Kosmiczna terapia ​​– recenzja filmu „Solaris Mon Amour” – Millennium Docs Against Gravity

Jednym z najbardziej oczekiwanych dokumentów jubileuszowej edycji Millennium Docs Against Gravity było Solaris Mon Amour, filmowy esej Kuby Mikurdy oparty na powieści Stanisława Lema, a skonstruowany z fragmentów aż 70 dzieł z Wytwórni Filmów Oświatowych. Jak się okazało, 47-minutowy obraz polskiego reżysera skrywa w sobie dużo więcej znaczeń, niż można sądzić po jego rachitycznym metrażu.

Urodzony w Krakowie psycholog, filozof i badacz filmu (NASZ WYWIAD), odkąd postanowił spróbować sił jako dokumentalista, niezmiennie zadziwia. O ile debiutanckie Love Express. Zaginięcie Waleriana Borowczyka (NASZA RECENZJA) na powrót zaszczepiało na rodzimy grunt zainteresowanie osobą autora Opowieści niemoralnych, to już kolejna Ucieczka na Srebrny Glob (NASZA RECENZJA) zdemitologizowała postać Andrzeja Żuławskiego, nie odbierając mu wszak blasku. Wybranie przez Mikurdę na trzeci projekt akurat adaptacji Solaris (1961), najbardziej cenionej książki Stanisława Lema, wydawało się początkowo li tylko fanaberią. Przecież swoje próby mieli już Boris Nirenburg (telewizyjna, nieznana mi zresztą), Andriej Tarkowski (udana, choć okupiona konfliktem z pisarzem) i Steven Soderbergh (hollywoodzki niewypał z Georgem Clooneyem). Czy w 2023 roku potrzebowaliśmy kolejnej wersji? Po seansie i spotkaniu z twórcą, które poprowadził Michał Oleszczyk, mogę  przyznać, że nie tylko owa decyzja była znakomita, bo powstał obraz, jakiego ze świecą szukać na niwie polskiej kinematografii, ale i ujawniły się w nim konteksty, których nie mógł oczekiwać sam reżyser na etapie riserczu.

Mikurda, jak najbardziej słusznie, podkreśla kolektywność pracy nad Solaris Mon Amour. Za współautorów filmu traktuje montażystkę Laurę Pawelę (działali razem już przy Ucieczce) oraz kompozytora/dźwiękowca Marcina Lenarczyka (m.in. filmy Smoczyńskiej, dokumenty Wolskiego, Cuske czy duetu Niewiera-Rosołowski). Rzeczywiście praca nad skonstruowaniem tej wyjątkowej narracji musiała stanowić wyzwanie; foundfootage’owa pajęczyna została bowiem utkana nie tylko ze wspomnianych fragmentów oświatówek, ale też z kilku kadrów topiącej się taśmy (jak w Personie) oraz w warstwie audialnej z wycinków dwóch słuchowisk Solaris nagranych przez Polskie Radio (z roku 1963 ze Stanisławem Zaczykiem w roli głównej oraz roku 1970, gdzie Krisa zagrał Marek Walczewski). Trio brało pod uwagę aż 500 filmów z częściowo już zdigitalizowanego archiwum, liczącego kilka tysięcy sztuk (katalog); w końcu 300 z nich obejrzeli i wybrali wspomniane 70, które we fragmentarycznej formie weszły do finalnej układki.

Materiały z Wytwórnii Filmów Oświatowych to zresztą wciąż nieodkryte skarby. Powstała w 1950 roku instytucja produkowała krótkie formy szkolne, instruktażowe i popularnonaukowe. Tworzyli tam chociażby Wojciech Jerzy Has, Wojciech Wiszniewski, Grzegorz Królikiewicz, Marek Koterski, Piotr Szulkin, Jacek Bławut czy Maciej Drygas. W shortach wykorzystanych w Solaris Mon Amour można wypatrzyć wśród operatorów tak wybitne postaci jak Bohdan Dziworski i Andrzej J. Jaroszewicz. Warto bowiem wspomnieć, że Mikurda zdecydował się wymienić w napisach końcowych wszystkie filmy, z których razem z ekipą złożył ten kolaż. Na ekranie przewijały się ich fantomy, kosmos „zagrały” przeróżne mechaniczne ustrojstwa z lat 50. i 60. (okablowania niczym z La Jetée Chrisa Markera) oraz pulsujące organizmy (podwodna fauna, krwinki, otwarte usta kosmonauty i operowany mózg). Ta fascynująca mozaika pozostaje zresztą w zgodzie z językiem Lema, który lubił wplatać biologiczne odniesienia do opisywanej technologii.

Dokument zaczyna się od wyjątku z Archeologii (1967) Andrzeja Brzozowskiego, rejestracji odkopywania osobistych przedmiotów w obozie zagłady w Brzezince. Mikurda wplata zatem temat Zagłady, który jednak nie zdominuje całości, będzie rodzajem bolesnego wprowadzenia w szersze zagadnienie traumy i zapomnienia. Holokaust, jak się okazało po wielu latach, był także wpisany w twórczość Lema. Choć pisarz uciekał w gatunki (science fiction, kryminały, eseje filozoficzno-futurologiczne), to jak dowodziła w kluczu psychoanalitycznym Agnieszka Gajewska w wydanej niedawno biografii Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku, mnóstwo znaków wskazuje, że próbował przepracować wojenne przeżycia. Wywodzący się z żydowskiej rodziny literat we Lwowie stracił prawie całą rodzinę. W wywiadach odmawiał komentarzy i nie odnosił się wprost do minionej historii, woląc ruszyć w gwiazdy. Eskapizm ten był tylko pozorny, np. w wydanym w 1961 roku zbiorze Księga robotów (a także późniejszych Opowieściach o pilocie Pirxie) znaleźć można opowiadanie Terminus. Został tam opisany statek Koriolan zniszczony po kolizji z rojem meteorytów, lecz część załogi zdołała wyjść z niej cało i zmarła później przez brak tlenu. Tytuł utworu wziął się od starego robota pokładowego, przechowującego w pamięci losy katastrofy sprzed 19 lat, a teraz wskutek awarii odtwarza ostatnie chwile kosmonautów.  Trudno tak krótko po II wojnie światowej nie skojarzyć tego epizodu z komorami gazowymi.

W 1961 wydano zresztą samo Solaris. Również w tej książce Lem odnosi się do Zagłady, choć skrywa ją pod „gigantycznym monologiem o istocie wszechrzeczy” oraz neutrinach i cytoplazmatycznym oceanie. Stąd w filmie Mikurda w tym właśnie roku osadza akcję: ZIEMIA 1961. Reżyser podkreślał, że wybrał tę powieść z uwagi na to, że jest „studium pamięci posttraumatycznej – wypartych wspomnień, które torują sobie drogę do świadomości i domagają się wypowiedzenia”. Zaledwie dwa lata wcześniej, gdy zresztą Lem zaczynał pisać swoje najdonioślejsze dzieło, premierę miała głośna Hiroszima, moja miłość Hiroshima, mon amour w reżyserii Alaina Resnais’go ze scenariuszem Marguerite Duras. Ta dwójka i wspomniany Marker mieli większe znaczenie dla Solaris Mon Amour, niż mogło się wydawać, po seansie wspomnicie moje słowa. Nowofalowe arcydzieło nie tylko wspomogło polski film częścią tytułu, ale i swoistym melanżem melodramatu z postapokaliptyczną traumą. Być może Lem znał zresztą francuski obraz, bo i w jego utworze Eros spotyka Tantatosa. 

W końcu dochodzimy do najbardziej bolesnej szkatułki związanej z filmem Mikurdy. Choć prace nad projektem ruszyły dużo wcześniej, to na jego ostatecznym kształcie odcisnęła piętno osobista tragedia reżysera. W zeszłym roku odeszła Jagoda Murczyńska, partnerka Mikurdy i matka ich dziecka, a także wspaniała krytyczka i programerka festiwalu Pięć Smaków. Jak stwierdził sam twórca, dzięki przepracowaniu żałoby podczas tej produkcji dokonał tzw. „kontenerowania emocji”, co jest rodzajem odzyskania kontroli nad własnymi wspomnieniami. Książka Lema jest również o procesie pamięci i straty, jak gdyby pisał o przeniesionym w kosmos micie o Eurydyce i Orfeuszu. Autor Ucieczki na Srebrny Glob doskonale rozumie, że Kris marzy o Erin („ja chcę, żeby też ona była”), choć przecież poleciał z Wielką misją, ważą się losy Wszechświata, nadarza się szansa na kontakt z obcą cywilizacją. Widmowość i transowy rytm tego stanu zawieszenia udzielają się zresztą widzom, czarno-biały balet jest piękny (bo fantastycznie realizowano dzieła z WFO), ale i przerażający (bo pewnych spraw nigdy nie cofniemy). Terapeutyczny wymiar Solaris Mon Amour nie daje łatwego ukojenia; prosta skądinąd historia zamienia się w rękach Mikurdy w wehikuł czasu, w którym wedle potrzeby możemy zagubić się w bezmiarze i śnić, jak i uporządkować sobie kilka spraw zanim nie powrócimy z gwiazd.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
solaris mon amour plakat

Solaris Mon Amour

Rok :
  2023

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Kuba Mikurda

Ocena: 4,5/5

4,5/5