W drogę! – recenzja filmu „The Great Yawn of History” – Berlinale 2024

Arthur z La Chimery Alice Rohrwacher doznaje cudownych omdleń, gdy wyczuwa, że pod jego nogami mogą znajdować się grobowce wypełnione skarbami Etrusków. Podobny dar (a może przekleństwo?) posiada Beitollah, główny bohater pustynnej odysei The Great Yawn of History, pełnometrażowego debiutu Aliyara Rastiego, wyróżnionego w konkursie Encounters 74. edycji MFF w Berlinie.

Zaczyna się od castingu. Zarośnięty, zdesperowany, oddychający z trudem przez tytoniową sadzę zalegającą w płucach mężczyzna o aparycji będącej mieszaniną Arkadiusza Jakubika i Janusza Rewińskiego rozrzuca po ulicach Teheranu dolary. Przynętę połyka kilku odrzutków, ale poprawnie na wszystkie pytania odpowiada jedynie Shoja. Dorastający bez rodziców dwudziestotrzylatek nie ma żadnych zobowiązań, nie wierzy w Boga ani w siebie, jest gotów na wszystko. Przystaje więc na propozycję Beitollaha, by wspólnie wyjechać z miasta. Najpierw pociągiem, później na pace samochodu, ale głównie z buta pokonują irański interior, podając się za eko-turystów szukających kontaktu z naturą.

Prawdziwym przyczynkiem do podróży nie jest jednak umiłowanie przyrody czy pragnienie wywczasu w plenerze. Beitollah postanawia skonfrontować się z własnymi snami, które od lat codziennie ukazują przed nim tajemnicze złote monety ukryte w jednej z jaskiń. Niestety, jak to z nocnymi marami bywa, wskazówki nie są do końca jasne. Jam i grot w perskim krajobrazie są przecież niezliczone ilości, a i sama historia o skarbie pozostawionym w kamiennej dziurze zalatuje urojeniami. Główny bohater prze jednak naprzód w pogoni za przeznaczeniem, ciągnąc ze sobą zdezorientowanego Shoję. Chłopak niewiele wie, a odpowiedzi Beitollaha na pytania o jego plany oraz motywacje są tak szczątkowe i enigmatyczne, że pogłębiają jedynie konsternację.

Aliyar Rasti metaforyzuje podążanie za marzeniami, wykorzystując do tego konwencję kina drogi. Jak to w innych tego typu historiach, para głównych bohaterów na swojej trasie natrafia na postaci-symbole, rozwijające ich relację, ale również pchające do przodu całą fabułę. Tak też poznajemy kobietę samotnie uprawiającą poletko ryżowe po tym, jak cała jej rodzina wyemigrowała do miasta, podejrzliwego, acz życzliwego, właściciela hotelu, nękanego przez otoczenie bękarta czy Maaleka, szczwanego lisa w czarnej koszuli przyozdobionej podobiznami smoków, który na swoim motocyklu objawia się w najmniej spodziewanych miejscach. The Great Yawn of History nie sili się na bycie soczewką społecznych problemów Iranu, mimo że prezentuje szeroki przekrój nastrojów i światopoglądów. Idealizm zderza się tu ze skrajną przyziemnością, patos rozrzedza humor wysokich lotów, a umysły bohaterów częściej niż polityka zajmuje dociekanie prawdy na temat istnienia wyższych bytów.

Debiut perskiego filmowca, dotychczas realizującego głównie teledyski, imponuje przede wszystkim świeżością, śmiałą zabawą gatunkowymi tropami i wizualną głębią. Rasti sprawnie prowadzi całą podróż, upychając w dialogach nie tylko informacje o przeszłości głównych bohaterów i ich stosunku do rzeczywistości, ale też mnóstwo żarciochów: o moralności, męskości, rodzinie, przeszłości czy nawet obrzezaniu. Za zdjęcia odpowiada tu Soroush Alizadeh – jego kamera goni za Beitollahem i Shoją po nizinach oraz skalnych formacjach, portretuje ich na tle bezkresnej głuszy, a gdy trzeba, zamyka w ciasnych kadrach, manipulując punktami ostrości czy dalszym planem. Operatorski sznyt Alizadeha pomaga w pogłębieniu psychologii postaci oraz dopowiedzeniu poszczególnych wątków, ale przede wszystkim stanowi nie lada ucztę dla oka. Kto lubuje się w górsko-pustynnych widokach, zabawach ekspozycją czy włóczeniu się wraz z bohaterami, nie powinien wyjść z seansu rozczarowany.

Zawarte w pierwszym akapicie skojarzenie The Great Yawn of History z niedawnym dziełem Alice Rohrwacher nie wynika jedynie z grotołazstwa, stanowiącego leitmotiv całego filmu, ani z faktu, że urodą Amirhossein Hosseini grający Shoję łudząco przypomina kreację Josha O’Connora z La Chimery [NASZA RECENZJA]. Oba te dzieła używają onirycznej soczewki do przedstawienia historii bohatera przegranego już na samym starcie, tak jakby magiczna moc marzeń miała przekonać widzów, że warto trzymać za niego kciuki. Oba zresztą czynią to bardzo umiejętnie, kreując niejednoznaczną opowieść o sile wyobraźni i ludzkiej potrzebie dążenia do zamierzonego celu. Dzieło Aliyara Rastiego, choć podobne do włoskiego obrazu i pewnie jeszcze z dwudziestu innych tytułów, zupełnie nie traci na konwencjonalności obranej formy. Irańczyk na dziewięćdziesiąt minut zabiera nas w drogę pełną refleksji, przygód i humoru w stylu przewyższającym nie jeden obraz z konkursu głównego Berlinale. To prawdziwa perełka tegorocznej edycji – oby trafiła na jeden z polskich festiwali.

Michał Konarski
Michał Konarski

The Great Yawn of History

Tytuł oryginalny:
Khamyazeye bozorg

Rok: 2024

Kraj produkcji: Iran

Reżyseria: Aliyar Rasti

Występują: Mohammad Aghebati, Amirhossein Hosseini, Saber Abar i inni.

Dystrybucja: brak

Ocena: 4/5

4/5