Rola ojca – recenzja filmu „Titane” – Cannes 2021

Po przebojowym debiucie p.t. Mięso oraz świetnym zwiastunie swojego drugiego projektu młoda francuska reżyserka Julia Ducournau stała się jednym z najbardziej oczekiwanych nazwisk tegorocznego festiwalu w Cannes. Środowa premiera jej Titane była jednym z niewielu wypełnionych w stu procentach pokazów na festiwalu, a fala poseansowego zachwytu zalała całe Lazurowe Wybrzeże. Czy słusznie?

Ostatnimi czasy na światowych festiwalach w dobrym tonie wydaje się być zszokowanie widowni na dobry początek seansu. Zrobił to, chociażby Radu Jude, który swój nagrodzony Złotym Niedźwiedziem Niefortunny numerek lub szalone porno (NASZA RECENZJA) rozpoczął od kilku minut ostrej pornografii, albo Paul Verhoeven rozpoczynając swój erotyczny thriller polityczny Benedetta (NASZA RECENZJA) od jasełkowej komedii w duchu Jeanette Bruno Dumonta. Żaden z nich nie poszedł jednak w popisowym szokowaniu widzów tak daleko jak Ducournau. Ponad półgodzinny prolog mieści sobie wszystko: ujęcia silników samochodowych niczym z Szybkich i wściekłych, softporn, rape and revange, aż po wyjątkowo brutalny slasher wymieszany z wpływami Jokera (NASZA RECENZJA). Kto by pomyślał, że to wstęp do… wzruszającej opowieści o ojcostwie?

Już po Mięsie (NASZA RECENZJA) – coming of age w konwencji body-horroru Ducournau okrzyknięta została spadkobierczynią nurtu Francuskiej Nowej Ekstremy. Był to rewolucyjny dla europejskiego kina ruch, który na przełomie XX i XXI wieku połączył gatunki i rozwiązania amerykańskiego kina klasy B i brytyjskiego video nasty z filozoficznymi rozważaniami rodem z europejskiego głębokiego arthouse’u. To uwiązanie w klasyce kina i przeszłości w Titane jeszcze bardziej wychodzi na pierwszy plan. Omawiany tu film będzie niewątpliwą ucztą dla wszystkich fanów Davida Cronenberga, gdyż duch autora Crash i Wideodromu unosi się nad całą produkcją niczym spuścizna Jana Pawła II nad naszą ojczyzną. Zwłaszcza dwa wymienione powyżej filmy zostają w dość oczywisty sposób cytowane, lecz także stematyzowane, gdyż fascynacja technologią i ślepe ścieżki, w jakie może nas ona zaprowadzić, są tu niewątpliwie jednym z wątków przewodnich. Technologia, i wiążący się z nią nadmiar informacji i możliwości przedstawione zostają jako toksyczne energie. Lecz to wszystko odbywa się jedynie na drugim planie.

Na pierwszym Ducournau ponownie dokonuje tematycznej wolty względem tego co oczekiwane i zapowiadane pierwszymi scenami. Już Mięso zamiast posthumanistycznym kinem wegańskim okazało się być coming of age, gdzie odejście od weganizmu symbolizowało dojrzewanie i zyskanie niezależności. Nie inaczej jest w filmie o mszczącej się na toksycznych mężczyznach tancerce erotycznej, jakim jest Titane. Emancypacja kobiet już się dokonała, a może wciąż się dokonuje, Ducournau jednak nie jest nią specjalnie zainteresowana. Wbrew płci głównej bohaterki, czy reżyserki, to mężczyźni są tu kluczowi i relacje z nimi. Zwłaszcza te międzypokoleniowe.

Titane

Absolutnie wybitną rolę w Titane ma największy ze współczesnych francuskich aktorów Vincent Lindon, wcielający się w ojca, którego ukochany syn zaginął przed dwudziestu laty. Nie jest to jednak postać sprowadzona do zmagającego się z pustką ojca, ale również bardzo zniuansowana ofiara toksycznej męskości. Jako starzejący się oficer straży pożarnej nie może znieść tego, że jego ciało coraz częściej odmawia posłuszeństwa, a wciąż imponujące mięśnie już nie mają takiej siły jak kiedyś. Dodatkową warstwą świata strażaków jest wręcz wylewający się homoerotyzm, grupy wysportowanych mężczyzn spędzających ze sobą prawie całe dnie i żyjących w czymś między komuną a rodziną z silną hierarchizacją. Wychodzi to na wierzch zwłaszcza w czasie licznych imprez, często sprowadzających się w końcu do półnagich monopłciowych tańców.

Ważną warstwą Titane są sceny taneczne, zazwyczaj do europejskich przebojów lat 80. i 90. Wtedy, gdy w głośnikach rozbrzmiewają znane hity, widzowie mogą mieć pewność, że zaraz wydarzy się coś widowiskowego albo bardzo istotnego dla opowieści. Zabieg ten znany jako needle drop znakomicie wpisuje się we współczesne trendy prestiżowego kina rozrywkowego, wszyscy wszak pamiętamy tańce Jokera, czy Toxic z Obiecującej. Młodej. Kobiety (NASZA RECENZJA). Jest to także prawdopodobnie największe przypomnienie o współczesności, jakie możemy zaobserwować w produkcji Ducournau, gdyż formalnie i tematycznie to film żywcem wyjęty z lat 90., które zaskakująco często powracają na tym festiwalu – wystarczy przypomnieć sobie Petrov’s Flu, czy Compartment no. 6

Titane to po pierwsze prawdziwa emocjonalna bomba, jeden z najmocniejszych i najmądrzejszych filmów o relacjach rodzinnych, jaki powstał w ostatnich latach. Nie ma tu emocjonalnego szantażu, czy prostych hollywoodzkich rozwiązań, nawet jeśli ku takim zdaje się kierować fabuła. Francuska reżyserka stworzyła dzieło prawdziwie humanistyczne, przepełnione zrozumieniem i wyrozumiałością. Nie chodzi tu o gwałty, morderstwa i ukrywanie się przed policją, a raczej o uniwersalne ludzkie emocje i potrzeby – bliskości, miłości, akceptacji i zrozumienia. Uczucia silniejsze i ważniejsze niż cokolwiek innego, niż prawo, niż życie innych ludzi.

Tym większa szkoda, że gdzieś w tym wszystkim gubi się własny język Titane. W potoku cytatów, nawiązań,  odwołań, w konglomeracie wybierania wszystkiego, co najlepsze z innych filmów i dzikiej pogoni za stylowością tonie niezależność i charakterystyczność a za nią prawdopodobnie zapamiętywalność tego filmu. Oto pełne wartości odżywczych, dość smaczne danie Fusion, do przepisu na które za kilka miesięcy, czy lat już nie powrócisz.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Titane plakat

Titane

Rok: 2021

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Belgia, Francja

Reżyseria: Julia Ducournau

Występują: Vincent Lindon, Agathe Rousselle, Garance Marillier i inni

Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Ocena: 3,5/5