Osoba i czyn – recenzja filmu „Diuna: Część druga”

„Niech żyje zbrodniczy reżim” – wzywały Demowskie Kuce z Bronksu. Prawdopodobnie najważniejszy blockbuster tego roku – Diuna: Część druga – dumnie daje podwaliny pod to wezwanie, finalizując drogę Paula Muad’Diba Atrydy ku krwawej dyktatorskiej władzy poprzez wiedzenie milionów niewinnych na rzeź. W sytuacji trwającego ludobójstwa w Palestynie – maksymalna nota w kategorii aktualności tematu.

To, że Denis Villeneuve wielkim reżyserem jest, nie wymaga raczej uzasadnienia, Quebekczyk podpisał już wszak m.in. Pogorzelisko, Sicario czy Blade Runnera 2049 [NASZA RECENZJA]. Już jego pierwsza iteracja adaptacji sagi Kroniki Diuny Franka Herberta po raz kolejny zamknęła usta wątpiących. Z połowy długiej, dziwnie napisanej i morderczo nieciekawej powieści wyciągnął on widowiskowe science-fiction, które z maestrią rozstawiało na szachownicy figury. Teraz jednak nadszedł czas na kontynuację partii. Zawisło więc w powietrzu pytanie: na co zdecyduje się krajan Denisa Côté i Denysa Arcanda – epicką Herbertowską grę analogii do naszego świata czy jedynie puste pif-paf z efektami specjalnymi na pustyni? Wszak jedynka zawierała w swojej duszy obydwa czynniki.

Tytułowy polski neologizm nadaje opowieści o Paulu Atrydzie i jego czasach gigantyczną dawkę nadmiarowego patosu. Tajemnicza Diuna zamiast zwyczajnej Wydmy odziera wizję Herberta z jej przyziemności i osadzenia w rzeczywistości przy jednoczesnym podkreśleniu pompatyczności treści. Z jednej strony podjęta w 1985 roku decyzja Marka Marszała, tudzież wydawnictwa Iskry, ratuje nas teraz po części przed oburzeniem prawicy wobec antymesjanistycznego przekazu, z drugiej nadaje filmowi Villeneuve’a zbędną obcość. Gwiezdne wojny trzeciej dekady XXI wieku stanowią bowiem głos sprzeciwu wobec fali militarystycznego, fundamentalistycznego i narodowego tsunami ogarniającego glob. Nawet jeśli mimo przejrzystości przekazu tu także reżyser być może będzie zmuszony, by w sequelu Paul pogardzał Czyngis-chanem i Adolfem Hitlerem jako mało efektywnymi przywódcami-ludobójcami.

Herbert, zainspirowany podbojem rdzennej ludności Ameryki, postacią T.E. Lawrence’a i jego działalnością na Bliskim Wschodzie oraz losami Kaukazu (od XIX-wiecznej wojny kaukaskiej po ludobójstwo Ormian), napisał antyimperialistyczną opowieść o małości człowieka wobec polityki – jakże profetycznie wobec reszty XX wieku. W drugiej filmowej Diunie, zaraz po scenie palenia ciał poległych w szturmie na Arrakin z pierwszej części i zimnej historiograficznej narracji Księżnej Irulany (Florence Pugh), budzimy się jednak, wraz z protagonistą, na froncie wojny irackiej. Nie mają znaczenia futurystyczne zbroje, fantastyczne potwory i niedzisiejsza broń. Niczym w Falloucie wojna nigdy się wszak nie zmienia i dzielni mudżahedińscy bojownicy Afganistanu w analogiczny sposób wojują i umierają na wydmach oraz w jaskiniach. Z większych niż życie pojedynków poprzedniego filmu zostajemy sprowadzeni do pustynnego odpowiednika Stalingradu, gdzie z jednej strony głodujący obrońcy muszą uciekać przed napastnikiem, a ten z kolei stale wystrzega się snajperów.

Od samego początku ani Paul, ani jego matka Jessika (oburzonych na „współczesność” imion zapraszam do zapoznania się z listą najpopularniejszych imion w średniowiecznej Europie) nie ukrywają, że celem jest religijne zniewolenie Fremenów – autochtonicznej ludności planety Arrakis – w celu wykorzystania ich w rodowej wojnie z Harkonnenami i, szerzej,  Imperium. Cała druga Diuna prezentuje nam przygotowania do dżihadu (w filmie niepotrzebnie zmienionego na wyrwaną z korzeni inspiracji „świętą wojnę”), w których stawką nie jest życie milionów niewinnych, a jedynie los wodza. Paul Atryda manipuluje swymi wiernymi, pozostając jednocześnie napalonym piętnastolatkiem spragnionym niekupującej jego propagandy Chani (Zendaya). Gdyby umarła w wojennej posoce, już nigdy nie będą mogli odbyć konsensualnego stosunku – oto stawka, z którą mierzy się protagonista.

Podczas gdy Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży [NASZA RECENZJA] prezentowały traumy i doświadczenia łamiące człowieczeństwo i prowadzące ku dyktatorskiemu reżimowi jednostki, tutaj sytuacja jest zgoła inna. Paul od początku akceptuje swoją rolę – być może fałszywego? wytrenowanego? stworzonego? – Mesjasza wiodącego miliony na rzeź w swoje imię. Jedyną wątpliwością, z jaką musi się zmierzyć, jest pytanie: czy mi się to opłaci? Świadomy swojej historycznej roli, a także potęgi Bene Gesserit, sznurków wyrwanych poza ludzką moralność, Paul rozważa nie kwestie etyczne, z których zrezygnował w próbie bólu z pierwszej części, a te jednostkowe oraz praktyczne. Jego antytezą staje się rewelacyjnie grany przez Austina Butlera Feyd Rautha – spadkobierca Vladimira Harkonnena. Odrzuca on przyziemną etykę, lecz nie z własnego wyboru. Nigdy nie został jej nauczony, wartość dla niego stanowi honor i dobro rodu, a życie reszty jest jedynie odpisem od podatku.

Rewelacyjne zdjęcia Greiga Frasera, świetna muzyka Hansa Zimmera czy scenografie i kostiumy stworzone pod wodzą Patrice’a Vermette’a i Jacqueline West budują koherentny świat. Jednocześnie obcy i stanowiący amalgamat znajomych motywów z Bliskiego Wschodu, dokumentów o religii/sektach oraz Gladiatora Ridleya Scotta, a przy tym tak bardzo bliski – znajomy. Zgodnie z filozofią Villenueve’a show, słusznie, przewyższa tell w budowaniu audiowizualnej opowieści, gdzie obrazy grają pierwsze skrzypce. Jeśli chodzi o warstwę realizacyjną, to pretensje można mieć jedynie do odpowiadającego za montaż Joe Walkera. Zwłaszcza w scenach walk i pojedynków ogląda się Diunę: część drugą niczym późną iterację Uprowadzonej. Cięcia następują co chwila, by przypadkiem nie pokazać, że Timothée Chalamet jest naprawdę kiepskim aktorem i nie może się równać z naszym Kmicicem-Olbrychskim.

Ostatecznie otrzymujemy zapierającą dech w piersiach produkcję o inherentnym złu polityki oraz władzy. Mimo dyskusyjnego montażu i nierównego poziomu aktorstwa, między wspaniałym Butlerem a średnio radzącym sobie Chalametem, Diuna: część druga na niemal trzy godziny dostarcza ponadludzkiej podróży w międzygwiezdne meandry Bliskiego Wschodu. Co najbardziej pozytywne, nie musimy się już przejmować Hollywood, w roku Pańskim 2024 nic ciekawszego nam nie zaserwuje.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Diuna: Częśc druga

Tytuł oryginalny:
 Dune: Part II

Rok: 2024

Kraj produkcji: USA

Reżyseria: Denis Villeneueve

Występują: Timothée Chalamet, Rebecca Ferguson, Austin Butler i inni

Dystrybucja: Warner

Ocena: 4/5

4/5