Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #37

Walentynki już za nami. Mimo to spodziewamy się, że kina nadal oblegane będą przez fanki Greya i komiksomaniaków szturmujących seanse „Czarnej Pantery”. Tymczasem, nowy tydzień zapowiada się bardzo obiecująco. Polscy widzowie będą mieli wreszcie okazję zapoznać się szerzej z jednymi z głównych kandydatów do Oscarów, czyli „Kształtem wody” del Toro i „Czwartą władzą” Spielbierga. Trzeba jednak będzie sięgnąć głębiej do portfeli, bo mniejsze premiery zapowiadają się, co najmniej, równie ciekawie. Nie milkną głosy zachwytu nad zdobywcą Srebrnego Lwa w Wenecji „Jeszcze nie koniec” Legranda, a godny sprawdzenia wydaje też się nowy film Urszuli Antoniak „Pomiędzy słowami”, doceniony już kilkukrotnie na polskim poletku. Dla miłośników azjatyckiego kina i odmiennych kultur przygotowano kryminał z Bhutanu „Miód dla dakini”, prezentowany wcześniej na festiwalu Pięciu Smaków. Z Nowych Horyzontów zaś trafi do kina wzbudzające skrajne emocje nowe dzieło Bartasa „Szron”, wyprodukowane w koprodukcji z Polską. Dla miłośników kina grozy czeka film Joko Anwara „Słudzy grozy”. Jakby tego było mało, to dystrybutor Kino Świat postanowił podpiąć się pod walentynkowy klimat i pokazać dwie europejskie komedie z tytułami, które na pewno przywołają uśmiech na twarzy niejednego kinomaniaka: „Mąż, czy nie mąż?” i „Żona czy mąż?”. Do zobaczenia w kinie.

PREMIERA TYGODNIA: Kształt wody

WYBIERAMY SIĘ: Miód dla dakini, Jeszcze nie koniec, Pomiędzy słowami, Czwarta władza, Słudzy diabła

INNE PREMIERY: Szron, Żona czy mąż?, Mąż, czy nie mąż?

Mroczna opowieść o miłości, która nie ma przed sobą barier. Bajka dla dorosłych o walce z Systemem gardzącym ułomnościami i zwalczającym odmienność. Co jeszcze zawiera w sobie „Kształt wody„? Odpowiedzi na to pytanie podejmie się wkrótce Anna Strupiechowska w swojej recenzji, a tymczasem zapraszamy do lektury opinii:

Cel prześladujący niczym głód, ale zrealizowany raz, musi zostać osiągnięty ponownie. Tym samym postaci w "Kształcie wody" kupują kolejny kawałek takiego samego tortu co zawsze, co stanowi samoistnie napędzający się rytuał, będący zaledwie namiastką pełnego zaspokojenia potrzeb. Może jednak któregoś dnia nasze podniebienie będzie w stanie usatysfakcjonować smak, który uznajemy za nadzwyczaj okropny? Płonne nadzieje, gdy w tym samym czasie dążenie do osobistego spełnienia pragnienia będzie trwać nadal. Nie bez powodu tak istotne jest ukojenie łaknienia sprowadzające się do znalezienia bratniej duszy, przy której boku poczujemy się jak ryba w wodzie. Schemat międzygatunkowej miłości zmieniającej na lepsze ujęty w baśniowej otoczce był wielokrotnie wertowany, ale warto przyjrzeć się jak Del Toro konstruuje własną wersję "Pięknej i bestii" w sposób wyważony łącząc ze sobą składniki tej bajki dla dorosłych (z większą zawartością przemocy, aniżeli seksu). Całość wzbogaca połączenie wątku szpiegowskiego z elementami musicalu, w którym aktorzy odnajdują się bardzo dobrze. Z swobodą odgrywają pracowników tajnego laboratorium rządowego. Sally Hawkins gra udanie powściągliwą, niemą sprzątaczkę, w której drzemie wulkan skrępowanych emocji. Michael Stuhlbarg wciela się znakomicie w doktora o dwoistej osobowości. Michael Shannon sprawdza się w roli kierownika gotowego popełnić największą nikczemność, aby spełnić swój "amerykański sen". Prosta postać Shannona nazbyt przesiąknięta jest psychopatycznymi rysami, ale dzięki temu uwydatniono mechanizm upodlenia człowieka, który nagle traci swoją pozycję, stając się swoistą ofiarą zimnowojennego ładu. Warto urozmaicić sobie okołowalentynkowy okres i doświadczyć romantycznej opowieści ujawniającej piękno uczucia, którego oblicze przechowuje w skrytości serce zakochanego, a do którego wyrażenia nie są potrzebne słowa.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
Jeszcze nie koniec
"Jeszcze nie koniec"

Najnowszy film Stevena Spielberga z gwiazdorską obsadą (Meryl Streep, Tom Hanks) opowiada o konfliktach między dziennikarzami, a władzą. Redakcja “The Washington Post” dąży do upublicznienia dokumentów związanych z wojną w Wietnamie, obciążających Biały Dom. “Czwarta władza” ma na swoim koncie 6 nominacji do Złotych Globów i dwie nominacje oscarowe (najlepszy film i najlepsza aktorka pierwszoplanowa). Za muzykę odpowiedzialny jest John Williams, a za zdjęcia Janusz Kamiński. Już na początku marca przekonamy się czy kolejny film o wolności prasy podbije serca członków Akademii tak, jak zrobił to “Spotlight”dwa lata temu.

Pełnometrażowy debiut Xaviera Legranda (Srebrny Lew za najlepszą reżyserię na festiwalu w Wenecji) to perfekcyjnie przeprowadzona wiwisekcja rozpadającego się małżeństwa. Walka sądowa o prawo do opieki nad synem przeradza się w spektakl przemocy, jakiego nie powstydziliby się najlepsi twórcy. Francuski reżyser odznacza się niezwykłą dojrzałością w prezentowaniu tematu – nie zaczyna od trzęsienia ziemi, tylko stopniowo buduje napięcie prowadzące do finałowej eksplozji, która trzyma w niepewności do samego końca. “Jeszcze nie koniec” to ogromne zaskoczenie i ważny głos w dyskusji na temat przemocy domowej. Pełną recenzję filmu, autorstwa Marcina Kempistego możecie przeczytać tutaj.

Pomiędzy słowami
"Pomiędzy słowami"

Bez wątpienia Andrzej Chyra i Jakub Gierszał to jeden z najlepszych polskich filmowych duetów 2018 roku. Mężczyznom udało się na ekranie nawiązać niezwykłą nić porozumienia, dzięki której spojrzenia i gesty są tak samo ważne, jak wypowiadane kwestie. Zaś film Urszuli Antoniak to portret imigrantów uwikłanych w tożsamościowe niedopasowanie. Rozkrok między “polskością” a “innością” pokazany jest w przejmujący sposób. Wprawdzie w czarno-białych kadrach, ale na pewno niejednoznacznie. “Pomiędzy słowami” będzie zapewne jedną z ciekawszych polskich propozycji kinowych tego roku.
Recenzję Marcina Kempistego możecie przeczytać tutaj.

Zapowiada się tydzień z Andrzejem Chyrą. Na polskie ekrany wchodzi także “Szron” z jego udziałem. Film pokazywano już na zeszłorocznych Nowych Horyzontach, gdzie zmierzył się z nim Maciej Kowalczyk:

Sharunas Bartas w latach 90. należał do awangardy kina światowego. Niestety odkąd Litwin porzucił zgrzebny minimalizm na rzecz szukania lekarstwa na bolączki współczesnego świata, zatracił gdzieś swój niewątpliwy talent. Bohaterowie w jego filmach zawsze więcej milczeli, szamocząc się w wewnętrznym konflikcie, niezrozumiani, odrzuceni. W “Szronie” stara się wyrazić słowami to co tak pięknie umiał kiedyś opowiadać samym obrazem. Od pierwszej sceny serwuje przez to festiwal oczywistości. Nie mam ani krzty zrozumienia dla motywacji bohaterów, którzy w sekundę podejmują decyzję o podróży do jądra ciemności. Autor “Korytarza”, by móc opowiedzieć o wojnie na Ukrainie, wysyła tam swoich bohaterów na pokładzie ciężarówki z pomocą humanitarną. Para nieopierzonych dzieciaków, Ingę i Rokasa, w drodze na front spotykają m.in. francuską dziennikarkę graną przez Vanessę Paradis oraz Polaka, który należy do organizacji pomagającej ofiarom wojny (w tej roli niezamierzenie komiczny Andrzej Chyra). Nie trudno zgadnąć, że młodzieńcze ideały będą tu zderzone z salonowym kunktatorstwem i znużeniem kolejną cudzą wojenką. Niestety całość wypada koturnowo i nachalnie, tylko chwilami Bartasowi udaje się oddać z pomocą poetyckich ujęć grozę i bezsens konfliktu zbrojnego, jaki trapi naszego wschodniego sąsiada.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Słudzy diabła
"Słudzy diabła"

W tej części przeglądu premier, warto nadmienić, iż do naszych kin trafiły dwie produkcje z Azji. Fani filmowej egzotyki powinni się zainteresować choćby „Sługami diabła” w reżyserii indonezyjskiego speca od kina gatunków, Joko Anwara. Jak sugeruje tytuł, mamy do czynienia z horrorem. Film miał okazję zobaczyć już Adrian, wyjątkowo miast podcastu, zdecydował się na pisemną recenzję. Przeczytajcie co też wyniósł z seansu:


Dotąd kojarzyłem Anwara z kinem, gdzie pod grubą warstwą rozrywki ukryto także temat do dyskusji. „Słudzy diabła” stawiają go tymczasem w roli rzemieślnika, niemającego wiele do powiedzenia. Owszem, rozwinął warsztat, coraz umiejętniej dysponując małym budżetem. Tylko co poza tym? Ten horror to standardowy straszak z masą jumpscare'ów. Niektóre bywają pomysłowe, choćby w momencie, gdy dzieciaki chcą narzucić prześcieradło na obraz swej matki. Większość niestety to do bólu przewidywalne obroty kamery nagle ukazujące zjawę czającą się poza kadrem. Otrzymujemy taśmowy ciąg tego typu sekwencji, prowadzący w ślepą uliczkę – mało satysfakcjonujący finał. Nie zatrze tego wrażenia ani niezła muzyka, ani dobrze wykonane efekty specjalne. Wręcz przeciwnie, to właśnie one podkręcą nasze oczekiwanie, które okaże się daremne. Komu mogę polecić omawiane dzieło? Na pewno fanom horroru, niewierzącym, że w Indonezji znajdą kino technicznie nieustępujące zachodniej grozie. Pasjonaci reżysera także winni zerknąć jak rozwija się on formalnie. Obawiam się, iż większość potwierdzi jednak smutny wniosek – to najsłabszy jego film.

Adrian Burz
Adrian Burz

Pełną recenzję Adriana możecie przeczytać tutaj.

Drugim filmem z dalekiego wschodu jest bhutański kryminał “Miód dla dakini” dystrybuowany przez organizatora festiwalu Pięć Smaków. Grzegorz twierdzi, że jeśli ujmuje was noirowa estetyka w mistycznej otoczce, nie powinniście tego przegapić. Zachęcamy do zapoznania się z jego recenzją TUTAJ.

Miód dla dakini
"Miód dla dakini"

Nie można też zapominać o dwóch pytaniach, które stawiają nam w tym tygodniu europejscy twórcy kasowych komedii. Włoch Simone Godano raczy nas filmem “Żona czy mąż?” opowiadającym o naukowcu, który wskutek nieudanego eksperymentu zamienił się ciałami z własną żoną (W tej roli Kasia Smutnik). Fabuła nie wydaje się więc szczególnie oryginalna. Pozostaje mieć nadzieję, że film będzie prezentował się lepiej niż oparta na podobnym pomyśle “Zamiana” Konrada Aksinowicza.

Pod tytułem tak podobnym, że ciężko uwierzyć w przypadek wchodzi do kin francuska komedia “Mąż, czy nie mąż?”. Historia zagranicznego studenta, któremu ze względu na urzędowe zawirowania grozi deportacja, więc decyduje się na fikcyjne małżeństwo. Jedyną osobą, która zgadza się na wzięcie z nim ślubu okazuje się jego najlepszy kumpel, co w idącej z duchem czasu francji nie stanowi żadnej przeszkody ku małżeństwu. Jednak ze względu na kontrole, którym podlegają biorący ślub cudzoziemcy, okazuje się, że panowie muszą udawać parę dużo intensywniej niż zakładali. Wygląda na to, że film w dużej mierze jest powtórką z “Plotki” Francisa Vebera dostosowaną do naszych czasów. Porównanie tych dwóch komedii, bazujących na żartach z homoseksualistów, może obrazować ile zmieniło się w ciągu ostatnich 20 lat lepiej, niż niejedna praca socjologiczna. Mimo to po samym filmie wiele spodziewać się nie należy.