Sumy-terminatory – recenzja filmu „Spirala” – WFF

Konkurs debiutów i drugich dzieł Warszawskiego Festiwalu Filmowego to szczególnie ryzykowna sekcja. Początkujący twórcy miewają czasem predylekcję do wykładania swoich racji zbyt topornie albo wręcz przeciwnie, szukania eksperymentu lub dociskania pedału gazu i popadania w ekstremę. Innym przypadkiem jest jednak Spirala, debiut Cecílii Felméri. Młoda reżyserka pochodzenia węgierskiego urodzona w Kluż-Napoka w sercu rumuńskiej Transylwanii, dawniej należącej do państwa madziarskiego. To zresztą jej powrót do Polski, w 2008 roku na WFF pokazywała swój pierwszy krótki metraż Kakukk, a trzy lata później została wyróżniona za Végtelen percek na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Krótkometrażowych ŻUBROFFKA w Białymstoku. Od razu zdradzę, że to powrót naprawdę udany.

Spirala dzieje się gdzieś na węgierskiej prowincji. Uciekli tu z miasta jakiś czas temu Bence (rumuński gwiazdor Bogdan Dumitrche: Pozycja dziecka, Sieranevada) i Janka (Diána Magdolna Kiss, która wystąpiła też w Post Mortem z tegorocznego programu WFF). Oboje uczyli kiedyś w szkole biologii, ale teraz poświęcają się zupełnie innej profesji. Ojciec mężczyzny zostawił mu stary dom wraz stawem rybnym i kilkoma altanami pod wynajem dla wędkarzy. Sam zniknął bez śladu czy utonął – jego syn nie wie, a może nie chce po prostu zdradzić partnerce. W każdym razie, wspólnymi siłami para bohaterów podejmuje wyzwanie, aby doprowadzić to miejsce do stanu z czasów świetności. Hodowla karpi, karasi i szczupaków nie idzie jednak tak dobrze jak założyli, więc starają się o dopłatę od Unii Europejskiej.

Finansowe bolączki to jednak nie wszystkie kłopoty. Wieloletnia relacja wciąż pozostaje niesformalizowana, czemu dziwi się ciotka Bencego, Magda. Co gorsza powoli na idealnym obrazie ich związku pojawiają się kolejne rysy. On wydaje się szczęśliwy na tym odludziu, mógłby tak żyć całe dziesięciolecia, zestarzeć się tutaj. Ma przecież swoją ukochaną, codzienny trud przy utrzymaniu hodowli i kontakt z przyrodą. Mieszka w podobnym mikroklimacie i wyznaje zbliżone wartości jak protagonista trylogii gzowskiej Andrzeja Kondratiuka (Cztery pory roku, Wrzeciono czasu, Słoneczny zegar). Prosta chata, brak luksusów, ale w zamian święty spokój. Janka jednak zaczyna wspominać o powrocie do pracy i porzuceniu tej dziury. Częściej niż w taflę stawu zagląda w ekran komórki, wiecznie narzekając, że nie ma zasięgu.

Kryzys w związku naszej pary zostaje zasygnalizowany już przez obumierające z niewyjaśnionych powodów ryby. Natura daje im jasny sygnał, że coś jest nie tak. Prawdziwe kłopoty zaczynają się jednak, gdy Bence – najwyraźniej żądny większego zysku – do stawu wpuszcza sumy-terminatory. Jak mówi mu znajomy, są one żarłoczne niczym piranie. Tu ichtiologiczna ciekawostka: sumy jako drapieżniki rzeczywiście mogą konsumować ryby, żaby, a nawet gryzonie czy ptaki, a dorosłe osobniki osiągają ponad 100 kilogramów wagi i 2,5 metra długości. Pojawienie się nowych lokatorów zaprząta głowę Bencego do tego stopnia, że przestaje zauważać potrzeby swojej wybranki. Splot zdarzeń doprowadza do tragedii, która na zawsze odmieni ich życie. Mroczny sekret może jednak wyjść zaraz na jaw, bo do ich siedliska niebawem w sprawie unijnej dopłaty ma przybyć urzędniczka Nóra (pochodząca ze Słowacji, choć robiąca karierę na Węgrzech Alexandra Borbély: Dusza i ciało).

spirala - Szödliget
Szödliget, gdzie kręcono „Spiralę”

Lokacja, jaką Felméri (i jej ekipa) wybrała do nakręcenia Spirali, jest doprawdy zachwycająca. Staw rybny w Szödliget, 30 km od Budapesztu, położony pośród drzew. Urocze chatynki dla wędkarzy, słodkie mostki łączące wyspy. Zresztą na malowniczości i fotogeniczności tego miejsca nie kończy się jego rola. Wnosi do filmu także bonus audialny: kumkające żaby, hałasujące ptactwo, szumiąca woda. Specyficzny nastrój tego zakątka wyrwanego z zabieganego świata, żyjącego w zgodzie z rytmem natury, udziela się zresztą widzom. Zdjęcia trwały co prawda 28 dni, ale reżyserce zależało na tym, aby w swoim debiucie ukazać wszystkie cztery pory roku, co się udało. W ten sposób Węgierka chciała podkreślić cykliczność życia. Przy okazji udało się nawiązać, choć nieintencjonalnie, do szanowanego przez nią – co wiem z sesji Q&A – Kim Ki-duka i jego arcydzieła Wiosna, lato, jesień, zima… i wiosna.

Spirala ma w sobie coś więcej niż tylko momenty kontemplacji przyrody. Nie zapominajmy, że akapit wyżej awizowałem okropieństwa, jakie wkroczą znienacka do sielankowego życia Bencego i Janki. O dojrzałości debiutantki niech świadczy, że kryminalne motywy żywcem wzięte z hitchcockowskiego imaginarium przekuwa w wysokiej próby kino psychologiczne. Felméri utrzymuje naszą uwagę blisko ziemi, skupia się na detalach, nastrojach bohaterów (aktorzy naprawdę dają radę). Nie poddaje się pokusie, by zamienić swój film w tanią sensację, czy nawet ekstrawagancji, by doprawić całość nutą perwersyjnego napięcia rodem z kina swego koreańskiego idola. Obecna tu klaustrofobia i gęstość nie ma znamion stylizacji gatunkowej. Zostawia przede wszystkim sporo miejsca do interpretacji odbiorcom. To od nas zależy, czy sumy-terminatory potraktujemy jako metaforę obumierającego związku, czy może jako krwiożercze monstra polujące na ludzi.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
spirala plakat

Spirala

Tytuł oryginalny: „Spirál”

Rok: 2020

Gatunek: dramat

Kraj produkcji: Rumunia, Węgry

Reżyseria: Cecília Felméri

Występują: Bogdan Dumitrche, Alexandra Borbély, Diána Magdolna Kiss i inni

Ocena: 3,5/5