We władzy ziemi – recenzja filmu „Wo Tu” – Berlinale 2024

Pomiędzy dwiema częściami sekcji Generation na Berlinale można zauważyć pewną ciekawą rozbieżność. O ile bowiem Generation 14plus dość spodziewanie oferuje widzom w dużej mierze filmy trzymające się dość ściśle poetyki coming-of-age (dobrym przykładem może tu być nagrodzony w tej sekcji Kryształowym Niedźwiedziem Last Swim Sashy Nathwaniego), to poświęcona nieco młodszej widowni Generation Kplus prezentuje projekty dużo bardziej niejednoznaczne i zdecydowanie niemieszczące się w szufladce kina dziecięco-młodzieżowego. Służy to niewątpliwie filmom ukazującym przejściowe doświadczenie między dzieciństwem a okresem nastoletnim (przykładowo w tym roku w urzekającym niespiesznym tokiem narracji Los tonos mayores Ingrid Pokropek), ale ja chciałbym zwrócić uwagę na obraz, który – nie gubiąc naczelnego odbiorcy – w ciekawy sposób porusza problematykę społeczno-polityczną. W swoim nowym dziele Wo Tu uznany chiński reżyser Wang Xiaoshuai, podobnie jak w poprzednim Żegnaj, mój synu [NASZA RECENZJA], ukazuje konsekwencje bezprecedensowych procesów społecznych, jakie zaszły w dwudziestowiecznych Chinach, na przykładzie jednej rodziny.

Tytułowy bohater filmu to chłopiec zamieszkujący wieś na dalekiej chińskiej prowincji, którego rodzina jest w niełatwej sytuacji: pracujący na budowie w dalekim mieście ojciec rzadko bywa w domu, matka z trudem radzi sobie z gospodarstwem i dziećmi, a nieustannie kopiący w poszukiwaniu wody dziadek doznaje ciężkiego urazu, który, wobec braku możliwości leczenia, sprawia, że zostaje on przygwożdżony do łóżka. W tym zarysowaniu akcji zawartym w pierwszych scenach filmu możemy dostrzec wyraźne inspiracje kinem Satyajita Raya, przede wszystkim Drogą do miasta. Jednak tę konwencję przełamuje wprowadzenie wątku pistoletu na wodę, o którym marzy Wo Tu, a który obiecuje mu po śmierci podarować dziadek. Dochodzi do niej niedługo później, co wzmacnia oczekiwania chłopca. W tym miejscu można by liczyć na wprowadzenie elementów fantastycznych związanych z lokalnymi wierzeniami, często pojawiających się znienacka w kinie azjatyckim, ale Wang konsekwentnie podporządkowuje umiarkowaną dawkę fantastyki (sceny rozmów Wo Tu z duchem dziadka) obrazowaniu historycznego kontekstu. Oczami głównego bohatera oglądamy, jak silnie obecna sytuacja jego rodziny jest uwikłana w historię najnowszą Państwa Środka. Okazuje się oto, że dziadek stał na czele brygady, która odebrała majątek jego ojcu – właścicielowi ziemskiemu. Te wiadomości (objawione Wo Tu przez dziadka w śnie) doprowadzają matkę chłopca do przekonania o zakopanym przez pradziadka starożytnym skarbie.

Tak oto rozpoczyna się znakomicie napisana historia, rozpisana na pograniczu groteski i gorzkiego społecznego dramatu, stawiająca na pierwszym planie punkt widzenia dziecka, ale jak najdalsza od wszelkiej infantylizacji. Zresztą film zyskuje na wartości w drugiej połowie, kiedy wzmaga się komentarz społeczny. Obserwujemy mechanizmy życia na dalekiej prowincji koncentrujące się wokół ziemi – to właśnie zresztą ziemia jest chyba najważniejsza w tym filmie. Już sam widok surowych, jałowych krajobrazów wywołuje uczucie obcowania z tajemniczą, nieokiełznaną siłą, która wiąże Wo Tu i jego rodzinę niezwykle silnymi więzami. Ziemia ta mimo swej beznadziejnej nieurodzajności potrafi wizją ukrytych w niej skarbów doprowadzić niemal do szaleństwa (jak ma to miejsce w przypadku pradziadka głównego bohatera) i podzielić jedną rodzinę na skłócone ze sobą frakcje. Zresztą wielką zaletą filmu są realistycznie ukazane relacje między członkami rodziny – to pod tym względem kino prawdziwie familijne, portretujące z równym zainteresowaniem wszystkich członków rodziny). Jednocześnie intrygująca jest gra między marzeniem o społecznym awansie (który wyraźnie symbolizuje wspomniany pistolet na wodę, widziany przez chłopca w surrealistycznych nieraz wizjach) a przywiązaniem do ziemi, gdzie oprócz (zaskakujących nieraz) znalezisk kryje się trudna historia – dramat jednostki, w który wpisany jest dramat całego kraju. Ziemia jest też miejscem pochówku zmarłych, którzy także podlegają społeczno-politycznym napięciom: zwłoki dziadka muszą zostać – wbrew tradycji – skremowane. W obrębie tego wątku zostaje ciekawie zarysowany wewnętrzny konflikt ojca Wo Tu, który oprócz wymuszonego przez państwo sprzeniewierzenia się tradycji konfrontuje się z tym, że nie towarzyszył własnemu ojcu w jego ostatnich chwilach.

W końcu jednak przebłysk nadziei (jak każdy w tym filmie) okazuje się złudny: zmuszona do przeprowadzki do miasta rodzina pogrąża się w jeszcze większej nędzy. Warto zresztą wspomnieć o tym, jak w scenach miasta ujawnia się błyskotliwość socjologicznej obserwacji Wanga – w mieście obserwowanym przez Wo Tu niczym krajobraz z innej planety skupiają się jak w soczewce problemy współczesnych Chin. Ale i perspektywa wiecznego trwania wśród ojcowizny (stanowiącej też, w kontraście do nowo wybudowanych zuniformizowanych osiedli, rzecz własną, w pewnym sensie niepodlegającą wszechobecnej kontroli państwa) nie jest możliwa. Nawet postać dziadka, który w toku filmu stracił swój autorytet (zarówno w oczach widza, jak i Wo Tu), ukazuje się nam już nie jako strażnik tradycji, ale człowiek, który naiwnie – jak się okazało – zawierzył obietnicom komunistycznych władz (tak, jak i obietnicom władzy wierzą przenoszący się do miast i nowych osiedli mieszkańcy wsi) i stanął w konflikcie ze swoją rodziną, a potem nie potrafił oswoić z tą traumą swojego wnuka.

Nowy film Wanga uderza i zaskakuje tym, że, będąc obrazem głęboko pesymistycznym (chętnie portretującym antybohaterów, a pozornych bohaterów bez pardonu demaskując) i wyczulonym na kwestie społeczne, dobrze odpowiada na potrzeby młodego widza, tworząc historię prostą, ale zarazem pełną ciekawych i dających do myślenia niuansów.

Juliusz Korczyński
Juliusz Korczyński

Wo Tu

Rok: 2024

Kraj produkcji: Chiny, Norwegia

Reżyseria: Wang Xiaoshuai

Występują: Ouyang Wenxin, Yong Mei, Zu Feng, Li Jun, Wang Zichuan i inni

Ocena: 4/5

4/5