Wypełnić pustkę – recenzja filmu „Czerwone pokoje” – Octopus Film Festival

Swoim drugim pełnym metrażem – Sztucznymi tatuażami – Pascal Plante przedstawił się światu w 2017 roku jako uważny obserwator ludzkiej, a zwłaszcza kobiecej psychiki. Połączył on dokumentalny sznyt z przemyślaną grą kolorów, tworząc film zarówno piękny, jak i znajdujący się wyjątkowo przy ziemi, jakby uładzony zapis prawdziwego życia. Zmieniając tematy i lokacje, pozostaje on wierny swojej metodzie, lecz gdzie prowadzi go skręt w kierunku kina gatunkowego? Tego dowiadujemy się z Czerwonych pokoi, które polską premierę miały w trakcie tegorocznej edycji festiwalu Octopus.

W Nadii, motylek Plante na tapet brał pływacką kadrę Kanady i to, czy można, będąc młodym, już być wypalonym i jakie to niesie za sobą konsekwencje. Kojarzący się z Między słowami obraz ujmował organicznością i świetnie oddanym uczuciem wszechograniającej samotności, ale jednocześnie rozczarowywał własnym pogubieniem. Jakby Plante miał pomysł na punkt wyjściowy i końcowy, ale między nimi boksował się dokładnie tak samo jak jego bohaterka. Gdy w Sztucznych tatuażach, filmie składającym się w pełni z pijackich rozmów i imprez, taka forma się sprawdzała, to po wyjęciu z barowego środowiska i zabraniu bohaterom używek widz zaczyna oczekiwać większej konsekwencji. W Nadii jej nie było i dokładnie to samo stanowi największy problem Czerwonych pokoi.

Protagonistką ponownie staje się młoda, piękna i kuriozalnie utalentowana kobieta, która jednak po osiągnięciu wszystkiego, co mogła, nie wie, co ze sobą począć w zimnej, kapitalistycznej rzeczywistości Montrealu. Teraz nie muzyczka ani pływaczka, a genialna hakerka, pokerzystka i supermodelka w jednym zmaga się z tym dylematem. Uczynienie z protagonistki niemal superbohaterki pozwala zedrzeć z opowieści pozory realizmu i to przy braku rezygnacji z formy paradokumentu obserwacyjnego.

Andrew Tate, internetowy patocelbryta i handlarz żywym towarem, stwierdził w jednym z wywiadów, że seks dla niego nie jest już przyjemnością, tylko obowiązkiem, a z żadnego jedzenia nie czerpie radości „bo każde jest za tanie”. Czerwone pokoje należy odbierać właśnie jako przypowieść o ludzkim pragnieniu ekscytacji i emocji. Gdy pieniądze są dla Ciebie tylko numerkami na koncie, czytanie ludzkich emocji staje się łatwiejsze niż książek, a w domu osobiście zaprogramowana asystentka AI zawsze czeka , by spełnić każdą potrzebę, jak daleko się posuniesz, żeby w końcu znaleźć powód do śmiechu lub radości?

Kelly-Anne (świetnie zagrana przez Juliette Gariépy) szansę na wyjście z próżni komfortu znajduje poprzez dark-webowe transmisje z tortur na nastolatkach prowadzone przez porywacza, gwałciciela i mordercę Ludovica Chavaliera. Gdy zaczyna się jego rozprawa apelacyjna przed montrealskim sądem, protagonistka w środku nocy przybywa pod budynek publiczny, by mieć pewność dostania się na salę. Mało mówi, uważnie obserwuje, a po powrocie do domu prowadzi hackerskie śledztwo: chce odnaleźć brakującą trzecią taśmę – z gwałtem i morderstwem na 13-latce. Kim ona jest? Czy psychopatką znajdującą radość w psychicznym torturowaniu rodziców ofiary? Psychofanką seryjnego mordercy? Mścicielką z niekonwencjonalnymi metodami? Bogaczką, która się bawi? Może wszystkim po trochu?

Plante nie udziela publice odpowiedzi, układając jedynie często niepasujące do siebie puzzle. Zawsze zimno, wręcz chirurgicznie. W tej rzeczywistości nie ma humoru, emocje wydają się podejrzane, sztuczne, implikujące szaleństwo lub manipulacje. Spoglądając na świat oczyma Kelly-Anne, widz sam traci jakikolwiek kompas i wyczucie kierunku. Nagle zdaje się, że wszyscy kłamią, wszyscy spiskują i obserwują się wzajemnie, niczym w wielkim manipulacyjnym mexican standoffie.

Nie można nazwać Czerwonych pokoi dziełem w całości spełnionym. Jak już zostało powiedziane na wstępie, Plante błądzi we własnych pomysłach i koncepcjach, jakby sam nie wiedział do końca, co chce stworzyć. Między powalającymi momentami, gdy Wiseman zdaje się zderzać z von Trierem, otrzymujemy długie minuty napędzanego wątpliwościami chaosu. Ten film naprawdę nie musiał trwać aż dwie godziny.

Mimo tego problemu konstrukcyjnego, to emocjonalne wyczucie Plante, połączone z aktorstwem oraz rewelacyjnymi zdjęciami czołowego quebeckiego operatora Vincenta Birona (Dwudzieste stulecie, Bestiaire), tworzą dzieło zapamiętywalne i godne uwagi. Jakby Saint Omer oczyścić z kontekstu społecznego i mitologicznego, a miast tego w pełni skupić się na psychice świadka postępowania.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Czerwone pokoje

Tytuł oryginalny:
Les chambres rouges

Rok: 2023

Kraj produkcji:Kanada

Reżyseria: Pascal Plante

Występują: Juliette Gariépy, Laurie Babin, Elisabeth Locas i inni

Ocena: 3/5

3/5