Rok 2020 był dziwny i trudny. Dla kin nastała „nowa normalność”: przetrzebiony repertuar, ograniczanie liczby widzów, obowiązkowy odstęp, maseczki na sali, komunikaty na ekranie o zasadach sanitarnych. W końcu rząd dwukrotnie wysłał całą branżę na kwarantannę, czyli mówiąc prościej: zamknął wszystkie przybytki kulturalne. Imponujące, że w tej apokaliptycznej scenerii tak dobrze poradziły sobie festiwale. Część z nich zdążyła zmieścić się w wakacyjnym okresie rozprężenia, ale większość przeniosła się do sieci, co pozwoliło poszerzyć liczbę odbiorców. Tym samym festiwale trafiły pod strzechy. My jak zwykle bardzo czynnie uczestniczyliśmy w różnych festach i przeglądach, w wyniku czego powstało poniższe podsumowanie. Zapraszamy na nasze festiwalowe top10.
(na liście próżno szukać filmów, które mają potwierdzoną polską dystrybucję kinową lub są już dostępne na serwisach vod)
10. Drodzy Towarzysze!
[Warszawski Festiwal Filmowy / Nowe Horyzonty / Sputnik nad Polską]
Filmem zakończenia Warszawskiego Festiwalu Filmowego wybrano najnowsze dzieło Andrieja Konczałowskiego, Drodzy Towarzysze!. Wcześniej produkcja startowała w konkursie głównym w Wenecji i otrzymała tam Nagrodę Specjalną Jury. Tym razem rosyjski mistrz opowiada o jednym z tragicznych epizodów z dziejów Związku Radzieckiego, czyli strajku robotników i jego krwawej pacyfikacji w Nowoczerkasku w czerwcu 1962 roku (w tym samym roku Konczałowski po raz pierwszy przyjechał na włoski festiwal jako współscenarzysta Dziecka wojny Andrieja Tarkowskiego).
Konczałowski zdecydował się na podobne środki jak w swoim filmie z 2016, czyli Raju. Format obrazu 4:3, wszystko w czerni i bieli kręcone cyfrową kamerą. Autor zdjęć Andriej Najdenow (stały współpracownik Iwana Wyrypajewa) oświetla poszczególne sceny bardzo wyraźnie, malkontenci rzekliby nawet, że za bardzo, że są one zbyt jasne, prześwietlone. W szaleństwie jest jednak metoda. W tej przeraźliwej jasności widać jeszcze wyraźniej absurd i fasadowość ustroju komunistycznego. Gdy wybucha rewolta w fabryce lokomotyw, a robotnicy ruszają na komitet, niewzruszeni dotąd losem ludu partyjniacy tracą natychmiastowo rezon. Są tylko śmiesznymi ludzikami w marmurowych pałacach.
9. Shiva Baby
[American Film Festival]
Masz dwadzieścia parę lat, studia niby się zbliżają do końca, ale wciąż jakoś papierku w ręku brak. Tak zresztą jak jakiejkolwiek pracy, w końcu chcesz uniknąć losu korposzczura. Każde spotkanie rodzinne to stres pytań, o życie prywatne, zawodowe plany, postępy na uczelni, porównań ze święcącą sukcesy równolatką. Gdy jednak na takiej imprezie pojawia się nie tylko ona, ale i twój starszy kochanek, wtedy otrzymujemy prawdziwy horror. I takim właśnie intymnym, a przy tym bardzo osobistym dla wielu widzów horrorem jest Shiva Baby pokazywana w sekcji spectrum tegorocznego American Film Festival.
Na uwagę zasługuje tu świetna praca, młodziutkiej i praktycznie całkowicie kobiecej, ekipy, zwłaszcza to jak wraz z postępem imprezy ubiór i fryzura głównej bohaterki ulegają coraz większemu zniszczeniu podkreślając tę swoistą psychologiczną ścieżkę zdrowia. Zarówno dla montażystki Hanny A. Park jak i operatorki Marii Rusche był to pierwszy samodzielny projekt pełnometrażowy. Tylko trochę większe doświadczenie ma kompozytorka Arier Marx, która pracowała do tej pory nad Opowieścią Jennifer Fox i dwiema niezależnymi komediami, lecz i tak wciąż się nie dorobiła swojej strony na Wikipedii. Shiva Baby to przedstawienie się szerokiej publice nazwisk, które szczerze wierzę, że w ciągu najbliższych lat czeka wielka kariera i to kolejny powód by tego debiutu na salonach nie przegapić.
8. Czarny niedźwiedź
[Warszawski Festiwal Filmowy / American Film Festival]
Lawrence’a Michaela Levine’a wraz z żoną Sophią Takal zalicza się do czołowych twórców mumblecore’u. Oboje piszą, reżyserują i grają w swoich filmach. Czarny niedźwiedź pokazywany w Sundance i na Warszawskim Festiwalu Filmowym to ich dwunasta współpraca, Levine stanął za kamerą i napisał scenariusz, Takal odpowiadała zaś za produkcję. Twórców interesuje przede wszystkim natura tworzenia historii, opowiadania o świecie, ta cieniutka granica dzieląca fikcję od rzeczywistości. Tak w życiu codziennym, jak i w sztuce możemy przecież mamić odbiorcę naszych komunikatów. Do zacisznego miejsca w poszukiwaniu inspiracji przybywa Allison (Aubrey Plaza), niespełniona aktorka, obecnie próbująca robić karierę reżyserską. Na letnisko zostaje zaproszona przez wspólnego znajomego, do młodej pary, Gabe’a (Christopher Abbott) i Blair (Sarah Gadon), wahających się czy swoje lokum zmienić w wyszukane airbnb czy raczej schronienie dla zaprzyjaźnionych artystów. On – muzyk żyjący z marnych tantiem, ona – tancerka, która obecnie zarzuciła karierę z uwagi na zaawansowaną ciążę. Wakacyjna aura i kilka butelek wina zapoczątkuje grę, której chcąc, nie chcąc podda się cała trójka.
7. Mikrosiedlisko
[Pięć Smaków]
Fasadowy dobrobyt wspierany przez czebole i aparat państwowy przesłaniał przez długie lata autentyczne oblicze tego kraju, w rzeczywistości trawionego przez korupcję policji, skandale polityczne, nierówności społeczne, szklany sufit w korporacjach czy rosnące znaczenie sekt religijnych. W ostatnim czasie w kinie koreańskim zaczęły powstawać kolejne obrazy skupione na analizowaniu właśnie tych zagadnień. Nakręcone w 2017 roku Mikrosiedlisko dotyka kilku problemów z długiej listy koreańskich bolączek: fatalnych warunków bytowych najbiedniejszych obywateli wielkich miast, szalejących cen, klasowej pogardy.
Podobnie jak Agnès Varda w Bez dachu i praw (NASZA ANALIZA), także koreańska twórczyni używa swojej bohaterki niczym papierka lakmusowego. W odróżnieniu od protagonistki nagrodzonego Złotym Lwem filmu, bezimiennej kloszardki spotykającej na drodze zupełnie obcych ludzi, Mi-so odwiedza jednak osoby dobrze sobie znane i zaprzyjaźnione. Więzy co prawda osłabły, nie widziała się z kompanami z kapeli od wielu lat, ale liczy, że dawna zażyłość ich jakoś połączy. Jej wyprawa po Seulu nie ma znamion niebezpiecznej ekspedycji, raczej przypomina podróż do przeszłości czy terapeutyczny seans.
6. Pod otwartym niebem
[Pięć Smaków]
Miwa Nishikawa buduje poruszający portret społecznego wykluczenia, zwracając uwagę widzów na zupełnie niezauważalny przez swoją niewielką skalę problem społeczny. Jednocześnie zdaje się odpowiadać na pytanie, czemu w tak wielu przypadkach resocjalizacja nie działa. Po prostu dla ludzi, którzy raz wybrali karierę w yakuzie, członkowie mafijnych rodzin okazują się nierzadko jedynymi pozostającymi w ciągłej gotowości osobami, które wyciągają do wychodzących z więzienia pomocną dłoń i zapewniają im życie w dostatku. Reżyserka daleka jest od gloryfikowania powrotu w szeregi gangu, wręcz przeciwnie, podstarzałych gangsterów prezentuje jako osoby, dla których takie wybory w dłuższej perspektywie okazały się drogą do zguby.
Mimo poruszania poważnej tematyki Pod otwartym niebem jest dziełem niosącym ze sobą zaskakujące pokłady pozytywnych emocji. Widzimy tu człowieka gotowego zmienić swoje życie na lepsze, jak i wielu ludzi mu życzliwych, którzy chętnie pomogliby mu w potrzebie. Niestety tak się składa, że najwięcej wsparcia protagonista otrzymuje od tych, którzy nie mają zbyt dużej mocy sprawczej, a jedyne, na co może od nich liczyć, to niewielkie wsparcie finansowe czy po prostu dobra rada. Dużo ciepła wlewają też wyjątkowo estetyczne i pełne kolorów kadry, które zależnie od etapu filmu prezentują nam to miejskie panoramy, to ukwiecone ogrody.
5. To nie pogrzeb, to zmartwychwstanie
[Nowe Horyzonty]
To nie pogrzeb, to zmartwychwstanie z maleńkiego i biednego Lesotho, to jedna z rewelacji ostatnich miesięcy (pokazy i nagrody m. in. w Hong Kongu, Rotterdamie, Sundance czy Wenecji). Nie dziwi zatem, że został on kandydatem oscarowym afrykańskiego państwa – zresztą pierwszym w historii. Obecnie produkcja walczy o Grand Prix w Konkursie Nowych Horyzontów. Film odnosi się do uniwersalnego konfliktu postęp kontra tradycja, który jednak zostaje wpisany w nurt slow cinema, tym samym nabierając… nowej dynamiki.
Fabuła meandruje, a nadmiar symbolicznych scen może utrudnić nieco odbiór przesłania, jednak jasno określony jest tu konflikt podniesiony do rangi greckiej tragedii. Trudno w kontekście To nie pogrzeb, to zmartwychwstanie nie pomyśleć o takich filmach jak Martwa natura Jia Zhangkego czy dokument W górę Jangcy, oba traktujące o pustoszących skutkach budowy Wielkiej Tamy Trzech Przełomów. Choć oczywiście w Chinach sprawa dotyczyła większej ilości osób, to mimo innej skali, w obu przypadkach zdanie społeczności nie jest kompletnie słyszane przez rządzących krajem polityków. Znaczącą różnicą jest jednak, że w produkcji z Lesotho głos sprzeciwu zostaje wypowiedziany, aby obudzić współobywateli, a w uniwersalnym odczytaniu także każdego z nas. Film Lemohanga Jeremiaha Mosese’a wpisuje się zatem w nurt kina rewolucyjnego. Niekoniecznie rozumiany jako krwawa rewolta, ale ułatwiający przejrzenie na oczy, gdy jeszcze nie jest za późno, aby interweniować. Każda społeczność czy jednostka ma przecież swoją „tamę”, przeciw której warto zaprotestować.
4. Dwudzieste stulecie
[Nowe Horyzonty]
Nawet w Nocnym Szaleństwie mogą kryć się absolutne perły, udowadnia to nagrodzone w sekcji Forum tegorocznego Berlinale Dwudzieste stulecie Matthew Rankina. Ta szalona komedia, czerpiąca wizualnie garściami z niemieckiego ekspresjonizmu, klasycznego hollywoodzkiego melodramatu, czy drugowojennej propagandy jest bardzo nieoczywistym biopikiem trzykrotnego premiera Kanady Williama Lyona Mackenziego Kinga. Rankin w swoim reżyserskim debiucie stworzył dzieło porównywalne z najlepszymi produkcjami Guya Maddina, które sam nazwał „połowicznie hołdem dla kanadyjskiego dziedzictwa narodowego a połowicznie złym tripem po ayahyasce” (południowoamerykańska roślina stosowana jako substancja psychoaktywna).
Mamy tu wszystko, satyrę na relację wewnątrz Dominium Brytyjskiego, na wojnę Burską, czy kiełkującą demokrację, humor oparty na fetyszach seksualnych i obśmiewanie parapsychiatrycznych metod z ubiegłego stulecia. Według Rankina całość oparta jest na snach samego Mackenziego Kinga, które spisywał on w swoim dzienniku, co dobrze współgra z niekoherencją narracji i ciągłymi zmianami tonu. Dodatkowo wszystko jest przepięknie nakręcone na taśmie 16mm, a wspaniałe i nieoczywiste pomysły obsadowe tylko dopełniają smaku tego posiłku. Dwudzieste stulecie to projekt, który nie miał prawa się udać, a udał się doskonale. Natychmiastowy klasyk.
3. Dni
[Nowe Horyzonty]
W filmach tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty niezwykle często zdawały się powracać tematy izolacji, atomizacji społeczeństwa. W kontekście wydarzeń roku 2020, które drastycznie nadszarpnęły istniejące więzi i zakłóciły dotychczasowy rytm życia ludzi na całym świecie, wiele z tych obrazów wybrzmiewa zupełnie inaczej niż zapewne mogłyby w innych warunkach. Są jednak tacy twórcy, którzy na długo przed realnym widmem pandemii tworzyli autentyczne „kino izolacji”. Dzisiejszy bohater jeszcze przy okazji lęków przełomu tysiącleci zrobił już jeden film o zarazie, która jednocześnie oddalała i mimowolnie zbliżała do siebie ludzi – Dziurę. Najnowsze Dni to z pozoru ten sam film Tajwańczyka, który oglądamy od trzech dekad, ale jednocześnie jest w tym doświadczeniu coś naddanego, coś „bardziej”.
Paradoksalnie Dni są jednym z filmów, który może zyskać na oglądaniu w zaciszu domowym, poza bezpośrednim odczuciem festiwalowego pędu, społecznego doświadczenia pełnej sali kinowej. To film nie dla każdego, ale też nie elitarny. To nie film, który wniesie rewolucyjne zmiany w Wasze spojrzenie na życie i rzeczywistość społeczną, ale też nie film zbędny. To małe arcydzieło, które może być dokładnie tym, czego akurat w tym momencie potrzebujecie.
2. Malmkrog
[Nowe Horyzonty]
Cristi Puiu nie ma wytchnienia dla swoich widzów. Po dekonstrukcji świadomości Rumunów poprzez przedstawienie wielogodzinnej stypy w Sieranevadzie teraz idzie o krok dalej. W prezentowanym w berlińskiej sekcji Encounters Malmkrogu porywa się na dyskusję o sensie człowieczeństwa, znaczeniu dobra i zła, religii czy koncepcji cywilizacji Zachodu. A to wszystko podczas trzyipółgodzinnej nieprzerwanej dyskusji po francusku, niemiecku i rosyjsku.
Podobnie jak w Sieranevadzie Puiu nie ogranicza się do napisania świetnych dialogów i włożenia ich w usta rewelacyjnej obsady (a wszyscy są tu dobrani do swoich ról perfekcyjnie). Cały świat Malmkroga żyje. Gospodarze wykonują drobne czynności porządkowe, służba wciąż pojawia się między dyskutantami, to donosząc napoje, to sprzątając kieliszki czy zapraszając na posiłek, na drugim planie z chorobą walczy nestor rodu władającego pałacykiem. Dopracowana w najmniejszych szczegółach choreografia w połączeniu z aktywną i nie bojącą się zmian perspektyw kamerą, a także żywą i autentycznie wyglądającą scenografią – to wszystko robi gigantyczne wrażenie i pozwala uwierzyć, że oto przenieśliśmy się do innego świata, który możemy obserwować, ale nie możemy dotknąć. Tak jak stało się to udziałem protagonisty (a co za tym idzie także widzów) zjawiskowego Domu Šarūnasa Bartasa. Swoiste podglądactwo staje się naszym celem i obsesją,
1. Vitalina Varela
[Nowe Horyzonty]
Vitalina Varela to rewers dla innego arcydzieła Costy, czyli Pochodu młodości. Tam, grany rzecz jasna przez Venturę, mężczyzna zostaje zmuszony, na skutek decyzji o wyburzeniu slumsów i przeniesieniu mieszkańców na nowe osiedle, do powrotu do ojczyzny, czyli do Republiki Zielonego Przylądka. Vitalina odbywa podróż odwrotną, przybywa do stolicy dawnego imperium kolonialnego z przymusu serca.
Trudno opowiadać o tym filmie bez choćby wspomnienia o warstwie wizualnej. Jak przystało na dzieło Portugalczyka do obrazu jest przywiązywana niezwykła uwaga. Nigdy (choć pewnie i tak znajdą się przeciwnicy tej tezy) bieda nie jest estetyzowana, nie mamy tu w żadnym wypadku z szantażem emocjonalnym. Jego chłodny styl osiąga tu pełnię; Vitalina Varela to w moim odczuciu opus magnum Pedro Costy. Charakterystyczne kadry, utopione w mroku, który ledwo i tylko chwilami rozbijany jest przez światło słoneczne, przenoszą nas bezpośrednio do mistrza takich zabiegów, czyli Caravaggia. Tenebrystyczne ciągoty nigdy nie były dla portugalskiego reżysera specjalnym balastem, przez lata sam stał się niezwykle biegły w wydobywaniu piękna z odrapanych ścian i umęczonych twarzy swych bohaterów.
Do pierwszej dziesiątki nie załapały się niestety tak ciekawe produkcje jak:
20. Zima wszyta w skórę [AfryKamera]
19. Klimatyzator [Nowe Horyzonty / AfryKamera] – NASZA RECENZJA
18. Antygona [OFF Camera / Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!] – NASZA RECENZJA
17. Nos lub spisek odmieńców [Sputnik nad Polską] – NASZA RECENZJA
16. Notatki z Berlina [Warszawski Festiwal Filmowy]
15. Między śmiercią a śmiercią [Nowe Horyzonty] – NASZA RECENZJA
14. Pierwsza krowa [American Film Festival]
13. Shirley [Warszawski Festiwal Filmowy] – NASZA RECENZJA
12. Suk Suk [Pięć Smaków] – NASZA RECENZJA
11. Ojciec Nafi [Nowe Horyzonty / AfryKamera] – NASZA RECENZJA