Dojrzewanie do umierania – recenzja filmu „Babyteeth” – WFF

Ciepło przyjęty na Festiwalu w Wenecji “Babyteeth” miał niedawno okazję zaprezentować się polskim widzom na Warszawskim Festiwalu Filmowym, gdzie zajął czwarte miejsce w plebiscycie publiczności. Co interesującego ma w sobie historia śmiertelnie chorej nastolatki i jej osobliwego związku z chłopakiem z marginesu? Okazuje się, że debiutująca reżyserka Shannon Murphy nadała tym wytartym kliszom nowej świeżości.

Produkcja oparta na sztuce teatralnej autorstwa Rity Kalnejais opowiada o zmagającej się ze złośliwym nowotworem piętnastoletniej Milli (znana z serialu “Ostre przedmioty” Eliza Scanlen). Pewnego dnia przypadkowo poznaje  podejrzanie wyglądającego Mosesa (laureat nagrody im. Marcello Mastroianniego, Toby Wallace). Dziewczynę ujmuje jego prostoduszna bezkompromisowość i zaprasza go do rodzinnego domu na obiad. Mimo że chłopak okazuje się uzależnionym od narkotyków dealerem, Milla zaczyna zabiegać o jego względy. Tej relacji ostrożnie przyglądają się rodzice bohaterki, psychiatra Henry i niespełniona pianistka Anna (Ben Mendelsohn i Essie Davis).

Filmy o dojrzewaniu będące jednocześnie opowieściami o umieraniu to grząski grunt. Ukazanie nastoletnich bohaterów w obliczu śmiertelnej choroby, desperacko łaknących ulatującego życia, stanowi duże ryzyko zastosowania szantażu emocjonalnego. A łzawe melodramaty to ostatnie, czego mi w kinie potrzeba. Okazało się jednak, że “Babyteeth” przez większość czasu zręcznie te pułapki omija, umieszczając w centrum nie samą żmudną walkę z rakiem, a to, co pomiędzy, czyli chwile pozornej zwyczajności. Zamiast zimnych szpitalnych sal reżyserka woli pokazywać pogodne przedmieścia i ciepłe wnętrza domu bohaterki. Tę wybiórczość podkreśla podział filmu na rozdziały, których tytuły na ekranie, często dowcipnie, komentują kolejne etapy w życiu Milli.  Humor pracuje tu zresztą w służbie narracji, co nie tylko pozwala uniknąć minorowego tonu, ale dla bohaterów pełni rolę wentylu bezpieczeństwa. Zarówno rodzice protagonistki, jak i ona sama próbują obrócić w żart to, czego nie są w stanie zaakceptować. Podobny zabieg skutecznie zadziałał w filmie “Earl i ja, i umierająca dziewczyna”. 

Relacja między parą głównych bohaterów też nie przypomina typowego młodzieżowego romansu. Introwertyczna Milla znajduje chwilowe zapomnienie w desperackim przywiązaniu do Mosesa i ciągłej walce o jego atencję, podczas gdy on wydaje się spotykać z dziewczyną trochę z litości, a trochę z powodu łatwego dostępu do domowej apteczki, która jest prawdziwym arsenałem rozmaitych leków. 

Murphy dużo uwagi poświęca też rodzicom protagonistki. Choć mało scen bezpośrednio wyraża ich rozpacz, czy rodzicielską miłość, jest ona mocno odczuwalna. Przecież w obliczu bezradności łatwo godzą się na szereg ustępstw, nawet na związek ich córki z narkomanem, tylko po to, żeby choć przez chwilę zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Oboje mają też swoje sposoby na ucieczkę od rzeczywistości. Henry zaprzyjaźnia się z młodą, ciężarną sąsiadką, a Anna tłumi emocje, łykając antydepresanty. Mendelsohn i Davis wypadają w swoich rolach bardzo przekonująco i stanowią dla mnie najjaśniejsze punkty seansu.

Niestety ostatni akt idzie w kierunku, którego Murphy wcześniej zręcznie unikała. Pojawia się niepotrzebny patos, deklaratywne dialogi i wymuszanie na widzu sięgania po chusteczki. Choć nie jest to poziom ckliwości na miarę filmu “Gwiazd naszych wina”, to, po tak wyważonej dotychczas całości, pozostawia lekki niesmak. Mimo wszystko, “Babyteethpozostaje produkcją pozytywnie wyróżniającą się na tle filmów o podobnej tematyce i jeśli ominęła Was projekcja na Warszawskim Festiwalu Filmowym, warto oczekiwać go w polskiej  dystrybucji.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

Babyteeth

Tytuł oryginalny: „Babyteeth”

Rok: 2019

Gatunek: coming of age

Kraj produkcji: Austrailia

Reżyser: Shannon Murphy

Występują: Eliza Scanlen, Toby Wallace, Ben Mendelsohn i inni

Dystrybucja: Best Film

Ocena: 3,5/5