„Ty, ja ani nikt inny nie bije tak mocno, jak życie”. Zdanie to padło niegdyś z ust najbardziej ikonicznego filmowego boksera – Rocky’ego i właśnie nim można najkrócej streścić to, co ma nam do przekazania Pa. Ranjith w swoim najnowszym dziele prezentowanym w sekcji Focus: Indie podczas festiwalu Pięć Smaków – Sercu Sarpatty.
Selekcjonerzy tegorocznego święta kina azjatyckiego w ramach sekcji otworzyli się na to, by pokazać nam coś więcej niż produkty bollywoodzkiej Fabryki Snów. Nakręcony z rozmachem dramat sportowy Serce Sarpatty został więc dumnym reprezentantem Kollywood, czyli indyjskiego kina tworzonego w języku tamilskim, w znaczącej większości na terenie Ćennaj – stolicy stanu Tamilnadu. Trzeba jednak przyznać, że sprowadzanie tego dzieła do roli filmu o boksie jest sporym uproszczeniem, gdyż Ranjith zmieścił tu naprawdę wiele innych treści, wliczając w to elementy kina gangsterskiego, historyczny zarys politycznych przemian lat siedemdziesiątych czy wątki toksycznej miłości, a nawet (jakże utożsamiane z kinem Indii) wesołe sceny wokalno-taneczne.
Głównym bohaterem jest Kabilan (w tej roli Arya); chociaż w otwierającej, niemal półgodzinnej sekwencji lokalnej gali bokserskiej pojawia się jedynie w roli widza, w jego rękach będzie miał spocząć los sportowego klanu Sarpattów. Przyjdzie mu walczyć o niezwykle wysoką stawkę, bowiem klan od lat nie wygrał tych zawodów, umożliwiając Vembuliemu (John Kokken), pięściarzowi wrogiego klanu, nieprzerwane dzierżenie mistrzowskiego pasa. Właśnie po tym meczu mistrz wraz ze swoim sztabem wchodzi w pyskówkę z Ranganem – trenerem Sarpattów. Spięcie kończy się przysięgą, że jeśli ten nie przygotuje zawodnika gotowego, by pokonać obecnego czempiona, cały jego zespół odejdzie w cień i nie wystartuje już w zawodach na ringu w Madrasie.
Gdy kurz po batalii opada, nauczyciel zdaje sobie sprawę, że stoi na przegranej pozycji. Vambuli pokazał już, że jest w stanie zdominować każdego z jego podopiecznych, a jedyną nadzieją byłoby odnalezienie kogoś zupełnie świeżego, posiadającego niesamowitą smykałkę do walki i przygotowanie go do mistrzowskiego pojedynku w raptem kilka miesięcy. Taką osobą może być właśnie Kabilan – syn znakomitego pięściarza. Na przeszkodzie stoi jednak jego matka, przekonana o tym, że jeśli chłopak pójdzie w ślady ojca, może tak jak on wplątać się w gangsterskie interesy, a co za tym idzie również zginąć przedwcześnie. Mężczyzna stawia jednak na swoim, by bronić honoru rodu Sarpattów, stanowiącego dla bohaterów absolutnie nadrzędną wartość
Kariera bokserska Kabilana rozpoczyna się pasmem sukcesów, a sam chłopak, do tej pory skromny pracownik portu, zaczyna zupełnie nowe życie. Oczywiście poziom zawodów, na jakich występuje, wciąż dobitnie sugeruje, że mamy do czynienia z czysto amatorskimi galami, w których nagrody stanowią jedynie skromny dodatek, ale właśnie tymi widowiskami żyje cała okolica, a utalentowany zawodnik szybko staje się lokalnym celebrytą. Jego idealny świat pęka jednak jak mydlana bańka, w momencie kiedy (podczas arcyważnej dla samego zawodnika gali) dochodzi do zamieszek, będących pokłosiem politycznych decyzji Indiry Gandhi. W nowej rzeczywistości jak fatum wracają słowa przestrogi matki, a znany z mocnej pięści Kabilan odnajduje swoje miejsce w szeregach organizacji przestępczej, wciąż licząc na to, że nie powiedział ostatniego słowa na ringu.
Tamilski twórca bez cienia wątpliwości czerpał inspirację właśnie ze wspomnianej już sagi z Sylvestrem Stallonem, tworząc obraz pokazujący etos walki na pięści z typowo hollywoodzkiej perspektywy, gloryfikującej honor, wolę walki i ciężką pracę pozwalającą skazywanemu na porażkę pięściarzowi pokonać utytułowanego rywala. Z drugiej strony w swoim niemal trzygodzinnym dziele twórca znajduje również miejsce na pokazanie bolesnego upadku, przypominającego inny amerykański klasyk – Wściekłego byka. Trzeba jednak przyznać, że Ranjithowi do Scorsesego brakuje jeszcze naprawdę wiele.
Serce Sarpatty to niezwykle ambitne przedsięwzięcie, docelowo mające przybrać postać monumentalnego, wielokontekstowego dzieła. W rezultacie jednak jedyną płaszczyzną, na której film w stu procentach się sprawdza, jest właśnie dramat sportowy, chociaż i tu można mieć wiele zastrzeżeń do choreografii walk, w której bokserzy zdają się nie wiedzieć, czym jest garda, przyjmując na twarz setki ciosów w ciągu dwunastorundowej walki. Wątek polityczny ma olbrzymie znaczenie dla fabuły, jednak mimo pokaźnego metrażu całej produkcji postanowiono zamknąć go w paru minutach, niewiele lepiej jest z historią toksycznych relacji rodzinnych między Kabilanem i jego żoną. Fragment gangstersko-sensacyjny zaś dostał wystarczająco dużo czasu ekranowego, jednak wciąż zdaje się być raczej niesprawnie poszatkowaną mieszaniną niż historią równie spójną, co bokserska droga bohatera.
Bez cienia wątpliwości Serce Sarpatty to pełne akcji kino rozrywkowe, które pozwala na niemal trzy godziny zatracić się w świecie półamatorskiego boksu sprzed pół wieku, przypominając sobie o ludowych korzeniach tego sportu. Od tego projektu bije jednak aura niespełnionych aspiracji, o czym nie byłoby mowy, gdyby twórcy od początku postawili wyłącznie na sprawne kino gatunkowe.
Serce Sarpatty
Tytuł oryginalny: Sarpatta Parambarai
Rok: 2021
Kraj produkcji: Indie
Reżyseria: Pa. Ranjith
Występują: Arya, John Kokken, Pasupathy inni
Ocena: 3/5