Nowym losem będzie twój film – recenzja filmu „Hors du temps” – Berlinale 2024

Znanych nazwisk w Berlinie jak na lekarstwo – wiadomo nie od dziś. Konkurs Główny zazwyczaj dominują postacie dopiero zaznaczające swoją pozycję w świecie kina. Na każdą edycję przypada jednak kilku reżyserów z wyrobioną marką, którzy decydują się zaprezentować swoje nowe projekty właśnie w stolicy Niemiec. W tym roku obok stałego bywalca festiwalu – Honga Sang-soo, czy Bruno Dumonta na Berlinale trafił i Olivier Assayas, zazwyczaj wierny ojczystemu Cannes.

Niedziela, środek dnia, gdzieś w szczelinie pomiędzy mszą, schabowym z ziemniaczkami, westernem czy komedią z pasma Gwiazdy w południe, nowym wydaniem Familiady a odcinkiem Złotopolskich. Albo inaczej. Środa, godz. 20:45. Kino relaks. Jeśli gdzieś zaklasyfikować Hors du temps to właśnie tam. Oczywiście z obowiązkowym, enigmatycznym opisem: „komediodramat”. I śmieszno, i straszno. Gdyby ktoś zapomniał o niedawnej pandemii koronawirusa, to Olivier Assayas przychodzi z przypomnieniem, autoironiczną spowiedzią z czasów zarazy. Sprowadza reżysera Etienne – swoje porte-parole, i jego brata Paula, dziennikarza muzycznego, do rodzinnego domu, Edenu chłopięcych lat, gdzie wraz z nowymi partnerkami mają spędzić kwiecień 2020 roku. 

Jest w filmie Assayasa coś uwierającego. Zidentyfikować to nietrudno, bo choć choroba przeciętności nie boli, to uwiera reminiscencjami tych śród i niedziel, kiedy telewizja była jeszcze głównym odpowiedzialnym za mój repertuar filmowy. Jest w nim i coś zabawnego. Zdarza mu się błyskotliwy dialog, rzucony gdzieś mimochodem żart czy stara dobra chemia między postaciami, dzięki czemu ogląda się po prostu przyjemnie. Metka może uwiera, ale materiał – jak najbardziej miły. Bo Hors du temps to właśnie taka obyczajówka z małego ekranu. Dwóch braci niby żyje w zgodzie, ale na każdym kroku poróżniają ich, choćby na moment, jakieś małe rzeczy. W głowie obaj mają zresztą jeszcze niedawne rozwody z długoletnimi partnerkami, a lockdown zamyka ich już w czterech ścianach z nowymi towarzyszkami. W czterech ścianach, w których z każdego kąta nawiedza jakieś widmo przeszłości spędzonej w inteligenckim domu, wpędzającym w mniej lub bardziej wyuczone neurozy. I tak z tymi neurozami jeden radzi sobie zdalną terapią i obsesją na punkcie profilaktyki antycovidowej, a drugi – gotując naleśniki czy stale powracając do tych samych starych rockowych nagrań.

Drugi

Assayas najlepszy jest wtedy, kiedy osuwa się w ramiona autoironii, punktuje własne przywary i maniery. Etienne w końcu zbyt często odwołuje się w swoim zdaniu do intelektualnych autorytetów, w antycovidowej ostrożności wydaje się wręcz kabaretowy, a na prośbę dziennikarki prowadzącej z nim wywiad o polecenie jakiejś książki wymienia taką, której przeczytał tylko tytuł. Przypomina w tym trochę mniej zgorzkniałą i zapatrzoną w siebie wersję głównego bohatera Czerwonego nieba [NASZA RECENZJA]. Etienne też ma zresztą swoją Paulę Beer w postaci partnerki, ale i brata. Podobnie jak Petzold Assayas również nie może zrezygnować z przerywania scenek rodzajowych monologami z offu, w jego przypadku są one dodatkowo emfatyczne w zestawieniu z autobiograficznym kontekstem, w jakim umieszczono sceny z życia braci. Nazwiskami malarzy, poetów i innej maści artystów sypie jak z rękawa. Powraca pamięcią do planów i osiągnięć z czasów młodości, jakby przy pisaniu scenariusza za dużo naczytał się własnej Wikipedii.

Może wetknę tu trochę plotkarskiej maniery, ale w przypadku tak silnie autobiograficznego filmu, gdzie – choć bohaterowie noszą inne imiona niż ich życiowe odpowiedniki – nazwiska kolegów z branży pojawiają się co jakiś czas w dialogach, a sam reżyser prowadzi z offu monolog odnoszący się bezpośrednio do swojego życiorysu, trudno takiego prądu uniknąć. Przecież w trakcie pandemii obejrzeliśmy już jeden projekt-pokłosie rozstania Assayasa z Mią Hansen-Løve w formie równie przeciętnej i irytującej Wyspy Bergmana [NASZA RECENZJA]. Łączy te filmy i letni wiejski anturaż, i doza autoironii, i okazywana na każdym kroku intelektualna proweniencja ekranowych odpowiedników reżyserów. Powracając do wątku poruszonego na początku tekstu i mając w pamięci oba seanse, nasuwa się pytanie, jak daleko w nijakości może się posunąć twórca z wyrobionym nazwiskiem, żeby wreszcie zostać pozostawionym na marginesie festiwalowego programu. Czy ta opera mydlana nie ma już aby zbyt wielu odcinków?

Julia Palmowska
Julia Palmowska
Plakat

Suspended Time

Tytuł oryginalny:
Hors du temps

Rok: 2024

Kraj produkcji: Francja

Reżyseria: Olivier Assayas

Występują: Vincent Macaigne, Micha Lescot, Nine D’Urso i inni

Ocena: 2.5/5

2,5/5