Pocztówki znad krawędzi – recenzja filmu „Aftersun” – AFF

Charlotte Wells, szkocka producentka i scenarzystka, na tegorocznym festiwalu w Cannes zaprezentowała Aftersun – swój reżyserski debiut. Opowiedziana oszczędnymi środkami historia o ostatnich wakacjach córki i ojca mierzy się z konceptem czasu jako dekonstruktora i subiektywizatora wspomnień. Stanowi też swoistą próbę pogodzenia dwóch obszarów, przeszłego i teraźniejszego, mogących spotkać się jedynie na drodze odkupieńczego fantazmatu.

Sophie (Francesca Corio) spędza z ojcem (Paul Mescal) wakacje w tureckim kurorcie. Wspólne dni mijają na leniwych czynnościach: pływaniu, nurkowaniu, zwiedzaniu okolicznych atrakcji oraz wieczorkach karaoke dla hotelowych gości. Z głośników dobiegają przeboje lat 90. – Macarena Los Del Rio, Tubthumping zespołu Chumbawamba czy Losing my religion R.E.M., osadzające akcję w jednoznacznych ramach czasowych. Przez pocztówkowe migawki rozmów o wszystkim i niczym oraz pełne troski spojrzenia, przebija bliżej niezidentyfikowany, wyczuwalny podskórnie niepokój. Coś wisi w powietrzu, a z każdą kolejną sceną będzie ono tylko gęstnieć. Wells okazuje się mistrzynią powolnego wbijania drzazg – jak się okaże, niemożliwych do wyciągnięcia. Stylizowane na klimat retro kadry przeplata transowymi, stroboskopowymi ujęciami dorosłej Sophie (Celia Rowlson-Hall): fizycznie stojącej pośrodku bliżej nieokreślonej dyskoteki, psychicznie zamkniętej na zawsze w wydarzeniach tamtego lata. Ten rozedrgany, zagubiony portret w rozdrapywanej historii powracać będzie jak bumerang, szukając dla siebie przestrzeni w miejscu, do którego nie ma już dostępu.

Szkotka daje swoim bohaterom narzędzie zamrażania czasu, od 1895 roku mające zostawiać po nas więcej niż dwuwymiarowa fotografia. Podobnie jak Marie Kreutzer w filmie W gorsecie, ruchome obrazy wykorzystuje do zwalczania tego, co stanowi jedynie fasadową reprezentację rzeczywistości. Kamera wideo, służąca Sophie i jej ojcu do rejestracji wspólnie spędzonych chwil, stanowi tu zatem nie tylko symbol pamięci, ale wręcz dowód istnienia. Jest też materiałem badawczym przybliżającym do prawdy – czymkolwiek by ona nie była. Mechaniczna kalka odzwierciedla w końcu świat 1:1 i pozwala wrócić do tego, co mogliśmy przeoczyć w kontakcie rzeczywistym. Czy w gestach, spojrzeniach, mowie ciała, dzisiejsza, dorosła bohaterka będzie w stanie odszukać alarmujące zachowania, które umknęły jej dziecięcej naturze? A jeśli tak, czy to odkrycie będzie miało charakter wyzwoleńczy, czy jeszcze bardziej obciążający i pogłębiający poczucie bezradności? Specyfika filmowej kliszy, podatnej na uszkodzenia i zniekształcenia, parafrazuje ontologiczną słabość i perforacyjność ludzkiej pamięci. Obcujemy zatem jednocześnie z żywą tkanką wspomnień i jej technicznym negatywem, a granica między tymi dwiema płaszczyznami z każdą chwilą będzie ulegać coraz większemu zatarciu.

Wells przez cały film udaje się uniknąć słowa „śmierć”, jakby była ona od początku faktem dokonanym. Konsekwentnie pozostawia ją poza kadrem, konfrontując nas jedynie z przyczynami i konsekwencjami przy jednoczesnym uniknięciu popadania w ckliwość czy emocjonalny szantaż. Sprzyja temu redukcja narracji w zasadzie do trzech postaci, z których dwie są jednością przedzieloną traumą. Nie znajdziemy tu jednak żałobnych metafor rodem z Koko-di Koko-da (2019) Johannesa Nyholma [NASZA RECENZJA] czy Niepamięci (2020) Christosa Nikou [NASZA RECENZJA]. Celem reżyserki jest przede wszystkim wiwisekcja pamięci jej bohaterów przy jednoczesnej świadomości błędu efektu końcowego. Trauma ma tu charakter uświadomiony, ale niezaleczony. Drogą do katharsis jest uwolnienie się od wyrzutów sumienia, wykrzyczenie złości i pożegnanie. Tylko tyle – i aż tyle. Ciężar jakże trudny do udźwignięcia, szczególnie dla wewnętrznego dziecka.

Zatopienie w formalnym kolażu pozwala wymieszać obszary wymykające się jednoznacznym definicjom i nadać im zasadną wartość. Wpadający w pikselowy szum obraz zastygający w technicznym błędzie, zapętlona taśma czy ziarno gubiące kontury postaci korespondują z selektywnością i ulotnością pamięci. Zwiastują również rozpad rzeczywistości, dociskając pedał napięcia do pełnej mocy. Nieoczywiste kadry oddają duszność natrętnych, pozbawionych lekkości dopaminy myśli. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nie oglądamy już tylko filmu, a bierzemy udział w intymnej rekonstrukcji wspomnień bardzo zranionego człowieka. Mariaż zdjęć i dźwięku, zamknięty w sugestywnym i nienachalnym montażu, przyprawiony zostaje doskonałym wyborem castingowym. Paul Mescal przypieczętowuje swoją pozycję jednego z najlepszych aktorów młodego pokolenia. Ale prawdziwie błyszczy debiutująca w roli młodej Sophie Francesca Corio – nadająca swojej postaci bezpretensjonalną, dziecięcą naturalność i ufność przy jednoczesnej błyskotliwości spostrzeżeń oraz ciekawości świata.

Aftersun jest też dyskretnym, acz wymownym krzykiem na temat zdrowia psychicznego, nieradzenia sobie z rzeczywistością, niemożności zaopiekowania się najbliższymi i w efekcie prowadzenia podwójnego życia przez nakładanie przed nimi „szczęśliwych” masek. Dla choroby miłość nie ma znaczenia – zjada powoli, niczym rak, w końcu nie pozostawiając niczego, czym organizm mógłby walczyć. I tylko słowa „Nigdy nie sądziłem, że dotrwam do trzydziestki” uświadamiają o od dawna odkładanych w czasie planach. Strach przed dziedzicznością choroby zjada tak samo, jak pogłębiający się dyskomfort dotyczący relacji, spychający wbrew naszej woli tych, którymi powinniśmy się opiekować, na drugi plan. Wells przy tym ponownie skupia się na empirycznej dekonstrukcji stanu psychicznego, nie ferując wyroków, podkreślając, że w tej walce wszyscy są przegrani, niezależnie od wieku, pozycji i, co najważniejsze, chęci. W swoich poszukiwaniach drogi do zabliźnienia raz za pomocą filmowego języka, przypomina Juraja Lerotića w jego fabularnym debiucie Bezpieczne miejsce [NASZA RECENZJA]. Ciężar niewiedzy, mimo różnego wieku i świadomości bohaterów ich filmów, ma w sobie tę samą siłę ciągnięcia w dół.   

Obraz szkockiej reżyserki jest tyleż wielowymiarowy, co niezwykle eteryczny w opisywaniu bólu. Nic – poza miłością – nie pozostaje w nim oczywiste. To egzystencjalny traktat dekonstruujący koncept czasu jako budulca tożsamości, w którym wiedza o przeszłości warunkuje zaleczenie traumy. Jednocześnie tkwi w nim ziarno filozoficznej rozprawki o prawdzie jako pojęciu i możliwościach jej poznania, biorąc poprawkę na ograniczone zasoby własnej pamięci oraz zniekształcony obraz technologicznego zapisu – prześwietlone upływającymi latami obrazy pozostają w końcu dalej jedynym punktem zaczepienia w zmieniającej się wbrew naszej woli rzeczywistości. Pamięciowe artefakty zmierzają nas z pytaniem granicznym: za kim tak naprawdę tęsknimy? Gdzie kończy się człowiek, a zaczyna nasze wyobrażenie o nim? Czy nasze wspomnienia są prawdziwe, czy stanowią jedynie naskórek przeszłości, który stracimy niezauważenie? Pojedyncze kadry z dopiskiem „teraźniejszość” niestrudzenie próbują przebić się przez niewidzialną skorupę bezpowrotnie utraconych chwil. Z tej psychicznej szamotaniny, niczym na polaroidowym papierze, wybarwia się fantazmat odkupieńczego spotkania. W nierozerwalnym uścisku powidoków Wells łączy niedotykające się obszary: żądające wyjaśnień, ostre, kaskadowe światła dyskoteki z niepytającymi, nieświadomymi, ciepłymi falami wspomnień. W tle zaś Freddie Mercury pyta czy możemy dać miłości jeszcze jedną szansę? Czy możemy dać jeszcze jedną szansę sobie?

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Aftersun
Tytuł oryginalny:
Aftersun

Rok: 2022

Kraj produkcji: Wielka Brytania, USA

Reżyseria: Charlotte Wells

Występują: Paul Mescal, Francesca Corio, Celia Rowlson-Hall

Dystrybucja: M2 Films

Ocena: 5/5

5/5