Kobieta w podróży – analiza filmu „Bez dachu i praw”

Pierwsze ujęcie filmu „Bez dachu i praw” Agnès Vardy (1985) wygląda trochę jak wycinek krajobrazu z obrazów XV-wiecznych artystów Italii - Piero della Franceski chociażby. Dzieje się tak ze względu na staranną kompozycję kadru, ale chyba przede wszystkim za sprawą wzgórza z dwoma cyprysami, widocznego w oddali, przy prawej krawędzi ekranu. W sztuce malarskiej taki element kojarzyć się może tylko z jednym: kurhanem, grobem, śmiercią. I rzeczywiście: film rozpoczyna obraz śmierci.

Przypadkowy mężczyzna zbierający suche gałęzie znajduje w rowie martwą dziewczynę. Jak się zaraz okazuje, to Mona Bergeron, główna bohaterka rozpoczynającej się opowieści (znakomita, nagrodzona Cezarem Sandrine Bonnaire). Gdy po raz pierwszy widzimy ją żywą, wyłania się z morza, zupełnie naga, jak Wenus Botticellego, innego XV-wiecznego malarza z Toskanii. Jak Wenus przy narodzinach w morskich wodach, również Mona wydaje się być czysta i niewinna. Przez cały seans będziemy świadkiem jej włóczęg i peregrynacji, drogi od tych „narodzin” w falach morza po śmierć przy „kurhanie” z cyprysami, a jednak pozostanie ona postacią enigmatyczną, nawet jeśli lepiej poznamy jej charakter. A raczej charakterek! Wałęsa się bez celu, zdana na łaskę i niełaskę spotykanych przypadkowo ludzi. Co gorsza, nikomu za pomoc nie dziękuje. Jakby wszystko się jej po prostu należało. Bezczelna! Za nic ma prawa ludzkie i państwowe. I sama decyduje o swoim życiu, o tym gdzie pozostanie na dłużej, kiedy odejdzie w siną dal. O, tak – bezczelna!

Tylko jeden raz będzie inaczej i zostanie zmuszona do odejścia. Sytuacja tym bardziej bolesna, że wymaga opuszczenia jedynego człowieka, z którym nawiąże głębszą więź i którego obdarzy uczuciem. Jest nim Assoun, pewien marokański robotnik. Dopóki pozostaje on sam w winnicy, nic nie stoi na przeszkodzie, by Mona żyła z nim pod jednym dachem. Gdy pojawiają się jednak pozostali pracownicy, nie w smak im, że mają mieszkać z obcą, młodą kobietą.

Zarówno Assoun, jak i niemal wszyscy spotkani po drodze, to autentyczne osoby, którym nie zmieniono nawet imion i nazwisk. Zbliża to film Vardy do dokumentu, a raczej sprawia, że staje się on swoistą hybrydą fikcji i faktów. Jego realizacja była zresztą poprzedzona wieloma miesiącami przygotowań w terenie. Reżyserka wybrała się w podróż, poznając bezdomnych kloszardów i włóczęgów oraz mieszkańców Oksytanii, na południu Francji, gdzie planowała kręcić (tam znajdował się ów pagórek z cyprysami, będący notabene pierwszą inspiracją dla powstania filmu). Poznanych wówczas ludzi postanowiła umieścić w historii bohaterki, o której chciała opowiedzieć. Sama Mona ma zresztą swój odpowiednik w rzeczywistości. Jej postać zainspirowana została pochodzącą z Algierii bezdomną dziewczyną o imieniu Setina, pojawiającą się tu w epizodycznej roli. W dziele Vardy ukazane zostają nie tylko autentyczne osoby, ale również problemy, z jakimi boryka się południowa Francja, a które poruszyły reżyserkę, jak chociażby sprawa zarazy dotykającej drzew.

bez dachu i praw

Paradokumentalny charakter obrazu zostaje ujęty w precyzyjną konstrukcję opartą na dwunastu tzw. „travellingach”, czyli długich ujęciach kamery, która przesuwa się od jednego obiektu do drugiego, mijając po drodze, jakby od niechcenia, maszerującą Monę – ukazaną z dystansu i tylko przez chwilę. Dzięki temu zabiegowi autorka przypomina nam, że jesteśmy postawieni jako świadkowie, obserwujący z zewnątrz tylko pewien wycinek rzeczywistości, fragment podróży. Ujęcia te są tak zbudowane, że podążają od jednego elementu krajobrazu do kolejnego, a ostatni kadr zawsze koresponduje z pierwszym kadrem kolejnego „travellingu”. Jest to zabieg bardzo subtelny, nienarzucający się, a jednak sprawiający, że odczuwamy pewną ciągłość podróży. Nie bez znaczenia jest również fakt, że kamera porusza się w tych ujęciach od prawej do lewej, co – zgodnie z psychologią percepcji Rudolfa Arnheima – podkreśla trud i wysiłek, jako że jest to ruch przeciwny do tego, w którym pisze się i czyta w językach świata zachodniego.

Wyjątkowość tych ujęć podkreślona jest również przez to, że tylko wtedy pojawia się w filmie muzyka (poza napisami początkowymi i końcowymi). To dwanaście absolutnie wyjątkowych utworów, które stanowią wariację na jeden temat, a napisane zostały przez polską kompozytorkę współczesnej muzyki poważnej, Joannę Bruzdowicz (stanie się ona odtąd stałą współpracowniczką Vardy).

Długie ujęcia są nie tylko ramą konstrukcyjną filmu, ale mogą zostać uznane za jego swoiste podsumowanie. „Bez dachu i praw” to przecież historia podróży pewnej kobiety. Kobiety idącej samej przez świat. Kobiety pragnącej wolności i przekonującej się na własnej skórze ile taka wolność kosztuje. Kobiety zdecydowanej i odważnej, gotowej tę cenę zapłacić.

Jako widzowie jesteśmy świadkami zaledwie fragmentu owej wędrówki, ale staje się ona poniekąd figurą podróży, jaką jest ludzkie życie: od narodzin w czystości do śmierci w brudzie. Śmierci, która może być nieledwie przypadkowa, głupia, bezcelowa, nieheroiczna. Nie znaczy to jednak, że ta wędrówka jest bez sensu. Ile się przecież dzieje po drodze! Doświadczyć w niej możemy chwil udręki, ale i szczęścia, bólu i radości. I chociaż większość spotkań z ludźmi jest tak naprawdę tylko „na chwilę”, być może niektórzy zapamiętają to „przejście”. A nawet jeśli nie, to było ono moje, własne. I może chociaż przez chwilę wolne? „Ci, którzy żyją w świecie ludzkich istot, mogą tylko odtwarzać kroki innych” – napisała Nathalie Sarraute, pisarka, która zrewolucjonizowała francuską literaturę. To właśnie jej Agnès Varda zadedykowała swój film.

PS
Informacje na temat kulis powstawania filmu zaczerpnięto z wywiadów z twórcami zamieszczonych w dodatkach do wydania filmu w kolekcji Criterion.

Paweł Tesznar (Snoopy)
Paweł Tesznar
bez dachu i praw

Bez dachu i praw

Tytuł oryginalny: „Sans toit ni loi”

Rok: 1985

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Francja / Wielka Brytania

Reżyser: Agnès Varda

Występują: Sandrine Bonnaire, Stephane Freiss, Yolande Morea i inni