AEIOU – napaćkany alfabet zależności – recenzja filmu „Pepe” – Berlinale 2024

Świat jest wszechogarniającym systemem wzajemnych zależności. Życia istot kształtowane są decyzjami obcych im jednostek. Dominikański reżyser Nelson Carlo de los Santos Arias w swoim najnowszym projekcie pt. Pepe stara się w poetycki sposób ująć tę prawdę poprzez zobrazowanie losów tytułowego hipopotama, jedynego przedstawiciela swojego gatunku zabitego na obszarze Ameryk.

Najbardziej niebezpieczne ssaki świata zostały ściągnięte z Afryki do Kolumbii – pierwotnie w liczbie czterech sztuk – na przełomie lat 70. i 80., by stać się perłą Hacienda Nápoles Pabla Escobara. Pozbawione naturalnych drapieżników, a także zagrożenia ze strony kłusowników zaczęły się błyskawicznie rozmnażać. Po śmierci barona narkotykowego świata państwo nie zapewniło im z kolei odpowiedniego zabezpieczenia i rozpierzchły się po regionie. Chociaż nie zanotowano oficjalnie żadnej śmiertelnej ofiary hipopotama w tym kraju, to miejscowi ekolodzy alarmują, że w ciągu najbliższej dekady liczba osobników może przekroczyć 1400 i poważnie zagrozić miejscowym zwierzętom takim jak: manat karaibski, wydra długoogonowa, kajman okularowy i różne zagrożone żółwie. Naukowcy szacują, że do kontroli populacji konieczny jest rokroczny odstrzał trzydziestu sztuk tych majestatycznych zwierząt, by uniknąć podbicia przez nie ojczyzny Radamela Falcao. Oddziały myśliwych nie ruszą jednak na kontrolne łowy z powodu… Pepe.

W 2009 roku rząd zdecydował się wysłać dowodzony przez dwójkę myśliwych oddział wojska z misją eliminacji wspomnianego osobnika. Cel został osiągnięty, lecz obrzydliwe zdjęcie z ciałem, jakie ci sobie zrobili, w połączeniu z fatalną kampanią informacyjną zaowocował tym, że kolumbijskie społeczeństwo stanęło po stronie Pepe. Nieprzygotowana akcja, chociaż słuszna, przez zbytni pośpiech i brak dopracowania wybuchła jej organizatorom w rękach. Łatwo uznać, że ironicznie taki sam los spotkał poświęcony tym wydarzeniom film. Obraz, który miał potencjał na nowe arcydzieło z regionu mogące być wymieniane jednym tchem z W objęciach węża czy Snami wędrownych ptaków Cira Guerry, przez amatorski montaż i nieistniejącą korekcję barw kończy jako intrygująca, ale jednak artsistowska klęska. Czy jednak takie postawienie sprawy byłoby uczciwe?

Pepe, to rozciągnięta na trzy dekady poetycka baśń o krzywdzie, której doznają maluczcy w wyniku decyzji wielkich tego świata; w wyniku wyborów, których ze swojej pozycji nie są w stanie pojąć umysłami. Widza prowadzi dowcipny, ale też przepełniony starczą mądrością długowiecznego enta, monolog wygłaszany przez duszę martwego hipopotama, który przerywany jest dla rodzajowych scenek poświęconych ludzkiej perspektywie. Dostaniemy m.in. seidlowską z ducha sekwencję o wycieczce bogatych Niemców do Namibii w 1982 roku, podczas której eksponowane jest podejście zadufanych Europejczyków tak do dzikiej przyrody, jak i afrykańskich ludów rdzennych, oraz opowieść o prowincjonalnych kolumbijskich wyborach miss, gdzie z kolei inspirując się Lavem Diazem, reżyser mówi o problemach regionu i ambicjach młodych. Problem stanowi jednak absolutne bałaganiarstwo całości. Następujące po sobie ujęcia mają przypadkową szatę kolorystyczną, co rusz zmieniają się kamery i obiektywy, a jedna kilkudziesięciosekundowa scena w końcówce bez żadnego powodu nagle ma inne aspect ratio.

Pepe 3

Co intrygujące Cocote z 2017 roku, czyli poprzedni film Nelsona Carlo de los Santos Ariasa cierpiało na… dokładnie te same problemy. Interesujące przemyślenia, poetyckie ujęcia, duża wiedza o zwyczajach tudzież tradycjach regionu i inspiracje czerpane od wielkich reżyserów rozpadały się przez nadmiar tematów, brak klucza audiowizualnego i montażową katastrofę. Patryk Ciesielczyk z naszej redakcji pisał o nim m.in.: „Brak wewnętrznego rytmu, który zdecydowałby o temporalności przeżycia”. To na swój sposób fascynujące, że recenzje i analizy Cocote można by cytować i bez żadnych zmian powtarzać przy powstającym siedem lat kolejnym obrazie Santosa Ariasa. Czy to efekt warsztatowych braków i wzięcia na swoje barki nadmiaru zadań? Wszak twórca poza reżyserią i scenariuszem odpowiadał także za: zdjęcia, muzykę, produkcję i montaż. Co jeśli jednak założymy, że tak miało być, a finalny „dziwny” efekt jest w pełni zamierzony?

Już tematyka wiąże obie produkcje. Tam religijny ogrodnik z Santo Domingo po śmierci ojca musiał powrócić do rodzinnej wioski – świata, który świadomie odrzucił przed laty i nawet nie starał się pojąć. Zatem, jako interpretacyjny klucz tych kontrowersyjnych wyborów formalnych w filmografii Santosa Ariasa przyjąć należy perspektywę przymusowego imigranta, wysiedleńca próbującego ze znajomych mu obrazów złożyć opowieść o swym losie i sytuacji. Reżyserowi przyświeca potrzeba oddania obcości odczuwanej przez Pepe, rzuconego do obcego kraju, na nieznany biom. Można by stwierdzić, że w duchu europejskiej awangardy Dominikanin celowo audiowizualną inkoherencją i morderczo szarpanym tempem torturuje widza, by wzmocnić poetycki przekaz opowieści. Na dwie godziny każdy z nas może stać się hipopotamem Pabla Escobara przeniesionym ze strefy komfortu w eklektyczne szaleństwo.

Pepe  irytuje, w pierwszej reakcji – rozczarowuje. Jest to jednak jeden z tych obrazów, które po seansie zamieszkują w głowie widza i tam niczym larwy powoli rosną, żywiąc się rozważaniami nosiciela. Czy na koniec faktycznie rodzi się piękny motyl, a może to tylko projekcja uszkodzonego mózgu?  Niezależnie od tego, jak odpowiecie sobie na to pytanie, już parę dni po przyszłym seansie, Nelson Carlo de los Santos Arias przygotował coś całkowicie innego niż reszta konkursowych propozycji – film z artystycznymi i formalnymi ambicjami, który faktycznie pozwala na głębszą analizę i zasługuje na uwagę oraz polowanie na przyszłych festiwalach. 

Pepe 2

Pepe

Rok: 2024

Kraj produkcji: Dominikana, Namibia, Niemcy, Francja

Reżyseria: Nelson Carlos De Los Santos Arias

Występują: Jhon Narváez, Sor María Ríos, Fareed Matjila i inni

Ocena: 3,5/5

3,5/5