Rodzina z małym św. Yanem – recenzja filmu „Brief History of a Family” – Berlinale 2024

Selekcjonerzy berlińskiego festiwalu rokrocznie wybierają film chińskiego pochodzenia, którego twórcy pochylają się nad niesławną polityką jednego dziecka, od dekad stanowiącą przyczynek do wielu kameralnych dramatów. Dotychczasowe portrety szły jednak często w artystyczną sztampę żółwiego tempa, rzekomej psychologicznej głębi konstruowanej za pomocą wyważonego milczenia oraz obserwacyjnego pazura, mającego dodać autentycznego sznytu opowiadaniom o małżeńskiej niedoli. Jianjie Lin rezygnuje poniekąd z tych drogowskazów, co wcale nie znaczy, że unika długu gdzie indziej – pożycza więcej od mistrzów thrillera niż zaangażowanych dokumentalistów, toteż porównania z Panem Ripleyem wydają się uzasadnione.

Świecki frazes o rodzinie jako podstawowej komórce społeczeństwa na srebrnym ekranie dekonstruowano już wielokrotnie. Tak zdefiniowaną tkankę Lin mierzy jednak z dosłownie laboratoryjną dokładnością oraz świadomością klisz, których korzenie wykraczają daleko poza pokłady historii kina. Z jednej strony bierze bohaterów pod operatorski mikroskop, rysując paralele z rzeczywistym i metaforycznym układem krążenia – wszak reżyser ukończył biologię, zanim poświęcił czas kinu – z drugiej zaś puszcza oko do renesansowej ikonografii. W efekcie otrzymujemy Doni Tondo Michała Anioła z azjatyckim Jezuskiem o wirusowo-pasożytniczych ciągotach i głodnymi cudów opiekunami u jego boku.

Film opowiada bowiem historię majętnej pary, której nastoletni syn w koncertowy sposób nie spełnia pokładanych w nim nadziei: języki obce to jego pięta achillesowa, o jakiejkolwiek kulturalnej wrażliwości zapomnij, czas wolny – spędzany wyłącznie na elektronicznych wyścigach. A na dodatek z jakiegoś trudnego do wyjaśnienia powodu wcale nie ma ochoty przelecieć własnej matki, co wydaje się przecież kluczem do sukcesu oraz głównym motorem napędzania ambicji w greko-romańskim świecie. Tu Wei ma niemal wszystko pod nosem, ale po odbębnieniu obowiązków przychodzi pora na CS-a zamiast rodzinną terapię. Wtem szkolny wypadek sprawia, że w domowej świątyni niewyrażonych żali ląduje kolega z klasy, jego całkowite przeciwieństwo, uosobienie wymarzonego potomstwa – tego idącego w ślady ojca i pielęgnującego matczyną miłość. Wysokie wymagania to jednak nie powód do demonizowania starszyzny, wręcz przeciwnie – świadectwo niezaspokojonych potrzeb, które burzą równowagę analizowanego organizmu.

Nie trudno się domyślić, jaką trajektorię przyjmie tak naszkicowana relacja. Metodyczną autonobilitacją, którą święty Yan Shuo uprawia na tle leniwego konkurenta, chłopiec wykrawa sobie coraz większą działkę w codziennym życiu wielkomiejskich bogaczy. Trudno natomiast mówić o budowaniu sobowtóra, chociaż autor skrzętnie korzysta ze scenografii i kostiumów, aby zaakcentować wymianę pozycji między dwójką młodzików. Jeżeli sierota wskakuje w czyjeś buty, to raczej wyobrażone i przejmuje tożsamość dziecka, któremu nie dane było przyjść na świat, a każdej nocy nawiedzało sumienie rodziców. Krok po kroku Yan wyzbywa się własnej formy, rozpływając się w macierzy drobnomieszczańskich oczekiwań, z kolei wszyscy dokoła ochoczo afirmują chorobliwą fikcję, która prędzej czy później musi odnaleźć zwieńczenie w przemocy. Każdy balonik kiedyś pęknie – mniej lub bardziej spektakularnie.

Co do widowiskowości, krótka historia o wychowaniu – magiczne elementy pozwalają na ten nieco intertekstualny przekład – z pewnością zachwyci miłośników wymuskanych inscenizacji, gdzie modernistyczna architektura wnętrz pełni funkcję komentarza do wewnętrznych rozterek postaci. Implikowany chłód i nieziemski charakter doskonałego przybysza z pewnością dadzą się w przyszłości przyłożyć do środowiska sztucznej inteligencji, wkrótce gotowej do produkowania perfekcyjnych pupili. Utwór Chińczyka to trochę uwspółcześniona wersja domowej inwazji w obiektywie Pasoliniego, trochę imitacja Oscarowego dzieła Bonga, aczkolwiek litania tytułów, które podświadomie kierowały wyobraźnią reżysera, nie odda jego osobnej wizji.

Lin debiutuje ciekawą post-gatunkową hybrydą i udowadnia, że konwencja potraktowana z pełną świadomością oraz techniczną pieczołowitością w egzekwowaniu jej prawideł nieraz sprawdza się lepiej od pretensjonalnych snujów i wyciskaczy łez. Teraz wystarczy trzymać kciuki, że ktoś podejmie decyzję o programerskiej adopcji.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Brief History of a Family

Tytuł oryginalny:
Jia ting jian shi

Rok: 2024

Kraj produkcji: Chiny, Dania

Reżyseria: Lin Jianjie

Występują: Guo Ke-Yu, Lin Muran, Sun Xilun, Zu Feng i inni

Ocena: 3,5/5

3,5/5