P.S. I Hate You – recenzja filmu „Niebezpieczny kochanek”

„Mężczyźni boją się, że kobiety będą się z nich śmiały. Kobiety boją się, że mężczyźni je zabiją” – cytatem autorstwa Margaret Atwood Susanna Fogel rozpoczyna swój najnowszy film Niebezpieczny kochanek, oparty na opowiadaniu amerykańskiej pisarki Kristen Roupenian. Tym samym zabiera nas w podróż po horrorze randkowania: podkręcanych cyfrowymi narzędziami oczekiwań, rzadko kiedy mających szansę na realne spełnienie oraz projekcji lęków generujących korowody interpersonalnych niezręczności.

Margot (Emilia Jones) studiuje myrmekologię, wieczorami zaś pracuje jako bileterka w kinie. Tam też poznaje nieco starszego od siebie Roberta (Nicholas Braun). Szybko wymieniają się numerami telefonów i wkrótce rytm ich dni zaczynają wyznaczać sygnały powiadomień o nowych wiadomościach: poranne powitania i wieczorne pożegnania, przesyłanie playlist oraz słodkich emoji z serduszkami zamiast oczu – któż z nas nie zna tego dreszczyku ekscytacji zwiastującego erupcję endorfin? Konwencjonalne randki bez zasłony dymnej w postaci szyfrującego emocje komunikatora internetowego nie wyglądają jednak już tak słodko, choć trudno naszej dwójce odmówić dobrych chęci. On, typ nerda budującego wyobrażenia o świecie na podstawie Gwiezdnych Wojen, zawsze dba o zaspokajanie jedzeniowych potrzeb Margot – w końcu przez żołądek do serca, nawet jeśli menu adoratora, ze słynnymi żelkami Red Vines na czele, nie różni się od tego serwowanego przez kinowy bar. Ona zaś udaje, że uwielbia Imperium Kontratakuje i Harrisona Forda – cóż w końcu złego jest w niewinnym białym kłamstwie? Niezręcznych sytuacji jednak ciągle przybywa, a zmierzenie się z prawdą pozostaje jedynie kwestią czasu.   

Niebezpieczny kochanek mógłby być kolejną komedią romantyczną z generatora, zresztą zręcznie operuje pewnymi jej elementami, słusznie z nich drwiąc, co zresztą przełożyło się na niezadowolenie widzów oczekujących po tym tytule typowego love story. Fogel, wsparta tekstem Roupenian, nie wierzy jednak w żadne happily ever after, którym od dekad karmi nas mainstreamowy rynek, jedynie od czasu do czasu wkładający kij w szprychy konwencji. Zdecydowanie bardziej interesuje ją diagnoza rodzącej się relacji – z całym jej komunikacyjnym trudem i koniecznymi kompromisami. Udaje się jej uchwycić kołowrotek randkowego zeitgeistu na miarę Darrena Stara i jego kultowego serialu Seks w wielkim mieście. Szukanie drugiej połówki to w końcu nie bułka z masłem, a trudna praca, miejscami przypominająca horror drenujący z resztek energii, a przede wszystkim z nadziei. Szczególnie w dobie Internetu, gdzie całodniowe pisanko buduje sieć wyobrażeń, z której ciężko jest się wydostać przy rzeczywistym kontakcie, zwłaszcza implikującym sferę seksualną. Scena łóżkowa stanowi tu zresztą mistrzowską kondensacją złych decyzji podjętych trochę w ramach oszczędzenia drugiej stronie przykrości, a trochę z chęci utwierdzenia się w dokonanych wcześniej wyborach, którym przecież poświęcono określoną dawkę czasu i energii.   

Sprowadzenie clou obrazu jedynie do komunikacyjnej dysfunkcyjności czy też przypinania łatek o czerpaniu przez mężczyzn całej wiedzy nad temat seksu z filmów pornograficznych wydaje się mocno nieuczciwe. W końcu nikt z nas nie dostał przepisu na życie i związki gwarantującego nieomylność podejmowanych decyzji czy też równych zasobów, redukujących, czy może nawet niwelujących komunikacyjne gafy. Do tego dochodzi bagaż kulturowych norm, przysposabiający dziewczynki do grzeczności i unikania konfrontacji, wyzwalający wyrzuty sumienia w wewnętrznej walce między freudowskim id a super ego, od chłopców zaś wymagający stawania na wysokości każdego zadania. Podczas kiedy ona rozgrywa w głowie, jako środek prewencyjny, najgorsze scenariusze, w których kończy jako ofiara morderstwa popełnionego przez zaborczego, niezrównoważonego partnera, on analizuje sytuacje mające w domyśle potwierdzić jego męskość. Powodów dla których te dwa obszary nie zazębiają się, jest mnóstwo, a każdy z nich nadaje się na wielogodzinne zeznania na psychoterapeutycznej kozetce. 

Fogel, przyjmując perspektywę Margot, pokazuje tylko jedną stronę medalu – generując tym samym kolejne błędy poznawcze i stawiając swoją bohaterkę we wcale nie lepszym świetle: marzącej o księciu z bajki zagubionej dziewczyny, ignorującej dobre rady asertywnej, choć nieco zbyt agresywnej w przekonaniach najlepszej przyjaciółki. Bardziej niebezpieczne wydają się tu jednak mimochodem składane obietnice w postaci z pozoru niewinnych komunikatów. W końcu w cyberprzestrzennej dobie każda sweet emoji staje się deklaracją i może zostać wykorzystana przeciwko nam – be careful what you write. Niebezpieczny kochanek to także trafny portret naszej nieporadności względem przyzwoitego, uczciwego, czyli dojrzałego kończenia relacji – bez ghostowania, blokowania, wyzwisk i wzajemnych pretensji, ze świadomością, że czasem najgorsza prawda jest lepsza od grzecznego kłamstwa. 

Agnieszka Pilacińska
Agnieszka Pilacińska

Niebezpieczny kochanek
Tytuł oryginalny:
Cat Person

Rok: 2023

Kraj produkcji: USA, Francja

Reżyseria: Susanna Fogel

Występują: Emilia Jones, Nicholas Braun, Geraldine Viswanathan, Isabella Rossellini

Dystrybucja: Kino Świat

Ocena: 3,5/5

3,5/5