Eviva l’arte? – recenzja filmu „Inside” – Berlinale 2023

W sekcji Panorama tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie znalazł się debiut fabularny greckiego reżysera, Vasilisa Katsoupisa. Projekt, którego najjaśniejszą gwiazdą jest Willem Dafoe, wykorzystuje motyw robinsonowskiej izolacji i walki o przetrwanie do eksploracji tematu użyteczności sztuki, natury posiadania oraz różnic klasowych. Czy kino podszyte elementami thrillera, w tym przypadku na własne życzenie ograniczone przestrzennie, może udźwignąć ambicje twórców do bycia społecznym komentarzem, a nie jedynie pełną napięcia rozrywką?

Głównego – i w zasadzie jedynego – bohatera filmu, Nemo (Willem Dafoe), wysokiej klasy złodzieja, poznajemy w trakcie nowego zlecenia. Z ekskluzywnego, zabezpieczonego najnowszą technologią apartamentu w Nowym Jorku, będącego własnością malarza, który akurat oddaje się wakacyjnemu wypoczynkowi, ma ukraść kilka obrazów, w tym wart pokaźną sumę autoportret. Na wykonanie misji ma zaledwie siedem minut – po tym czasie włączy się alarm. Należący do partnera w zbrodni głos w słuchawce przypomina o upływających minutach i nawiguje po mieszkaniowym labiryncie. Pech (a być może właściciel) chce, że najważniejszy przedmiot pożądania nie znajduje się tam, gdzie powinien. Najgorsze jednak dopiero przed Nemo: niespodziewanie uruchamia się system dźwiękowych zabezpieczeń, a on traci łączność ze wspólnikiem. Po opanowaniu pierwszego kryzysu, dotkliwego zarówno dla bohatera, jak i widza, również wystawionego na działanie wyjątkowo bolesnych dla ucha bodźców, następuje próba ucieczki. Szybko jednak okazuje się, że „cztery kąty” prominentnego artysty, z pancernymi drzwiami i oknami, są twierdzą na miarę Alcatraz. Ponadto właściciel na czas urlopu wyłączył wodę i gaz oraz znacząco wyczyścił z zapasów lodówkę, co dla skazanego na wegetację w mieszkaniu złodzieja stanie się znaczącym problemem. Podobnie jak zepsuty w trakcie siłowego wyłączania alarmu system klimatyzacji, obdarowujący nieproszonego gościa raz równikowym upałem, kiedy indziej polarnym ziąbem.

Z każdą chwilą sytuacja bohatera staje się coraz trudniejsza. Upływające w głodzie i izolacji dni początkowo pobudzają kreatywność, czyniąc z poczucia humoru i wdzięku osobistego jedyne możliwe oręże przetrwania. Im jednak dalej w las, tym mniej powodów do żartów. Co prawda trudno współczuć złodziejowi jego zasłużonego w pewnym sensie położenia, będącego karmiczną karą za dotychczasowe grzechy. Jednak film oglądany na festiwalowej diecie składającej się głównie z kawy, niewyspania i pożywienia łapanego w biegu na kolejny seans, sprzyja udzieleniu się nastroju sytuacji bez wyjścia. Czy polecam taki sposób wejścia w narrację? Niekoniecznie, ale może okazać się on jedynym sposobem na zapamiętanie tego tytułu. A co za tym idzie, nawet namoczenie suchego makaronu w zimnej wodzie na dwadzieścia cztery godziny, celem jego rozmiękczenia, a następnie skonsumowanie, może wydać się całkiem pociągającym pomysłem.   

Katsoupis wykorzystuje w swojej opowieści motyw Robinsona Crusoe, zastępując bezkres oceanu murami nowoczesnego apartamentowca i technologią, która może tak samo służyć człowiekowi, jak obrócić się przeciwko niemu. Mamy tu też swego rodzaju Piętaszka, a nawet dwóch, niestety poza realnym zasięgiem Nemo. Pierwszym jest gołąb, tak samo uwięziony, tyle że na balkonie z powodu złamanego skrzydła. Rozmowy przez szybę z umierającym ptakiem nie niosą jednak takiego ładunku otuchy jak oglądanie na obrazie kamer monitoringu pięknej pokojówki, Jasmine (Eliza Stuyck). Urozmaicanie niespodziewanej gehenny podglądaniem stanowi tu taką samą formę walki z izolacją, jaką uprawiał chociażby bohater filmu Cast Away: Poza światem (2000) Roberta Zemeckisa, rozmawiając z Wilsonem, pomalowaną przez siebie piłką do siatkówki. Samotność w walce o przetrwanie, wyznaczona metrami kwadratowymi mieszkania, przypomina zaś klaustrofobiczną szamotaninę z Pogrzebanego (2010) Rodrigo Cortésa czy 127 godzin (2010) Danny’ego Boyle’a: sytuację z pozoru beznadziejną, dającą nikły procent szans na zwycięstwo. Jedyną nadzieją dla Nemo jest świetlik dachowy zamontowany w wyjątkowo wysokim suficie. Dostanie się do niego wymaga zbudowania wieży ze wszystkich możliwych rzeczy znajdujących się w mieszkaniu – co po dniach mocnego deficytu kalorycznego nie jest wcale rzeczą łatwą. Percepcja czasu zaczyna się zacierać, generując coraz to nowe halucynacje – zostawiając nas z pytaniem, czy rzeczywiście widzimy kolejne zmagania jednostki, czy już tylko pobożne życzenia będącego u kresu życia człowieka?

Greckiemu reżyserowi w wymowie obrazu blisko jest do wspomnianego wyżej Zemeckisa, zestawiającego piękno natury z jałowością, bezrefleksyjnością czy wręcz szkodliwością cywilizacyjnego i kapitalistycznego pędu. Katsoupis w swojej walce o wyższe wartości przygląda się murom, które budują majętni, żeby z jednej strony zabezpieczyć swoje dobra, z drugiej – w szerszym wymiarze – odgrodzić się od wszystkiego, co inne czy wręcz gorsze od ich standardu. Twórca bardziej drwi z nich, niż z samej instytucji złodzieja, dając mu wręcz prawo do niszczenia ekskluzywnego wnętrza w ramach walki o własne życie. W thrillerowej otoczce snuje rozważania nad użytecznością świata, który wokół siebie budujemy, co szczególnie wybrzmiewa w scenie odnalezienia przez głodnego intruza trzech, co prawda spleśniałych, ale jednak pomarańczy, finalnie okazujących się niczym innym, jak kolejnym elementem wystroju – nowoczesną rzeźbą, inspirowaną zapewne operą Prokofiewa. Trudniej o większy pstryczek w nos dla egzaltowanych wielbicieli sztuki współczesnej: co komu po najedzonej duszy, skoro ciało usycha z głodu? Piramida potrzeb Maslowa okazuje się bezlitosna.

Dosłowne metafory, próbujące ośmieszyć burżujskie maniery, nie wydają się jednak zbyt pociągające. Teatr jednego, choć znakomitego aktora, też nie stawia obrazu Greka wysoko na tle programowej selekcji. Gatunkowy płaszcz nakłada pułapki sam na siebie, ograniczając pole manewru i uniemożliwiając dostateczne wybrzmienie elementom dramatycznym. Skalkulowanemu pod masową publiczność obrazowi, do którego raczej nie ma po co wracać, konstrukcją niebezpiecznie blisko do serialowej produkcji Człowiek kontra pszczoła (2022) Rowana Atkinsona i Willa Daviesa. I być może tam jest miejsce jego premiery – na streamingowej platformie z czerwonym logo, a nie na czerwonym dywanie berlińskiego festiwalu.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Inside
Tytuł oryginalny:
Inside

Rok: 2023

Kraj produkcji: Wielka Brytania, Niemcy, Belgia, Szwajcaria, Grecja

Reżyseria: Vasilis Katsoupis

Występują: Willem Dafoe, Eliza Stuyck, Gene Bervoets,

Ocena: 3/5

3/5