Lav Diaz niewątpliwie jest jednym z najważniejszych głosów współczesnego kina. Sześćdziesięcioczteroletni filipiński twórca w swojej twórczości z gracją największych mistrzów od dwóch dekad łączy polityczną krytykę systemu swojej ojczyzny z mnogością filmowych gatunków, nieprzerwanie poszukując i eksperymentując. W ten weekend publiczność MFF w Locarno mogła zobaczyć jego najnowszy film – Essential Truths of the Lake, którym Diaz po 9 latach po raz drugi może zdobyć Złotego Lamparta.
Chociaż premis najnowszego dzieła mistrza zapowiada prequel jego bardzo udanego thrillera policyjnego Kiedy opadną fale (NASZA RECENZJA), to tak naprawdę prace nad Zasadniczymi prawdami jeziora zaczęły się wcześniej. Diaz z ekipą poruszeni erupcją wulkanu Taal w styczniu 2020 roku popędzili na miejsce katastrofy i przebrani za ekipę ratowników zaczęli filmować miejsca tej krwawej zemsty przyrody na człowieku. Dopiero później zaczął on myśleć w jaki sposób osnuć wokół jednego z najaktywniejszych wulkanów na świecie fabułę filmu. Taal w XXI wieku wybuchał już ośmiokrotnie, po raz pierwszy w sierpniu 2008 roku. Otaczające go rybackie wioski położone nad przepięknym i rozległym jeziorem wulkanicznym Taal po środku wyspy Luzon na przemian rosną do miana potężnych kurortów turystycznych by ponownie przemienić się w wyludnione pokryte popiołami osady po środku dżungli. Władza natury sprawia, że nic tu nie jest stałe, nic nie jest prawdziwe.
A to właśnie obsesję prawdy dzierży przygnieciony wyrzutami sumienia po wydarzeniach z pierwszej konfrontacji z Macabantay’em porucznik Hermes Papauran. Gdy wspomnienia jego nierozwiązanej sprawy sprzed kilkunastu lat ponownie do niego powracają przekonuje szefostwo, żeby po raz ostatni pozwolili mu spróbować rozwiązać zagadkę tajemniczego zaginięcia znad jeziora Taal. Przed piętnastu laty modelka i aktywistka ekologiczna organizująca marsze na rzecz ochrony orła filipińskiego (poprawna polska nazwa brzmi małpożer, ale to by odbierało tematowi powagi) Esmeralda zniknęła bez wieści. Erupcja, która nadeszła niewiele później zatarła, być może nieistniejące ślady. Jak w Przygodzie Antonioniego protagonista wyrusza na poszukiwania niemożliwe. Czyniąc sobie cel z odkrycia prawdy obiektywnej skazuje się na wieczną wędrówkę w miejscu, niczym na smyczy uwiązany, nagi i niepoważny.
Być może ważniejszą inspiracją niż Przygoda jest tu jednak Zeszłego roku w Marienbadzie (NASZ TEKST) i literacka twórczość Alaina Robbe-Grilleta na czele z Żaluzją. Gdy w okolicy 40 minuty kończy się prolog, Hermes, posłaniec bogów i prawdy, zaczyna oglądać nieukończony dokument poświęcony zniknięciu Esmeraldy. Diaz nie pozwala tego przegapić, na cały ekran prezentując jego napisy początkowe. Chociaż dokument niby szybko się kończy, to napisów końcowych nigdy nie otrzymamy. Wchodzimy wtedy w sferę artystycznej subiektywizacji. Zasadnicze prawdy jeziora, podobnie jak Zeszłego roku w Marienbadzie, nie serwują odpowiedzi, a jedynie kolejne pytania wciąż zmieniając perspektywy, poddając pod wątpliwość istnienie wydarzeń i postaci. Wspomnienia mieszają się z fantazjami, sny z rzeczywistością, prawda, kłamstwo i to co wyparte niczym bardzo zaangażowani w partię Twistera gimnastycy splatają się w nierozwiązywalnym pęku. Subiektywizacja spojrzenia i pamięci staje się nie tylko tematem, ale i formą, gdy w brechtiańskim verfremdungseffekt Diaz odchodzi w różnych momentach od stylistycznej konwencji. Tu jump-cut, tam nagła zmiana obiektywu tylko na jedno ujęcie, czy w końcu zakłócenia taśmy filmowej pojawiające się jakby znikąd w co poniektórych momentach drugiego aktu.
Główny bohater raz za razem powracając nad Taal odwiedza wciąż te same lokacje, lecz one już nie są takie same. Porucznik Papauran stoi w miejscu poza czasem pozostając we władzy snu, podczas gdy świat się dynamicznie zmienia. Mężczyzna zagubiony błąka się po tak bliskich, a tak innych uliczkach i ścieżkach starając się zmyć makbetańską krew ze swych rąk. Ta jednak wciąż nie znika. Paralelny doń żywot prowadzi jeden z wieśniaków, który wspólnie ze swoją jedyną krową (polecam Wam wygooglować jak wyglądają filipińskie krowy, kuriozalne istoty) od piętnastu lat kopie doły poszukując ciał swojej rodziny. I on i Hermes odrzucając przyszłość rezygnują z samych siebie.
Diaz w najnowszym obrazie przypomina, że ani dyktatorzy, ani prawda nie są prawdziwymi władcami świata – jest nim natura. Nie bez przyczyny Taal wzywa Hermesa zawsze w okolicach swojej erupcji, a Esmeralda przed zniknięciem niejako dążyła do odrzucenia ludzkiej powłoki i przemiany w filipińskiego orła. Przyroda niesie za sobą życie i śmierć, przemianę i stałość, podczas gdy wszystko co ludzkie jest inherentnie słabe i fantasmagoryczne. Niewidoczna piłka tenisowa jest równie realna jak ta wściekle zielona, jeśli tak postanowimy.
Warto wspomnieć tu także o stronie formalnej. To być może najpiękniejszy film w karierze Lava Diaza, bardzo ostre kontrasty między czernią a bielą przywodzą na myśl europejskie kino lat 60., zresztą podobnie jak wspomniana wcześniej mnogość stylistycznych zabiegów. Osadzenie akcji w rajskiej i piekielnej zarazem okolicy jeziora i wulkanu Taal pozwala w pełni wybrzmieć malarskiej stronie twórczości Filipińczyka. Obserwując ciągłą zmienność lokacji stajemy się świadkami swoistej walki między naturą a antropocenem, z drugiej strony neorealistyczne fragmenty poświęcone codzienności rybaków na myśl niechybnie przywołują Morze wewnętrzne Kazuhiro Sody (NASZA RECENZJA).
W Essential Truths of the Lake Lav Diaz ponownie udowadnia swą wielkość, tworząc kino jednocześnie poetyckie, filozoficzne i polityczne, być może to jego arcydzieło, które za kilka dekad poznawać obowiązkowo będą wszyscy aspirujący filmoznawcy. Filmowość formy idzie w sukurs literackości treści, a liczne kadry i sekwencje wypalają się w pamięci niczym światło pozostawia swój trwały ślad na fotograficznej kliszy.
Essential Truths of the Lake
Rok: 2023
Kraj produkcji: Filipiny
Reżyseria: Lav Diaz
Występują: aJohn Lloyd Cruz, Hazel Orencio, Shaina Magdayao i inni
Ocena: 4,5/5