Tych lat nie odda nikt – recenzja filmu „My Favourite Cake” – Berlinale 2024

Emerytki mogą być także heteroseksualne – po serii udanych queerowych filmów o romantyczności osób po siedemdziesiątce takich jak Dziedziczki, My dwie czy Suk Suk przychodzi czas na przypomnienie o tej dziurze w systemie. Perski duet Maryam Moghaddam i Behtash Sanaeeha robi to w swoim My Favourite Cake, pierwszym silnym kandydacie do zdobycia ważnej nagrody w trakcie tegorocznego Berlinale.

Mahin (telewizyjna aktorka Lily Farhadpour) ma siedemdziesiąt lat. Od trzech dekad jest wdową, a od dwóch samotnie żyje w sporym domu na przedmieściach Teheranu, po tym, jak jej dzieci wybrały lepszy żywot na szwedzkiej obczyźnie. Główną atrakcję stanowią dla niej spotkania z przyjaciółkami, lecz jak to bywa z czasem cotygodniowe mitingi przerodziły się w comiesięczne, a w końcu coroczne. To właśnie na takiej geriatrycznej posiadówce wypełnionej monologami o chorobach i żartami z monologów o chorobach poznajemy naszą protagonistkę. Ta przysłuchując się całemu galimatiasowi nostalgii, żali i fantazji, w końcu podejmuje decyzję – póki człek żyw, człek winien żyć, czas po raz ostatni i pierwszy od wielu dekad zerwać te pąki tych róż. Nakłada make up i następnego dnia wyrusza na poszukiwanie miłego samotnego starca, by w kooperacji z nim móc umilać swe przyszłe dnie i noce.

Dominujący całość i zdecydowanie najlepszy w filmie drugi akt stanowi jakoby nostalgiczno-feelgoodową emerycką wariację na temat kina Honga Sang-soo. Przy wielkiej butli domowego wina seniorzy po raz pierwszy od dawna przeżywają własnego harlequina, ciepło wspólnoty i marzenia o wyrwaniu się z pętli dokonanych wyborów i społecznych ograniczeń. Magiczna noc nie może trwać wiecznie, lecz w bezpiecznych murach mieszkania i ogrodu zignorujmy upływ minut i lat, by zatańczyć jeszcze raz, ostatni raz.

Szukając mniej udanych elementów skonstruowanego przez twórców Ballady o białej krowie menu kolacji, trzeba niestety zauważyć, że z obowiązkowej wuzetki, w postaci krytyki politycznej irańskiego systemu, wyszedł trochę zakalec. Nostalgiczne wspomnienia za młodością przerwaną rewolucją islamską w dialogach wypadają sztucznie, jakby zostały dopisane post factum. Wyjątkowo kuriozalna jest też obecna w pierwszym akcie scena, gdy protagonistka na chwilę przemienia się w Babcię Kasię, by zwyzywać policję obyczajową i obronić dziewczynę o różowych włosach przed aresztowaniem.

Największą siłę irańskiego obrazu niewątpliwie stanowi aktorstwo. Błyszczy zwłaszcza, posiadający imponujące CV mnogich seriali, w których występuje od lat 80., Esmaeel Mehrabi jako taksiarz-absztyfikant o imieniu Faramarz. Przygnieciony życiem i nieco zrezygnowany mężczyzna stanowi kontrapunkt dla swojej charyzmatycznej i zdecydowanej uwodzicielki. To w twarzy tego emerytowanego żołnierza swoje odbicie znajdują ulotność i ciężar egzystencji, wyborów niepodjętych, szans niewykorzystanych, okazji bezpowrotnie minionych. Noc, która dla Mahin stanowi przebudzenie z letargu, Faramarzowi jawi się raczej jako wyrzut sumienia. Przypomnienie od świata, jak zmarnował swoje lata na tej planecie własną biernością i strachem.

Nierówny poziom i wątpliwa wymowa zakończenia nie stają My Favourite Cake na przeszkodzie w byciu satysfakcjonującym crowdpleaserem, wspaniałym filmem dla całej rodziny, który doceni zarówno twoja babcia, jak i uczęszczająca do podstawówki córka.  Można sobie zadawać pytanie, czy festiwalowe nagrody powinny promować ten rodzaj zachowawczego kina stylu zerowego, ale koniec końców to też jest jakiś aspekt X muzy.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

My Favourite Cake

Tytuł oryginalny:
Keyke mahboobe man

Rok: 2024

Kraj produkcji: Iran, Francja, Szwecja, Niemcy

Reżyseria: Maryam Moghaddam, Behtash Sanaeeha

Występują: Lily Farhadpour, Esmail Mehrabi i inni 

Ocena: 3/5

3/5