Tegoroczna odsłona sekcji Panorama MFF w Berlinie skupia się głównie na seksualności, cielesności i płciowości, tożsamościowych dylematach rozgrzewających współczesne debaty do czerwoności. W gąszczu łudząco podobnych do siebie produkcji, bezpiecznych i zachowawczych dramatów obyczajowych jedynie podszczypujących heteronormę, znalazł się prawdziwie rewolucyjny kandydat do Teddy Award, festiwalowej nagrody dla najlepszego filmu o tematyce queerowej. To The Visitor, uwspółcześniona wariacja na temat Teorematu Pasoliniego, dominacji kulturowej i seksualnej, brytyjskiej pruderii oraz źródeł ksenofobii.
Nie wiem, czy żyje i tworzy współcześnie reżyser z dłuższym oraz twardszym fallusem niż Bruce LaBruce. Z jednej strony już od czasu swojego pełnometrażowego debiutu No Skin Off My Ass (1991), homoerotycznego, wyuzdanego romansu fryzjera ze skinheadem, nie ukrywa, że chodzi mu przede wszystkim o pornografię. Z drugiej zaś, przez kolejne lata kariery stale wprowadza do swoich dzieł wątki polityczne, niekiedy o bezpośrednio rewolucyjnej wymowie. Jednym z najbardziej spełnionych pornomanifestów kanadyjskiego artysty wydaje się The Raspberry Reich (2004), thrashowa komedia o grupie terrorystycznej luźno inspirowana historią Frakcji Armii Czerwonej. W jego dziełach sierp i młot zastępują karabin maszynowy oraz wielkie dildo, a kicz wypełnia ekran w każdym calu. I choć projektom LaBruce’a z ostatniej dekady brakowało ewidentnie świeżości, technicznej oraz narracyjnej swady, może też mimo wszystko trochę odwagi, to najnowszym utworem wraca do tego, co umie najlepiej – jazdy po bandzie bez żadnych fabularnych i formalnych zahamowań.
The Visitor zaczyna się od największego brytyjskiego koszmaru: coś drogą morską przedostało się na wyspy! To walizka, która wyłoniła się z Tamizy na jednym z londyńskich brzegów. A z niej gibkim krokiem wypełznął bezimienny i nagi, czarnoskóry mężczyzna, brudny od rzecznego szlamu, zesztywniały od zamknięcia w embrionalnej pozie. Ciąg dalszy to motyw znany z Pasoliniego, ale też innych obrazów spod znaku home invasion: stopniowe uwodzenie burżuazyjnej rodziny przez tajemniczego przybysza. LaBruce konfrontuje się z głównym problemem przedstawień grup marginalizowanych przez społeczeństwo w kinie współczesnym; tytułowy bohater nie jest wyłącznie ofiarą, pomiatanym przedmiotem bez żadnej mocy sprawczej. W myśl idei „oppress the oppressor” fabuła filmu idzie w przeciwległą skrajność – czarnoskóry mężczyzna dominuje bogaczy swoim penisem, ale też intelektem, ideologicznie rozgrywając całą familię.
Kanadyjczyk częstuje widza tak szeroką gamą perwersji, by wspomnieć jedynie konsumpcję kału, że hardkorowy seks ciał lepkich od śluzu i lubrykantu nie robi większego wrażenia. Ponadto ekran co chwilę bombarduje stroboskop albo plansze ze strumieniem świadomości reżysera; hasła takie jak „EAT OUT THE RICH” podczas minety czy „FATHERFUCKER” i „FAMILY VALUES” wyświetlane w wiadomym kontekście służą tu za humorystyczny leitmotiv. Bo The Visitor oczywiście jest komentarzem społecznym na temat brytyjskich problemów z rasizmem, antykapitalistyczną odezwą oraz queerowym manifestem zarazem, ale przede wszystkim to grubiańska satyra pełna autotematycznych gagów i parodii na granicy poprawności politycznej. Kuratorzy festiwalowych sekcji skupionych na nocnym szaleństwie i midnight screenings powinni już zacierać ręce.
The Visitor
Tytuł oryginalny: The Visitor
Rok: 2024
Kraj produkcji: UK
Reżyseria: Bruce LaBruce
Występują: Bishop Black i inni.
Ocena: 3.5/5