Chodźmy w Tatry – recenzja filmu „Magic Mountains” – FKA

Minimalizm formy, mistycyzm treści, analityczne spojrzenie na element ludzkiego ciała w otaczającej je przestrzeni oraz pieczołowitość w kreacji filmowego dźwięku to niewątpliwie cechy kina Urszuli Antoniak, które objawiają się ponownie w jej najnowszym dziele. Pracując przy Magic Mountains, Antoniak wraca na łono natury, by zmierzyć się z bolączkami wspomnień i rekonstrukcją tożsamości po trudnym miłosnym rozstaniu – nie inaczej jak w przypadku najbardziej spełnionego artystycznie obrazu polskiej reżyserki, debiutanckiego Nic osobistego.

Narracyjną ramę historii stanowi modernistyczna figura autora snującego opowieść na poły rzeczywistą, bo zanurzoną w atramencie przelewanym na karty powstającej książki. Antoniak udaje się zachować charakter rozchwiania i niepewności mimo wyjątkowo bezpośredniego podniesienia kurtyny – odkrycia przed widzem prawideł kreowanego świata; przede wszystkim dlatego, że kładzie nacisk na dynamikę relacji postaci fikcyjnych, zapominając o probabilistyce – jak przystało na jej utwory noszące znamiona magicznego realizmu. Toteż pisarz Lex, który niczym przewrócony na wspak Orfeusz pragnie odzyskać Eurydykę tylko po to, by wzrokiem zmierzyć się z utraconą raz jeszcze i pożegnać ją na własnych warunkach, mieni się w równie intrygujących barwach co owa kobieta, Hannah, będąca obiektem jego westchnień, a sama walcząca z brakiem zaufania do byłego partnera.

Podróż holenderskiej pary w Tatry, spełnienie ostatniego życzenia niepocieszonego i opuszczonego artysty – a być może jedynie obraz bujnej wyobraźni – przeobraża się w tajemnicze zapasy, gdzie drobne gesty, rzucane spojrzenia i przemilczane wołania stają się bronią samą w sobie. Atmosferę mroku i zbliżającej się tragedii podsycają klaustrofobiczny wymiar gęstwiny górskiego lasu i ciężar otaczających skał, oraz osobliwe dźwięki dobiegające z iglastej dżungli lub zza ścian drewnianej chaty, które zdobią martwe zwierzęce memorabilia. Z kolei obecność przewodnika Wojtka (Marcin Dorociński), który prowadzi gości w kierunku jaskini, oddzielającej zieloną część zbocza od stromego podejścia na szczyt, wprowadza do utworu sporą dawkę seksualnego napięcia; działa też niczym bufor bezpieczeństwa, z chirurgiczną precyzją usunięty przez Antoniak w odpowiednim momencie.

Magic Mountains

Chociaż reżyserka Pomiędzy słowami (NASZA RECENZJA) traktuje widza z wielkim zaufaniem zarówno w kwestii identyfikacji ontycznych zależności między rzeczywistością filmową i literacką, jak i obserwacji zachowań postaci doń należących, nie omieszkała wpleść w dialogi oraz obrazy pewnych symbolicznych kluczy, pozwalających łatwiej odczytać ukryte sensy. Jednym z nich jest niewątpliwie dyskusja na temat wędrówki dusz, która sugeruje spojrzenie na górską wycieczką jako swoistą metempsychozę, będącą jednocześnie pożegnaniem kochanki i powieściowej bohaterki – jej alter ego, a także narodzinami mężczyzny pozbawionego miłosnych złudzeń i autora zdolnego do innowacji. Niejednoznaczny status śmierci zostaje zaakcentowany już w scenie otwierającej, w której dźwięk wyczekiwanego oddechu rozwiewa podejrzenia na temat stanu zdrowia właściciela zwisających bezwiednie nóg – ożywiając zdjęte z szubienicy truchło.

Pozorna oszczędność środków wyrazu i przejrzysta struktura Magic Mountains pomagają wykreować osobliwą aurę otaczającą stos niedopowiedzeń, a jednocześnie nie pozwalają mu się wzbić w powietrze – zburzyć ten mur oddzielający ekran holenderskiego laptopa od grani Orlej Perci. Polska reżyserka to nie Resnais, Ozon ani Deville, ale też nie aspiruje do tego rodzaju sentymentalnych szarż, jakie mogliśmy zaobserwować w Szalonych trawach, Basenie lub Karierze na zlecenie, dlatego fanom surowej twórczości Antoniak śmiało można polecić jej nowe dzieło. Jedno jest pewne: po premierze tego filmu z randkowych portali zniknie niejedno konto z opisem „Chodźmy w Tatry”.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca
Magic Mountains plakat

Magic Mountains

Rok: 2020

Gatunek: dramat psychologiczny

Kraj produkcji: Holandia

Reżyseria: Urszula Antoniak

Występują: Marcin Dorociński, Hannah Hoekstra, Thomas Ryckewaert i inni

Ocena: 3/5