

Sekret wilczej gromady

dostępne na:

Apple TV+

Sekret wilczej gromady to film przygodowy w pełnym tego słowa znaczeniu. Akcja pędzi na łeb, na szyję i pełna jest wielorakich zwrotów akcji, walk, pościgów i magii. Odróżnia to znacznie ten obraz od poprzednich dokonań Moore’a, które były bardzo oryginalnymi opowieściami, nie unikającymi trudnych tematów (śmierć rodzica, natura twórczości artystycznej) oraz nie stroniącymi od wolniejszego, nieco melancholijnego tempa, jakim odznaczały się zwłaszcza Sekrety morza. Nie wiem, czy jest to wina drugiego reżysera Rossa Stewarta, nowych scenarzystów (wśród nich Jericca Cleland, odpowiedzialna za skrypty wielu hitów Disneya, Pixara i Sony) czy wielkiej korporacji, która przyjęła pod swoje skrzydła irlandzkich twórców, ale niestety fabuła popada w schematy znane z większości animacji dla dzieci. Najmłodszej widowni pewnie nie będzie to przeszkadzać, a być może ten film przypadnie im do gustu bardziej niż wcześniejsze, nieco trudniejsze dokonania Irlandczyków, jednak wielbicielom tamtych tytułów niekoniecznie musi się to spodobać.

Fabuła rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby była mieszanką różnych historii znanych z filmów Disneya i Hayao Miyazakiego (kłaniają się zwłaszcza Merida Waleczna oraz Księżniczka Mononoke), na szczęście irlandzki folklor wzbogaca ją na tyle skutecznie, że nie jest całkiem odtwórcza. To, co jednak zachwyca najbardziej, to obłędna wręcz animacja. Czuć tu od początku do końca rękę Moore’a, jednak nie odcina on kuponów od swoich dotychczasowych dokonań – pod względem plastycznym film ten różni się od poprzednich. O ile w Sekrecie Księgi z Kells rysunki naśladowały przede wszystkim średniowieczne iluminacje książkowe, tak tym razem głównym źródłem inspiracji były stare drzeworyty, co widoczne jest zwłaszcza w scenach miejskich. Miasto rysowane jest bowiem kreską i plamą naśladującą ryciny i oparte jest na kanciastych bryłach geometrycznych. Za to las i natura to swobodna linia kreślona piórkiem, organiczna i pełna obłości, wręcz szkicowa. Prawdziwym mistrzostwem jest jednak graficzne oddanie percepcji wilka: wzrok, słuch, a przede wszystkim węch ukazane zostały jako wielobarwne linie i kontury jakby kreślone kolorowym węglem na czarnym tle.

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar (Snoopy)

9. Ema (reż. Pablo Larraín)

Ema

dystrybucja:

Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

dostępne na: 

vod.pl, cineman,
player, mojeekino,
ekinopodbaranami

Ema zabiera nas do największego chilijskiego portu, miasta które od zawsze fascynowało twórców, położonego na niezliczonych wzgórzach, Valparaíso. To założony w XVI wieku przemysłowy moloch, jeden z najważniejszych punktów handlowych i przemysłowych Ameryki Łacińskiej, wielokrotnie niszczony przez trzęsienia ziemi, wojny i bombardowania, paradoksalnie nazywany „rajską doliną”. Kinu przedstawił go jeden z najbardziej niedocenionych arcymistrzów dokumentu – Joris Ivens w stworzonym z Chrisem Markerem A Valparaíso (1963). To fascynujące swoim położeniem i architekturą, wpisane na listę zabytków UNESCO miasto, od lat możemy uważać za stolicę chilijskiego kina – osadzona tam była m.in. oscarowa Fantastyczna kobieta Sebastiána Lelio, a sam Larraín odwiedził je wspólnie z Nerudą. W Emie miasto to bez dwóch zdań jest jednym z głównych bohaterów. Jego duszny i jedyny w swoim rodzaju rytm powstały z połączenia industrialnych przestrzeni stoczniowych i portowych z ich robotnikami i szmuglerami, hipsterskiej kultury młodych oraz drobnomieszczaństwa klasy średniej, sprawia, że wszystko nagle zaczyna znajdować się na swoim miejscu. Nawet kiedy dynamika akcji, feeria barw i dźwiękowy ostrzał tworzą koktajl godny Climaxu Gaspara Noégo, to dzięki tym przestrzeniom, ciągłej grze nimi i montażowej żonglerce Ema skutecznie unika przekroczenia granicy realności, nie staje się przypowieścią ani metaforą, jak chociażby film Argentyńczyka, jest bliska i prawdziwa.

Larraín konstruując Emę czerpał zarówno ze swoich filmowych doświadczeń, jak i najlepszych wzorców współczesnego kina, dzięki czemu wyszło mu dzieło bezkompromisowe, fascynujące, ale wielu zapewne także odrzucające. To kino młodości, energii i paradoksów. Jednocześnie anarchistyczne i konserwatywne, skupione na formie, ale jednak wciąż wyrzucające na pierwszy plan treść i znaczenia. Jest tu queerowa melodrama młodego Pedro Almodóvara (nie mylić z jego starczym nudzeniem, nawet tak uwodzącym wielu jak w Bólu i blasku), agresywna estetyka późnego Gaspara Noégo (kto lubi Love, pokocha Emę), pijackie pogaduchy jak u Marczaka, ale z dziecięcą energią Skate Kitchen, a nawet sceny niczym z horroru, gdy ludzkie ciała zlewają się wręcz w jeden organizm, by złapać swą ofiarę, trochę jak rodzinka w Parasite, lecz bardziej… organicznie.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

8. Asystentka (reż. Kitty Green)

Asystentka

dystrybucja:

M2 Films

dostępne na:

HBO GO, ipla,
vod.pl, chili,
player, mojeekino,
ekinopodbaranami

Ze wszystkich tytułów z tegorocznego, niezwykle zróżnicowanego programu festiwalu Tofifest, żaden nie uderzył mnie tak, jak niepozorna perełka Kitty Green (Casting na JonBenét, Ukraine Is Not a Brothel), która została bardzo dobrze przyjęta w zeszłym roku w Telluride i do tej pory krążyła głównie po serwisach VOD. Jest to być może pierwsze arcydzieło w zatrzęsieniu obrazów poruszających temat Weinsteinów tego świata, i z pewnością jeden z filmów roku.

Praca Jane (znana m.in. z netfliksowych seriali Ozark Maniac Julia Garner) to bardzo znajomy i przykry obrazek, reprezentatywny dla większości kobiet, które kiedykolwiek pracowały w zawodach choćby luźno podpadających pod specyfikę tytułowej „asystentki”. Nieważne czy mamy do czynienia ze środowiskiem korpo, jak w filmie, urzędniczym czy byle odzieżówką – zawsze musi być ten „ktoś”, kto poza swoimi regularnymi obowiązkami, których i tak ma dużo, parzy i przynosi wszystkim kawę, a jak jakiś ważny klient czy żona szefa przyjdzie z dziećmi, to też wypadałoby je zabawić, a przecież żaden mężczyzna w biurze raczej nie będzie się do tego wyrywał. Jane jest właśnie tym „kimś”, kto pomiędzy układaniem grafików, umawianiem wizyt i segregowaniem dokumentów, musi też wykonywać te rzekome nie-prace, koniecznie z uśmiechem na ustach. Skromną, mało przebojową „nową”, która chce zrobić dobre wrażenie, zaskarbić sobie przychylność wyżej postawionych kolegów i może kiedyś dzięki temu rozwinąć skrzydła.

Akcja w Asystentce, jeśli można o takiej mówić w potocznym rozumieniu tego słowa, jest wyjątkowo skąpa, wypełniona powtarzalnymi czynnościami należącymi do wspomnianej „niewidzialnej pracy”. W przeciągających się scenach utrzymanych w chłodnej, minorowej tonacji i kolorystyce, każdy najmniejszy szmer tylko potęguje wrażenie obojętnej ciszy, a my od podszewki poznamy wyposażenie pokoju socjalnego biura. Obecność widmowego szefa daje o sobie znać jako złorzeczący głos ze słuchawki telefonu, który jeszcze bardziej zagęszcza już opresyjną atmosferę. Nikt w tym miejscu tak naprawdę nie rozmawia, każdy trzyma się swojego stanowiska pracy, czasem tylko koledzy podśmiechują się między sobą, wykluczając kobietę z żartu, chyba że jest akurat jego ofiarą. 

Dawid Smyk
Dawid Smyk

7. Marona – psia opowieść (reż. Anca Damian)

dystrybucja:

Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

dostępne na:

HBO GO, cineman,
vod.pl, mojeekino,
ekinopodbaranami

Fabularnie jest Marona dziełem solidnym, ale jego największą siłą pozostaje forma. Damian w pełni wykorzystuje możliwości, jakie niesie ze sobą animacja: wyzwolony z realistycznej logiki kalejdoskop obrazów podporządkowany zostaje rytmowi emocji, przestrzenie stają się umowne, przedmioty i postacie podlegają ciągłym transformacjom. To kino w pełni kreujące swój świat przedstawiony, choć tematycznie tak bliskie rzeczywistości. Chyba najpiękniejsza scena filmu następuje wraz z pierwszą wizytą Marony (wtedy pod imieniem Ana) w mieszkaniu jednego z jej właścicieli, akrobaty Manole’a, w którym jest z wzajemnością zakochana. Czas zostaje spowolniony, jak gdyby rozciągnięty, Manole wykonuje akrobacje na rozpiętej wzdłuż pokoju linie, a Marona patrzy nań jak urzeczona; przestrzeń mieszkania ulega przekształceniu, do choreografii dołączają planety i gwiezdne konstelacje, osnute żyjącymi własnym życiem pomarańczowymi paskami, którymi animatorski geniusz kazał twórcom wzbogacić postać akrobaty. Ubrane w słowa może to brzmieć abstrakcyjnie, ale zapewniam, że na ekranie wygląda olśniewająco.

Marona – psia opowieść to jeden z najlepszych filmów animowanych ostatnich lat, obraz pełen ciepła i empatii, w warstwie tematycznej bliższy (proszę się nie śmiać) Zwierciadłu Tarkowskiego niż typowym bajkom dla dzieci. Dzieło Anci Damian może podobać się widzom w każdym wieku i nawet jeśli fabuła kogoś niezbyt zaangażuje, to w samym rysunku znajduje wyraz tyle uczuć, z taką inwencją go wykonano i tyle życia weń tchnięto, że nie sposób się nie zakochać.

Jędrzej Sławnikowski
Jędrzej Sławnikowski

6. Zniknięcie mojej matki (reż. Beniamino Barrese)

Zniknięcie mojej matki plakat

dystrybucja:

Against Gravity

dostępne na:

VOD.MDAG

Kamera Beniamino Barresego zostaje skierowana w kierunku jego matki, sławnej modelki Benedetty Barzini. Odkryta w latach 60., gdy w wieku 20 lat została zauważona na ulicy Rzymu i czym prędzej sprowadzona do Nowego Jorku. Dziś modowi decydenci orzekli by, że dziewczyna jest zbyt wiekowa, by debiutować na wybiegu. Przykro to stwierdzać, ale przyszłe aniołki Victoria’s Secret muszą trenować od lat dziecięcych. Barzini urzekła jednak Consuelo O’Connella Crespiego, redaktora naczelnego włoskiego Vogue’a i to jej piękną twarz wybrał na okładkę pierwszego wydania. Następnie zadziwiła jego amerykańską szefową, Dianę Vreeland. Z takim zapleczem młoda Włoszka zrobiła wszechświatową karierę, pracowała z najlepszymi projektantami i fotografami (Richardem Avedonem, Giannim Paolo Barbierim, Ugo Mulasem, Bertem Sternem), zaprzyjaźniła się z Andym Warholem i Salvadorem Dali. W roku 1968 postanowiła jednak wrócić do ojczyzny, gdzie oprócz pokazów na mediolańskich wybiegach mogła się bardziej poświęcić rodzinie. Z reżyserem Roberto Faenzą (być może nawet oglądaliście jego …twierdzi Pereira z Marcello Mastroiannim) miała bliźniaki (Niniego i Giacomo), a po rozwodzie, związała się z Antonio Barrese i urodziła jeszcze dwójkę dzieci. Nagle w roku 1973 zrozumiała też, że musi wycofać się z dotychczasowej ścieżki. Przeszła na przedwczesną emeryturę i zaczęła na każdym kroku dopiekać mizoginicznym praktykom modowego świata. Jej radykalizację przypieczętował akces do ruchu feministycznego i odebranie legitymacji Partii Komunistycznej.

Zniknięcie mojej matki to intymny portret najbliższej osoby i rodzaj terapii przygotowawczej do jej odejścia w niedalekiej przyszłości. To próba zatrzymania pamięci o karierze i dokonaniach, o chwilach beztroski i rodzinnego szczęścia. Projekt czuły, opatulony wręcz synowską troską i oddaniem, choć mający też znamiona bestialstwa. Wszak 
Benedetta krzywi się do kamery, wywołuje awantury, skomle o prywatność, a Beniamino niczym paparazzi czy inna medialna hiena bez ustanku ją prześladuje. Wdziera się na spotkanie po latach z przyjaciółką z wybiegu Lauren Hutton, zagląda za kulisy London Fashion Week, towarzyszy codziennym frasunkom i małym radościom. To jednak wyczuwalna potrzeba bliskości i chęć uhonorowania jedynego w swoim rodzaju człowieka stanowią o wyjątkowości tego projektu.

 
Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

5. Może pora z tym skończyć (reż. Charlie Kaufman)

Może pora z tym skończyć plakat

dystrybucja:

Netflix

Charlie Kaufman, legendarny scenarzysta Zakochanego bez pamięci, Być jak John Malkovich czy Adaptacji, dołączył jakiś czas temu do stajni Netflixa, dzięki czemu nie tylko zapewnił sobie finansowanie kolejnych filmów, ale też zachował wolność artystyczną. Może pora z tym skończyć to trzeci autorski projekt Amerykanina, po bardzo udanych, choć kompletnie rozczarowujących finansowo Synekdocha, Nowy Jork i Anomalisie. Jak przystało na dzieło Kaufmana fabuła zbudowana jest kunsztownie. Na pozór wydaje się, że oglądamy historię młodej pary, granej przez Jessie Buckley i Jesse’go Plemonsa. Jake i jego dziewczyna podczas podróży do jego rodziców prowadzą bardzo długą rozmowę o kinie, literaturze, związkach i wielu innych kwestiach. Może to się jawić jako paplanie dla zabicia czasu, jednak z minuty na minuty świat przedstawiony wydaje się coraz dziwniejszy i podejrzany. Bohaterowie wielokrotnie mijają się z prawdą, a spirala niedomówień i przeciąganego dyskomfortu narasta, gdy do akcji wkraczają matka i ojciec mężczyzny (Toni Collette i David Thewlis).

Kaufman daje widzom dłuższą chwilę na odkrycie drogi przez zbudowany przez siebie labirynt. Gdy jednak pojmiemy, z czym mieliśmy do czynienia, każdy ruch podejmowany przez ekscentryczne postaci i dialogi jakie one wypowiadały, stają się całkiem sensowne i zasadne.  Może pora z tym skończyć to łamigłówka, pełna cytatów z popkultury i mrugnięć okiem do uważnego widza. Seans, który dzięki precyzyjnemu scenariuszowi, fenomenalnemu aktorstwu (zwłaszcza Buckley zasłużyła na brawa) oraz świetnej stronie formalnej (warto wspomnieć choćby o zdjęciach naszego rodaka Łukasza Żala), pozostaje bardzo długo w głowie.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

4. Nieoszlifowane diamenty (reż. Benny Safdie, Josh Safdie)

Nieoszlifowane diamenty plakat

dystrybucja:

Netflix

Niezwykły rytm Nieoszlifowanych diamentów, oprócz przewidującego szereg zdarzeń i emocjonalnych wybuchów skryptu, wspomaga nerwowy montaż, za który odpowiedzialni są współscenarzysta Ronald Bronstein i Benny Safdie. Całość mogła wyjść płasko, gdyby nie odrealnione syntezatorowe kompozycje Daniela Lopatina oraz świetne zdjęcia Dariusa Khondjiego. Perski operator, który pracował wcześniej z Jeunetem, Fincherem czy Jamesem Grayem, stawia na rwane ujęcia, skupione na detalach. Kamera jest wszędobylska, śledząca jak w dawnych filmach Briana De Palmy. Autor zdjęć podkreśla kolory i źródła światła oraz kryje niespodzianki, jak w dyskotece podczas koncertu The Weeknda, gdy włącza ultrafiolet, a bluzę jednej z postaci rozświetla na pomarańczowo.

Moralitet rozpisany na dziewięć kwadransów zostaje przez reżyserski duet zgrabnie wpleciony pomiędzy obchody Paschy a play-offy NBA (w półfinale Konferencji Wschodniej mierzy się Boston Celtics z Philadelphią 76ers). Bracia Safdie, prywatnie fani koszykówki (zrobili nawet dokument Lenny Cooke), uczynili jeden z meczów climaxem całej fabuły. Wielki zakład, gangsterzy czyhający w zablokowanej przestrzeni między salonem a wejściem, nerwowy brzęczek, bluzgi i krzyki, urywające się telefony – twórcy doskonale wiedzą jak podbijać stawkę. Jednocześnie, niczym Cassavetes w Zabójstwie chińskiego maklera, maksymalizują niewygodę z jaką ogląda się kolejne minuty mocowania się wzgardzonego protagonisty z materią, przy coraz większej eskalacji działań wbrew logice. Do końcowych minut autorzy Good Time potrafią utrzymać naszą uwagę – waży się bowiem kwestia: czy mamy wpływ na własny los, czy może wisi nad nami fatum, tu reprezentowane przez feralny klejnot?
Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

3. Sala samobójców. Hejter (reż. Jan Komasa)

Sala samobójców. Hejter plakat

dystrybucja:

Kino Świat

dostępne na:

ipla, player,
rakuten, chili, vod.pl

Nie owijajmy dłużej w bawełnę: Hejter jest filmem wręcz niewyobrażalnie dobrym. Inteligentnym, wyważonym, a przy tym efektownym i rozpalającym do czerwoności. Buzującym od emocji, naznaczonym koncertową grą aktorską, bezbłędnym montażem, nienagannym zmysłem estetycznym i bezprecedensowo trafnym w rodzimym kinie komentarzem społecznym. Gdy Xawery Żuławski w Mowie ptaków chowa się za mitem oblężonej twierdzy, w swoim inteligenckim domu, za stosami przeczytanych mądrych książek i przechwałkami, jakiego to super miał tatę, dystansując się od narodowej hołoty; gdy fanpage czołowego polskiego lewicowego czasopisma udostępnia memy ze szczerbatymi nacjonalistami z podpisem „Strefa wolna od stomatologa”, Komasa i Pacewicz zadają pytania, nie pozwalając sobie na zamknięcie się w bezpiecznej bańce, na klasistowskie i dehumanizujące stereotypy. Diagnozują wszelkie mroczne aspekty człowieczeństwa w Polsce A.D. 2020 poprzez bohatera-socjopatę, który to człowieczeństwo zdaje się całkowicie zatracać, a pomimo to tak trudno widzowi nie zobaczyć w nim czegoś z siebie.

Hejter 
to egzystencjalny krzyk rozpaczy wobec społecznego absurdu, mądrzejszy niż Joker, bardziej radykalny niż Parasite, równie przystępny i efektowny jak tamte dwa filmy, ale bardziej skonkretyzowany i nie bojący się wyzwań w komentowaniu tego, czego jeszcze nie zdążyliśmy do końca nazwać. Nie jest filmem idealnym, na pewno nie jest też filmem subtelnym, bo trudno powiedzieć to o obrazie tak namiętnie cytującym Sztukę wojny Sun Tzu, przypadkowo proroczym i maniakalnie apokaliptycznym, ale jest dziełem, po którym na pewno nie zadamy sobie pytania „dlaczego to powstało?”, a o takie niełatwo w naszym kinie od dłuższego czasu. To doskonałe rzemiosło filmowe, które było na tyle uprzejme, by mieć wątpliwość.

 
Dawid Smyk
Dawid Smyk

2. Nasz czas (reż. Carlos Reygadas)

nasz czas plakat

dystrybucja:

Gutek Film

dostępne na:

vod.pl, player,
cineman, mojeekino,
ekinopodbaranami

Meksykanin robi taktyczne uniki i dementuje plotki o osobistych kontekstach w wypowiedziach na temat Naszego czasu. Wierzyć mu? Bo niby jak to? Przecież kręcił to we własnym domu, obsadził siebie w głównej roli, a jako jego ekranowi żona i dzieci, występują prawdziwi. Carlos Reygadas tłumaczy się, że planowany długotrwały okres zdjęciowy średnio dodawał się z zatrudnianiem profesjonalnych aktorów przy skromnym budżecie. Jego film opowiada o kryzysie w małżeństwie, który następuje po dość nieporadnych eksperymentach pary z poliamorycznym związkiem. Z historii bije przemożna wiara w siłę miłości i instytucji rodziny, a także m.in. refleksja na temat brzemienia kariery, prestiżowego statusu w kręgach artystycznych, związanych z tym oczekiwań i potrzeb wycofania się, powrotu do podstaw. I my mamy wierzyć, że tu nie ma nic osobistego, że dreyerowska, twarda metafizyka Cichego światła naprawdę była bliżej intymnego pamiętnika twórcy? Panie Carlosie…

I albo damy się całkowicie ponieść tej wizji, albo machniemy ręką i zaproponujemy reżyserowi pozostawienie pewnych rzeczy terapeucie. Albo po prostu na Naszym czasie przyśniemy, jak to robimy przy innej, podobnie „snobistycznej” aktywności: udziale w degustacji wina, czytaniu performatywnym awangardowej poezji, czy w końcu odsłuchu półgodzinnego kawału symfonicznego rocka. W żadnym przypadku nasze wrażenia odbiorcze nie będą nieuzasadnione, podobnie jak decyzje artystyczne reżysera o sposobie, w jaki postanowił opowiedzieć o małżeńskich brudach, utrapieniach w budowaniu szczęśliwego związku, gdy ciągle się tak bardzo w naszych potrzebach rozmijamy. Dzieło trudne, lekko nieoszlifowane, być może zbyt zapatrzone we własną domniemaną wirtuozerię, a na pewno wymagające odpowiedniego nastawienia. Analogii do przywołanego tu wielokrotnie, popularno-artystowskiego podgatunku muzycznego nie trzeba szukać daleko — film Reygadasa może trudno pokochać, ale jeszcze trudniej odmówić mu wartości.

 
Dawid Smyk
Dawid Smyk

1. 1917 (reż. Sam Mendes)

1917 plakat

dystrybucja:

Monolith Films

dostępne na:

cineman

1917 to najlepszy przykład sytuacji, gdy kamera staje się pełnoprawnym bohaterem filmu. Całość kręcona jest na udawanym mastershocie (podczas seansu doliczyłem się co najmniej siedmiu pewnych cięć) co z jednej strony niewątpliwie ma na celu zwiększenie immersji, ale co ważniejsze ogranicza widza. Klasyczny montaż często działa na zasadzie efektu obcości i pozwala złapać oddech, odciąć się od ekranowych wydarzeń, czy bohaterów. Poczucie towarzyszenia dwójce wojaków jest tu tak silne, że film spotyka się z zarzutami przypominania niektórym “let’s playu” z gry komputerowej, wszak to medium właśnie kojarzy się z brakiem cięć, czego koronnym przykładem jest zeszłoroczne, nagradzane God of War. Zwłaszcza że pomimo biblijnych inspiracji i psychologicznych treści, jest to koniec końców film przygodowy, gdzie bohaterowie wzorem Indiany Jonesa uciekają z zawalających się tuneli, czy kryją przed atakującymi ich myśliwcami wroga, niczym w Przygodach Tintina. Mamy tu pewien frontowy rytm, gdy długie godziny spokoju są przerywane nagle i niespodziewanie przez chwile akcji.

Twórcy nie szli na kompromisy, jeśli chodzi o kreacje świata, dominuje estetyka naturalistyczna, zaludnione okopy są brudne, wszędzie walają się gnijące szczątki ludzi i koni, po których biegają obrzydliwe szczury. W dalszej części filmu naturalizm ustępuje jednak estetyzacji, najpierw apokaliptycznej, rodem z Blade Runnera 2049 (gdzie wszak za zdjęcia również odpowiadał Deakins), a następnie rajskiej, czerpiącej chętnie, chociażby ze średniowiecznego poematu Pieśń o Rolandzie. Skrajnie inne estetyki odwiedzanych przez bohaterów lokacji (A mamy tu także sceny typowo horrorowe albo inspirowane Lawrence’em z Arabii) nie tylko nie gryzą się ze sobą, ale układają we wspaniałą i niezapomnianą mozaikę. 1917 jest nie tylko najpiękniejszym filmem sezonu nagród, ale jednym z najpiękniejszych w tym stuleciu, seans w kinie typu IMAX obowiązkowy. Zwłaszcza że to prawdziwie audiowizualna uczta. W sukurs Deakinsowi idą bowiem kompozytor Thomas Newman (stały współpracownik Mendesa; 13 razy nominowany do Oscara, 1917 będzie jego pierwszą statuetką) oraz dźwiękowcy. Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, to ostatnio coś tak efektownego, a jednocześnie nie obliczonego na tani efekt zaprezentował Abel Korzeniowski w Zwierzętach nocy.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Do pierwszej dziesiątki nie załapały się niestety tak ciekawe produkcje jak:

20. Jojo Rabbit (reż. Taika Waititi) – NASZA RECENZJA

dystybucja:
Imperial Cinepix,
dostępne na:
chili, iTunes, player, rakuten, vod.pl, canal+)

19. Babyteeth (reż. Shannon Murphy) – NASZA RECENZJA

dystrybucja: Best Film
dostępne na: mojeekino, canal+, player, vod.pl, cineman, chili, rakuten, ipla, ekinopodbaranami

18. Nigdy, rzadko, czasami, zawsze (reż. Eliza Hittman) – NASZA RECENZJA

dystrybucja:
UIP
dostępne na: chili, iTunes, player, canal+

17. A potem tańczyliśmy (reż. Levan Akin) – NASZA RECENZJA

dystrybucja: Tongariro
dostępne na: outfilm, p
layer, cineman, canal+, mojeekino, ekinopodbaranami

16. Witamy w Czeczenii (reż. David France)

dostępne na: HBO GO, vod.MDAG

15. Ukryte życie (reż. Terrence Malick) – NASZA RECENZJA

dystrybucja: Imperial Cinepix
dostępne na:
chili, iTunes, rakuten, player, vod.pl, canal+

14. Emma. (reż. Autumn de Wilde)

dystrybucja:
UIP
dostępne na:
chili, iTunes, rakuten, canal+

13. Koko-di Koko-da (reż. Johannes Nyholm) – NASZA RECENZJA

dystrybucja: Kino Świat
dostępne na:
chili, Player, ipla, rakuten, vod.pl, play now, canal+

12. Lovers Rock (reż. Steve McQueen)

 

dostępne na: HBO GO jako część antologii Mały Topór

11. Zdrajca (reż. Marco Bellocchio) – NASZA RECENZJA

dystrybucja: Gutek Film
dostępne na:
player, cineman, vod.pl, canal+, mojeekino, ekinopodbaranami