Dziedzictwo ciszy – recenzja filmu „Mów do mnie”

„Bez wspomnień czasem łatwiej żyć / nie wraca nic” śpiewały Czerwone Gitary w swoim przeboju „Kwiaty we włosach” i chociaż debiutujące w pełnym metrażu australijskie rodzeństwo youtuberów Danny i Michael Philippou raczej nie zna tego szlagiera, to właśnie linijki z tego bigbitowego przeboju roku 1968 idealnie podsumowują ich Mów do mnie – horrorowy przebój roku 2023.

Nastolatki są głupie. Głupie i naiwne. Nie jest to przesadnie odkrywcze stwierdzenie, każdy z nas był nastolatkiem i pamięta, że był głupi i naiwny. Nastolatki wierzą w Konfederację, kompromitują się idpolem na Twitterze i popadają w inne sekciarskie banialuki, co pięknie podsumowała w Club Zero (NASZA RECENZJA) Jessika Hausner. Innym objawem nastoletniej głupoty jest pragnienie zabawy, przełamywania granic i tabu, podążania dalej i dalej w kierunku zapomnienia. Czy to dzięki narkotykom z wątpliwych źródeł, czy – dla grzeczniejszych – popalaniu lub – dla głupszych – wspinaniu się na piorunochron. Gdyby nastolatki mogły, ot przy joinciku i szociku, dać się opętać na niecałe dziewięćdziesiąt sekund, czy nie byłby to przebój każdej imprezki? Wiadomo, że tak. To brzmi jeszcze lepiej niż mefedron rozcieńczony kredą i kawałkami szkła! Taką właśnie obietnicę fabularną daje widzom Mów do mnie. Ograniczenie się do stwierdzenia, że to kolejna gatunkowa pierdółka o półmózgach z liceum, którzy robią coś idiotycznego, byłoby jednak nieuczciwe wobec dzieła rodzeństwa Philippou.

Dom w głębi lasu Drew Goddarda poprzez ostateczne wyśmianie horrorowych klisz i tradycyjnych gatunkowych elementów składowych dał twórcom grozy swoiste carte blanche na dekonstrukcję wydartą z okowów obowiązków i ograniczeń powagi. Komik Jordan Peele wykorzystał swoje wyczucie ludzkich emocji, by absolutnie zmrozić krew publiki w To my (NASZA ANALIZA), a amatorski Terrifier 2 osiągnął większy rozgłos niż post-barokowy, dużo droższy Dom 1000 trupów Roba Zombiego dwie dekady wcześniej. Rodzeństwo youtuberów z popularnego kanału RackaRacka (niemal 7 milionów subskrybentów) na co dzień zajmuje się odgrywaniem wypełnionych praktycznymi efektami specjalnymi scen spotkań różnych postaci z popkultury. Łącząc siły z doświadczonym głównie w teledyskach i reklamach młodym operatorem Aaronem McLisky’m, zmiksowali oni gatunkowe tropy i hommage’e z internetową dzikością i zebranym na platformie Google’a doświadczeniem, by stworzyć coś, co sami chcieliby obejrzeć. Dzięki temu nie boją się częstych tonalnych wahań między grozą, komedią i obyczajówką, a niezależny system produkcji pozwolił im uniknąć producenckich nacisków na złagodzenie przemocy czy języka. Wartą wzmianki jest w Mów do mnie absolutna dominacja praktycznych efektów specjalnych, Philippou jako ludzie zafascynowani materią zminimalizowali maksymalnie możliwie obecność CGI, co przekłada się na wręcz niepokojącą realność scen opętań i obrażeń fizycznych, przywołującą w pamięci chociażby wybitnego w tej materii Egzorcystę Williama Friedkina. 

Porównania Mów do mnie do Hereditary (NASZA ANALIZA) Ariego Astera są więcej niż uzasadnione. Nie chodzi tu tylko o to, że oba są debiutami grozy, które pojawiły się znikąd i z miejsca zamieszały w tym gatunku, stając się klasykami w momencie premiery – bo nie boję się tak nazwać australijskiego obrazu. Podobnie jak filmie Astera i tu głównym tematem staje się dziedziczenie traum, chorób, klątw, cech osobowości, demonów etc. Nudne osoby, zbyt twardo stąpające po ziemi i pragnące racjonalizować każdą fantastykę, mogłyby wręcz stwierdzić, że Mów do mnie opowiada po prostu o dziedziczeniu schizofrenii paranoidalnej i fatalnym stanie opieki psychiatrycznej na całym świecie. Główna bohaterka, Mia (porywająco zagrana przez Sophie Wilde), wykazuje objawy tej choroby w bardzo dalekim stadium, a jej depresja i brak wsparcia zewnętrznego oraz zrozumienia tylko nasilają paranoję i wizje.

Dużo ciekawszą i według mnie ważniejszą interpretacją ekranowych wydarzeń jest coś nieporównywalnie bardziej przyziemne. W erze cyfrowej drobne rzeczy z dnia codziennego nagle zostają zapisane przynajmniej pozornie na wieki. W każdej chwili możemy odnaleźć nasze facebookowe konwersacje sprzed dekady, spojrzeć na zdjęcia z dzieciństwa i filmiki wykonane z ludźmi, których być może już nie ma. Kwiaty we włosach potargał co prawda wiatr, ale wszystko wraca, bo wspomnienia przetrwały w chmurze. To w połączeniu z traumą, niewiedzą i brakiem komunikacji tworzy iście śmiertelną kombinację. Gdy coś nas boli, łatwiej o tym po prostu nie mówić, dusić w środku. Cierpimy ale wmawiamy sobie, że w imię wyższego dobra – by oszczędzić tego cierpienia innym. Jednak jako zwierz stadny, człowiek pozbawiony komunikacji i wsparcia, staje się niemal niepełnosprawny, jak oślepiony długimi światłami kangur biegnie w kierunku własnej zagłady.

W Mów do mnie wszyscy bohaterowie noszą na swoich barkach traumy, śmierci najbliższych, wypieranej homoseksualności, depresji, zaburzeń postrzegania siebie, patologicznych rodzin i wielu innych. Dźwigają je każdego dnia niczym Syzyf  i brak w nich odwagi, by się otworzyć, porozumieć, poszukać wsparcia. Zamiast tego wciąż szukają uzasadnień, wymówek, a w końcu ulgi w używkach i ryzykownych zachowaniach. Jak kurczaki bez głów biegają w kółko, póki nie zabraknie im sił. Chociaż rodzeństwo Philippou chowa wydarzenia między słowami, by nie zrazić amerykańskich płatków śniegu, to kreują oni obraz przedmieść Adelajdy nie mniej patologiczny i przerażający niż ten znany nam z Happiness Toda Solondza albo australijskiego kina naturalistycznego Justina Kurzela (Nitram, Snowtown).

Wspominałem już o porywającej kreacji Sophie Wilde (M2 Films ma w tym roku naprawdę wielkie szczęście do wspaniałych pierwszoplanowych ról kobiecych; to oni wszak pokazali na ekranach zarówno Vicky Krieps we W gorsecie, jak i Sydney Sweeney jako Reality), ale grzechem byłoby przemilczeć resztę obsady. Towarzysząca na ekranie Sophie jako jej siostra przyrodnia Alexandra Jensen stanowi kolejne aktorskie odkrycie. Jej tragizm jest zapewne najbardziej przyziemny, nie może sobie poradzić z tym, jak jej życie zmieniło się po narodzinach młodszego brata i ponownym małżeństwie matki. Czuje się zazdrosna o przyrodnią siostrę, której co prawda odbiła chłopaka, ale ten nawet nie chce jej pocałować, nie mówiąc o seksie. Nawet na imprezach niby jest lubiana a jednak nie potrafi pozbyć się poczucia bycia gorszą. Dramat jej postaci, najbardziej zdroworozsądkowo, być może wręcz ślepo „chłopsko-rozumowo” podchodzącej do świata i nadprzyrodzonych wydarzeń, może się wydawać bardzo błahy, dla niektórych wręcz płytki, wobec tego, co przechodzą jej kompani. Nie staje się przez to jednak mniej realny dla niej samej. Właśnie ten dysonans na twarzy i w zachowaniach aktorki zostaje oddany idealnie.

Niczym w Królestwie Larsa von Triera sacrum miesza się tu z profanum, świat duchów z medycznym, a bolesna śmierć z przebojami Sii (chociaż w przypadku tego ostatniego kontrast może nie jest tak wyraźny). Gdy Lorde zrewolucjonizowała światowy pop swoją płytą Pure Heroine, śpiewała, że nową formą sztuki jest pokazywanie ludziom, jak mało nas to wszystko obchodzi, i że jesteśmy tak szczęśliwi, nawet gdy śmiejemy się ze strachu. Tak właśnie zachowują się bohaterowie Mów do mnie, a rewelacyjna ścieżka dźwiękowa Cornela Wilczka w perfekcyjny sposób podkreśla ich emocje i wątpliwości.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Mów do mnie

Tytuł oryginalny:
Talk to me

Rok: 2022

Kraj produkcji: Australia

Reżyseria: Danny i Michael Philippou

Występują: Sophia Wilde, Alexandra Jensen, Miranda Otto i inni

Dystrybucja: M2 Films

Ocena: 4/5

4/5