Nadzieja umiera ostatnia – recenzja filmu „W nich cała nadzieja” – Octopus Film Festival

Polskie kino gatunkowe od lat zdaje się być zawłaszczone przez taśmowo produkowane komedie romantyczne i skostniałe kryminały. Co prawda twórcy tacy jak np. Bartosz M. Kowalski czy Mateusz Rakowicz w ostatnich latach z różnym skutkiem starają się zmienić ten stan rzeczy, bawiąc się chociażby horrorem i akcyjniakiem, to tereny science-fiction, a zwłaszcza post-apo są nadal nomen omen ziemią jałową. Z tego względu z niecierpliwością, ale też obawą czekałem na premierę filmu W nich cała nadzieja Piotra Biedronia na tegorocznym Octopusie.

Kryzys klimatyczny to temat wokół którego łatwo zbudować postapokaliptyczną narrację, dlatego nie dziwi, że polscy aspirujący filmowcy chętnie podążają tą drogą, do tej pory jednak ograniczając się do krótkich metraży. Oprócz wcześniejszych lekko dydaktycznych produkcji Biedronia, PM 2,5 (2017) i Pięknej roboty (2020), temat podjął niedawno choćby Ivan Krupenikov w trzydziestominutowym Rozkwicie zimowym (2022). Pełny metraż wiąże się jednak z większym wyzwaniem, nie tylko finansowym, ale przede wszystkim scenariuszowym. O ile twórcy filmu W nich cała nadzieja wzorowo wykorzystali przyznany przez PISF mikrobudżet w wysokości miliona złotych, tak nieprzemyślane scenopisarstwo kładzie się cieniem na tę skądinąd ciekawą koncepcyjnie produkcję.

W wyniku cyklu katastrof klimatycznych i w następstwie wyniszczających wojen, Ziemia pustoszeje. Słyszymy to na początku z ust Ewy (Magdalena Wieczorek), być może jedynej ocalałej na całej planecie. Towarzystwa dotrzymuje jej Artur (głos Jacka Belera), robot patrolujący, mający za zadanie chronić dziewczynę. Warto zaznaczyć, że wątek ekologiczny to jedynie kanwa świata przedstawionego i pełni rolę istotnego tła. Oś fabuły budowana jest jednak wokół relacji człowieka ze sztuczną inteligencją. Wymuskane, pięknie oświetlone pustynne kadry tworzą w tym surowym świecie wręcz baśniową atmosferę, co przywodzi na myśl znaną z serii Gwiezdnych Wojen planetę Tatooine albo pixarowego WALL-E (2008), którego zresztą odrobinę przypomina Artur. Na podstawie takich obrazków oraz początkowo żartobliwych wymian zdań między postaciami,  można wywnioskować, że będziemy mieli do czynienia z pokrzepiającą, wręcz ckliwą historią o samotności i odnajdywaniu pokładów człowieczeństwa w maszynie, wzorem Krótkiego spięcia (1986). I tu twórca mocno zaskakuje. Któregoś dnia w wyniku roztargnienia bohaterka nie zapamiętuje nowo zmienionego hasła dostępu do kryjówki, które po powrocie z każdej wyprawy po surowce musi podać robotowi. To wydarzenie całkowicie zmienia optykę ich relacji, która przestaje być oczywista. Reżyser nie sięga też bezpośrednio po utarty schemat zbuntowanej, samoświadomej AI, a stara się pokazać konfrontację bezdusznej logiki z emocjami, co poetycko ujął kiedyś Jean-Luc Godard w Alphaville (1965). Zdesperowana, samotna Ewa, chciałaby widzieć w Arturze osobę, czy nawet partnera, a on pozostaje jedynie maszyną, działającą ściśle według programu.

w nich cała nadzieja

Niestety z realizacją tego świeżego pomysłu bywa już odrobinę gorzej. Przy najszczerszych chęciach, nie do zaakceptowania pozostają absurdalne działania Ewy, czy jej naiwne próby dyplomacji. Ogólnie dialogi to pięta achillesowa filmu. Niektóre aż proszą się o nadanie ciekawszego kontekstu, bo służą wyłącznie ekspozycji poprzez toporne wyjaśnienie widzowi przyczyn sytuacji bohaterów. Nie lepiej jest ze stylizowanymi na język potoczny rozmowami mającymi budować relacje, niby mimochodem poruszając aktualne społeczne problemy. Te kwestie wyraźnie szeleszczą papierem, choć Magdalena Wieczorek dzielnie dwoi się i troi, żeby je uwiarygodnić. Zadziwiające są też momenty, w których dziewczyna mówi na głos o swoich zamiarach, dających się łatwo wywnioskować. Najwyraźniej nikt tu wziął sobie do serca frazy show don’t tell. A szkoda, bo sceny, gdzie reżyser pozwala przemawiać wyłącznie obrazowi i syntezatorowej muzyce Łukasza Pieprzyka robią największe wrażenie. Mimo, że operator Tomasz Wójcik najwyraźniej był mocno zapatrzony w hollywoodzkie wzorce, za kompozycję kadru i wykorzystanie oświetlenia należą się brawa. Na jeszcze większe uznanie zasługuje scenografia autorstwa eksperta w tej dziedzinie, Marka Zawieruchy oraz wykorzystanie praktycznych efektów specjalnych. Śląska hałda w Łaziskach Górnych doskonale imituje świat po zagładzie.

Mimo że W nich cała nadzieja pozostaje nie do końca spełnionym dziełem ja nadal wierzę, że gałąź rodzimego kina postapokaliptycznego zacznie rosnąć i nie będziemy skazani na wieczne wspominane z rozrzewnieniem jedynie arcydzieł Piotra Szulkina. Film Biedronia stanowi krok w dobrą stronę. Klucz to znaleźć naprawdę zdolnych scenarzystów

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
W NICH CAŁA NADZIEJA plakat

W nich cała nadzieja

Rok: 2023

Kraj produkcji: Polska

Reżyseria: Piotr Biedroń

Występują: Magdalena Wieczorek, Jacek Beler

Dystrybucja: Galapagos Films

Ocena: 3/5

3/5