Ciężar pamięci – recenzja filmu „Tak powtórz nie” – WFF 2023

W ostatnim czasie kino biograficzne coraz chętniej służy twórcom do kreślenia uniwersalnych historii bądź o ludzkiej naturze, bądź o jednostce uwikłanej w systemowe sieci. Prym wiedzie tu bezkonkurencyjny Pablo Larraín ze swoimi Jackie (2016), Spencer (2021) czy Hrabią (2023), ale od tradycyjnego, poprawnego ujęcia życiorysów odeszły także Marie Kreutzer (W gorsecie) czy Sofia Coppola (Priscilla). Debiutujący fabularnym pełnym metrażem Michael Dahan idzie o krok dalej, konstruując prawdopodobnie najbardziej unikalny, także formalnie, portret postaci rozdartej między dwiema niemożliwymi do pogodzenia racjami, próbując odpowiedzieć na pytania dotyczące tożsamości i ciężaru pamięci (również tej narodowej).

Zanim na Warszawskim Festiwalu Filmowym w ramach sekcji Wolny Duch odbył się pierwszy pokaz filmu Tak powtórz nie, 7 października 2023 Hamas dokonał bezprecedensowego ataku odwetowego na Izrael, kontynuując tym samym jeden z największych konfliktów współczesnego świata i czyniąc film Dahana jeszcze bardziej wymownym. Amerykańsko-izraelski twórca opowiada bowiem historię Juliano Mer-Khamisa, określającego siebie mianem „stuprocentowego Palestyńczyka i stuprocentowego Żyda”. Urodzony w Nazarecie (Izrael), zamordowany w Dżaninie (Palestyna), był synem żydowskiej aktywistki na rzecz praw Palestyńczyków i Araba wyznania chrześcijańskiego. Pokojowy aktywista, reżyser, założyciel Teatru Wolności, aktor filmowy i teatralny, podejrzewany o szpiegostwo na dwóch frontach, w 2011 roku został zastrzelony przez nieznanych sprawców. Wystąpił, głównie na drugim planie, w osiemnastu produkcjach, w tym w Małej Doboszce (1984) George’a Roya Hilla, która Dahanowi posłużyła za narracyjne narzędzie w jego opowieści.

Tak powtórz nie wymyka się tradycyjnemu postrzeganiu biografii pod niemal wszystkimi względami. Przede wszystkim zastępuje twardą faktografię próbą utworzenia konceptu postaci głównego bohatera, czy wręcz jego archetypu. Akcję ogranicza przestrzeń filmowego studia, w którym trwa przesłuchanie do roli Juliano Mer-Khamisa. Piękna i nieprzystępna Reżyserka (Salome Azizi), na biurku której stoi kubek z wymownym, słodko-gorzkim napisem „Łzy waszych przodków”, za chwilę zacznie spektakl nawigowania i prowokowania trzech przybyłych na casting aktorów. Każdy z nich jest przekonany, że to on dostał pracę, zatem obecność w pomieszczeniu kolegów po fachu budzi zaskoczenie. Wyjaśnienia, jakie słyszą, nie są zaś zbyt pomocne. Otóż każdemu z nich przypadł do odegrania inny obszar życia zamordowanego aktywisty. Mamy zatem Juliano-Izraelczyka (Karim Saleh), flirtującego z Reżyserką, nieposiadającego zbyt dużej wiedzy o bohaterze skryptu, Juliano-Araba (Mousa Hussein Kraish), twierdzącego, że „wszyscy wiedzą, kim był Juliano”, proszącego, żeby nie nazywać Palestyńczyków i Libańczyków Arabami, oraz Juliano-osobę-publiczną (Adam Meir), czyli jego reprezentację w mediach – nieco zblazowanego mężczyznę w typie Playboya, który nie boi się ideologicznych konfrontacji i wbijania szpilek, gdzie trzeba. Przez następne 98 minut ta czwórka będzie ścierać się nie tylko ze sobą nawzajem, ale przede wszystkim z własnym systemem wartości wyrosłym na zinternacjonalizowanych w procesie wychowania wzorcach. 

Reżyserka co chwilę musi przypominać o celu spotkania – znalezieniu między trzema wcieleniami łączącego ich punktu, tajemniczego spoiwa, które zakończy się wyborem odtwórcy roli. Im dalej jednak w las, tym więcej drzew, napięcie rośnie niczym w rasowym thrillerze, a uczestnicy spektaklu zaczynają tracić kontrolę nad scenariuszem i wychodzić ze swoich ról. Dahan sprawdza też, czy zgodnie z eksperymentem stanfordzkim postawa rzeczywiście zależy od roli społecznej: przebiera swoich aktorów w garnitury: biały, czarny i szary, i od tej pory określa ich kolorami, po chwili każąc wymienić się garderobą zmuszając tym samym do chodzenia w przysłowiowych „cudzych” butach. Tworzeniu reprezentacji bohatera pomaga mu wybrzmieć monochromatyczność obrazu. Amerykański twórca jednak nawet na poziomie formy będzie bawić się znaczeniami, czasem i przestrzenią, przeplatając wymiary, ukazując nam backstage, roboczą strefę odciętą kolorem, gdzie królują nieskrępowane ujęcia z ręki, a nie wystudiowane czarno-białe kadry, a on sam, dzierżąc maszynopis, udzielać będzie porad Salehowi, Kraishowi i Meirowi, tworząc incepcyjny kołowrotek i zacierając granice między zaplanowanym a zaimprowizowanym, rzeczywistością a fikcją, prawdą a fałszem.   

Rytm i tempo filmu wyznacza włączony metronom, nadający tło eskalującym nastrojom uczestników tego jakże nietypowego spotkania. Intensywność Tak powtórz nie, szczególnie dialogowa, wymaga dużej koncentracji. Natłok słów może przytłaczać i wytrącać z uwagi. Ta dynamika ma jednak swoje uzasadnienie i Dahan zdejmie nogę z gazu w odpowiednim momencie, zostawiając nas z ciszą. Zdumiewa, jak bardzo przemyślane i dopracowane w każdym detalu i wypowiadanym słowie jest jego dzieło, z jaką dyscypliną kontroluje narracyjne płaszczyzny, jednocześnie ewidentnie czerpiąc przyjemność z żonglowania stylistykami. Dotykanie jednej z najbardziej napiętych relacji współczesnego świata, implikującej podważanie świętości (film został odrzucony przez izraelskie i arabskie festiwale filmowe, w czym należy tylko i wyłącznie upatrywać jego siły), świadczy także o dużej twórczej odwadze. Nie znajdziemy tu jednak ostrej krytyki na miarę Nadava Lapida, który w całej swojej twórczości, od Policjanta po Kolano Ahed [2021; NASZA RECENZJA], wskazywał grzechy Izraela, zarówno w kwestiach zbrojnych, jak i kontrolowania własnej kultury. Celem Amerykanina nie jest dzielenie świata na biały i czarny czy tworzenie manifestu politycznego, choć oczywiście dostaje się wszystkim stronom konfliktu, w tym Stanom Zjednoczonym, interesantom uwikłanym przecież także w inne spory.

Dahan wysublimowanymi środkami zmierza do nakreślenia uniwersalnej historii demaskującej naturę konfliktu, jego bohaterów i katów, pociągających za sznurki i ich przypadkowe ofiary; to jak łatwo zrobić z człowieka ideologię. Choć przesłanie nie stanowi novum: wojna nie ma sensu, bo śmierć nie ma sensu, to droga dochodzenia do ostatniej sceny, zostawiającej nas z pustą przestrzenią, symbolizującą krajobraz po bitwie, w której tak naprawdę nigdy nie będzie wygranych, stanowi niezwykle świeży przykład podejścia do filmowej materii. Reżyser prowokuje widzów tak samo, jak swoich aktorów, pytając, na ile wybieramy swoje role lub tożsamość, na ile są one nam narzucone, przypadkowe, w czyim imieniu walczymy? Czy żeby żyć dalej, jedyne, o czym musimy pamiętać, to to, żeby zapomnieć? Ciężar pamięci uwiera i rani, a jednak żadna ze stron nie chce się go pozbyć. 

Tak powtórz nie to koniec końców wielowarstwowa intelektualna uczta, pyszna egzystencjalno-tożsamościowa łamigłówka, która przy innych zasadach selekcji powinna walczyć o (i zdobyć) Grand Prix festiwalu. To także ponadczasowa pieśń o wolności, wymykaniu się skostniałym sztywnym ramom systemów i odwadze do krytycznego myślenia. A także studium tego, jak relatywne jest portretowanie nie tylko postaci historycznych, ale także nas samych, gdzie prawda zmienia się w zależności od kąta padania światła. 

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Tak powtórz nie
Tytuł oryginalny:
Yes Repeat No

Rok: 2023

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Michael Dahan

Występują: Salome Azizi, Karim Saleh, Mousa Hussein Kraish, Adam Meir

Ocena: 4,5/5

4,5/5