Martin Scorsese określił reżysera Honga Sang-soo koreańskim Woodym Allenem. Inni widzą w nim spadkobiercę Yasujiro Ozu i Erica Rohmera. Co by nie mówić, to twórca konsekwentny, może nawet monotonny w swojej wizji. Już od debiutu, „Dzień, w którym świnia wpadła do studni”, podąża w stronę kina autorskiego z silnymi naleciałościami autobiograficznymi. Są to przeważnie komedie z dużą dawką cynizmu i goryczy. Ich bohaterowie to najczęściej neurotycy ze środowisk artystycznych, rozmawiający ze sobą o rozterkach miłosnych i egzystencjalnych oraz topiący je w morzu soju. Ostatnio pojawiły się u niego tendencje do zwiększania dawki apatiii w swoich filmach, czego apogeum osiągnął w “Hotelu nad rzeką”. To trzecie z rzędu po “Dniu po” i “Trawie” dzieło, które postanowił nakręcić w czerni i bieli.
Podobnie jak w “Trawie” Hong decyduje się na jedność miejsca i czasu. Tam mieliśmy kawiarnię, tu tytułowy hotel. Znajduje się on na obrzeżach Seulu nad rzeką Han i nie cieszy się wielką popularnością, raczej świecąc pustkami. Daje poczucie izolacji i może być czymś na kształt bezpiecznej przystani z dala od wścibskich oczu. Takiego azylu początkowo potrzebuje poeta Young-whan (Ki Yoo-bong), który może tam swobodnie tworzyć. Dręczy go jednak poczucie dojmującej pustki i przeczucie, że jego czas dobiega już końca. Zaprasza więc swoich dwóch dorosłych synów, żeby podzielić się z nimi swoimi obawami, a być może nawet pożegnać. W tym samym czasie w budynku melduje się Sang-hee (Kim Min-hee), która chce tam odreagować rozłąkę z partnerem. Ona także nie chce przeżywać bólu samotnie i dzwoni po przyjaciółkę (Song Seon-mi).
W rękach innego autora taki zarys mógłby stanowić punkt wyjścia do romansu. Tu jedynie więź między kobietami jest monolitem, a męscy bohaterowie ciągle rozmijają się ze sobą zarówno w sensie dosłownym, jak i symbolicznym oraz pokracznie próbują nawiązać nić porozumienia z płcią przeciwną, co stanowi źródło humoru, ale też wywołuje współczucie. U Honga mężczyźni to często nieudacznicy skazani na wieczne cierpienie.
Taki obraz najmocniej utrwala on w swoich filmach od czasu nagłaśnianego przez koreańskie media skandalu obyczajowego z jego udziałem. Reżyser został napiętnowany za zostawienie swojej żony i związek z aktorką Kim Min-hee, która obecnie jest zarówno jego muzą, jak i wybranką. Twórca kilkukrotnie przepracowywał już tę traumę zza kamery, gdyż w każdym z filmów z Kim ustami jej postaci opowiadał o trudnych relacjach z żonatym mężczyzną. W “Hotelu nad rzeką”, grana przez nią Sang-hee także podejmuje temat rozstania z takim partnerem, co może stanowić metakomentarz do plotek o rozpadzie związku reżysera z aktorką, albo po prostu być wyrzutem sumienia twórcy “Samotnie na plaży pod wieczór”. Zarówno Young-whan, jaki i jego starszy syn Kyung-soo to rozwodnicy. Na tym nie kończą się wtręty autobiograficzne. Hong nawiązuje też do odbioru swoich dzieł w rodzimej Korei, gdzie króluje kino rozrywkowe. Młodszy syn poety Byung-soo jest reżyserem, którego twórczość jedna z bohaterek eufemistycznie określa mianem ambiwalentnej.
Oczywiście clou “Hotelu nad rzeką” są dialogi. Od kurtuazyjnych wymian uprzejmości, przez small talk o pogodzie i powiastki filozoficzne, po uzewnętrznianie rozterek sercowych i egzystencjalnych przy butelce soju. Wszak nie wyobrażam sobie filmu Honga bez zakrapianych rozmów, które zresztą są realizowane bez szczegółowego scenariusza. Pozwala on aktorom na improwizację i oczekuje od nich picia alkoholu przed kamerą.
Rejestruje te dysputy w długich ujęciach okazjonalnie używając prostackich cyfrowych zoomów, co niezaznajomionym z jego twórczością może trącić amatorszczyzną. To jednak jego znak rozpoznawczy, w tym przypadku trafnie i z humorem uwydatniający puentę danej sceny. Pewnym nowum jest fakt, że reżyser zrezygnował tym razem ze statywu, a kamera z ręki nadaje obrazowi choć odrobinę dynamiki.
“Hotel nad rzeką” to film statyczny już na poziomie konceptu. Sceneria w postaci oślepiających bielą połaci śniegu potęguje bezruch. Young-whan i jego synowie, mnóstwo czasu spędzają na oczekiwaniu siebie nawzajem, a dwie przyjaciółki najczęściej widzimy podczas drzemki, kiedy wspólnie leżą w łóżku. Symbolizująca przemijanie, sąsiadująca z ośrodkiem rzeka, też sprawia wrażenie zamarźniętej. A jednak temu pozornie zapomnianemu miejscu daleko do nastroju rodem z hotelu Overlook z “Lśnienia”, a bliżej do tokijskiego Park Hyatt z “Między słowami”. Samotność nie jest wyborem, a przypadłością. Ostatecznie spotykają się tam bratnie dusze, nawet jeśli wydaje się, że porozumienie między nimi nie jest możliwe.
Mimo subtelnego humoru Hong w swojej ostatniej twórczości konsekwentnie pogrąża się w melancholii, żeby nie powiedzieć depresji. Nie zawsze idzie to w parze z jakością, ale w tym przypadku mamy do czynienia z dziełem spełnionym. Z troski o reżysera mam jednak nadzieję, że w kolejnym filmie w końcu nadejdzie wyczekiwane lato.
Hotel nad rzeką
Tytuł oryginalny: „Gangbyun Hotel”
Rok: 2018
Gatunek: dramat, komedia
Kraj produkcji: Korea Południowa
Reżyser: Hong Sang-soo
Występują: Ki Joo-bong, Kim Min-hee, Song Seon-mi i inni
Ocena: 3,5/5