Jak być szczęśliwym? – recenzja filmu „Fale” – Pięć Smaków 2023

Jedna z ulubienic pięciosmakowej publiczności, Japonka Naoko Ogigami, dostarcza tym razem nieco mroczniejszej historii, choć rzecz jasna nie zdradza swego uniwersum oryginałów i nadwrażliwców. W pokazywanych niestety tylko podczas stacjonarnej odsłony azjatyckiego święta kina Falach analizuje status kobiet w nadal bardzo patriarchalnym społeczeństwie japońskim. Z pomocą klisz gatunkowych i uważnej kreacji , znanej choćby z Zaginionej dziewczyny Kôji Fukada, Mariko Tsutsui opowiada o uczeniu się własnej tożsamości przez bohaterkę w kwiecie wieku po dwóch katastrofach: narodowej (Fukushima) i osobistej (odejście męża).

Ogigami powraca raz po raz na festiwal Pięć Smaków; z jej dorobku w Warszawie (i z pomocą platformy online w reszcie Polski) prezentowano m.in. Jadłodajnię pod Mewą (2006), Okulary (2007), Kota do wynajęcia (2012) czy Po nitce do kłębka [2017 / NASZA MINI-RECENZJA]. Reżyserka nigdy nie zawodziła swych sympatyków, ale też nie próbowała przekonać zmianą stylu i tematów tych, którym ością w gardle stawały jej słodko-gorzkie opowiastki. Pozostawała konsekwentna bez względu na to, czy śledziła akurat losy restauratorki w Helsinkach, odpoczywała na surowych plażach Okinawy, uczyła tolerancji małoletniego Tomo, czy analizowała przywary swych rodaków przez pryzmat futrzastych pupilów. Ekscentryczne postaci pisane i portretowane przez Ogigami często idą pod prąd, wycofują się z wyścigu szczurów z uwagi na introwersję, poszukują własnej niszy i gonią za marzeniami.

Pewna naiwność wpisana w jej kino, flegmatyczne tempo narracji, ale też szybko rozpoznawalny, pełen ciepłych barw styl wizualny są zakodowane także w najnowszymdziele Japonki. Fale mają jednak na pierwszym planie dużo poważniejsze, melancholijne, wręcz elegijne tony. Ogigami nie pozwala filmowi utonąć w pretensji i żałobie, ponieważ przekuwa dosadniejszy wydźwięk całości przez ironiczne wtręty i gdzieniegdzie pozostawia humor sytuacyjny. Z tego balansu wychodzi być może najdojrzalszy obraz w jej filmografii. Wektor odwraca z indie absurdu na psychologiczną komediodramę.

Fale

Fale toczą się, jak znakomita część japońskich współczesnych produkcji, w cieniu traumy  po katastrofie elektrowni jądrowej w Fukushimie. Tragedia o takich rozmiarach dotyka wszak na poziomie jednostkowym, rodzinnym, narodowym, odbija się na każdym aspekcie życia i znajduje odzwierciedlenie także w sztuce. Podobnie jak inny gigantyczny wstrząs dla Japończyków (Hiroszima), zdarzenia z 2011 roku również wymagają wieloletniego okresu przejściowego. Zanim jednak nastąpi terapeutyczne ukojenie każdy z pozbawionych podstaw bezpieczeństwa musi znaleźć własną drogę do redefinicji zasad i wartości. Z takim zadaniem boryka się też protagonistka. Fukushima burzy spokój domowego ogniska Yoriko. Z domu wyprowadza się dorosły już syn, nagle opuszcza ją i mąż (Ken Mitsuishi). Sama jak palec w czterech ścianach szuka pomocy na zewnątrz. Angażuje się w grupę wsparcia, szybko okazującą się sektą wyznającą nadnaturalne właściwości tzw. wody zielonego życia. W salonie na honorowym miejscu ląduje więc ołtarzyk, a w spiżarni zapas uzdrawiającego płynu. Niemal religijna potrzeba bycia we wspólnocie i zapobieżenia skutkom promieniowania przesłania jej oczy. Nie dostrzega zatem ani sekciarstwa nowych znajomych, ani tego, że stała się kolejną ofiarą marketingu wielopoziomowego.

Fale

Yoriko pracująca jako ekspedientka w lokalnym sklepie spożywczym, co dzień narażona na wykańczające zmiany i horrendalne żądania klientów (szczególnie pewnego starca-kutwy), ponad wszelką miarę potrzebuje chwili oddechu i przekonania o tym, że los może odmienić się na lepsze. Niedziwne, że oprócz wspomnianej „grupy wsparcia” decyduje się na przemodelowanie własnego podwórka. Na dziedzińcu, zamiast niegdysiejszych rabatek i klombów pełnych wielobarwnych kwiatów, decyduje się na tzw. karesansui (枯山水 / „suchy krajobraz”), czyli ogród stworzony z piachu i kamieni. Ta konstrukcja, zgodna z zasadami zen, wedle swego pierwotnego przeznaczenia służyła kontemplacji. Yoriko, jak wielu jej rodaków, z chęcią korzysta z rozwiązania stosowanego przy buddyjskich świątyniach, wprowadzając do swej egzystencji potrzebne pokłady harmonii. Odnalezieniu równowagi służy też sam pieczołowity proces grabienia na piasku tytułowych fal (hōkime / 箒目). Osiągana w ten sposób namiastka komfortu może być jednak szybko zburzona, choćby przez niefrasobliwego kota sąsiadki czy ludzkich intruzów…

Japoński tytuł filmu Ogigami brzmi Hamon, co wedle japonisty i programera Pięciu Smaków Łukasza Mańkowskiego oznacza dosłownie fale pojawiające się na tafli wody wywołane przez wrzucenie tam drobnego przedmiotu; fizyk rzekłby, że są to po prostu fale ​​kapilarne. Jedno jest pewne, rzeczywiście metaforyczne miano, pod jakim Japonka ukrywa swój film bardzo pasuje do perypetii jej bohaterki. Z trudem wypracowany nowy porządek Yoriko jawi się tak krucho jak wspomniana piaskowa powierzchnia z ogrodu karesansui czy też wodna tafla. Przecież każde zewnętrzne działanie oddziałuje na psychikę pokiereszowanej kobiety, zwłaszcza że po dłuższym czasie styka się ona z zaginionym mężem oraz narzeczoną swego syna. Ogigami zadaje intrygujące pytania i kusi różnymi wersjami naszego chleba powszedniego. Bo może czasem lepiej być oszukiwanym, ale czerpać z tego pewne pokłady równowagi, niż znosić pogardę od najbliższych? Koniec końców każdy z nas musi zdecydować w jakiej formule czuje się najkorzystniej i w miarę możliwości być szczęśliwym. 

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
fale plakat

Tytuł

Tytuł oryginalny:
Hamon / 波紋

Rok: 2023

Kraj produkcji: Japonia

Reżyseria: Naoko Ogigami

Występują: Mariko Tsutsui, Ken Mitsuishi, Hayato Isomura i inni

Ocena: 3,5/5

3,5/5