Rekin ludojad – recenzja flmu „Bestie na krawędzi” – Pięć Smaków

Podczas tegorocznego Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków po raz pierwszy zaprezentowana została sekcja o, nieco enigmatycznej, nazwie - Parasites - zawierająca koreańskie filmy poruszające tematykę różnic klasowych. Obecność takiej selekcji na imprezie, jak i jej nazwę można traktować jako jeden z dowodów na to, że po wielkim sukcesie Bonga Joon-ho cały filmowy świat z zaciekawieniem obserwuje poczynania reżyserów z jego ojczyzny. W takich okolicznościach może okazać się, że już niebawem twórca “Bestii na krawędzi”, Kim Yong-hoon będzie mógł pakować walizki do Hollywood, gdyż już w swoim debiucie pokazał, że potrafi sprawnie tworzyć kino gatunkowe, a na takie Amerykanie mają zapotrzebowanie zawsze.

Bestie na krawędzi to film bez jednoznacznie zarysowanych głównych bohaterów. Zamiast historii prowadzonej dobrze znanymi widzom schematami twórcy zaprezentowali zbiór enigmatycznie nazwanych rozdziałów, które z początku zdają się nie łączyć się ze sobą zbyt ściśle. Z czasem okazuje się jednak, że tworzą one jedną historię, której centralnym punktem nie jest żadna z postaci, a pewna wypełniona gotówką torba. W pierwszej scenie odnajdują ją pracownik publicznej łaźni niemający pojęcia, w jaką sprawę może się uwikłać, przywłaszczając sobie ten cenny łup. Widz również początkowo może się jedynie domyślać pochodzenia torby, gdyż rozdziały zmontowane są bez zachowania chronologii zdarzeń. Podobieństwo, zarówno w treści jak i formie, do kultowego już Pulp Fiction Quentina Tarantino rzuca się tu w oczy, aż do przesady. Myślę jednak, że sam Koreańczyk nie miał zamiaru tej inspiracji ukrywać, a wręcz przeciwnie, chciał pokazać, że historia ta zasłużyła na odświeżenie i przeniesienie w realia współczesnego Dalekiego Wschodu.

Poza śledzeniem drogi, jaką pokonuje pełna gotówki torba, oraz dowiedzeniem się, skąd wzięła się jej zawartość, widz raczony jest przez Kima całym wachlarzem wątków kryminalnych, romantycznych czy po prostu osobistych tragedii, takich jak bycie ofiarą przemocy domowej. Bohaterowie pochodzą z różnych środowisk i grup społecznych, jednak możemy łatwo podzielić ich według prostego klucza: na wprawionych w boju kryminalistów i desperatów, którzy na skutek kryzysowej sytuacji są w stanie zejść na ścieżkę zbrodni, co okazuje się równie bezpieczne i przyjemne, jak pływanie z rekinami.

W poszczególnych wątkach zarysowane są różnice klasowe, ale nie wybrzmiewają one tak mocno jak w Parasite czy prezentowanym w tej samej sekcji Prochu i pyle. Bestie na krawędzi to po prostu brawurowo zrealizowane kino rozrywkowe, które imponuje przede wszystkim skomplikowaną wielowymiarową intrygą, urozmaiconą przez zabawę chronologią opowieści. W dodatku skutecznie przyciąga widza do ekranu intensywną dawką przemocy, akcji i czarnego humoru. Kim Yong-hoon nie dał po sobie poznać braku doświadczenia za kamerą, świetnie panując nad skomplikowaną historią i nadając dziełu rytm, który sprawia, że niemal dwie godziny spędzone z jego filmem mijają błyskawicznie. Tak odważnie zrealizowany debiut mówi nam w zasadzie jedno. Warto zapamiętać nazwisko tego twórcy i czekać na to, czym zaskoczy nas w swoich kolejnych fabułach.

 

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż
bestie na krawędzi plakat

Bestie na krawędzi

Tytuł oryginalny: „Ji-pu-ra-gi-ra-do Jab-go Sip-eun Jib-seung-deul”

 

Rok: 2020

Gatunek: Kryminał

Kraj produkcji: Korea Południowa

Reżyseria: Kim Yong-Hoon

 

Występują: Do-yeon Jeon, Woo-sung Jung, Seong-woo Bae i inni

Ocena: 4/5