Ojciec marnotrawny – recenzja filmu „Georgie ma się dobrze”

Brytyjka Charlotte Regan za kamerą pierwszy raz stanęła mając zaledwie 15 lat. Od tamtej pory nakręciła ponad 200 niskobudżetowych wideoklipów dla artystów lokalnej sceny muzycznej i 15 krótkich metraży, w tym debiutancki Standby (2016) nominowany do nagrody BAFTA. Jej pierwszy pełnometrażowy film, Georgie ma się dobrze, wyświetlany w trakcie tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty, formalnie wpisuje się w teledyskową stylistykę na której zjadła zęby, ale oprócz wrażeń wizualnych funduje nam także iście emocjonalną podróż, trafiając już od pierwszych scen prosto w serducho.

Georgie (Lola Campbell) oczywiście nie ma się dobrze. Po śmierci samotnie ją wychowującej matki została bez opieki dorosłego, siłując się codziennie nie tylko z rzeczywistością, ale przede wszystkim bagażem żałoby, zbyt dużym do dźwigania w pojedynkę przez tak młodego człowieka. Dwunastolatka nie da sobie jednak w kaszę dmuchać: codziennie zakłada zbroję obojętności i roluje wszystkich dookoła, że mieszka z wujkiem, żeby przypadkiem nie trafić pod opiekę dalszej rodziny, bądź nie wiadomo kogo jeszcze. Chodzi w nieświeżych ubraniach, a pieniądze na „życie” zdobywa kradnąc rowery z najlepszym kumplem, Alim (Alin Uzun). Pewnego dnia przez płot jej ogrodu przeskakuje Jason (Harris Dickinson), oznajmia że jest jej ojcem i niepytany o pozwolenie zaczyna rozpakowywać tobołki. Dziewczynka, raz że przyzwyczajona do samodzielności, dwa przepełniona złością za porzucenie rodziny, przybysza traktuje jak intruza, podświadomie czekając że ten zostawi ją kolejny raz. Ojciec marnotrawny nie ułatwia zaś zadania. Brak rodzicielskiego doświadczenia, problemy komunikacyjne, a także niezbyt duże zasoby empatii i uważności powodują, że kupuje nawijkę Georgie w ciemno – a może tylko szuka pretekstu dla usprawiedliwienia dotychczasowej nieobecności? Nadrabianie straconego czasu, budowanie emocjonalnej więzi i zaufania, ba, poznawanie się tej dwójki rodzi serię perypetii, tak samo zabawnych, co gorzkich i refleksyjnych.

Debiut Brytyjki zarówno w strukturze historii, jak i formie, przypomina wyświetlany podczas tegorocznego Berlinale film holenderskiej reżyserki Zary Dwinger, Kiddo. Obydwa obrazy biorą pod lupę proces odzyskiwania relacji rodzicielskiej, mają mocno nietuzinkowych bohaterów, przykrywających swoją charyzmą scenariuszowe braki i wypełnione są formalnymi smaczkami, które w znaczący sposób wpływają na atrakcyjność opowiadanych historii. Łączy je również niezwykły ładunek szczerości i ciepła, a także anybohaterskość rodziców. Ani matka Lu (Rosa van Leeuwen), Karina (Frieda Barnhard) z Kiddo, ani Jason, nie są wzorami cnót i nawet nie próbują czarować rzeczywistości. Obydwoje mają też dość mocne alibi, żeby nie być opiekunami idealnymi, czyli swoją naturę, objawiającą się permanentnym, niezależnym od warunków zagubieniem. Autorki obydwu obrazów trochę się z nich nabijają, zostawiając jednak bezpieczną dozę zrozumienia czy nawet miłosierdzia. Ponieważ filmy powstały praktycznie w tym samym czasie, w różnych miejscach, nie można mówić o plagiacie. Ta wtórna twórczość jest jednak dość symptomatyczna, szczególnie jeśli postawimy je w tym samym rzędzie z Cichą dziewczynę Colma Bairéada [2022; NASZA RECENZJA]. Każdy przygląda się krzywdzie dziecka unikając dosłowności i patetycznych tonów oraz przypomina jak ważny dla dalszego rozwoju emocjonalnego jest okres dzieciństwa, troska i ciepło ze strony rodziców. Każdy funduje swoim bohaterkom przyspieszony proces dorastania i pozwala wyjść z niego obronną ręką.

To, co wyróżnia Georgie ma się dobrze na tle konkurencji, to… Georgie. Zadziorna, pyskata, nie wahająca się negocjować cen skradzionych części rowerowych z największą złodziejką na dzielni czy uciekać przed policją kiedy nadciągają tarapaty. W środku zaś krucha, połamana tragedią, zostawiona sama sobie. Noszony pancerz jest jednak tak naprawdę tylko chitynką, którą z jednej strony łatwo ugłaskać, z drugiej – trzeba wiedzieć jak. Lola Campbell jest absolutnie przewspaniała w swojej pierwszej roli – elektryzuje dziecięcą bezpośredniością, ale też chrzęszczącym, angielskim akcentem. Dla Harrisa Dickinsona kreacja ta zapewne nie była wielkim wyzwaniem, ale podobnie, jak w debiutanckim Beach Rats (2017) Elizy Hittman wykorzystuje niuanse: minimalistyczne grymasy i gesty do zarysowania stanu swojego bohatera. Chemia między tą dwójką zwala z nóg i pozostawia niedosyt związany z długością metrażu. Więcej tu też narracyjnej płynności w porównaniu ze wspomnianym Kiddo, którego wadą było zbyt szybkie wypstrykanie się z formalnych sztuczek. Choć debiut Regan mógłby mieć nieco bardziej rozbudowany, szczególnie w trzecim akcie, scenariusz, trzymane przez reżyserkę dynamiczne, miarowe tempo oraz zaskakująca lekkość w prowadzeniu postaci, czynią ten film jedną z najcieplejszych opowieści łączących motyw coming of age z rodzinnym komediodramatem, diagnozującym to, co najtrudniejsze do wypowiedzenia.

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Georgie ma się dobrze
Tytuł oryginalny:
Scrapper

Rok: 2023

Kraj produkcji: Wielka Brytania

Reżyseria: Charlotte Regan

Występują: Lola Campbell, Harris Dickinson, Alin Uzun

Dystrybucja: Against Gravity

Ocena: 3,5/5

3,5/5