Rok 2021 w światowym kinie bez dwóch zdań należał do Ryûsuke Hamaguchiegio. Obecny już wcześniej w konkursach Locarno czy Cannes Japończyk rozbił bank popularności, uderzając dwukrotnie w przeciągu kilku miesięcy. Najpierw rozkochał w sobie publikę Berlinale nowelową komedią romantyczną W pętli ryzyka i fantazji, a następnie w Cannes pokazał Drive My Car – adaptację opowiadania Harkukiego Murakamiego, która dała mu m.in. Oscara i Złotego Konika. Po dwóch latach milczenia Hamaguchi powraca, tym razem prezentując w Wenecji Evil Does Not Exist, czy to kontynuacja triumfalnego pochodu, czy już zadyszka?
Rok przed berlińską kampanią Hamaguchiego na festiwalu w stolicy Niemiec triumfowało dużo za długie, zaangażowane społecznie Zło nie istnieje (There Is No Evil) [NASZA RECENZJA] Mohammada Rasoulofa. Dwuipółgodzinna produkcja Irańczyka składała się z czterech, bardzo nierównych poziomem, nowelek poświęconych karze śmierci. Dwie z nich charakteryzowało osadzenie w odległych od miasta górskich plenerach, nienaturalnie mocne podbicie kolorów, wyróżniające błękity, czerwienie i zielenie, oraz niespieszne tempo opowieści a także absolutnie nieinteresujący bohaterowie sprowadzeni do roli recytatorów ekspozycyjnych dialogów. Licząc na Złotego Lwa, Hamaguchi postanowił skopiować wszystkie powyższe cechy.
Produkcja pierwotnie miała być trzydziesto-minutowym niemym krótkim metrażem z muzyką na żywo. Pomysł na nią narodził się w głowie Hamaguchiego zimą na przełomie 2022 i 2023 roku. Film miał być ilustrowany improwizacją w wykonaniu Eiko Ishibashi (Drive My Car). Ostatecznie jednak, pod wpływem producentów, oryginalna idea rozwinięta została (niestety) do pełnego metrażu, z napisanymi zawczasu muzyką i dialogami.
Osadzone w małej, pokrytej śniegiem, wiosce Mizubiki Evil Does Not Exist podobnie jak wzmiankowany obraz Rasoulofa pokazuje banalność zła we współczesnym społeczeństwie, to, jak działania niemoralne i krzywdzące spowszechniały i już nie dziwią. Zamiast autorytaryzmu i egzekucji na tapet wzięte zostaje niszczenie przyrody i Ziemi w kapitalizmie.
Głównym bohaterem jest odrzucający dobra doczesne Takumi (aktorski debiut producenta Hitoshiego Omiki), mieszka on w leśnej chacie wspólnie z kilkuletnią córką, której notorycznie „zapomina” na czas odebrać z przedszkola. Jego codzienna egzystencja skupia się na drobnych przysługach dla sąsiadów, za co ci odwdzięczają mu się jedzeniem, czy paliwem. A to komuś drewna narąbie, a to kucharzowi pokaże, gdzie rośnie dzikie wasabi, albo przyniesie do ramen-shopu świeżej wody ze studni krasowych.

Sielanka toczonej w porozumieniu z naturą codzienności zostaje zakłócona, gdy z Tokio przyjeżdża dwójka reprezentantów agencji aktorskiej, która, korzystając z państwowych dotacji, chce się przekwalifikować na obsługę „glampingów” – ekskluzywnych hotelo-campingów dla bogatych tokijczyków chcących w kontrolowany sposób „pobyć blisko natury”. Kupili już nawet ziemię – zaraz obok chatki Takumiego. Podczas mającego być jedynie formalnością spotkania przyjezdnych z mieszkańcami górale szybko punktują zagrożenia, jakie dla ich małego raju niesie inwestycja: ryzyko pożarów, płoszenia zwierząt, zanieczyszczenia źródeł wody. Dla wychowanych w korporacyjnej kulturze optymalizacji i przytakiwania agentów stanowi to przebudzający moment wybuchu wątpliwości: „czy to my jesteśmy ci źli?”.
Z Evil Does Not Exist wyziera wpływ Ishibashi. Hamaguchi niemal zrezygnował tu z charakterystycznego dla swojej twórczości elementu gatunkowego, a także stylistycznego paradokumentalizmu. Obserwatorstwo ustąpiło estetyzacji, a tempo montażu zdaje się nie wynikać z opowieści tudzież wizji reżyserskiej, a chęci dostosowania pod ilustracyjną (i mocno nachalną) muzykę Ishibashi. Kompozytorka w swoim stylu połączyła klasyczne brzmienia z elektroniką, co w tym obrazie przyniosło zaskakująco infantylny efekt – jakby Preisner dla Klubu Przyjaciół Myszki Miki.
Oglądając najnowszą produkcję Hamaguchiego, nie sposób nie odnieść wrażenia, że reżyser się dusi i gubi, wyrwany z naturalnego dla swojej twórczości miejskiego enturage. Klasyczne dla dzieł reżysera oparcie w sztuce (czy to teatrze jak w Drive My Car czy anime Asako: Dzień i noc) ustępuje banalnej i deklaratywnej krytyce kapitalizmu. Powraca sympatia reżysera do prostych ponadnaturalnych metafor, które tym razem kierują się trochę w kierunku ekologicznego anty-thrillera, a nieco w stronę pesymistycznej wróżby o odchodzeniu „dobrych” w kapitalistycznej gorączce. Jak w Roku 1984 Orwella, bunt i przebudzenie to tylko kontrolowana iluzja. To skojarzenie podbijają liczne sceny filmowane w aucie, często przez pozornie przypadkowo osadzoną kamerę, która jakby uciekła z zaginionego projektu Jasfara Panahiego.
Mało wyrafinowane kino publicystyczne zderza się z pokracznie rozumianym filmowym postmodernizmem, w pierwszej twórczej klęsce autora Happy Hour. Chociaż wobec niezwykle niskiego poziomu tegorocznego weneckiego konkursu i siły nazwiska Evil Does Not Exist raczej nie opuści Lido z pustymi rękoma, pozostaje mieć nadzieję, że nie skłoni to reżysera do pójścia dalej ścieżką takich skrojonych pod festiwale, pozbawionych większej artystycznej wartości, wydmuszek.


Zła nie ma
Tytuł oryginalny: Aku wa sonzai shinai
Rok: 2023
Kraj produkcji: Japonia
Reżyseria: Ryûsuke Hamaguchi
Występują: Hitoshi Omika, Ayaka Shibutani, Rei Nishikawa i inni
Ocena: 2/5