Puzderko pełne wspomnień – recenzja filmu „Aquarius”

Kleber Mendonça Filho, twórca ciepło przyjętych „Sąsiedzkich dźwięków” długo kazał czekać na swoje kolejne dzieło. Film pokazywany w zeszłym roku na festiwalu w Cannes udowadnia, że nie zatracił społecznej wrażliwości, a jego język filmowy nadal się rozwija. W "Aquarius" pod płaszczykiem opowieści o starciu jednostki z wielkim biznesem ukrywa pełną wrażliwości i niuansów symfonię o godności i przemijaniu.

Tym razem Brazylijczyk opowiada historię ponad sześćdziesięcioletniej kobiety imieniem Clara (Sonia Braga w życiowej roli), która musi zmierzyć się z wielkim deweloperem. Firma zamierza zburzyć starą kamienicę, w której mieszka kobieta i postawić w jej miejsce nowoczesne osiedle mieszkaniowe. Okolica powoli się gentryfikuje, tytułowy segment zaczynają otaczać apartamentowce i biurowce. Nasza bohaterka w myśl zasady, że „starych drzew się nie przesadza” nie zamierza jednak wynosić się z ukochanego mieszkania. Patowa sytuacja znana zresztą z innych filmów, choćby „Paciorków jednego różańca” K. Kutza oraz nieudanych „#WSZYSTKOGRA” A. Glińskiej i „Złotego środka” O. Lubaszenki. Z tym że Clara nie musi gnieździć się w pustostanie i narażać się na nieprzyjemności ze strony bezwzględnych kapitalistów.

Dlaczego, więc rzuca wyzwanie korporacji? Nie musi przecież walczyć o byt, o dach nad głową — dostaje nawet hojną propozycję rekompensaty. Zresztą jej sytuacja finansowa jest znakomita, wynajmuje pięć innych apartamentów, a w zanadrzu posiada spory spadek po mężu. Może robi to trochę z nudów, bo odchowała już trójkę dzieci i tylko czasem widuje wnuczęta. Główną jej motywacją jest jednak ochrona tego skrawka na ziemi, który uważa za siedlisko i bezpieczną przystań. Tutaj żyje, jak sobie wymarzyła, otoczona książkami i muzycznymi szpargałami, urządza sobie drzemki w hamaku z widokiem na ocean, kiedy idzie na plaże czuwa nad nią cały batalion ratowników. Mieszkanie to nie tylko mury, to konglomerat wspomnień.

Nieprzypadkowo w jednej z pierwszych scen filmu gościmy na jubileuszu ciotki Lucii, na który przybywa wielopokoleniowa rodzina. Podczas przemowy staruszka spogląda z uśmiechem na stojący w salonie kredens. W migawkach widzimy, że stał się on świadkiem jej młodzieńczych igraszek. Potem mebel powraca jako litemotiv przez cały film, bo dziedziczy go po ciotce Clara. Możemy tylko się domyślać, że i inne przedmioty w domu mają swoją pamięć, że każdy kąt kryje w sobie jakąś historię. Kleber Mendonça Filho już w pierwszych filmowych próbach starał się interpretować pojęcie przestrzeni i zgromadzonych w niej przedmiotów, które nigdy nie były zupełnie martwe. W „Vinil Verde” (2004) tytułowa zielona płyta kryje w sobie mroczne siły, a rękawice do zmywania tej samej barwy ożywają niczym w surrealistycznych wizjach Jana Švankmajera. W „Electrodomesticos” (2005) reżyser ukazywał pozornie błahy dzień gospodyni domowej, która frustrację i seksualne napięcie rozładowywała dzięki…pralce.

Dla Mendonçi Filho kluczowym pojęciem pozostaje pamięć. Nie bez kozery protagonistką „Aquariusa” uczynił byłą dziennikarkę muzyczną. Tak samo, jak wspomniane wyżej przedmioty, w każdej melodii kryje się zaszyfrowana nostalgia. Jakby w nutach zaklęto garść wspomnień. „Another One Bites The Dust” Queen przywoła w Clarze myśl o  beztroskiej młodości, eksperymentach z narkotykami, tańcu na plaży z grupą przyjaciół. Jednak melodia z zakurzonej płyty, którą puszcza dziewczyna jej syna wyjawia na twarzy tej melomanki grymas bólu. Czy to wspomnienie choroby? Może jakaś tragedia rodzinna?

W „Aquariusie” rzuca się w oczy, także fakt jak jego twórca igra z przyzwyczajeniami widza. A to kieruje kamerę na zamykające się drzwi, gdzie spodziewamy się nogi agresora, która je zablokuje, a to rzuca trop gwałtu, jeszcze gdzie indziej kopulująca para tylko przemyka przed naszymi oczyma. Reżyser doskonale wie jak podtrzymać uwagę, nie popadając w gatunkowe schematy. Z filmu przebija, więc kinofilska frajda jego twórcy. Miłość do kina podkreślają tak drobne szczegóły, jak plakat „Barry Lyndona” na ścianie mieszkania Clary lub nazwisko jej przyjaciela. Nieprzypadkowo wszak nazywa się on akurat Cavalcanti. To rodzaj hołdu dla prekursora kina brazylijskiego o zdecydowanych poglądach lewicowych, przez które nawet w końcu musiał opuścić ojczyznę i tworzyć dalej we Francji.

Już wcześniej Mendonça Filho udowadniał, że ma serce po lewej stronie. Tam, gdzie Ken Loach i bracia Dardenne deklarują jedynie współczucie wobec drugiego człowieka, on dotyka istotnych problemów i mierzy się z rzeczywistością. Brazylijczyk, podobnie jak jego bohaterka, urodził się i wychował w Recife, więc doskonale zna bolączki okolicy. Dlatego akcję wszystkich swoich filmów (prócz dokumentu „Critico”) umieszcza właśnie tam. W debiutanckim „Enjaulado” (mocno inspirowanym “Wstrętem” Polańskiego) popadający w paranoję mężczyzna zabezpiecza drzwi i okna mieszkania systemem kłódek, krat i zasuw. Temat strachu przed zewnętrznym zagrożeniem powraca w „Sąsiednich dźwiękach” i w nieco innym tonie w „Aquariusie”. Intruz dla niego to niekoniecznie agresor, który czatuje, żeby okraść lub zamordować. Filho zdaje się sugerować, że nie mniejsze zagrożenie niesie za sobą wzrost inwigilacji wobec obywateli i cyniczna postawa deweloperów. Za pięknymi gestami wykształconych architektów pełza pogarda wobec biedoty, rasistowskie postawy wobec służących, cyniczna chęć zysku. Reżyserem powoduje, więc lokalnie zaangażowana misja, pragnienie ratunku dla znanych od berbecia osiedli i dla określonego stylu życia. Rozpadającą się hacjendy niosą za sobą silny przekaz sentymentalny, nie są tylko starymi murami, ale puzderkami pełnymi wspomnień, ludzkich dramatów i radości.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

Aquarius


Rok: 2016

Gatunek: dramat

Twórcy: Kleber Mendonça Filho

Występują: Sonia Braga, Maeve Jinkings, Humberto Carrão i inni

Ocena: 4/5