Per scientiam ad libertatem – recenzja filmu „Biedne istoty” – Wenecja 2023

Premiera Barbie sprzed kilku miesięcy stanowiła pokaz infantylizacji świata i swoistej kapitulacji przed medialną machiną gargantuicznych korporacji. Kobieca emancypacja sprowadzona została do przestarzałej koncepcji liberalnego feminizmu rodem z Seksu w Wielkim Mieście, a seksualność, przemoc i wszystkie inne not-family-friendly aspekty rzeczywistości – całkowicie usunięte. W słusznie nagrodzonych Złotym Lwem Biednych istotach Jorgos Lanthimos wspólnie ze swoją gwiazdą i producentką Emmą Stone, wychodząc od podobnych założeń fabularnych, tworzą głęboki, brutalny i powalający wizualnie filmowy manifest pochwały nauki, sztuki i wolności. Nie jesteście Ken-ough, gdy jesteście przemocowymi idiotami, nawet jeśli wciela się w was Ryan Gosling.

Zimą 2002 roku amerykańska prawniczka Kate Walker przybyła do małego francuskiego miasteczka Valadilène, by przeprowadzić sprawę spadkową zmarłej dyrektorki zakładów produkujących zabawkowe automatony Anny Voralberg. Ta teoretycznie prosta sprawa przeniosła realistkę ze świata rzeczywistego prosto w objęcia poststeampunku rodem z literatury new weird. Tak zaczęła się Syberia, legendarna gra przygodowa stworzona przez belgijskiego rysownika Benoît Sokala, która następnie doczekała się trzech kontynuacji. Komiksiarz przed swoją śmiercią w 2021 roku stworzył jeszcze dwie inne produkcje – Paradise (2006) i Sinking Island (2007). Tę ostatnią współfinansował francuski odpowiednik PISF, zauważając wyjątkowo filmowy aspekt twórczości Sokala. Sztukę artysty cechowało zderzanie dobrze usytuowanej jednostki wydartej z rzeczywistości naszego świata początku XXI wieku wieku z parafantastyczną innością obcego miejsca, czy to steampunkowej Euroazji (Syberia), czy późnokolonialnej Afryki (Paradise), czy wreszcie libertariańskiego art déco tajemniczej wyspy władanej przez zmarłego miliardera (Sinking Island).

Phillip Pullman w swojej bestsellerowej trylogii Mroczne materie (1995-2000) przedstawił wizję równoległych światów połączonych możliwymi do otwarcia portalami, które napędzane są przez tajemniczy pył, a punkty styczne dla każdego z nich stanowią przedwieczne i zamknięte Królestwo Niebieskie oraz pustynia Zaświatów. Pierwszy tom – znany w Polsce pod wziętym z filmu Disneya tytułem Złoty Kompas, ale wydany niedawno także pod oryginalnym Zorza Polarna – przedstawia wizję parawiktoriańskiego świata zdominowanego przez parę oraz niewypowiedzianą magię pyłu zwalczaną przez wszechpotężnych Kalwinistów. Drugi tom, Magiczny nóż zaczyna się w naszym świecie, już z innym protagonistą, by po kilkuset stronach przenieść się do opuszczonego przez ludzi i przepełnionego niebezpiecznymi duchami renesanso-art-deéco świata Cittàgazze.

Syberia 2 (2004)

Ten wstęp o innych dziełach kultury zdaje mi się konieczny do pojęcia Biednych istot – passion projektu Jorgosa Lanthimosa. Grek prace nad adaptacją nagradzanej powieści Alasdaira Graya rozpoczął już w 2009 roku, lecz musiała upłynąć ponad dekada i wydarzyć się kasowy, a także krytyczny sukces Faworyty, by ten mógł w końcu zebrać budżet konieczny do realizacji własnej wizji. Biedne istoty: sceny z wczesnych lat życia doktora Archibalda McCandlessa, inspektora szkockiej służby zdrowia, jak można się domyślać po krótkości i zgrzebności tytułu, stanowiły pastisz gotyckiego horroru i literatury wiktoriańskiej, używając tej formy do krytyki uprzedzeń oraz patologii kultury i społeczeństwa Glasgow tuż po tym, jak w 1990 roku niosło buławę Europejskiej Stolicy Kultury.

Świat Belli Baxter (Emma Stone) jest czarno-biały. Od kiedy pamięta całe swoje życie spędza w wypełnionej przedziwnymi (a dla niej absolutnie normalnymi) kreaturami, takimi jak kura z głową psa, rezydencji Boga (w oryginale God jako skrót od Godwin, tłumaczenie własne dla oddania symboliki). A dokładnie Bogumiła Baxtera (Willem Dafoe), genialnego chirurga i szalonego naukowca w jednym. Z wyglądu przypomina on raczej Potwora Frankensteina, który przejął praktykę po swoim zmarłym autorze. Liczne blizny na twarzy, ciele i duszy stanowią owoc nieludzkich eksperymentów, jakie na Baxterze przeprowadzał jego własny ojciec, także chirurg-naukowiec. Ich owocem była między innymi impotencja potomka. Miłość Boga do Belli jest nieskończona; chociaż starszy mężczyzna nigdy nie miał okazji zaznać tego uczucia i sam odcina się, mówiąc o niej jako o eksperymencie, to tylko zasłona dymna napędzana zwyczajną niekompetencją i strachem. 

Dorastanie wymaga jednak tego, by Pinokio uciekł, aby stać się poprzez doświadczenia prawdziwym chłopcem. Dla Pięknej, jak to dla wielu młodych i niedoświadczonych kobiet, przyczynkiem do ucieczki nie jest przygoda z cyrkiem, a romans z pięknym i pewnym siebie nieznajomym, prawnikiem Duncanem Wedderburnem (Mark Ruffalo). Profesjonalny uwodziciel, ze swoimi trickami i bezczelnością, a także obietnicą wspólnego wyjazdu do Lizbony, jest tak pełen barw w porównaniu z nieśmiałym naukowcem Maxem McCandlesem, z którym Bella spędziła długie miesiące i jest zaręczona. 

Wychowanie w klatce stworzonej przez naukowca to miecz obusieczny. Bella jest całkowicie pozbawiona doświadczeń, wiedzy o społecznych normach, kształcie norm relacji międzyludzkich itp., lecz to, zamiast czynić z niej owieczkę prowadzoną na rzeź, tak naprawdę daje jej siłę. Protagonistka wychowana w kulturze stawiającej eksperymentalną metodę naukową ponad wszystko, a także odrzucającej sam koncept uprzedzeń i etyki w parawiktoriańskiej rzeczywistości jako jedyna istota prawdziwie może się wyzwolić z patriarchalnych okowów. W psychologii często mówi się o tym, że to nie tyle inni ludzie nas krzywdzą, co my sami to robimy. Wyobrażenia, doświadczenia oraz osobiste uleganie łatce ofiary lub zbawicielki pcha do trwania toksycznych relacji. Nawet gdy Diana w Spencer Pablo Larraina teoretycznie pragnęła buntu, to jej arystokratyczne wychowanie i wkodowane w nią normy nie pozwalały przybrać mu formy innej niż autodestrukcyjna lub infantylna. Prezentowane przez Belle i nałożone na nią przez Boga podejście do całej otaczającej rzeczywistości jako do wielkiego pola potencjalnych eksperymentów czyni z niej prawdziwie wolny elektron. 

Tytułowymi Biednymi istotami nie są zatem ani owoce szalonych eksperymentów Boga, ani też on, sam okaleczony przez własnego ojca, a my wszyscy. Istoty ludzkie zniewolone społecznymi nakazami, zakazami i oczekiwaniami. Czy to beneficjenci patriarchatu niezdolni do odrzucenia własnej dominacji i uprzedzeń, czy burdelmama, której własna feministyczna rewolucja przemieniła w skorupę własnego ja, czy w końcu młody bogacz-cynik, który za tą maską wyniosłości chowa chłopca przygniecionego złem świata. Być może krytyk filmowy, który oburzy się na to, że czemu tu jest tyle seksu i nagości, bo przeczytał na twitterze że tak się powinno, albo jakiś widz, któremu naprawdę nie spodobają się Biedne istoty, ale ze względu na pozytywne recenzje – takie jak ta – będzie czuł przymus chwalenia i wystawienia przyzwoitego „7/10”. A koniec końców sami jesteśmy własnymi sterami, żeglarzami i okrętami i każde ugięcie się wobec wymogów, sugestii i oczekiwań wewnętrznych jest największą porażką jakiej możemy doznać.

Biedne istoty stanowią wyjątkowo przewrotne i brutalne coming of age, nie znajdziemy tu półsłówek, półśrodków i niedopowiedzeń. Nic, co ludzkie, nie jest człowiekowi obce i jako takie nie może być wygumkowane z przeżyć jednostki, bo ta wtedy nie stanie się pełna. Chociaż w anglosaskiej krytyce film został już ometkowany jako horny movie, cokolwiek to znaczy, a recenzenci zza oceanu prześcigają się w podnoszeniu wątpliwości moralnych co do tego, czy ludzie w filmie mogą uprawiać seks (podobne purytańskie oburzenie wzbudzają chociażby Przejścia Iry Sachsa), to właśnie taka recepcja świadczy o konieczności powrotu do twórczej wolności. Biedne istoty to po prostu movie, ruchomy obraz, w którym w dynamicznie zmontowany sposób pokazywane są pragnienia, fantazje i ciekawość, czy to seksem, czy używkami, czy tajemnicami działania ludzkich narządów tudzież życiem innych jednostek. 

Lanthimos wspólnie ze swoim scenarzystą Tonym McNamarą (Faworyta, Cruella), a także ekipą techniczną, na czele z wybitnym operatorem Robbiem Ryanem, za wszelką cenę chcieli uniknąć realistycznego przedstawienia świata. Nie chodzi tu tylko o technologię rodem z fantastyki (silne skojarzenia z twórczością China Miéville’a i serią gier Bioshock), ale przede wszystkim o generalne przedstawienie świata. Brechtiańsko, niczym w wybitnej Annette, zdaje się on zadawać pytanie: „But where’s the stage?” you wonder. „Is it outside? „Or is it within? Outside? Within?”. Z arcydziełem Leosa Caraxa i duetu Sparks [NASZA RECENZJA] kojarzy się także bardzo jaskrawa, wysokokontrastująca paleta barw – otwierająca scena samobójstwa utrzymana jest w tonacji brutalnych błękitów Let’s Waltz in the Storm z tej samej filmowej opery. By podkreślić ekranowość prezentowanej wizji często obraz zostaje ograniczony do widoku w kole wyciętym na czarnej planszy, podobnie jak chociażby w Lucyferze Gusta Van den Berghe. Z kolei całość zdjęć w filmie nakręcono w bardzo intrygujący sposób – z zastosowaniem szerokokątnych obiektywów oraz następnym zwężeniem obrazu do formatu 4:3, co podkreśla dziwność i nierealność obserwowanej rzeczywistości, działa podobnie do smukłych budowli i ostrych cieni w niemieckim kinie ekspresjonistycznym. 

Prawdziwa moc zdolna do wyzwalania mózgów, ludzi i emocji zdaje się kryć, wedle wykładni Biednych istot tylko w trzech, z jednej strony przeciwległych, a z drugiej tak uzupełniających się sferach ludzkości: nauce, kulturze i polityce. Z nauki Bella zdobywa najpierw życie, a potem poznawczy aparat konieczny do zrozumienia świata. Z kultury – a dokładnie fado pięknie śpiewanego przez Carminho – poczucie piękna, ale i smutku oraz innych emocji. W końcu z polityki, dzięki ulotkom i spotkaniom paryskich socjalistów, Bella może połączyć swoją wiedzę i duszę, by w realny sposób zmienić świat na lepsze, a nie tylko być beneficjentką otrzymanego majątku i pozycji. Wszystko, co nie jest ani naukowe, ani artystyczne, ani polityczne, stanowi nic nie warty rozpraszacz służący tylko powielaniu zniewolenia i benefitów uprzywilejowanych.

Powalająca obsada – poza wspomnianymi już po raz kolejny w małej roli zachwyca Hanna Schygulla – wyróżniające się zdjęcia i scenografia, nadanie głosu kostiumom (suknie Emmy Stone zmieniają się wraz z dojrzewaniem Belli), a w końcu silny i spójny społeczno-polityczny komentarz połączony z olbrzymią dawką humoru. Niektórzy zarzucają, że wygrana Biednych istot w Wenecji to kolejny triumf kina popularnego. Że artyzm ustępuje znów miejsca komercji. Jeśli tak ma być, to ja tylko więcej poproszę takiej komercji, kreatywnej wizualnie, ostrej i nie gryzącej się w język. W erze Barbie bądźmy Bellą. W erze Kenów miejmy mózg i wiedzmy, że tylko my sami odpowiadamy za własne czyny, myśli, uczucia, działania i zachowania. W erze blockbusterów robiących PR firmie zabawkarskiej – oglądajmy Biedne istoty.

Marcin Prymas
Marcin Prymas

Biedne istoty

Tytuł oryginalny:
Poor things

Rok: 2023

Kraj produkcji: WB / Irlandia

Reżyseria: Jorgos Lanthimos

Występują: Emma Stone, Willem Dafoe, Mark Ruffalo i inni

Dystrybucja: Disney

Ocena: 4,5/5

4,5/5