Wojna Porucznika Błękitka – recenzja filmu „Wojny jednorożców” – Octopus Film Festival

Hiszpański grafik, autor komiksów i reżyser Alberto Vázquez zachwycił świat w 2015 roku swoim postapokaliptycznym animowanym horrorem psychologicznym Psychonauci, zapomniane dzieci. Teraz powraca w pokazywanym na Octopus Film Festival drugim pełnym metrażu – Wojnie jednorożców. Czy nagrodzona Goyą produkcja, którą na jesieni do kin wprowadzi Velvet Spoon, to kolejny artystyczny sukces?

Eksploracja najgorszych cech ludzkiej psychiki, chorób umysłowych i religijnego fanatyzmu poprzez postaci antropomorficznych zwierząt stanowi stałe zainteresowanie w całej twórczości Galicyjczyka. W Wojnach jednorożców oparł się na pomysłach przedstawionych w swoich nagradzanych krótkometrażowych projektach, Krew Jednorożca (2013) i Decorado (2016). Z pierwszego wziął się pomysł na rozbicie ludzkiej psychiki na dwie strony wiecznej świętej wojny: zindoktrynowane, religijne, ale i potrzebujące bliskości pluszowe misie reprezentujące antropocen oraz dzikie, indywidualistyczne i majestatyczne jednorożce – odpowiednik natury. Tam również pojawili się dwaj główni bohaterowie, charyzmatyczny, ale i przepełniony kompleksem niższości fanatyczny i psychopatyczny Błękitek oraz jego starszy brat bliźniak, uczuciowy i inteligentny, jednak ciągle poniżany Grubcio. Z kolei Decorado, opowieść o rozpadzie psychiki i rodziny bezrobotnego, cierpiącego na zaburzenia przypominające schizofrenie, narkomana i jego odczuwającej zaniedbanie żony rozpisana na króciutkie scenki posłużyła w Wojnach jednorożców za pierwowzór młodości rodzeństwa. Trzecią główną, chociaż przedstawioną nieco po macoszemu bohaterką najnowszej produkcji Vázquez jest Maria (nieprzypadkowo biblijne imię), jednorożca nastolatka, która kłusuje po Magicznym Lesie, poszukując swojej zaginionej matki. Nasz tutejszy Bambi.

Vázquez, czerpiąc z ikonografii kina wojennego, szczególnie tego o Wietnamie, jak Czas apokalipsy i Full Metal Jacket, tworzy zmetaforozyzowaną i zuniwersalizowaną wariację na temat hiszpańskiej wojny domowej. Poprzez barwną opowieść o Błękitku, rekrucie, którego ciągłe poczucie niższości i znajomość z przepełnionym nienawiścią kapelanem pcha w kierunku fanatyzmu, a następnie zamachu stanu i przejęcia władzy, opowiada on światu o paradoksach postaci Francesco Franco. To animacja dla dorosłych pełną gębą, brutalność scen przemocy przywodzi na myśl kultowych Przyjaciół z wesołego lasu, którzy niewątpliwie stanowili jedną z kluczowych inspiracji, a kloaczny i często seksualny humor pcha skojarzenia niechybnie w kierunku South Parku.

Tym, co niewątpliwie wyróżnia Wojny jednorożców od większości kierowanych ku dojrzałemu widzowi obrazów animowanych, jest powalające wizualne piękno. Kilka lat temu Michał Ochnik, znany w sieci jako Mistycyzm Popkulturowy, ubolewał na swoim blogu: „wielu twórców animacji dla dorosłych wychodzi z założenia: Zróbmy naszą kreskówkę brzydką jak sam grzech, by dzieciaki od razu wiedziały, że to nie dla nich”. Obraz Vázqueza stanowi jakby odpowiedź na to wołanie, kodowany w zieleniach i różach ręcznie rysowany obraz wciąga i fascynuje swoją malarską kompozycją. Dwie dominujące barwy jedynie w scenach para-biblijnych przypowieści muszą ustąpić miejsca złotym iluminacjom niczym z twórczości Tomma Moore’a (Sekret Księgi z Kells, Sekret wilczej gromady).

Rozpad rodziny, narodziny faszyzmu, wojny religijne, antropocen vs natura, wojna domowa w Hiszpanii, dwoistość ludzkiego charakteru, Biblia. Całkiem sporo tematów jak na jedną 90-minutową animację,  prawda? I tu dochodzimy do największego problemu Wojen jednorożców. Vázquez pozbawiony swojego stałego współpracownika z początku kariery, Pedra Rivero, który podpisał się jako współscenarzysta pod pierwszymi dziełami Galicyjczyka, prawdopobnie nie umiał samodzielnie ocenić, co powinno w finalnym materiale pozostać, a które wątki należy wyciąć, by film pozostał bardziej koherentny i satysfakcjonujący. Ten problem objawił się już w krótkometrażowym Homeless Home, według mnie najmniej udanym udanym projekcie autora Judasza, katolickiej wiewiórki.

O ile ciągłe zmiany nastroju i idące za nim przewroty estetyczne (do inspiracji autora dodać niewątpliwie trzeba jeszcze Genndy’ego Tartakovsky’ego i jego Samuraja Jacka oraz Primal) trzeba uznać za zaletę Wojen jednorożców, o tyle nadmiar poruszanych tematów i wątków zwyczajnie męczy i rozwadnia całość. Reżyser uległ też zgubnej pokusie umieszczenia sceny po grzybkach, która jak zwykle w kinie (by przywołać chociażby Najgorszego człowieka na świecie) służy absolutnie niczemu. Takich momentów, które mają fajnie wyglądać, ale niekoniecznie coś ze sobą niosą, jest tu niepokojąco sporo.

Mimo wszystko nie mam żadnych wątpliwości, że hiszpański artysta ponownie zrealizował jeden z ciekawszych animowanych projektów roku, a pojedyncze sceny oraz momenty z Wojen jednorożców jeszcze przez wiele miesięcy będę przywoływał i przyozdabiał nimi pulpit swojego komputera. Dzięki takim twórcom jak Vázquez europejska animacja dla dorosłych może w końcu wskoczyć na poziom rozpoznawalności i prestiżu światowego europejskiego komiksu.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Wojny jednorożców

Tytuł oryginalny:
Unicorn Wars

Rok: 2022

Kraj produkcji: Hiszpania

Reżyseria: Alberto Vázquez

Występują: Jon Goiri, Jaione Insausti, Ramón Barea i inni

Dystrybucja: Velvet Spoon

Ocena: 3,5/5

3,5/5