Co zobaczymy w Asian Cinerama? – Pięć Smaków 2023

Sekcja Asian Cinerama wraz z konkursem Nowe Kino Azji stanowi niezmienny trzon Festiwalu Filmowego Pięć Smaków. Ruchome są, co naturalne, retrospektywy, sekcje tematyczne (w tym roku Kobiece oblicza Hongkongu) czy cykle Focus, przybliżające kinematografie konkretnych krajów. Osobom niezaznajomionym z odbywającą się już po raz siedemnasty imprezą przypominam, że ten segment programu skupia w sobie produkcje o najbardziej komercyjnym charakterze, pokochane przez publiczność w swoich krajach.

Różnorodność

 

Między innymi to wyjątkowo proste kryterium kinowej popularności sprawia, że sekcja jak co roku może poszczycić się niebagatelną różnorodnością. Dotyczy ona w zasadzie każdego z aspektów, na jakie zazwyczaj w kinie zwracamy uwagę. Siedem wyselekcjonowanych filmów stanowi reprezentację kinematografii pięciu krajów: Japonii (aż trzy produkcje), Chin, Filipin, Indonezji i Korei Południowej. Odpowiadają za nie twórcy, o zróżnicowanej pozycji w światowej kinematografii. Co ciekawe, jako dwie skrajności możemy odebrać obydwa „rzeczne” tytuły: Stworzoną przez niepodważalną legendę chińskiego kina – Zhanga Yimou Rzekę szkarłatu oraz Nad rzeką bez końca 35-letniego Junty Yamaguchi’ego, dla którego jest to dopiero drugi film pełnometrażowy. 

Wiele wskazuje na to, że pod względem budżetu również te dwie pozycje mogą stanowić przykłady dwóch biegunów Cineramy. Zhang od wielu lat może cieszyć się wsparciem władz Chińskiej Republiki Ludowej, pozwalającej mu tworzyć swoje dzieła korzystając z olbrzymich środków pieniężnych, co przekłada się na niezwykle widowiskowe obrazy, korzystające z setek statystów, znakomitych efektów specjalnych oraz pieczołowicie wykonanej scenografii. W dorobku autora z ostatnich lat znajdują się nawet produkcje, do których udało się zaangażować hollywoodzkie gwiazdy, takie jak Christian Bale (Kwiaty wojny) czy Matt Damon (Wielki Mur), co należy traktować jako pokaz siły ze strony olbrzymiego i doskonale rozwiniętego chińskiego przemysłu filmowego. Yamaguchi zyskał natomiast popularność, jako autor kina niezależnego, tworzonego poza japońskim głównym nurtem. 

Warto wspomnieć również o zróżnicowaniu gatunkowym, zapewnionym przez selekcjonerów sekcji. W repertuarze widzimy wszak jeden klasyczny horror, kilka słodko-gorzkich komediodramatów, niezależną komedię science-fiction, odważny thriller erotyczny, wypełniony akcją kryminał oraz wysokobudżetowy dramat historyczny. W tak szerokim spektrum łatwo można się pogubić, dlatego postaram się przybliżyć wam wybrane pozycje.

Yudo: Droga kąpieli

Istota wody

 

Idąc nieco pod prąd wcześniej postawionej tezy, wspomnę tu o filmach niezwykle zbliżonych do siebie stylistycznie i tematycznie. Zarówno Fale Naoko Ogigami, jak i Yudo: Droga kąpieli w reżyserii Masayukiego Suzuki to pełne ciepła i humoru komediodramaty, których wspólny mianownik stanowi pewnego rodzaju kult wody. W przypadku autorki prezentowanego podczas zeszłorocznej edycji w ramach sekcji Japan feel-good Kota do wynajęcia. Troskliwe spojrzenie na bohaterów mierzących się z niedogodnościami otaczającego ich świata stało się już jej znakiem rozpoznawczym. W najnowszym projekcie doskonale znana pięciosmakowej publiczności reżyserka przedstawia historię Yoriko, dojrzałej kobiety, od której wyprowadził się zarówno mąż, jak i dorosły już syn. Bohaterka, być może właśnie z potrzeby przełamania codziennej samotności, dołączyła do grupy fanatyków pewnej marki wody mineralnej, o rzekomych leczniczych właściwościach, przypominającą w swojej strukturze i zachowaniach typową organizację żyjącą z marketingu wielopoziomowego. Spokojne życie protagonistki zostaje zakłócone przez powrót jej męża, będącego w późnym stadium raka, jak i wizyta syna wraz z narzeczoną. Ogigami wyśmiewa mechanizm działania sekty, jak i naiwną wiarę Yoriko w to, że woda mineralna może zmienić życie jej najbliższych, jednocześnie wciąż zachowując niezbędną dawkę współczucia względem cierpiących bohaterów. 

Nie mniej specyficzną i podejrzaną grupą zdają się wielbiciele publicznych łaźni, portretowani przez Masayukiego Suzuki w Yudo: Droga kąpieli. Obraz ten skupiony jest właśnie na wielbicielach tejże wciąż popularnej w Japonii usługi. Głównymi bohaterami są dwaj bracia prowadzący rodzinną łaźnię przejętą po ojcu, z których jeden zjawia się w przybytku znienacka, modelowo wpisując się w biblijny motyw syna marnotrawnego. Pod wieloma względami Yudo może przypominać dzieło Erica Khoo Ramen: Smak wspomnień [NASZA RECENZJA], stanowiąc opowieść o ratowaniu rodzinnego biznesu, przy zachowaniu bardzo silnego przekonania o misji, jaką w lokalnej społeczności spełniają miejsca takie jak łaźnia czy restauracja oraz ich właściciele. Bijący od bohaterów etos pracy jako odpowiedzialności przed usługobiorcą zdaje się w tych pozycjach zaznaczony nadzwyczaj wyraźnie. Biorąc pod uwagę zarówno stereotypy na temat Japończyków, jak i twarde dane statystyczne, nie da się ukryć, że podejście tej nacji do pracy jest unikalne na skalę światową. Obok rodzinnej historii walki o przetrwanie na bezlitosnym rynku i cichego hołdu dla czynności spokojnej, gorącej kąpieli Suzuki znalazł miejsce na wyśmianie wszystkich traktujących ten rytuał nieco za poważnie lub – co gorsza – podważając zdolność mniej doświadczonych adeptów sztuki kąpieli do wykonywania tej czynności z należytą celebrą. Wyśmiewa ich równie bezpardonowo, co Ogigami wyznawców świętej wody.

Duch

Dawno, dawno temu

Tematyczny pomost można znaleźć również pomiędzy dwoma wypełnionymi akcją widowiskami wpisanymi w tło trawiących kontynent wojen. Mowa tu o wspomnianej już Rzece szkarłatu, osadzonej w XII-wiecznych Chinach podczas panowania dynastii Sung oraz o koreańskim Duchu. Akcja filmu w reżyserii Lee Hae-younga ma miejsce w 1933 roku, kiedy ojczyzna twórcy znajdowała się pod japońską okupacją. Już od pierwszych scen da się odczuć, jak wielkie znaczenie dla twórców ma oddanie (nomen omen) ducha minionych czasów, co przekłada się nie tylko na stroje i scenografię, ale również, a może przede wszystkim, na to, jak wiele uwagi poświęcają oni ówczesnym technologiom. 

 

Rytm stukających maszyn do pisania, telegrafów czy dźwięk przepinania kabli w telefonicznej centrali wystukują rytm pierwszej części filmu niczym ruchy taśmy komputera Turinga w Grze tajemnic Mortena Tylduma. Główny wątek dotyczy prób zdemaskowania „Ducha” – podwójnego agenta japońskiego wywiadu, współpracującego z koreańskimi rebeliantami, dostarczając im informacje o najwyższej klauzuli poufności, więc wyżej wymienione sprzęty mają tu kolosalne znaczenie. Stosunkowo szybko jednak, z dzieła o charakterze stricte szpiegowskiego przechodzimy do kryminału, budzącego skojarzenia z nieśmiertelnymi historiami z Herculesem Poirot w roli głównej, w którym wszyscy podejrzani znajdują się w jednym miejscu, a pod wpływem coraz precyzyjniejszych nacisków prawda musi wyjść na jaw. Nie jest to jedyna zmiana stylu, jaką oferuje nami Lee, gdyż w ostatniej części, gdy wszystkie maski opadają, dochodzi do intensyfikacji akcji i czystej symfonii przemocy, podczas niezwykle efektownej sceny finałowej walki.

 

Dla wszystkich wielbicieli epickich widowisk z doskonale dopracowaną warstwą wizualną oraz(z czego słynie azjatyckie kino) cieszącą oko choreografią scen walk z pewnością te dwa wyżej wymienione tytuły powinny stanowić pozycje obowiązkowe tegorocznego festiwalu. Choć ze względu na szeroką grupę docelową można wierzyć, że obydwie spośród tych propozycji mają potencjał, by dotrzeć do widzów ogólnopolskimi kanałami dystrybucji kinowej lub poprzez któregoś z dostawców treści streamingowej, co w przypadku Ducha zostało już potwierdzone przez Mayfly, które zakupiło prawa do filmu.

I moją matkę też
I moją matkę też

Szok

 

W programie mamy również dwa filmy z południa Azji – drugą część indonezyjskiego horroru Słudzy diabła [NASZA RECENZJA] oraz niezwykle kontrowersyjny filipiński thriller erotyczny I moją matkę też. Propozycje te połączyłem nie tylko ze względu na geograficzne sąsiedztwo, ale również biorąc pod uwagę ich skłonność do szokowania widzów. Oczywiście w przypadku produkcji Joko Anwara efekt zaskoczenia stanowi podstawę gatunku, nie mówimy bowiem o arthousowym horrorze nowej fali, a o prostej gatunkowej zabawie, w której punktem wyjścia jest buszująca w bloku mieszkalnym zjawa, pozostawiająca krwawe żniwo wśród sąsiadów, podczas ulewy odcinającej ich budynek od świata. Jak sugeruje sam tytuł, Słudzy diabła 2: Wspólnota, zarówno osób zainteresowanych rozwikłaniem tajemnicy, jak i potencjalnych ofiar jest o wiele więcej niż w pierwszej części, co może stanowić dla nich pewne oparcie w walce z paranormalnym przeciwnikiem. Wśród licznej obsady najbardziej barwnymi postaciami okazuje się grupka ciekawskich dzieciaków, przywołująca na myśl zadziornych bohaterów kultowego serialu Stranger Things, którym reżyser prawdopodobnie inspirował się, chcąc stworzyć dzieło na miarę Hollywood, stanowiące kolejną część rozbudowanego uniwersum, jakie Indonezyjczyk planuje zbudować wokół swojej serii.

 

Zupełnie innego typu szoku mogą doświadczyć widzowie najnowszej produkcji Juna Roblesa Lany. Filipińczyk tworzy bowiem kino wokół tematów tabu, takich jak kadzirodztwo, grooming czy związki poliamoryczne. Nie ulega wątpliwości, że twórca sam bawi się tymi kontrowersjami, momentami prowadząc narrację tak, by niektóre sceny stawały się jeszcze bardziej szokujące ze względu na niewiedzę widza, na temat rzeczywistego ich kontekstu. Tym samym, szanując efekt zaskoczenia, o który zadbali twórcy, postaram się nie kreślić zbyt dokładnego streszczenia fabuły I moją matkę też. Warto zaznaczyć natomiast, że mamy do czynienia z filmem skierowanym do widowni gotowej na kino bezpruderyjne, zarówno pod kątem stricte obyczajowym, jak i czysto wizualnym. Twórcy nie boją się odważnych scen, ukazujących czynności seksualne w sposób niejednokrotnie ocierający się o pornografię. Czyniąc z portretowania cielesności nie tylko wypełniacz fabuły, ale i ważny element narracji oraz sposób oddania dynamiki relacji między bohaterami. Tak jak czynił to, chociażby Nagisa Ôshima w niezapomnianym Imperium zmysłów, do dziś stanowiącym jeden z najbardziej szokujących projektów z przecięcia się erotyki z arthousem. 

 

Poza przemówieniem do zmysłów widza Juan Robles Lana stara się również zwrócić uwagę na istniejące problemy społeczne. Pokazać, jak niepozornie mogą wyglądać seksualni oprawcy i jakich chwyty mają w zwyczaju używać, by uciec od społecznego ostracyzmu i zewnętrznej interwencji. Na przykładzie bohaterów widzimy też, jak ofiara groomingu jest w stanie zorientować się o swoim rzeczywistym położeniu i roli w związku, dopiero kiedy sama widzi z boku relację o podobnej dynamice.



Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż