Nie taki diabeł straszny, jak go malują – przemyślenia o kinie grozy Dalekiego Wschodu – Pięć Smaków 2023

Jest początek roku 1998 w kinach, a kilka lat później w dystrybucji, na kasetach VHS pojawia się film w reżyserii Hideo Nakaty, wtedy jeszcze szerzej nieznanego polskiej publiczności twórcy. Kraj produkcji również traktowano jako co najmniej osobliwy. Tymczasem postać upiornej Sadako stała się ikoną popkultury i doczekała się nie tylko wielu opracowań, ale również parodii, a współcześnie The Ring – Krąg zaliczany jest do klasyków kina grozy. Myślę, że nie będzie dużym nadużyciem stwierdzenie, że film ten dla wielu zachodnich odbiorców stanowił pierwszy kontakt z kinem azjatyckim i stał się motywacją do dalszej eksploatacji kinematografii z krajów Dalekiego Wschodu.

J-horror stał się bardzo popularnym podgatunkiem kina grozy z początkiem XXI wieku. Japoński horror koncertuje się na psychologii bohaterów oraz budowaniu napięcia, a jedną z popularniejszych jego odmian jest ghost story. Twórcy czerpią garściami z kultury, folkloru oraz religii, stąd interpretacja filmów przez obcokrajowców bywa trudna, a wręcz czasem obrazy te wywołują u widza rozbawienie zamiast oczekiwanego strachu. W ramach przykładu: choć w kulturze europejskiej również występuje motyw czarnego kota, to tak zwany bakeneko, czyli kot-duch, wzbudzi w nas więcej sympatii niż lęku.

Japońskie kino grozy miesza w sobie wiele innych gatunków, tworząc przez to odłamy horroru, przykładowo horror opierający się na elementach  pinku eiga (filmy erotyczne, w których dominuje przemoc) czy body horror z kultową serią Shinyi Tsukamoto o Tetsuo. W nurcie ghost story mocno rozwija się natomiast kinematografia koreańska, co skutkuje wyodrębnieniem wariantów  takich jak psychologiczna lub szkolna ghost story. Produkcje z tych oraz pozostałych krajów Dalekiego Wschodu stały się ostatnimi czasy popularne nie tylko na festiwalach filmowych, ale również wśród masowych odbiorców. Z tych też względów w tekście chciałabym przybliżyć kinematografie krajów mniej popularnych, choć tak samo interesujących, których to dzieła będziemy mieli okazję oglądać podczas 17. edycji Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków.

„Tetsuo: Człowiek z żelaza" (1989)

Biorąc pod uwagę uwarunkowania historyczno-polityczne, kinematografia indonezyjska rozwijała się powoli i dopiero pod koniec lat 90. możemy mówić o rozkwicie filmowym na tym terytorium, również w gatunku horrorów. Przed tym okresem w Indonezji dominował nurt exploitation, czyli produkcje wypełnione kiczem, przemocą, seksem czy okrucieństwem realizowane przez początkujących artystów o niskich możliwościach budżetowych. Za przykład może posłużyć film Primitif (1978) w reżyserii Sisworo Gautamy Putry, ukazujący historię studentów antropologii, którzy podczas poszukiwań prymitywnych plemion natrafiają na kanibali.

Wraz z początkiem nowego tysiąclecia można zauważyć znaczący rozwój indonezyjskiego kina, które zaczęło być dostrzegane na najważniejszych festiwalach filmowych. Produkcje znacząco poprawiły się pod kątem technicznym, co wiązało się również z postępem cyfrowym, natomiast fabularnie inspirowały się popularnymi azjatyckimi filmami takimi jak: The Ring – Krąg czy Shutter – Widmo. We współczesnych filmach grozy zaczęła dominować odmiana ghost story, przy czym twórcy do dziś inspirują się w niej folklorem, nawiązując do ludowych wierzeń. Kino grozy traktowane jest w pierwszej kolejności jako źródło rozrywki, natomiast wyróżnić można kilka wyjątków od tej zasady.

Jednym z utalentowanych twórców nowego pokolenia jest Joko Anwar, którego twórczość polska publiczność może poznawać między innymi dzięki pokazom w ramach festiwalu Pięć Smaków. Anwar, pod kątem gatunkowym, jest bardzo wszechstronnym twórcą. Zadebiutował on przebojową komedią Obietnica Joni’ego (2005). Jednak to nakręcony w konwencji noir Martwy czas: Kala (2007) stał się komercyjnym sukcesem i otworzył przed reżyserem drogę na rynki międzynarodowe. Podobnie jak jego późniejszy film, Zakazane drzwi (2009), obie produkcje wyróżniał niebywały styl twórcy, splatającego w swoich fabułach elementy horroru, thrillera i kryminału. Co więcej, niektórzy krytycy porównywali drugi z wymienionych filmów do Blue Velvet Davida Lyncha nie tylko z uwagi na historię, ale także sposób realizacji. Joko Anwar w jednym z wywiadów wspomniał, że produkcja horroru w Indonezji od lat stanowiła sposób na obejście cenzury. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie można było otwarcie krytykować władzy, a więc twórcy uczynili demony i potwory metaforą rządu.

W 2017 roku Joko Anwar zaprezentował publiczności Sługów diabła [NASZA RECENZJA], remake kultowego horroru z 1980 roku uznawanego przez rodzimą publiczność za jednego z najstraszniejszych indonezyjskich filmów. Reżyser pozostał wierny pierwowzorowi, jednocześnie dodając od siebie oryginalne elementy, które rozbudowały narrację oraz podbiły mroczną atmosferę. Film przyciągnął do kin ponad milion widzów w weekend premiery, a także zgarnął rekordową liczbę trzynastu nominacji do nagród Citra, najbardziej prestiżowych laurów branżowych w kraju. W tym roku Anwar powraca z kontynuacją swojego projektu, a polska premiera będzie miała miejsca podczas tegorocznej edycji festiwalu Pięć Smaków. Słudzy diabła 2: Wspólnota to próba odkrycia przez Anwara na nowo prostej historii znanej widzom od dekad: klaustrofobiczne korytarze, migające światła i odizolowani bohaterowie, którzy nie dożyją poranka. Indonezyjczyk w swoim najnowszym filmie stara się pozostać wiernym klasycznym elementom horroru, jednocześnie wzbogacając obraz między innymi o akcenty czarnej komedii. Według organizatorów festiwalu wspomniane zabiegi Joko Anwara pozwoliły na stworzenie nie tylko świetnej rozrywki, ale także dobrze zrealizowanej produkcji, o czym polska publiczność będzie miała okazję niedługo się przekonać.

„Słudzy diabła" (2017)

Tymczasem na Filipinach produkcja filmowa stanowiła do połowy lat 90. znaczącą siłę w przemyśle, tworząc miejsca pracy dla kilkuset tysięcy osób. Horror był gatunkiem w kinie filipińskim często eksploatowanym, choć ze średnim skutkiem. Powstające produkcje zazwyczaj dysponowały niskimi budżetami, a ich przeznaczenie było czysto rozrywkowe, stąd filmy te w większości przypadków pozbawione były dodatkowych elementów jak podejmowanie przez twórców wątków społecznych czy reinterpretowanie konwencji. 

Tematycznie, jak w innych krajach azjatyckich, fabułę osadzano w folklorze – stąd na ekranie pojawiały się zmiennokształtne złe stworzenia, które zbiorczo nazywane są aswang, takie jak wampiry, czarownice czy wysysacze wnętrzności. To duchy żerujące na ludziach, dlatego stanowiły idealny materiał scenariuszowy. Przykładem takiego filmu jest Impaktita (1989) w reżyserii Peque Gallaga opowiadająca historię dziewczyny prześladowanej  w snach przez aswang. Filipińskie kino grozy jest szczególnie bogate ze względu na swoją różnorodność. Oprócz wampirów czy innych zjaw wywodzących się z folkloru twórcy nie bali się tworzyć filmów o zombie lub potworach, takich jak Godzilla (Tuko sa Madre Kakaw z 1959 r. w reżyserii Richarda Abelardo).

Co ciekawe, w filipińskim kinie grozy mocno zakorzenił się nurt wampiryczny, który był pieczołowicie kultywowany przez jednego z najważniejszych twórców kina grozy z lat 60., czyli Gerardo de Leona. Twórca ten był aż siedmiokrotnie nagradzany przez Filipińską Akademię Sztuki Filmowej i Nauki (FAMAS Award). Na szczególną uwagę zasługuje świetnie zrealizowany pod kątem technicznym Terror is a Man (1959); de Leon wykorzystał niskie oświetlenie oraz monochromatyczną paletę czerni i bieli do zbudowania napięcia i stałego poczucia zagrożenia.

„Sigaw" (2004)

Specjalistą od straszenia na Filipinach w nowym tysiącleciu stał się Yam Laranas. Odbiorcy mogą kojarzyć Echo (2008),  amerykański remake jego wcześniejszej produkcji o tym samym tytule – w oryginale Sigaw – z 2004 roku. Obie wersje spotkały się z dobrym przyjęciem przez krytyków ze względu na nietypowe powiązanie tematyki przemocy domowej z elementami ghost story.

Innym twórcą, na którego warto zwrócić uwagę, choć nie bezpośrednio w kategorii horrorów, jest Jun Robles Lana. Utalentowany dramatopisarz (laureat 11 filipińskich nagród literackich Palanca!) umiejętnie buduje atmosferę swoich filmów, wprowadzając do nich rozbudowaną warstwę psychologiczną. Jego produkcje odbiorcy mieli możliwość obejrzeć podczas festiwalu Pięć Smaków, w ramach którego prezentowano Cień za księżycem, czyli gęstą wojenną psychodramę, oraz Wielką noc – komedię czarniejszą niż smoła. W tym roku widzowie będą mogli zapoznać się z najnowszym dziełem Jun Roblesa Lana – I moją matkę też (2023). To pełen niepokoju oraz napięcia thriller erotyczny opowiadający historię trójkąta złożonego z matki, jej pomocnicy oraz syna. Reżyser stawia pytania o granice miłości czy moralności, odwołując się do kompleksu Edypa i interpretując mit na własny sposób. W wywiadzie udzielonym dla portalu Deadline Hollywood Filipińczyk przyznał, że swoje filmy produkuje na rynek lokalny, a nie z myślą o międzynarodowym widzu. Jego dzieła odzwierciedlają doświadczenia Filipin i mają na celu wzbudzić dyskusję o aktualnych problemach tego rozwijającego się kraju.

Azjatyckie kino grozy jest mylnie kojarzone przez widzów jedynie z długowłosymi zjawami. Produkcje te są w stanie zagwarantować nam coś więcej niż kilka niespokojnie przespanych nocy oraz niepewność przy przyglądaniu się sobie w lustrze. Mnogość i różnorodność produkcji z tego kontynentu zapewnia niekończącą się fascynację lokalną kulturą, w szczególności folklorem. Warto spojrzeć na te filmy szerzej, aniżeli wyłącznie przez pryzmat długowłosych zjaw czy niezrozumiałych odwołań, bowiem azjatyckie kino grozy to fascynujący obszar, który warto poznawać.

Majka Jankowska
Maja Jankowska