Tygrys z loga tegorocznej edycji MFF w Rotterdamie odbijał się na budynkach neonowymi kolorami. Jaskrawe odcienie odpowiadały różnorodności tożsamości, doświadczeń i pochodzenia osób twórczych, z których historiami można było się zapoznać w salach kinowych. Na najważniejszym niderlandzkim festiwalu filmowym co roku przybywa coraz więcej queerowych głosów z najdalszych zakątków świata, chętnych do ujęcia w słowa swoich doświadczeń i fantazji. Kreują nowe perspektywy dla tęczowego kina w odmiennych estetykach, jednak podobnym celu – widzialności, bycia usłyszanym_ą i zobaczonym_ą, zwrócenia uwagi na braki prawne i zacofanie społeczeństwa. Czasem jednak sam spacer po mieście uchwyconym przez queerową soczewkę może okazać się tak rozrywkowy i edukacyjny, jak przejmujący.
Siedem wspomnianych poniżej tytułów to jedynie wybór filmów z wątkami LGBTQ+, których na festiwalu w Rotterdamie można było znaleźć znacznie więcej, w każdej z sekcji. Wśród retrospektyw prezentował swoją twórczość Scud, żyjący w Hong Kongu reżyser i producent. Wraz z premierą dziesiątego dzieła, Naked Nations: Hong Kong Tribe, zapowiedział, że kończy swoją karierę. O wielokrotnie nagradzanym twórcy możemy jednak już dużo przeczytać. Udajmy się więc alternatywną ścieżką, przez odkrycia i debiuty, wyszukane sposoby na queerowe opowieści, modyfikujące narracje i uzupełniające je o świeże spojrzenia.
Pocztówki – osobiste zwierzenia
Zdjęcia, screenshoty, przesyłane memy – części składowe kiełkującej miłości. W tle digitalnego zapisu rozwijającej się prywatnej relacji pobrzmiewa muzyka The Strokes i Beach House. W krótkim, trzynasto minutowym metrażu You can’t get what you want but you can get me Samira Elagoz (intermedialny twórca, odpowiedzialny między innymi za nagrodzone dwa lata temu na weneckim Biennale Seek Bromance) i Z Walsh (fotograf i model) opowiadają historię swojej znajomości – od poznania, przez utrzymywanie związku na odległość i wreszcie przedstawienia się nawzajem swoim rodzinom. Kluczowym punktem ich relacji staje się operacja Z Walsha, przejście i regeneracja po mastektomii, zbliżająca ciała dwóch mężczyzn przez wzajemną opiekę i płciową euforię.
Intymny kolaż, choć wypudrowany i wyidealizowany do przesady, jest niezwykle potrzebnym obrazem rzeczywistej, szczęśliwej relacji dwójki osób transmęskich (w dodatku o długich włosach, co również przedstawiane często nie jest – jak podkreśla, śmiejąc się jeden z twórców). Choć oglądanie tak ekshibicjonistycznego portretu może wprawiać w zakłopotanie. To jednak celebracja miłości i autonomii cielesnej chociaż na chwilę pozwala oderwać się od przykrej rzeczywistości, gdzie prawa osób trans nie są szanowane, a sama tranzycja kosztowna i na każdym kroku utrudniana. Spełniona fantazja o bliskości dwóch pięknych ciał zostaje uchwycona w folderze zdjęć na telefonie.
Swoimi doświadczeniami z widzami dzieli się też Carl Joseph E. Papa w najnowszej animacji, The Missing. Filipiński reżyser zmagania z traumą zarysowuje, dosłownie, stylem kojarzącym się z dziecięcymi rysunkami. Współczesna opowieść jest już jednak animowana rotoskopowo, przypominając o realności mierzenia się z zespołem stresu pourazowego. Eric, główny bohater i animator, nie ma ust – to oczywiście prosty chwyt, mający sugerować nie tylko mutyzm postaci, ale również niemożność w opisaniu doświadczeń dzieciństwa. To też przedstawione jest za pomocą wyobrażonego świata science fiction, gdzie ciało bohatera przejęte ma być przez króla kosmitów.
Oprócz dopracowanej animacji i prostej, tym samym dosadnej, metafory, The Missing wyróżnia się delikatnym podejściem do przedstawiania relacji męsko-męskiej. Zmagań w tworzeniu związku nie dostarczają ani zinternalizowana homofobia, ani brak akceptacji rodziny czy środowiska. W centrum zainteresowania jest mierzenie się z traumą, którą nie sposób wyjaśnić osobie partnerskiej. Chłopak Erica nie przejmuje roli zbawcy, kogoś, kto uratuje, kto wyleczy z problemów psychicznych – nie, zamiast tego stara się wspierać, słuchać i rozumieć, być cierpliwym względem wywołanych traumą trudności z bliskością. Dojrzałość relacji prezentuje zarówno scena rozmowy o strategiach radzenia sobie w trakcie ataków paniki, jak również tymczasowe wkroczenie chłopaka Erica do przestrzeni kosmicznego statku uzbrojonego w pistolet na wodę. Narracja ta może być istotna nie tylko dla samych osób zmagających się z zespołem stresu pourazowego, ale także ich bliskich, partnerów, partnerek – może pomóc wskazać różnice między poświęceniem się a wsparciem.
Płonące – w walce o prawa
„Nasz protest nigdy się nie zakończy” – mówi w ostatniej scenie Ching, bohaterka tajwańskiego Who’ll Stop the Rain. Protest studentów szkoły artystycznej, walczących z narzuconym kanonem i brakiem wolności twórczej, ale też protest indywidualny – w imię podmiotowości. Te dwa tematy ściśle się wiążą, sama relacja miłosna zaczyna kiełkować w rytm postępujących coraz dalej wyrazów sprzeciwu studenckiego zrzeszenia. Choć akcja dzieje się w latach dziewięćdziesiątych, nawiązując do prodemokratycznego ruchu Wild Lily, świadomość centralnej bohaterki, Chi-wei, wydaje się raczej współczesna. Jest pewna swoich uczuć, swojej homoseksualności i słuszności w swoich feministycznych poglądach, które ciągle nie są tak oczywiste dla tajwańskiego społeczeństwa. Kontrastuje tym samym z Ching, wiecznie ograniczaną i emocjonalnie niestabilną, jak gdyby obie kobiety pochodziły z dwóch różnych momentów w historii. Su I-hsuan, reżyserka, w pierwszej wersji scenariusza zakładała tragiczne zakończenie miłosnej opowieści. Ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, nie chcąc powielać szkodliwego przekonania, że lesbijskie herstorie mogą kończyć się tylko śmiercią lub ślubem z mężczyzną. Tajwan to przecież jedno z najbardziej tolerancyjnych państw azjatyckich – od prawie pięciu lat pary jednopłciowe mogą brać tu śluby, adopcja została zalegalizowana w zeszłym roku.
Ale przemiana homofobicznego i patriarchalnego społeczeństwa to nie taka prosta rzecz. Młodym queerowym dziewczynom odbierana jest podmiotowość na różne sposoby. W przypadku Sofii, bohaterki brazylijskiego Levante, walka rozgrywa się nie tylko na boisku, ale też poza nim – walcząc o możliwość aborcji w państwie z rygorystycznymi prawami reprodukcyjnymi. Zmierzyć się musi z lokalną, oceniającą społecznością, licznymi wyzwiskami i nawiedzającą ją non stop kobietą z kliniki położnictwa. W licznych próbach pozbycia się ciąży wspiera ją drużyna siatkarska złożona z silnych charakterów, pełna najróżniejszych queerowych tożsamości. Na drzwiach do ich przebieralni oznaczenie ostentacyjnie zastąpiono neutralnym płciowo. W niej z kolei widzimy postaci wstrzykujące sobie estrogen i smarujące się testosteronem w żelu. Aspekty prawne dotyczące braku decyzyjności o swoim własnym ciele i ograniczaniu dostępu do niezbędnej pomocy medycznej są w stanie silnie połączyćosoby miesiączkujące z osobami transpłciowymi, stawiając je ramię w ramię. Obraz solidarności staje się największą zaletą filmu Lillah Halli, przynoszącą jej nagrodę Młodego Jury.
Z pozoru omijający polityczne aspekty debiut Afrada Vk, Riptide, staje w opozycji do współczesnej indyjskiej kinematografii, także tej pokazywanej w innych sekcjach festiwalu. Nie tylko przez koncentrację na współzależnej queerowej relacji, ale również próbę obalenia utrwalonych męskich wzorców płciowych, ograniczających wyrażanie swoich uczuć, czy okazywanie słabości. Film został nakręcony jako dyplom, co stawiało ograniczenia (brak wynagrodzenia dla osób tworzących i wykupionych na stałe praw do muzyki ze Spotify jako przykłady podawane przez reżysera), ale też umożliwiło podjęcie tematu relacji jednopłciowej. Brutalny finał może stanowić przestrogę przed skutkami homofobii – może też kojarzyć się z tropem bury your gays, uśmiercając kolejną queerową postać i nie dając nadziei na lepszą przyszłość. Debiutujący reżyser stara się łączyć styl Apichatponga Weerasethakula z zagadkowością Powiększenia Michelangelo Antonioniego, którego też plakat wisi na ścianie pokoju bohaterów. Momentami odniesienia te wydają się jednak pretensjonalne i wymuszone, a film niepotrzebnie rozciągnięty. Trudno odczuć smutek rozdzielonych przez los kochanków, kiedy sama relacja nie zostaje nigdy dogłębnie zarysowana.
Miasta – queerowe zakamarki
W sekcji Cinema Regained, wśród odzyskanych i odnalezionych, swoje trzydziestolecie od premiery obchodził film Fresh Kill. Feministyczne dzieło Shu Lei Cheang zostało odrestaurowane i uzupełnione o usunięte wcześniej sceny – ale także odkryte na nowo jako zapowiedź współczesnego strachu przed inwigilacją. Dostajemy zaproszenie do miasta, nad którym niebo poczerwieniało, a roznosząca się po nim epidemia powoduje jaskrawo zieloną radiację i mowę wstecz. Nowym Jorkiem rządzi telewizja, jej przekazy i promieniowanie, a także firma, która aktualnie kontroluje nadawane programy. Na jego obrzeżach, a konkretnie przy największym wysypisku śmieci, od którego pochodzi tytuł filmu, poznajemy ekscentryczne postaci tworzące wspólnie pewnego rodzaju found family: hakera, przewrażliwionego muzyka i parę lesbijek z małą córeczką. Gdy najmłodszą z nich dopada zaraza, reszta bohaterów zaczyna łączyć źródła epidemii z korporacją aktualnie rządzącą społeczeństwem. W świecie tak odległym tak dystopijnym, jednak największą kontrowersją wciąż okazuje się wychowywanie dziecka przez parę lesbijek. Pod adresem bohaterek padają oskarżenia o nielegalność ich rodzicielstwa, brak męskiego wzorca i inne komentarze, podobne do tych, których można nasłuchać się podczas debat o prawie do adopcji przez pary jednopłciowe.
Szybkie tempo, fragmentaryzacja wątków i jaskrawe kolory przebodźcowują widza, wytwarzając wrażenie oglądania telewizora w trakcie gdy ktoś natrętnie zmienia co chwilę kanały. Jednocześnie przybliża do stanu szaleństwa bliskiego mieszkańcom miasta – stanu, w którym zasłyszane i powtarzane frazy straciły swoje znaczenie, a natłok informacji wprawia w bezczynność. Przy użyciu kampowej estetyki przekaz polityczny Fresh Kill staje się niezwykle polityczny. Tajemnicza epidemia to oczywiście aluzja do epidemii AIDS, tak bolesnej dla reżyserki wywodzącej się z queerowej społeczności artystów intermedialnych. Przedstawiane postaci pochodzące z marginalizowanych grup społecznych i zamieszkujące tereny wysypiska, charakteryzuje podobny gniew i poczucie niesprawiedliwości. W filmie zatruta ryba rozpowszechniana jest w restauracji o nazwie Nagasaki – być może jako oskarżenie względem Stanów Zjednoczonych o ich wkład w ludobójstwa i niszczenie środowiska. Aspekty, o które amerykańska queerowa społeczność (i nie tylko) oskarża USA do dziś. Tajemnicza epidemia to oczywiście aluzja do epidemii AIDS, tak bolesnej dla reżyserki wywodzącej się z queerowej społeczności artystów intermedialnych. Przedstawiane postaci pochodzące z marginalizowanych grup społecznych i zamieszkujące tereny wysypiska, charakteryzuje podobny gniew i poczucie niesprawiedliwości. W filmie zatruta ryba rozpowszechniana jest w restauracji o nazwie Nagasaki – być może jako oskarżenie względem Stanów Zjednoczonych o ich wkład w ludobójstwa i niszczenie środowiska. Aspekty, o które amerykańska queerowa społeczność (i nie tylko) oskarża USA do dziś.
Oskarżenia względem swojego kraju rzuca też grecka społeczność LGBTQ+ w Avant-Drag!, dokumencie autorstwa Fila Ieropoulosa. Ateny, miasto zarabiające przede wszystkim na turystyce, uchwycone podczas pandemii zdaje się być opustoszałe. Na puste ulice wychodzą więc drag persony, aby performować alternatywny wizerunek greckiego społeczeństwa – taki, którego żaden sprzedawca w sklepie z pamiątkami nie przedrukowałby na kartkę czy magnes. Każdy z dziesięciu portretów staje się krytyką krytyką społecznych procesów mających wpływ na życia queerowych ateńczyków, w tym nasilającego się faszyzmu, opresyjności religii i wzorców płciowych oraz idących za tym doświadczeń przemocy ze strony queerfobów. Wielokrotnie zostaje przywołane morderstwo dokonane na osobie aktywistycznej w 2018 roku, Zaku Kostopoulosie – między innymi przez drag queer McMorait, którx swoim performansem odzwierciedla żałobę społeczności, a także gniew motywujący do wyjścia na ulice.
Osoby przedstawione w dokumencie odcinają się od skomercjalizowanego wizerunku drag queens z RuPaul Drag Race. Przed nami obrzydliwe, szkaradne, obleśne wręcz sylwetki, które nie stronią od tematów drażliwych i abiektalnych, ostrzegające przed pink washingiem. Trudno też pominąć oczywiste odniesienia do Paris Is Burning, który to klasyk amerykańskiego kina queerowego wielokrotnie jest wspominany przez drag persony. Przedstawione zostaje całe spektrum tożsamości – od osób transpłciowych i niebinarnych, używających greckich zaimków neutralnych “το”, osób ze społeczności BDSM, po mniejszość albańską, osoby z niepełnosprawnościami i w kryzysie bezdomności. Wspólnie tworzą portret Aten w rozmiarze A6 – idealny na pocztówkę z płonącego miasta.