Bhutan noir – recenzja filmu „Miód dla dakini”

Debiut reżyserski Dechen Roder niebawem zagości na polskich ekranach, dzięki, stawiającym pierwsze kroki w dystrybucji, Pięciu Smakom. Film produkcji bhutańskiej jest tylko pozornie wysoce ryzykownym wyborem. Mimo rozbieżnych kodów kulturowych “Miód dla dakini” to historia opowiedziana językiem kinowym doskonale znanym Europejczykom.

Licząca zaledwie kilkanaście lat kinematografia Bhutanu to, przede wszystkim, taśmowo produkowane, inspirowane Bollywoodem melodramaty. Dzięki zeszłorocznej edycji festiwalu Pięć Smaków mogliśmy zapuścić się w tamtejsze rejony i zabawić w poławiaczy pereł. Film Roder, obok dzieł Khyentse Norbu (“Podróżnicy i magowie”, “Hema Hema”), zdecydowanie zasługuje na to miano. Stylizowana na senny noir opowieść ma duże szanse na pozytywny odbiór w naszym kraju.

Historia toczy się wokół śledztwa prowadzonego przez młodego detektywa Kinleya (Jamyang Jamtsho Wangchuk). Wiedzie go ono do małej wioski leżącej między górskimi szczytami. Szuka zamieszkałej tam niedawno, tajemniczej i pięknej Choden, która miejscowym jawi się jako wiedźma czy uwodzicielski demon. Policja chce ją przesłuchać w związku z nagłym zniknięciem przeoryszy lokalnego klasztoru oraz znalezieniem śladów krwi w miejscu ostatniego pobytu kapłanki. Sceptyczny Kinley, uzbrojony jedynie w smartfona, pobrzmiewającego raz po raz kolejnymi rozkazami od szefostwa, pod przykrywką wyrusza na poszukiwania podejrzanej. Podstępem chce się do niej zbliżyć i zdobyć cenne informacje. Ich drogi wkrótce się krzyżują i wyruszają we wspólną podróż do miasta. Choden wprowadza policjanta w świat bhutańskich legend, a on zdaje się coraz bardziej ulegać jej urokowi.

Relacja między parą głównych bohaterów jest osią fabuły i ogląda się ją z przyjemnością. Eteryczna Choden (w tej roli debiutantka Sonam Tashi Choden) kradnie uwagę widza, kiedy tylko pojawi się na ekranie, dzięki czemu fascynacja Kinleya jej osobą wypada bardzo wiarygodnie. Reżyserka nie stroni też od subtelnego humoru, który nadaje dziełu odpowiedniej lekkości.

Połączenie estetyki czarnego kryminału ze światem lokalnych wierzeń wypada tu całkiem przekonująco. Mgliste górskie plenery stanowią kontrast dla zurbanizowanych przestrzeni, tak jak Kinley jest przeciwieństwem swojej towarzyszki. Sacrum płynnie przenika się z profanum. Noir w mistycznej otoczce pradawnych rytuałów to oczywiście nic nowego. Udało się to połączyć choćby w “Harrym Angelu” Alana Parkera, gdzie synkretyczne afroamerykańskie wierzenia stanowiły trzon śledztwa. W kinie azjatyckim podobną próbę niedawno podjął Dain Said w “Przemianie”, starając się zawrzeć w gatunkowych ramach detektywistycznej opowieści elementy malezyjskiego folkloru. Niestety, popełnił grzech nadmiaru i ostatecznie skręcił w stronę mało subtelnych metafor i nadmiernej eksploatacji, co dało niezamierzenie komiczny efekt. Reżyserka “Miodu dla dakini” nie powtarza tego błędu i prowadzi swoją opowieść z dużą dozą subtelności. Odsieje to widzów spodziewających się wartkiej akcji, ale trzeba przyznać, że potrafi hipnotyzować atmosferą niczym jej bohaterka.

Szczególnie intrygujące są snute przez Choden opowieści o tytułowych dakiniach, czyli istotach personifikujących żeńskie aspekty buddyjskiego oświecenia. Co ciekawe, w Bhutanie mity dotyczące postaci kobiet są zapominane, a wraz z otwarciem się na zachód, w kraju zaczyna dominować model patriarchalny. Roder swoim filmem przypomina o kobiecym pierwiastku, będącym trzonem tamtejszego systemu wierzeń. To, co my odbierzemy jako element egzotycznej kultury, Bhutańczycy mogą odczytać jako rodzaj feministycznego manifestu. Szkoda, że ten aspekt schodzi z czasem na dalszy plan, bo podróż w głąb siebie to najciekawszy motyw w filmie.

Najwięcej czasu ekranowego zajmuje natomiast samo śledztwo. Podczas gdy wraz z bohaterami trafiamy do miasta, czeka nas przede wszystkim przyglądanie się żmudnej detektywistycznej robocie, przetykanej onirycznymi wizjami głównego bohatera. Okazuje się, że pod każdą szerokością geograficzną zorganizowane społeczności dręczą podobne problemy. Chciwi urzędnicy i skorumpowani policjanci to chleb powszedni. Rozwiązanie zagadki kryminalnej nieco rozczarowuje sztampowymi dla gatunku zagraniami. Ciekawie rysuje się powstały w jego wyniku konflikt między kultywowaniem religijnych tradycji a dynamicznym rozwojem gospodarczym. Niestety, został przedstawiony dość powierzchownie i jednostronnie.

Mimo nielicznych wad, “Miód dla dakini” to przyjemna bryza egzotycznej świeżości w znanym opakowaniu. Warto zatopić się w ten świat i wyciszyć podziwiając niesamowite plenery.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny
Miód dla dakini

Miód dla dakini


Rok: 2016

Gatunek: kryminał

Reżyser: Dechen Roder

Występują: Jamyang Jamtsho Wangchuk, Sonam Tashi Choden i inni

Ocena: 3,5/5