Więcej niż jedno zwierzę – recenzja filmu „Historia de pastores” – Rotterdam 2024

W trakcie przygotowań do festiwalu zawsze żartuję – szczególnie w rozmowie z osobami bez podobnego doświadczenia – że czekają mnie wkrótce wspaniałe dni z filmami o kamieniach i wypasaniu owiec. Ot, nowohoryzontowy suchar, który dawno już przejadł się dolnośląskim wygom. Lecz prawda często odbiega od niszowej pozy, podczas imprezy lądujemy na koreańskich komediach, europejskich dramatach psychologicznych czy meksykańskich kryminałach, a ciekawych obrazów życia na farmie jest jak na lekarstwo. Ale żart godny Familiady nie wziął się przecież znikąd. Tegorocznym wyjątkiem potwierdzającym regułę okazała się Historia de pastores.

Jak sugeruje tytuł, wyświetlany w sekcji debiutów Bright Future pierwszy pełnometrażowy utwór Jaimego Puertasa Castillo opowiada o iberyjskich juhasach. Okładka może być jednak nieco myląca, bo rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości. Mamy rok 2027, studnie głębinowe wysychają, anomalie geologiczne co rusz zaskakują naukowców, a na niebie roi się od dronów niewiadomego pochodzenia (tzw. the best of Klebera Mendonçy Filho). Rolników spod Sierra Nevada atakuje z kolei dziwna wysypka, której przyczyny lekarze upatrują w sygnale internetowym. Czy foliarze mieli jednak rację? Czyżby za jednym z pięciu „G” spędzającego sen z płaskoziemskich powiek akronimu stała Granada? W każdym razie okolice hiszpańskiego miasta, gdzie do niedawna wiejska zabudowa zdobiła nieco pustynny krajobraz równie bogato jak arabeskowe portale pałac Alhambry, pustoszeją w tempie urbanistycznej centralizacji, zaś stodoły, w których gościły niegdyś setki folwarcznych zwierząt, podobnie świecą już pustkami.

Wpół apokaliptyczny krajobraz przemierza Mari, ekscentryczna praktykantka pobliskiego centrum archeologicznego. Kobieta w sędziwym już wieku – wszystkich konfunduje fakt, że dopiero skończyła studia –  tylko z pozoru pomaga lokalnym paleontologom. Po godzinach wskakuje w nieco kosmiczną stylówkę, zarzuca na szyję przyrząd do skanowania przestrzeni i rusza na polowanie wspomnianych ruin. Uważnie, sumiennie, z ciekawością uczniowskiej neofitki zdejmuje rzeczywiste szczątki architektury, tworząc alternatywne uniwersum wyjętych poza nawias klepsydry cyfrowych reprodukcji. Szczególną uwagę przykłada do fantomowej farmy, która to pojawia się, to znika. Jedni twierdzą, że zjawa to tylko legenda, inni w przekazywanej od pokoleń bajce o zagubionych kompanach wyczuwają ziarno prawdy i zły omen – raz tam zbłądziwszy, mężczyźni nigdy nie wracali do swoich domostw.

Zresztą już samemu aktowi opowiadania można przydzielić rolę bohatera filmu Castillo. Wystarczy przyjąć konwencje artystycznego kina wyłącznie za sztafaż dla autentycznych wspomnień mężczyzn i kobiet, którzy najlepsze lata spędzili pośród pozbawionego jakiejkolwiek gładzi krajobrazu i puchatych producentek mleka, w rytm melodii owczych symfonii i hulającego wiatru. W tym świetle utwór mieni się jako wehikuł dla wernakularnych anegdot o dolach przeszłości – wcale nie inaczej niż diegetyczne rekonstrukcje budowli, komputerowe narzędzia mumifikacji i wirtualne środowiska zasiedlane przez protagonistkę namacalnymi reminiscencjami.

Bazodanowy charakter projektu Mari może i wpisuje się w nowoczesny wachlarz metodologii oralnych historii, ale bez anielskiej interwencji zbiór pikseli pozostaje wciąż niemy. Nie zdradzając za wiele z finalnych niespodzianek, sugeruję jedynie, by andaluzyjskiej walkirii dać kredyt zaufania i pozwolić rozwinąć elektroniczne skrzydła, którymi zamiecie zmęczonych pasterzy ku hodowlanej Walhalli. Tam w końcu spoczną w ludowej chwale, w cieniu interfejsu oraz blasku ekranowego światła – w interaktywnej bacówce z bożym barankiem za przewodnika. Głodni fantastycznonaukowej przygody otrzymają tym samym upragnioną mistyczną zagadkę, fani wolnych narracji natomiast – ostatni składnik kinofilskiego bingo i kwadrans obowiązkowego chrapania.

Tomasz Poborca
Tomasz Poborca

Historia de pastores

Rok: 2024

Kraj produkcji: Hiszpania

Reżyseria: Jaime Puertas Castillo

Występują: Mari Marin, Antón Rodríguez, Yusuf Román

Ocena: 3,5/5

3,5/5