Funny Games – recenzja filmu „Goście”

Christian Tafdrup, reżyser wyświetlanej podczas 33. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego Strasznej kobiety, ponownie wprowadza nas w poczucie dyskomfortu, tym razem posiłkując się kinem gatunkowym i idąc o krok dalej w ukazywaniu mrocznej części ludzkiej natury. Jego najnowsze dzieło, Goście, może okazać się jednym z najlepszych thrillerów ostatnich lat, wychodzącym poza gatunkowe ramy filozoficznymi pytaniami o istotę dobra i zła.

Duńskie małżeństwo, Bjørn (Morten Burian) i Louise (Sidsel Siem Koch), wraz z córką, Agnes (Liva Forsberg), spotykają podczas wakacji holenderską rodzinę: Patricka (Fedja Van Huêt), Karin (Karina Smulders) i ich syna, Abla (Marius Damslev). Zaproszeni przez nowych znajomych do odwiedzenia ich domu na wsi, chętnie korzystają z możliwości wyjazdu za granicę i doświadczenia innej kultury. Początki – jak to początki – są miłe i nie zwiastują powodów do niepokoju. Z czasem jednak coraz więcej rzeczy zaczyna gości uwierać. Najpierw są to kwestie teoretycznie nieszkodliwe, ale nastawiona na naruszenie wypracowanych latami granic, jak chociażby ignorowanie wegetarianizmu Louise i natarczywe nakłaniania jej do zjedzenia upieczonego według ulubionej receptury gospodarza mięsa, później wchodzenie na obszar wychowania dziecka, poprzez musztrowanie Agnes przy obiedzie. Im dalej w las, tym więcej drzew i testowania cierpliwości – oraz instynktu samozachowawczego – Duńczyków.

Goście są przede wszystkim soczystym, pełnokrwistym thrillerem, budującym napięcie powoli i konsekwentnie. Tafdrup w nowym dla siebie obszarze odnalazł się znakomicie, nie szarżując gatunkowymi ramami i generując napięcie wyczuwalne podskórnie przez cały seans. Podobnie jak Andrew Semans we Wskrzeszeniu [NASZA RECENZJA] czy Thomas Bezucha w Prawie krwi (2020) przygląda się złu tkwiącemu w człowieku, jednak w przeciwieństwie do nich zestawia je w kontrze z biernością dobra. Antagoniści nie grają tutaj od początku w otwarte karty, jak czarny charakter stworzony przez niezrównaną Lesley Manville u Bezuchy. Przyodziana przez nich maska normalności pozwala wykluwać się bezwzględnej agresji stopniowo i nadawać jej pewne elementy zaskoczenia. Patrick, dostrzegając już w czasie wakacji wrażliwość Bjørna, zręcznie nią manipuluje, z jednej strony zabiegając o jego zaufanie, z drugiej pod przykrywką rozbudzenia buntowniczej części jego natury, testując reakcje na aspołeczne zachowania. Uprzejmość i naiwność przybyszy, uleganie kolejnym prowokacjom gospodarzy wpisuje się w gatunkową konwencję, gdzie protagonista schodzi do ciemnej piwnicy w starym, opuszczonym domu, nie próbując nawet powiedzieć NOPE, ale także rodzi filozoficzne pytanie, czy zło mogłoby istnieć bez dobra?

Goście

Nie sposób jednak mówić o tym obrazie bez odniesienia do Funny Games (1997) Michaela Hanekego. Tafdrup, podobnie jak austriacki maestro, nie docieka przyczyn moralnego wynaturzenia. Dokonuje jego empirycznej wiwisekcji, każąc nam przyglądać się spektaklowi przemocy, przekraczającemu wszelkie możliwe granice. Strach paraliżuje nas nie mniej niż bohaterów. W końcu ludzie wrażliwi, niezdolni do wyrządzenia krzywdy drugiej osobie, ba, niezdolni nawet do nieuprzejmości, dzielnie i cierpliwie znoszący odbiegające od norm zachowania wymierzone w ich kierunku, nie mają wypracowanych odpowiednich mechanizmów obronnych. Mogą urzekać filmy pokroju Wyroku śmierci (2007) Jamesa Wana, całe swoje odrealnienie opierające na hipotezie jakoby adrenalina wyposażała w nadludzkie siły pozwalające zmierzyć się z agresorem, ale nie pozostają one raczej niczym, poza jednorazowym, dostarczającym wrażeń widowiskiem. Bliżej skóry pozostaje kruchość i bezsilność wobec silniejszego, przede wszystkim psychicznie. Duński reżyser nie operuje w końcu kontrastami niczym Matteo Garrone w Dogmanie (2018) [NASZA RECENZJA]. Patrick nie ma dwa razy większej muskulatury niż Bjørn, Karin jest drobną kobietą, podobnie jak Louise. Ich przewaga leży zatem w zupełnie innym miejscu.

Tafdrup, którego znaczną część dorobku artystycznego stanowią role aktorskie, na reżyserskim koncie ma co prawda zaledwie trzy pełne metraże, ale w tym przypadku sprawdza się powiedzenie nie o ilości, a o jakości. Za każdym razem udowadnia, że jest twórcą ciekawym, oryginalnym, niezatrzymującym się na formie i strukturze narracji, poszukującym uniwersalnych prawd o człowieku, demaskującym to, co lubimy skrzętnie chować pod maskami. Już jego debiut, nietuzinkowi Rodzice (2016), przypatrujący się roli dziecka w konstrukcie rodziny, zapowiadał ogromny potencjał, świetnie wykorzystany w drugim filmie, wspomnianej już Strasznej kobiecie (2017), gdzie obserwował przeciąganie liny w związku i testował granice wytrzymałości głównego bohatera. Wybór konwencji thrillera na kolejne dzieło może być zatem nieco zaskakujący, z drugiej strony świadczy o twórczej odwadze, kreatywnym podejściu do materii kina i szukaniu nowych środków wyrazu. Trzeba się tym cieszyć i doceniać, szczególnie że kolejny raz dokonał trafnej diagnozy ludzkiej natury, jednocześnie pozostawiając widza z lawiną pytań. Część z nich dotyczy samej treści filmu i może stanowić przyczynek do rozważań na temat sprzężenia między szeroko pojętym dobrem a złem. Część zaś będzie odnosić się do twórczych wyborów reżysera, przede wszystkim szukać uzasadnienia dla pozbawienia swoich bohaterów działań. Przy tym wszystkim Goście pozostają wyśmienitym kinem gatunkowym, od początku do końca trzymającym nas za gardło swoim napięciem.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska
Goście

Goście
Tytuł oryginalny:
Gæsterne / Speak no evil

Rok: 2022

Kraj produkcji: Dania, Holandia

Reżyseria: Christian Tafdrup

Występują: Morten Burian, Sidsel Siem Koch, Fedja van Huêt, Karina Smulders

Dystrybucja: M2 Films

Ocena: 3,5/5

3,5/5